I. PRZEKAZ FIZYCZNY BIBLII
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Skąd to zamieszanie?
Zastanówmy się nad przyczynami wspomnianego wcześniej chaosu. Głównym powodem całego zamieszania jest to, że prawie wszyscy czytelnicy Biblii, łącznie z profesjonalistami, teologami, odbierają ją jako podręcznik moralności oraz przewodnik życia społecznego, rodzinnego i politycznego. Innymi słowy, podchodzą do niej w sposób fizyczny, materialny albo dosłowny, co w naszej definicji oznacza, że usiłują odnieść to, co w niej znajdują, do codziennych spraw, problemów i rozterek, z jakimi ludzie borykają się w obecnym, fizycznym świecie. Niektórzy szukają w Biblii informacji historycznych, filozoficznych lub politycznych, utożsamiając całe grupy, takie jak współczesne narody, państwa czy organizacje, z „królestwem bożym” lub „narodem wybranym”. Tu, na Ziemi.
Prawda, wielu teologów szeroko rozprawia na temat symboliki Biblii, jej alegorii, przypowieści i ukrytych przesłań. Jednakże interpretując je i wyjaśniając, wciąż odnoszą swoje wnioski do obecnego, fizycznego świata i jego spraw społecznych i politycznych. Uważają też, że symbolicznie należy odbierać tylko te fragmenty Biblii, które same tak się określają (np. kiedy Biblia wyraźnie mówi, że dane opowiadanie jest „przypowieścią”) lub których „na ludzką logikę” nie da się traktować dosłownie (nikt przecież nie wierzy, że kiedyś na Ziemi pojawi się jakaś dosłowna bestia o siedmiu głowach).
Czy więc wody morza, przez które Mojżesz wyprowadzał Izrael z Egiptu, rzeczywiście stały pionowo po obu stronach ich pochodu, czy to tylko metafora? Czy w ogrodzie Eden wąż rzeczywiście rozmawiał ludzkim głosem z Ewą, czy to tylko przenośnia, która mówi o czymś zupełnie innym, i czy w ogóle istniał dosłowny ogród Eden? Czy Jezus rzeczywiście chodził po wodzie, czy to tylko przypowieść, której sedno leży zupełnie gdzie indziej?
Z drugiej strony, czytając w Biblii, że jeśli ręka lub oko ciągnie nas do złego, to należy rękę odciąć a oko wyłupać, raczej nie traktujemy tego dosłownie i nie dokonujemy samookaleczenia. A przecież Biblia nie mówi, że to przenośnia. Kiedy czytamy, że jeśli nasze dziecko nie jest nam posłuszne, to zasługuje na śmierć, to raczej nie uznamy, że to nakaz dosłowny i naszego dziecka nie zabijemy. A przecież Biblia nie mówi, że to przypowieść. Kiedy czytamy o szczegółowych przepisach odnośnie do tego, jak należy prowadzić orkę w polu za pomocą wołów, to raczej nie przychodzi nam do głowy, że Bóg troszczy się tutaj o woły. Biblia zadaje nawet pytanie retoryczne: Czy myślicie, że Bóg mówi to ze względu na woły? Oczywista odpowiedź brzmi: nie, Bóg nie mówi tego ze względu na woły. Mimo to, nigdzie nie czytamy, że to alegoria.
Dlaczego więc, kiedy Biblia nakazuje „chrzcić wszystkie narody”, rozumiemy te słowa dosłownie i obmywamy ludzkie głowy, a nawet całe ciała, wodą, twierdząc przy tym, że Bóg tego obrzędu wymaga i że bez niego nie można osiągnąć życia wiecznego? Dlaczego, kiedy czytamy, że „mężczyzna, który z innym mężczyzną współżyje jak z kobietą”, zasługuje na śmierć, to dosłownie karzemy więzieniem lub śmiercią mężczyzn, którzy obcują ze sobą cieleśnie (co jest prawdą historycznie, a w wielu krajach zdarza się do dziś)? Wiele krajów europejskich dopiero niedawno dokonało depenalizacji stosunków homoseksualnych (np. Anglia w 1967, Hiszpania w 1978, Francja w 1982, Rosja w 1993 a Niemcy w 1994). Nawet jeśli stosunki te w wielu państwach nie są już przestępstwem, sporo chrześcijan wciąż uważa, że są one jednym z najgorszych i najbardziej odrażających przewinień, gorszym nawet od morderstwa. Dlatego niejednokrotnie biorą sprawy w swoje ręce i stosują przemoc fizyczną i psychiczną wobec osób nieheteronormatywnych, w imię obrony godności Boga i wartości chrześcijańskich. Dlaczego akurat tego zapisu nie traktujemy jako metaforę, która dotyczy czegoś zupełnie innego, niż ludzka seksualność? Jednocześnie, kiedy czytamy, że kobieta i mężczyzna, którzy obcują cieleśnie poza oficjalnym związkiem małżeńskim (dopuszczają się „cudzołóstwa”), oboje mają ponieść śmierć, to już dziś nie więzimy ani nie mordujemy ich za zdradę małżeńską, traktując tę zasadę jako przestarzałą (co ciekawe, kiedyś w takich przypadkach najczęściej karało się kobiety, mężczyzn niekoniecznie). Dlaczego? Dlaczego zapisu o zdradzie małżeńskiej nie traktujemy już dzisiaj dosłownie (bo jest przestarzały), a poprzedni, ten o dwóch współżyjących mężczyznach, tak (bo nie jest przestarzały)? Kto decyduje o tym, które fragmenty Biblii i w którym momencie należy traktować dosłownie, które nie w pełni dosłownie, a które mają być odczytywane całkowicie symbolicznie?
Dodatkowo, w opisach różnych postaci czy w nadprzyrodzonych wizjach czytelnicy Biblii doszukują się odniesień do konkretnych postaci historycznych, wojen, współczesnych polityków czy celebrytów, katastrof naturalnych itp. Na podstawie Biblii spierają się na temat zakazów i nakazów regulujących codzienne życie ludzi, twierdząc, że te, które sami wyznają, są „naturalne” i „zgodne z wolą Bożą”, a te, które wyznają inni, są „nienaturalne”, a zatem godne potępienia. Umyka im jednak fakt, że gdyby rzeczywiście tak było, to owe „naturalne” zasady, zakazy i nakazy musiałyby być uniwersalne (niezależne od kultur i społeczności) i niezmienne (niezależne od upływu czasu). Tymczasem tak nie jest. Zakazy i nakazy (rzekomo biblijne) nawet w świecie chrześcijańskim zmieniają się nieustannie, często z pokolenia na pokolenie, w zależności od aktualnych trendów społecznych.
Źródłem problemu jest zatem fakt, że ludzie uznali, że pomiędzy jakością moralną ich życia na obecnej Ziemi a ich wiecznym losem po odejściu z tego świata istnieje bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy. Inaczej rzecz biorąc, mówi się nam, że życie wieczne („niebo”) jest nagrodą za moralnie przeżyte życie na Ziemi, a wieczne potępienie („piekło”) jest karą za życie niemoralne, przy czym nikomu nie przeszkadza, że zasady moralne regularnie się zmieniają, niejednokrotnie przecząc sobie nawzajem. Praktycznie wszystkie instytucje i ugrupowania chrześcijańskie przyjęły ten punkt widzenia. Wszystkie nawołują do moralnego życia zgodnie z takim czy innym zestawem zasad (rzekomo wyciągniętych z Biblii) i dają do zrozumienia, że jeśli ktoś do tego nie dąży, oznacza to, że jest „bezbożny” lub brak mu „łaski”, czyli że do Boga nie należy bądź nie oddaje Bogu chwały. Ludzie doszli zatem do wniosku, że chwałę Bogu, który według Biblii jest Duchem i którego Królestwo nie jest z tego świata, oddaje się w sposób fizyczny, w tym świecie, na przykład moralnym życiem, przynależnością do instytucji religijnej (czasem „tak na wszelki wypadek”), przestrzeganiem kościelnej liturgii, uczestnictwem w rozmaitych obrzędach, śpiewaniem i powtarzaniem formułek modlitewnych, przyjaznym traktowaniem członków własnej społeczności, odpowiednim sposobem ubierania się, wysławiania i zachowania, działalnością charytatywną (w imieniu Boga) i całym szeregiem innych codziennych zabiegów.
Schemat jest prosty: żyjesz moralnie – otrzymujesz za to nagrodę; żyjesz niemoralnie – otrzymujesz za to karę.
Kościelna narracja na temat przesłania Biblii
Spróbujmy w związku z powyższym streścić dość powszechną kościelną narrację na temat przesłania Biblii i sposobu, w jaki według niej można uzyskać zbawienie. Narracje różnych denominacji czasem bardzo się od siebie różnią, dlatego skupimy się na tej, która wydaje się najbardziej rozpowszechniona wśród rzymskich katolików, gdyż odzwierciedla ona nauki instytucji, która miała i wciąż ma znaczący wpływ na kształtowanie się kultur krajów post-chrześcijańskich. W dalszej kolejności, tej kościelnej narracji przeciwstawimy rzeczywiste, duchowe przesłanie Biblii.
Jakie zatem pojęcie na temat Biblii ma znaczna część współczesnych katolików?
Według nich Biblia to księga, której poszczególne części zestawił w całość kościół rzymskokatolicki i to on zadecydował, jaki będzie jej ostateczny kształt. Wszelkie inne kanony ksiąg biblijnych są zatem nie do przyjęcia. Uważają, że Biblia została napisana przez różnych ludzkich autorów, natchnionych Duchem Świętym. Twierdzą, że jedynym prawidłowym tłumaczeniem jej pism na język ojczysty jest tłumaczenie autoryzowane (odpowiednią pieczęcią) przez kościół rzymskokatolicki, dlatego nie wolno korzystać z żadnych innych tłumaczeń.
Kościół uważa, że Biblia jest zapisem rzeczywistej historii świata prehistorycznego i antycznego oraz dosłownym zapisem sposobu, w jaki świat powstał. Wszystko, co w niej zarejestrowano, odzwierciedla rzeczywiste wydarzenia, łącznie z nadprzyrodzonymi cudami, takimi jak fizyczne uzdrowienia chorych, plagi egipskie, przejście Izraelitów suchą stopą przez morze, zatrzymanie ruchu słońca na niebie, chodzenie po wodzie, przechodzenie przez ściany i wiele innych. Dla katolika Jezus był fizycznym człowiekiem, „Bogiem wcielonym” w biologiczne ciało mężczyzny, przyszedłszy na świat z biologicznej kobiety, która zaszła w ciążę bez udziału mężczyzny – za sprawą Ducha Świętego.
Twierdzi się, że Biblia zawiera zarówno słowa, które zostały wypowiedziane przez samego Boga (również w osobie Jezusa Chrystusa), jak i słowa proroków czy apostołów, co oznacza, że nie wszystkie mają taki sam autorytet. Ze względu na powstanie pism Nowego Testamentu, pisma Starego Testamentu w zasadzie straciły na swoim znaczeniu i nie są już aktualne, z wyjątkiem być może Dekalogu (dziesięciu przykazań) i niektórych zasad moralnych, tych, które do dziś myślicielom kościoła wydają się „uniwersalne”. W przeciwieństwie do Starego Testamentu, który skupiał się na gniewie straszliwego Boga, obrażonego na ludzkość za jej niemoralne życie (czego efektem był między innymi globalny Potop, a także zagłada Sodomy i Gomory), Nowy Testament skupia się na miłosierdziu Boga przebaczającego, który poświęcił własnego Syna (widzianego jako znękanego cierpieniem człowieka) za przewinienia wszystkich ludzi i oczekuje, że każdy, w ramach wolnej woli, będzie miał prawo zdecydować, czy z Bożej ofiary chce skorzystać, uzyskując w ten sposób życie w wiecznym szczęściu w niebie, czy też woli żyć bez Boga i oddawać się własnym przyjemnościom, nie bacząc na konsekwencje w postaci wiecznego potępienia w piekle.
Naucza się, że tak jak w Starym Testamencie Bóg powołał fizyczny naród, zwany Izraelem, który miał być instytucją reprezentującą Boga na Ziemi, z całym zestawem praw i obrzędów liturgicznych, tak i w Nowym Testamencie Jezus założył fizyczną instytucję („kościół”), która ma gromadzić wszystkich, którzy wybrali życie dla Boga i która ma Boga na ziemi reprezentować poprzez oddawanie Mu czci za pomocą liturgicznych obrzędów, takich jak niedzielne nabożeństwa, komunia, spowiedź, procesje, masowe modlitwy itp., i która ma za zadanie wpływać na świeckich przywódców, by ustanawiali prawa zgodne z domniemaną nauką moralną Biblii. Instytucja kościelna otrzymała też od Boga prawo („klucze Królestwa Niebieskiego”) decydowania o tym, komu grzech zostanie odpuszczony, a komu zatrzymany, kto może, a kto nie może zostać dzieckiem Bożym, a co za tym idzie, kto otrzyma, a kto nie otrzyma życia wiecznego. Organizacja ta ma zatem za zadanie szerzyć swoje przesłanie w imieniu Boga i sprawiać, by do kościoła przyłączało się jak najwięcej ludzi, którzy mają się odwracać od swoich przewinień i przyjmować fizyczny chrzest wodą, oddając swoje codzienne życie na służbę Bogu. W przeciwnym razie, jak się uważa, Bóg rozgniewa się na ludzkość i ostatecznie zgładzi ją wraz z całą planetą za pomocą ognia, powracając w sposób widzialny jako zwycięski król w postaci Jezusa Chrystusa i dokonując sądu ostatecznego. Wtedy to wierni mu członkowie instytucji kościelnej zostaną nagrodzeni życiem wiecznym, a członkowie niewierni („owce w wilczych skórach”) i ci, którzy do kościoła nie należeli, zostaną skazani na wieczne potępienie, przy czym dnia ani godziny powrotu Chrystusa nie zna nikt. Dlatego zawsze powinniśmy być na Jego powrót gotowi, biorąc aktywny udział w życiu kościelnym, przyjmując sakramenty, troszcząc się o pokrzywdzonych i odmawiając sobie cielesnych przyjemności, wystrzegając się zwłaszcza przyjemności seksualnych, gdyż kalają one człowieka i są dla Boga szczególnie odrażające.
Oprócz Biblii istnieją też inne źródła „prawdy objawionej” (przesłań od Boga), takie jak wypowiedzi papieży i biskupów, synody kościelne, pisma tak zwanych „ojców kościoła” oraz dodatkowe objawienia, sny i wizje, których przez wieki doświadczają szczególnie umiłowani przez Boga członkowie kościoła. Stąd niektóre zapisy Biblii nie są już dzisiaj aktualne ze względu na to, że Bóg je zmodyfikował, działając za pośrednictwem wyżej wymienionych osób.
Stary Testament w narracji kościoła
O czym jeszcze mówi Biblia? Zaczynając od początku, jak wierzą katolicy, Bóg stworzył niebo i ziemię (w domyśle także cały fizyczny wszechświat) w przeciągu sześciu dosłownych dni, siódmego dnia odpoczął, a wszystko, co stworzył, było doskonałe, dobre i nieskazitelne. Zanim stworzył człowieka, stworzył też byty duchowe w niebie, zwane aniołami i cherubami, które Mu służą. Następnie na ziemi utworzył ogród, zwany Edenem (w tradycji: „rajem”), gdzie panowała doskonała harmonia i szczęście. W ogrodzie tym Bóg umieścił Adama, pierwszego człowieka, którego utworzył z prochu ziemi. Następnie dał Adamowi panowanie nad całym fizycznym światem, łącznie z możliwością ponazywania wszystkich zwierząt. W końcu stworzył dla niego towarzyszkę, Ewę, którą utworzył z żebra Adama. Byli oni protoplastami pierwszego związku małżeńskiego, w którym zostali połączeni przez samego Boga i który od tamtej pory jest jedyną „naturalną” formą intymnych relacji między ludźmi. Oboje obdarzył też wolną wolą, co oznaczało, że byli bytami niezależnymi od Boga i mogli podjąć niezawisłą decyzję, żeby z Bogiem pozostać lub od Boga odejść. Adam i Ewa nie wstydzili się swojej nagości, gdyż byli istotami całkowicie niewinnymi (w domyśle: nie rozumieli koncepcji seksu lub byli aseksualni). Bóg powiedział im, że mogą jeść owoce ze wszystkich drzew w ogrodzie, z wyjątkiem owoców z drzewa poznania dobra i zła, ostrzegając ich, że jeśli zjedzą z niego owoce, to na pewno umrą.
Jak twierdzi kościół, w nieokreślonym momencie po stworzeniu człowieka jeden ze stworzonych przez Boga aniołów, zwany w Biblii między innymi Szatanem, Lucyferem czy diabłem, zbuntował się przeciw Bogu, pociągając za sobą zastępy innych aniołów, którzy pod jego wodzą stali się aniołami upadłymi lub demonami i w konsekwencji zostali przez Boga wyrzuceni z nieba. Ujrzawszy swoją szansę na zapanowanie nad Bożym stworzeniem, Szatan wcielił się w węża i przemówił ludzkim głosem do Ewy, namawiając ją, by zjadła owoc z drzewa poznania dobra i zła i obiecując, że na pewno przez to nie umrze, a wręcz stanie się „jak Bóg”, który zna dobro i zło. Ewa, korzystając ze swojej wolnej woli, podjęła decyzję, że zje owoc, tracąc w ten sposób swoją niewinność i doskonałość, i sprzeniewierzając się Bogu. Innymi słowy, popełniła w ten sposób pierwszy „grzech”, który katolicy definiują jako pojedynczy czyn człowieka (fizyczny lub umysłowy) wykonany w obecnym świecie, który jest przekroczeniem nakazu lub zakazu Bożego („przykazania”), a co za tym idzie, utraciła łączność z Bogiem i przywilej życia wiecznego w szczęśliwości Edenu. Następnie Ewa „skusiła” Adama, podając mu owoc i powtarzając słowa Szatana (węża). Adam, korzystając ze swojej wolnej woli, uwierzył Ewie i również zjadł owoc, ponosząc te same konsekwencje, co ona. Odtąd ludzie mieli umierać fizycznie a po śmierci mieli być skazywani na wieczne potępienie wraz z Szatanem, który „skusił” Adama i Ewę do przekroczenia zakazu Bożego.
Do dziś w teologii katolickiej to pierwsze przestępstwo zakazu Bożego nazywane jest „grzechem pierworodnym”, który rzekomo przenosi się na kolejne pokolenia za sprawą biologicznych więzów krwi. Adam i Ewa zostali wypędzeni z Edenu i zamiast pławić się w wiecznym szczęściu i rozkoszy, musieli sami zacząć uprawiać ziemię, która w konsekwencji ich grzechu także została przez Boga przeklęta i zamiast być im posłuszna, zaczęła się im sprzeciwiać, między innymi rodząc osty i ciernie. Zaczęli także wtedy odczuwać wstyd z powodu własnej nagości, dlatego musieli najpierw sami okryć się liśćmi, a następnie Bóg przyodział ich w skóry zwierząt, co oznaczało, że i zwierzęta utraciły swój przywilej życia wiecznego i zaczęły umierać. Co ciekawe, pomimo tego przestępstwa, ludzie utrzymali przywilej wolnej woli, to znaczy, nadal są zdolni wybierać niezależnie pomiędzy Bogiem a Szatanem – mogą żyć na przekór przykazaniom Bożym lub zwrócić się do Boga o przebaczenie i postanowić, że będą wiernie, choć niedoskonale, wypełniać jego prawo. Już synowie Adama i Ewy, Kain i Abel, skorzystali z tego przywileju – obaj złożyli Bogu ofiary (rozpoznając w ten sposób, że za własne przestępstwo Boga należy przebłagać, składając Mu jakiś dar), jednak Bóg przyjął ofiarę Abla, natomiast ofiarę Kaina odrzucił, prawdopodobnie rozpoznając w ich duszach ich rzeczywiste intencje, co Kain udowodnił, pokazując swoją deprawację i z zemsty zabijając Abla.
Prawdopodobnie to właśnie fragment opisujący wstyd Adama i Ewy, którzy odkryli własną nagość, spowodował tak ogromny problem kościoła katolickiego z seksualnością człowieka, która zamiast być traktowana jako jeden z przejawów normalnych ludzkich potrzeb, takich jak potrzeba bliskości czy odżywiania się, zaczęła być identyfikowana z czymś odrażającym, brudnym, z czymś, co człowieka kala, czego człowiek powinien się wstydzić i czego Bóg szczególnie nienawidzi (do dziś w katolicyzmie można rozgrzeszyć mordercę, ale osoby, które mieszkają ze sobą przed ślubem kościelnym, nie mogą otrzymać rozgrzeszenia, dopóki nie sformalizują związku). Innymi słowy, katolicy uznali, że pożądanie seksualne (cielesne i umysłowe) bruka ich (duchowo), mając wpływ na ich wieczny duchowy los, czyli ściągając na nich wieczne potępienie. Dlatego katolicyzm stabuizował ludzką seksualność, spychając ją do roli zła koniecznego, które służyć może wyłącznie prokreacji, jedynie w oficjalnym związku małżeńskim i tylko pomiędzy jedną kobietą i jednym mężczyzną, którzy wiążą się ze sobą aż do śmierci (wzorem rzekomego małżeństwa Adama i Ewy). Wszelkie inne zachowania seksualne są pogardzane i potępiane. Sam seks urósł do rangi najstraszliwszego zła i perwersji, zwłaszcza jeśli uprawiany jest wyłącznie w celu przeżycia rozkoszy. Jest tak dlatego, że również wszelka cielesna rozkosz została przez katolików utożsamiona ze złem, będąc objawem egoizmu (czczenia siebie zamiast Boga) i zaspokajania swoich zachcianek („pokus”). I właśnie to obraża Boga, który rzekomo od człowieka wymaga odmawiania sobie wszelkich fizycznych przyjemności, ceniąc ascezę i pokorne znoszenie cierpienia fizycznego i psychicznego, które słusznie spada na człowieka z powodu niewierności pierwszych rodziców.
Wracając do historii biblijnej widzianej oczami katolika, dowiadujemy się, że po wielu latach ludzie rozmnożyli się i zaczęli coraz bardziej sprzeniewierzać się Bogu. W pewnym momencie Bóg pomieszał im nawet języki, gdyż ludzie wybudowali sobie wierzę (Babel), która sięgała dosłownie aż do nieba. Ostatecznie Bóg postanowił, że zgładzi całą ludzkość, pożałował bowiem, że w ogóle człowieka stworzył, gdyż jego myśli są ustawicznie złe. Dlatego z ponadstuletnim wyprzedzeniem nakazał Noemu zbudować potężną arkę, zgromadzić w niej po jednej parze z każdego gatunku zwierząt, a następnie wejść do niej ze swoją rodziną (łącznie osiem osób) i oczekiwać na globalny potop, który zmiecie z powierzchni ziemi wszelkie żywe istoty. Globalny potop rzeczywiście nadszedł i trwał ponad rok. W ten sposób Bóg dokonał sądu nad niewierną ludzkością. Po potopie ludzkość odrodziła się dzięki uratowaniu rodziny Noego. W katolicyzmie podkreśla się, że opis potopu jest całkowicie poprawny i należy go rozumieć dosłownie, łącznie z przebywaniem we wnętrzu arki ogromnej masy zwierząt przez ponad rok.
Podobna sytuacja wydarzyła się nieco później, jednak na mniejszą skalę. W oczach Boga mieszkańcy dwóch miast, Sodomy i Gomory, stali się wyjątkowo nieprawi. Katolicyzm usankcjonował pogląd, że chodziło przede wszystkim o rzekomą homoseksualność mieszkających tam mężczyzn (stąd termin „sodomita”, określający mężczyznę uprawiającego seks z innym mężczyzną), którzy chcieli obcować cieleśnie z dwoma wysłańcami Boga, którzy przybyli do Sodomy, by uratować rodzinę Lota, człowieka Bożego, przed mającą na te miasta spaść zagładą. Ostatecznie miasta te zostały doszczętnie zniszczone za pomocą deszczu ognia i siarki, a żona Lota, obróciwszy wzrok w stronę Sodomy podczas ucieczki, zamieniła się w słup soli. Ponieważ Nowy Testament wspomina o tym, że zagłada tych miast jest pierwowzorem sądu ostatecznego, katolicyzm do dziś utrzymuje, że homoseksualność jest jednym z najobrzydliwszych przewinień człowieka, wynikającym rzekomo ze szczególnej i dobrowolnie wybranej przez człowieka perwersji duchowej, gorszym nawet od morderstwa. Stąd systemowe prześladowanie osób homoseksualnych w kościele katolickim, które stały się niejako wygodnymi kozłami ofiarnymi, w porównaniu do których przewinienia pozostałych członków kościoła wydają się blaknąć.
Domniemane początki instytucji kościelnej
Jak głosi kościół, w pewnym momencie historii Bóg postanowił, że powoła na ziemi instytucję, która będzie Go reprezentować i pokazywać narodom świata Jego chwałę i wielkość. W tym celu powołał z ziemi babilońskiej Abrahama, obiecując mu, że zostanie ojcem wielu narodów i że liczba jego potomstwa będzie jak piasek morski. W teologii katolickiej ma to być dowodem na to, że do dziś misją instytucjonalnego kościoła jest przyłączać do siebie jak największą liczbę osób, które uważane są za duchowych potomków Abrahama. Abraham uwierzył Bogu i rzeczywiście, pomimo że zarówno on, jaki i jego żona (a technicznie jednocześnie siostra, Sara) byli w podeszłym wieku, urodził im się syn, Izaak. Po jakimś czasie Bóg zażądał od Abrahama szokującego wręcz czynu. Przemawiając do niego z płonącego krzewu, nakazał Abrahamowi poświęcić swojego jedynego syna w ofierze Bogu. Choć niechętnie, Abraham posłuchał Boga i kiedy już miał uśmiercić chłopca, Bóg w ostatniej chwili go powstrzymał. Teologia katolicka widzi w tym wydarzeniu zapowiedź ofiary, którą wieki później Bóg miał w sensie dosłownym złożyć z własnego syna, Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka, który miał się fizycznie objawić ludziom jako Mesjasz-Zbawiciel, fizycznie cierpieć i umrzeć na krzyżu i fizycznie zmartwychwstać w ludzkim ciele.
Według kościoła katolickiego kolejnym etapem budowy instytucji reprezentującej Boga na ziemi było wyprowadzenie z Egiptu narodu Izraela. Józef (potomek Abrahama i Izaaka oraz syn Jakuba), będąc zarządcą w Egipcie, sprowadził tam swojego ojca i braci, by mogli uniknąć śmierci z powodu panującego głodu. Egipt pod wodzą Józefa miał bowiem zgromadzone obfite zapasy. Po wielu latach i po śmierci łaskawego faraona, który ugościł rodzinę Józefa, rodzina ta rozrosła się w naród, Izrael, którego członkowie z czasem stali się niewolnikami Egipcjan, już pod wodzą innego, okrutnego faraona. W tym celu Bóg wykorzystał Mojżesza, który jako dziecko został przysposobiony i wychowany przez egipską księżniczkę. Na polecenie Boga Mojżesz kilkakrotnie nakazywał faraonowi, którego serce było zatwardziałe, żeby uwolnił Izraela, ten jednak odmawiał wykonania rozkazu, ściągając na Egipt kolejne plagi, takie jak żaby, krew w rzekach, szarańcza itd. Przez katolików plagi te odbierane są jako dosłowne wydarzenia historyczne.
W końcu Bóg zdecydował, że każda rodzina pośród Izraelitów ma zabić baranka bez skazy, a jego krwią pomazać odrzwia swojego domu, co będzie znakiem dla Anioła Śmierci, żeby ominął dane domostwo. W ten sposób, w nocy, Anioł Śmierci zabił wszystkich pierworodnych synów Egipcjan, oszczędzając pierworodnych Izraelitów. Dopiero po tej tragedii faraon ostatecznie zezwolił Izraelitom na opuszczenie Egiptu. Izrael wyruszył zatem w drogę pod wodzą Mojżesza. Jednak faraon znów się rozmyślił i ruszył w pogoń za Izraelem. Dogonił uciekających w momencie, kiedy za sprawą Bożej mocy wody morza rozstąpiły się i stanęły pionowo, tworząc korytarz, przez który Mojżesz i jego podopieczni przechodzili po dnie suchą stopą. Wojska faraona ruszyły za uciekinierami, jednak wszyscy żołnierze, wraz z faraonem, poginęli w morzu, gdyż jego wody powróciły na swoje miejsce i zalały Egipcjan. Również i ten opis przez teologów katolickich traktowany jest dosłownie jako zjawisko nadprzyrodzone spowodowane przez Boga, który na chwilę zawiesił działanie praw fizyki, ratując w ten sposób Swój naród wybrany. Także sama koncepcja „narodu wybranego” zakorzeniła się w katolicyzmie, zwłaszcza w krajach, w których członkowie tego kościoła wierzą, że ich naród polityczny ma szczególne względy u Boga, na wzór Izraela, który miał być narodem wybranym w epoce starotestamentowej. W ten sposób kościoły katolickie w niektórych krajach przekształcają się w kościoły narodowe (podobnie jak kościoły ortodoksyjne), wierząc, że Bóg powołał je do wymuszania na władzach politycznych, by prawa danego kraju podporządkowane były prawom kościelnym, rzekomo opartym na prawach zapisanych w Biblii, w podobny sposób, jak to ma miejsce w krajach islamskich, gdzie system państwowy tożsamy jest z systemem religijnym. Kościoły te uważają także, że kraje, w których działają, mają do wypełnienia dziejową misję, którą jest obrona i szerzenie wartości katolickich na arenie światowej.
Po przejściu przez morze Izraelici zaczęli narzekać na swój los, dochodząc do wniosku, że lepiej było im w Egipcie. Podczas nieobecności Mojżesza, który wszedł na górę Horeb, by otrzymać od Boga tablice kamienne z wyrytym na nich prawem, zbudowali złotego cielca i zaczęli mu oddawać cześć. W rezultacie spadła na nich kara w postaci kąsających węży oraz przekleństwo Boga, który zapowiedział, że będą pielgrzymować po pustyni przez 40 lat, jedząc przepiórki i mannę z nieba, zanim dotrą do ziemi obiecanej, którą Bóg dla nich przygotował. W dzień Bóg prowadził ich zatem pod postacią obłoku na niebie, a w nocy pod postacią słupa ognia. Podczas tej wędrówki Mojżesz otrzymał od Boga szczegółowe przepisy dotyczące budowy arki przymierza (drewnianej skrzyni, w której miały znajdować się tablice kamienne z wyrytym na nich prawem), oraz namiotu spotkania, gdzie miała przebywać arka podczas postojów. Otrzymał także inne przepisy dotyczące obrzędów, które Izrael miał skrupulatnie wypełniać. Wszystkie opisane powyżej wydarzenia na pustyni są przez wiernych kościoła traktowane jako fakty historyczne i kolejne nadprzyrodzone cuda, dzięki którym Bóg utrzymywał Izrael przy życiu i utrzymywał z nimi bezpośrednią więź.
Ostatecznie Izrael dociera do ziemi Kanaan i pod wodzą Jozuego, następcy Mojżesza, któremu Bóg poprzysiągł, że nie wejdzie do ziemi obiecanej, zdobywa kolejne tereny i wypiera z nich lokalnych mieszkańców, urzeczywistniając w ten sposób obietnicę Boga, że da im w posiadanie krainę miodem i mlekiem płynącą.
Dalsze dzieje Izraela to epoka sędziów, która kończy się wybraniem sobie przez Izrael króla, Saula (na wzór sąsiednich narodów), co nie spodobało się Bogu, który odebrał to jako afront, gdyż Izrael odrzucił Go jako Króla. W konsekwencji Bóg ustanawia swojego króla, Dawida, którego szczególnie umiłował, a ten z kolei przekazuje królestwo swojemu synowi Salomonowi, który cieszy się ogromnym bogactwem i poważaniem wśród ludów Ziemi. Salomon buduje Bogu świątynię, której konstrukcja jest w Biblii szczegółowo opisana.
W dalszej części Biblii czytamy, że w pewnym momencie dochodzi do rozłamu na królestwo Judy i królestwo Izraela, z których każde ma kolejnych królów, o których czytamy, że w znacznej mierze nie podobali się Bogu. Ponadto, w okresie tym prawo Boże było w pogardzie i stopniowo o nim zapominano. Powtarzającym się problemem był również kult obcych bogów, szczególnie na tak zwanych wysokich miejscach. Ostatecznie, zarówno Izrael, jak i Juda trafiają kolejno do niewoli asyryjskiej i babilońskiej, a świątynia Salomona zostaje zburzona.
Ostatnią część Starego Testamentu wypełniają tak zwane księgi prorockie, na przykład Księga Izajasza, Jeremiasza czy Daniela, w których Biblia zapisuje losy Izraela podczas niewoli, a także już po niej, łącznie z odbudowaniem świątyni w Jerozolimie. Niektóre z tych ksiąg wypełnione są opisami skomplikowanych wizji i przypowieściami. Widzimy w nich także, rozrzucone tu i ówdzie, zapowiedzi nadchodzącego Mesjasza, jak również odniesienia do czasów ostatecznych, jak na przykład w księdze Daniela.
Podsumowanie narracji kościelnej na temat Starego Testamentu
W tym momencie następuje przejście do ksiąg tak zwanego Nowego Testamentu. Zanim jednak krótko je streścimy, powinniśmy po raz kolejny przypomnieć, że teologia katolicka traktuje Stary Testament jako zbiór ksiąg, które są historycznie całkowicie poprawne, opisują rzeczywiste zdarzenia, osoby i zjawiska (również te nadprzyrodzone), ale których sfera prawna (szczególnie dotycząca liturgii i obrzędów) nie obowiązuje już chrześcijan, gdyż wierzy się, że ten aspekt przymierza Boga z ludźmi został zamknięty i zniesiony przybyciem na ziemię Jezusa Chrystusa. Ogólnie uważa się również, że Stary Testament skupia się na Bogu jako sędzim, który Swoją chwałę egzekwuje bezwzględnie, a za najmniejsze nawet przewinienie karze surowo. W przeciwieństwie do tego, Nowy Testament widziany jest jako historia Boga miłosiernego, który, za sprawą ofiary złożonej przez Jezusa Chrystusa, przebacza wszystkim wszelkie przewinienia i który kadzie szczególny nacisk na miłość wzajemną pomiędzy chrześcijanami, którzy mają być moralnymi wzorami do naśladowania dla wszystkich otaczających ich ludzi, zmieniając w ten sposób społeczności ludzkie w swego rodzaju utopię, w której główną zasadą ma być wzajemne poszanowanie, miłość, troska, niesienie pomocy itp. Innymi słowy, katolicy (podobnie jak wiele innych denominacji chrześcijańskich) doszli do wniosku, że naczelnym celem Boga jest budowanie na Ziemi wspólnot, których współżycie oparte będzie na trosce o siebie nawzajem. W ten oto sposób przesłanie Biblii uczyniono nauką społeczną, której zadaniem jest kształcić ludzi w zakresie etyki czy zasad moralności.
Krótko mówiąc, według kościoła, moralnym życiem (to znaczy zgodnym z przepisami kościelnymi, rzekomo opartymi na nauce Biblii) i troską o innych chrześcijanin zasługuje na łaskę u Boga, który w nagrodę przebacza mu wszelkie ludzkie ułomności, a po śmierci fizycznej obdarowuje go życiem wiecznym. Koncepcją kluczową jest tu „zasługiwanie na łaskę”. Inaczej rzecz biorąc, katolicyzm rozumie łaskę Boga nie jako dar, którego Bóg udziela komu chce (przeznaczonym do tego z góry wybrańcom), niezależnie od woli człowieka, od jego postępowania, pochodzenia, przynależności czy czynów, lecz jako nagrodę dla człowieka za jego dobre postępowanie w kontekście społecznym i rodzinnym. Podkreślmy tę ważną zasadę raz jeszcze – w kościołach łaska widziana jest nie jako bezwarunkowy dar, lecz jako nagroda, uwarunkowana jakością moralną ludzkich czynów w kontekście społecznym i rodzinnym.
Nowy Testament w narracji kościoła
Wracając do Nowego Testamentu, należy podkreślić, że teologia katolicka widzi w nim przede wszystkim opowieść o przyjściu na świat Mesjasza (w postaci fizycznego człowieka, znanego jako Jezus z Nazaretu) oraz o początkach instytucji kościelnej przez Niego założonej. Tak więc na początku tej części Biblii znajdujemy cztery pisma zwane ewangeliami, które opisują narodziny, chrzest, działalność charytatywną (między innymi uzdrawianie wielu fizycznie chorych i opętanych przez demony) i edukacyjną Jezusa, a także Jego konflikt doktrynalny z Faryzeuszami i uczonymi w piśmie, który ostatecznie doprowadza do Jego uwięzienia i skazania na śmierć krzyżową za sprawą Poncjusza Piłata, namiestnika rzymskiego. Jednakże w trzy dni po wykonaniu wyroku i złożeniu martwego ciała Jezusa w grobie, Jego uczniowie odkrywają, że grób jest pusty. W końcu, jak wierzą katolicy, sam zmartwychwstały Jezus ukazuje się uczniom ponownie w ciele ludzkim, wykazując przy tym nadprzyrodzoną moc, na przykład zdolność przenikania przez ściany i przenoszenia się w czasie i przestrzeni. Pobyt Jezusa na Ziemi wieńczy Jego cielesne wniebowstąpienie, czterdzieści dni po zmartwychwstaniu, którego uczniowie są naocznymi świadkami, oraz zapowiedź Jego powrotu na Ziemię w ten sam sposób.
W dalszej części Nowego Testamentu czytamy o działalności apostołów Jezusa po jego wniebowstąpieniu, którą inicjuje zesłanie na nich Ducha Świętego w postaci widocznych gołym okiem języków ognia. Dowiadujemy się, jak wiara w Jezusa rozprzestrzenia się w kolejnych miastach, docierając nawet do Rzymu. Towarzyszą temu listy różnych uczniów i apostołów, w których odpowiadają oni na bieżące problemy doktrynalne nowych wspólnot chrześcijańskich i wyjaśniają, jak należy rozumieć niektóre zawoalowane fragmenty pism, a także napominają współbraci, zachęcając ich do trwania w wierze. Całość kończy niezwykle alegoryczna w swej formie księga zwana Objawieniem lub Apokalipsą, pełna skomplikowanej symboliki, która wydaje się mówić o przyszłości świata i działającego w nim instytucjonalnego kościoła, zapowiadając też powrót Mesjasza z sądem. Przez chrześcijan Apokalipsa uważana jest za jedną z najbardziej tajemniczych ksiąg Biblii, do dziś wzbudzając wiele kontrowersji i będąc źródłem niekończących się debat i spekulacji.
Dodajmy, że doktryna katolicka widzi Nowy Testament jako list miłosny Boga do wszystkich ludzi na całym świecie, jako Jego zaproszenie do przyjścia do Zbawiciela, który cierpliwie czeka na to, by każdy z osobna, korzystając z własnej wolnej woli, zechciał odwrócić się od swoich niemoralnych czynów i poprosić Jezusa o zbawienie, czyli życie wieczne w Niebie. Bóg (w osobie Jezusa Chrystusa) widziany jest jako dobrotliwy, łagodny i miłosierny opiekun, rozumiejący fizyczne i psychiczne cierpienie każdego człowieka. Przedstawiany jest jako Ojciec, który współczuje swoim dzieciom, borykającym się na co dzień z przeciwnościami losu, z chorobami, katastrofami itp. Wierzy się zatem, że głównym przesłaniem nauki Jezusa jest ludzka miłość do drugiego człowieka oraz miłość człowieka do Boga, która wyraża się szczególnie w rezygnacji z własnego doczesnego dobra, wyrzekaniu się ziemskich przyjemności, cierpliwym znoszeniu bólu i przeciwności, pomaganiu innym, rezygnacji z sukcesu finansowego i w ogólnej prostocie życia. Naucza się, że fizyczne bogactwo i rozkosze tego świata odciągają człowieka od Boga i stają mu na przeszkodzie do osiągnięcia życia wiecznego, gdyż to właśnie ubodzy, pokorni i cisi tego świata najłatwiej osiągną zbawienie, które jest nagrodą dla tych, którzy dochowują wierności takim zasadom. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, zbawienie widziane jest jako nagroda (łaska) za dobre (moralne) życie. Rolą Boga jest tu jedynie potwierdzenie, że dany członek kościoła był wystarczająco dobry, by zasłużyć na życie wieczne, którego osiągnięcie Bóg umożliwił mu, cierpiąc fizycznie na krzyżu i dokonując cielesnego zmartwychwstania. Stąd też katolicka wizja sądu ostatecznego, który przedstawiany jest jako swego rodzaju rozprawa, na której Bóg przegląda rejestry czynów każdego człowieka i ocenia, których czynów (moralnych czy niemoralnych) było u tego człowieka więcej. W zależności od wyniku dochodzenia, Bóg nagradza tego człowieka życiem wiecznym lub karze wiecznym potępieniem. Podstawowym jednak wymaganiem, żeby w ogóle myśleć o życiu wiecznym, jest, zgodnie z doktryną katolicką, członkostwo w instytucji kościelnej oraz regularne uczestnictwo w liturgicznych obrzędach i sakramentach, gdyż, jak się naucza, wyłącznie w tej instytucji kościelnej możliwe jest uzyskanie zbawienia. Poza nią, według katolików, zbawienie jest niemożliwe.
Domniemany początek i charakter kościoła nowotestamentowego
Dlatego myśliciele katoliccy nalegają, że apostołowi Piotrowi Jezus nakazał, żeby ten założył ziemską organizację zwaną kościołem, która będzie skupiać wyznawców Jezusa i stać na straży ich moralnego postępowania, pilnując, by przestrzegali całej gamy nakazów i zakazów (przykazań bożych i kościelnych). Instytucja ta miała także odprawiać pewne obrzędy, z których niektóre nazywa się sakramentami (np. chrzest wodą, komunia, bierzmowanie czy związek małżeński), ponieważ wierzy się, że to sam Jezus je ustanowił i nakazał wykonywać „na Jego pamiątkę”. Uważa się również, że jednym z naczelnych zadań kościoła jest rozszerzanie swoich wpływów w świecie, przyłączanie kolejnych członków i przekształcanie społeczeństw ziemskich tak, by kiedyś wszyscy mieszkańcy świata wyznawali katolickie zasady moralne i by w ten sposób zapanowała „jedna owczarnia i jeden pasterz” (stąd zaangażowanie kościoła katolickiego w tak zwany ruch ekumeniczny). Historycznie kościół katolicki korzystał z każdej okazji, by swoją naukę nieść w najdalsze (z punktu widzenia Europejczyków) zakątki globu, nierzadko posuwając się do przemocy fizycznej i militarnej, by ten cel osiągnąć. Przemoc nie jest kościołowi obca również w kontekście społecznym, stosuje on bowiem wiele technik manipulacyjnych opartych na wykluczeniu i strachu, by osoby, które odmawiają podporządkowania się jego nakazom i zakazom, zdegradować do roli bezbożników, dewiantów czy grzeszników, godnych pogardy i wykluczenia, i wytwarzając w ten sposób presję społeczną, której jednym z objawów jest ostracyzm i która zapewnia kościołowi posłuszeństwo większości członków tych społeczności, w których kościół dominuje. Przedstawiając się jako instytucja „święta”, założona przez samego Boga, jako jedyne źródło prawdy objawionej i życia wiecznego, wśród wielu osób kościół zapewnił sobie nietykalność, do tego stopnia, że nawet władze polityczne wielokrotnie zmuszone są, by dostosowywać prawa państwowe i zasady społeczne do jego wymagań, obawiając się nieprzychylnego im wpływu kościoła na potencjalnych wyborców. Często też hierarchowie kościelni cieszą się specjalnymi względami politycznymi i społecznymi, łącznie z de facto staniem w wielu sytuacjach ponad prawem.
Z powyższego wywodu wynika również katolicka definicja grzechu i sposób radzenia sobie z nim jako przeszkodą niepozwalającą człowiekowi na osiągnięcie życia wiecznego. Biblia stwierdza, że grzech jest przestępstwem prawa, czymś, co oddziela człowieka od Boga. Odbierając Biblię dosłownie i odnosząc ją do fizycznej rzeczywistości obecnego świata, katolicyzm sformułował tezę, że musi tu chodzić o prawo moralne. Jego źródła teolodzy dopatrują się w Biblii, kiedy czytają na przykład, że Bóg nakazuje ukarać śmiercią pewne ludzkie czyny, takie jak współżycie seksualne poza małżeństwem (cudzołóstwo), kłamstwo czy pracę seksualną (prostytucję). Co za tym idzie, teolodzy ci doszli do wniosku, że skoro grzech jest przestępstwem prawa moralnego, to musi on oznaczać każdą niesubordynację lub niewierność zasadom, rozumianym dosłownie, których setki znajdują się w Biblii. Analizując zatem różne fragmenty Biblii, oceniają oni, jaka płynie z nich nauka moralna i na tej podstawie określają prawidłowe i nieprawidłowe sposoby zachowania się członków kościoła w danej sytuacji życiowej, od których to zachowań uzależniają ich wieczne przeznaczenie (niebo lub piekło). Doszli zatem do wniosku, że każda niewierność zasadom określanym przez kościół jest właśnie grzechem, czyli czynem sprzeciwiającym się kodeksowi moralnemu, łącznie z posiadaniem nieprawidłowych myśli.
W konsekwencji, życie wiernych członków kościoła polega na nieustannej fizycznej i psychicznej walce z samym sobą, na pilnowaniu się na każdym kroku, na kontrolowaniu własnych reakcji, pragnień i myśli, na odmawianiu sobie wszelkich cielesnych i intelektualnych przyjemności. Polega też na pilnowaniu się nawzajem, gdyż grzechem uczyniono nawet to, że ktoś pozwala innej osobie (np. rodzice dzieciom albo obywatel współobywatelowi) na pogwałcenie ustalonych przez kościół zasad. Dlatego członkowie kościołów przypisują sobie również prawo, a wręcz obowiązek, kontrolowania osób spoza ich kręgu, starając się wpłynąć na ustawodawców, by wprowadzali prawa cywilne i karne zgodne z ich pojęciem moralności, szczególnie prawa penalizujące pewne wrażliwe dla nich kwestie, takie jak przerywanie ciąży, seksualne stosunki pozamałżeńskie, w tym homoseksualne lub w inny sposób nienormatywne, albo rozwody. Stąd właśnie bierze się tak silny ostracyzm obecny w społecznościach chrześcijańskich w stosunku do tych, którzy wyłamują się spod kościelnego reżimu. Nieuchronnie prowadzi to frustracji, niespełnienia, lęków i ogólnego poczucia bezsilności oraz wrogości wobec siebie nawzajem. To życie smutne, pełne cierpienia (zwłaszcza psychicznego), a nierzadko przemocy, motywowanej chęcią wpasowania się za wszelką cenę w niemożliwe do spełnienia standardy. Nierzadko frustracja i gniew nią wywołany obraca się w zachowania ekstremistyczne, prowadząc czasem do przemocy fizycznej i psychicznej w stosunku do osób, które poza kościołem wydają się prowadzić życie pełne i szczęśliwe, mając w dodatku czelność się ze swym „grzechem” obnosić.
Żeby temu jakoś zaradzić, kościół ustalił, że podzieli owe niemoralne czyny na tak zwane grzechy lekkie i ciężkie. Do kategorii ciężkich zalicza się głównie te czyny, które kościelnym nauczycielom wydają się szczególnie moralnie odrażające (np. morderstwo czy homoseksualność), a do lekkich czyny, które są powszechne i przed którymi trudno się człowiekowi ustrzec. Uznano więc, że grzechy ciężkie (które występują rzadko) pozbawiają człowieka przepustki do nieba, a lekkie nie. Kościół posunął się jeszcze dalej, stwierdzając, że każdy jego członek może dać ujście swojemu poczuciu winy i moralnym wyrzutom sumienia, przystępując do tak zwanej spowiedzi, podczas której może wyznać swoje „grzechy” i uzyskać od ich skutków uwolnienie (rozgrzeszenie) – niejako wyzerowanie moralnego rachunku. Aż do następnego razu, kiedy przewinienia znów człowiekowi zaciążą. Życie człowieka i jego dążenie do zbawienia widziane jest więc w katolicyzmie jako forma gry, w którą gra się z Bogiem – gromadzenie punktów zasługi i punktów karnych, i kasowanie tych karnych punktów za pomocą spowiedzi, żeby w ten sposób zasłużyć na zbawienie. Grę wygrywa ten, kto w momencie śmierci fizycznej zdąży się wyspowiadać, doprowadzając do wyczyszczenia konta z punktami karnymi i osiągając w ten sposób przepustkę do nieba. Każdy członek kościoła katolickiego podświadomie o tym myśli. Nawet jeśli na co dzień nie angażuje się specjalnie w życie kościelne, to jednak w obliczu śmierci szuka ukojenia w kościelnych obrzędach. Wielu katolików wręcz prosi Boga o to, by śmierć fizyczna ich nie zaskoczyła. Każdy bowiem podejmuje wiążące się z tą grą ryzyko, którym jest śmierć nagła, zabierająca człowiekowi szansę na wyspowiadanie się i uzyskanie przepustki do raju, czemu zaradzić ma czyściec.
Czyściec
Jak wierzą katolicy, doktryna o czyśćcu ma swoje podstawy w Biblii i wynika z wiary w to, że nawet jeśli ktoś za życia nie zdążył zasłużyć na nagrodę w postaci łaski zbawienia, to może to zrobić już po śmierci, w swego rodzaju przedsionku do piekła, zwanym właśnie czyśćcem. To mechanizm podobny do systemu zaliczeń i egzaminów na studiach wyższych – w razie niezdania za pierwszym razem, student ma drugą szansę w terminie poprawkowym. Zgodnie z tą doktryną to właśnie w czyśćcu dusza człowieka zmarłego może za sprawą wstępnych cierpień zostać „oczyszczona” ze skutków niemoralnych czynów, za które człowiek ten nie zdążył odpokutować za życia. Ponadto, w katolicyzmie praktykowana jest tak zwana modlitwa za dusze zmarłych, w ramach której pozostali przy życiu krewni i znajomi zmarłego mogą zarówno werbalnie, jak i obrzędowo wyrażać swoje pragnienie, żeby dusza zmarłego trafiła do nieba, i prosić o to Boga. Związany jest z tym system nabożeństw odprawianych za duszę zmarłego (np. przed pogrzebem lub później, w ramach tzw. mszy wieczystych), a także odpustów, które za życia można uzyskać dla siebie lub dla kogoś innego, po jego śmierci, oraz opłat z tymi obrzędami związanych. Katolicy wierzą bowiem, że gra z Bogiem o zbawienie rozciąga się nawet poza grób i że Bóg może zmienić zdanie na temat przeznaczenia jakiejś osoby, jeśli wesprze ją modlitwą, jałmużną lub nabożeństwem wystarczająco dużo innych osób. Zatem zgodnie z tą doktryną, do czyjegoś zbawienia przyczyniają się nie tylko zasługi tej osoby, ale także wstawiennictwo i zasługi osób trzecich.
Konsekwencją opisanego powyżej podejścia do Biblii jest też swego rodzaju rozdwojenie, jeśli chodzi o kwestię błogosławieństwa Bożego. Co prawda naucza się, że nowotestamentowy Bóg jest Zbawicielem, który przyszedł jako Mesjasz w osobie Jezusa Chrystusa, żeby łaskawie dać swoim dzieciom możliwość osiągnięcia życia wiecznego poprzez prowadzenie przykładnego życia i że doczesne życie wraz z jego przyjemnościami i troskami nie ma żadnego znaczenia, bo najważniejsze jest zdobycie nagrody w postaci nieba, ale jednocześnie zachęca się członków kościoła do proszenia Boga o powodzenie w obecnym życiu oraz o pomoc w problemach czy chorobach. W katolicyzmie istnieje więc pewien dualizm, i to na wielu płaszczyznach. Bóg jest jednocześnie Duchem, ale i fizycznym człowiekiem. Jakość życia jest jednocześnie nieistotna, ale i warto je miło przeżyć, zabiegając o pomoc Bożą, jeśli rzeczy nie układają się po naszej myśli. Bóg przyszedł jako Zbawiciel wszystkich ludzi, ale jednocześnie tyko my jesteśmy narodem wybranym i poza naszym kościołem nie ma zbawienia. Bóg nakazał kochać wszystkich bliźnich, ale jednocześnie możemy pogardzać i piętnować tych, których uważamy za bezbożnych i moralnie zepsutych. Każdy zostanie osądzony przez Boga, ale jednocześnie nam samym wolno osądzać tych, których widzimy jako grzeszników.
Takie sprzeczności, które w umysłach członków instytucji kościelnych nie wywołują żadnego dysonansu, można mnożyć w nieskończoność. Ich ukoronowaniem są katolickie doktryny dotyczące Marii i Świętych. W założeniu religia katolicka uważana jest za religię monoteistyczną, gdyż utrzymuje, że oddaje cześć jednemu Bogu, w Trójcy Jedynemu (Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu), jednak w praktyce jest religią politeistyczną, w tym sensie, że posiada cały panteon pomniejszych bóstw, z których najbardziej prominentnym jest Maria, uważana za biologiczną matkę Jezusa, a jednocześnie za Matkę Boga, za Królową Nieba i Ziemi. Zarówno ona, jak i Święci mają dodatkowo dziesiątki wcieleń i funkcji, przedstawianych w formie różnych malowideł, ikon i posągów. Każde z tych wcieleń utożsamiane jest ze źródłem jakiejś formy pomocy (łaski), którą za sprawą odpowiednich obrzędów i modlitw można od nich uzyskać w kontekście problemów życia codziennego (np. w przypadku nieuleczalnej choroby, nieurodzaju, dalekiej podróży, poszukiwania dobrego współmałżonka, ochrony przed trucizną, walki z namiętnościami i pokusami cielesnymi, błogosławieństwa dla małżonków i rodzin itp.). Święci są także patronami osób, grup społecznych, zawodów, miast, krajów czy kontynentów. Katolicyzm otwarcie mówi o kulcie Maryi i kulcie Świętych, który wyraża się między innymi w budowaniu świątyń ich kultom poświęconych. Maria widziana jest jako przykład osoby moralnie nieskazitelnej, łącznie z jej niepokalanym poczęciem, czyli bez udziału biologicznego mężczyzny (gdyż w katolicyzmie stosunek seksualny widziany jest jako akt plugawy, powodujący skalanie jego uczestników, zwłaszcza kobiety). Jednak najważniejszą funkcją Marii (i w mniejszym stopniu Świętych) jest rola pośrednika pomiędzy ludźmi (jej dziećmi) a Bogiem (jej Synem). Innymi słowy, w tym ujęciu Bóg przedstawiany jest jako srogi sędzia, który bezwzględnie rozlicza ludzi z ich postępków na podstawie obowiązujących w kościele norm moralnych, a Maria widziana jest jako pobłażliwa, kochająca matka, która wstawia się za swoimi niedoskonałymi dziećmi u Boga i uprasza Go, żeby powstrzymał się od karania ich, w sensie doczesnym, jak i wiecznym.
Ze Świętymi i Marią wiąże się jeszcze jedna istotna kwestia, mianowicie wiara w to, że niektórzy członkowie kościoła (w domyśle: szczególnie pobożni, moralni i skromni) doświadczają nadzwyczajnych łask od Boga (zwykle za pośrednictwem Świętych) w postaci fizycznych uzdrowień z różnego rodzaju chorób i dolegliwości, jak również w postaci nadprzyrodzonych wizji lub objawień. Stąd wiara niektórych katolików w tak zwane objawienia Marii z Fatimy czy Lourdes, w cudowne, uzdrawiające właściwości wody z takich miejsc, w relikwie Świętych o cudownych mocach itp. Wielu katolików wierzy, że fizyczne substancje lub przedmioty mają „magiczne”, nadnaturalne moce, które mogą polepszyć komfort ich życia, na przykład uzdrowić z choroby czy zapewnić urodzaj, tylko dlatego, że kojarzone są z określonym Świętym. Stąd powszechna tendencja wśród członków kościoła do noszenia amuletów, takich jak medaliki, krzyżyki, różańce czy koronki, wieszania „świętych obrazów” w domu, budowania kapliczek czy umieszczania w samochodach podobizn Świętych, a wszystko to w celu uchronienia się przed wypadkiem lub innym nieszczęściem. Sama procedura watykańska zmierzająca do obwołania kogoś Świętym wymaga świadectwa, że dzięki osobie, której kandydatura na Świętego jest rozpatrywana, wydarzył się jakiś „cud”, czyli zdarzenie rzekomo nadprzyrodzone, niedające się wyjaśnić racjonalnie.
***
Wszystko, co opisaliśmy powyżej wynika ze sposobu, w jaki kościelni nauczyciele i myśliciele podchodzą do Biblii. W tekstach opublikowanych na niniejszej stronie sposób ten nazywamy fizyczną, materialną lub dosłowną interpretacją Biblii. Co jednak, gdybyśmy odłożyli na bok taki sposób rozumienia Biblii i podeszli do niej w sposób zgoła odmienny, który z kolei nazywamy tu przekazem duchowym, czyli całkowicie niematerialnym?
I. Przekaz fizyczny Biblii
II. Przekaz duchowy
III. Stworzenie świata w ujęciu duchowym
IV. Wieża Babel, Potop oraz Sodoma i Gomora w ujęciu duchowym
V. Czy Abraham był zalążkiem instytucji kościelnej?
VI. Czy wyprowadzenie Izraela z Egiptu było początkiem instytucji kościelnej?
VII. Nowy Testament w ujęciu duchowym
VIII. Separacja jako sedno planu zbawienia
Zastanówmy się nad przyczynami wspomnianego wcześniej chaosu. Głównym powodem całego zamieszania jest to, że prawie wszyscy czytelnicy Biblii, łącznie z profesjonalistami, teologami, odbierają ją jako podręcznik moralności oraz przewodnik życia społecznego, rodzinnego i politycznego. Innymi słowy, podchodzą do niej w sposób fizyczny, materialny albo dosłowny, co w naszej definicji oznacza, że usiłują odnieść to, co w niej znajdują, do codziennych spraw, problemów i rozterek, z jakimi ludzie borykają się w obecnym, fizycznym świecie. Niektórzy szukają w Biblii informacji historycznych, filozoficznych lub politycznych, utożsamiając całe grupy, takie jak współczesne narody, państwa czy organizacje, z „królestwem bożym” lub „narodem wybranym”. Tu, na Ziemi.
Prawda, wielu teologów szeroko rozprawia na temat symboliki Biblii, jej alegorii, przypowieści i ukrytych przesłań. Jednakże interpretując je i wyjaśniając, wciąż odnoszą swoje wnioski do obecnego, fizycznego świata i jego spraw społecznych i politycznych. Uważają też, że symbolicznie należy odbierać tylko te fragmenty Biblii, które same tak się określają (np. kiedy Biblia wyraźnie mówi, że dane opowiadanie jest „przypowieścią”) lub których „na ludzką logikę” nie da się traktować dosłownie (nikt przecież nie wierzy, że kiedyś na Ziemi pojawi się jakaś dosłowna bestia o siedmiu głowach).
Czy więc wody morza, przez które Mojżesz wyprowadzał Izrael z Egiptu, rzeczywiście stały pionowo po obu stronach ich pochodu, czy to tylko metafora? Czy w ogrodzie Eden wąż rzeczywiście rozmawiał ludzkim głosem z Ewą, czy to tylko przenośnia, która mówi o czymś zupełnie innym, i czy w ogóle istniał dosłowny ogród Eden? Czy Jezus rzeczywiście chodził po wodzie, czy to tylko przypowieść, której sedno leży zupełnie gdzie indziej?
Z drugiej strony, czytając w Biblii, że jeśli ręka lub oko ciągnie nas do złego, to należy rękę odciąć a oko wyłupać, raczej nie traktujemy tego dosłownie i nie dokonujemy samookaleczenia. A przecież Biblia nie mówi, że to przenośnia. Kiedy czytamy, że jeśli nasze dziecko nie jest nam posłuszne, to zasługuje na śmierć, to raczej nie uznamy, że to nakaz dosłowny i naszego dziecka nie zabijemy. A przecież Biblia nie mówi, że to przypowieść. Kiedy czytamy o szczegółowych przepisach odnośnie do tego, jak należy prowadzić orkę w polu za pomocą wołów, to raczej nie przychodzi nam do głowy, że Bóg troszczy się tutaj o woły. Biblia zadaje nawet pytanie retoryczne: Czy myślicie, że Bóg mówi to ze względu na woły? Oczywista odpowiedź brzmi: nie, Bóg nie mówi tego ze względu na woły. Mimo to, nigdzie nie czytamy, że to alegoria.
Dlaczego więc, kiedy Biblia nakazuje „chrzcić wszystkie narody”, rozumiemy te słowa dosłownie i obmywamy ludzkie głowy, a nawet całe ciała, wodą, twierdząc przy tym, że Bóg tego obrzędu wymaga i że bez niego nie można osiągnąć życia wiecznego? Dlaczego, kiedy czytamy, że „mężczyzna, który z innym mężczyzną współżyje jak z kobietą”, zasługuje na śmierć, to dosłownie karzemy więzieniem lub śmiercią mężczyzn, którzy obcują ze sobą cieleśnie (co jest prawdą historycznie, a w wielu krajach zdarza się do dziś)? Wiele krajów europejskich dopiero niedawno dokonało depenalizacji stosunków homoseksualnych (np. Anglia w 1967, Hiszpania w 1978, Francja w 1982, Rosja w 1993 a Niemcy w 1994). Nawet jeśli stosunki te w wielu państwach nie są już przestępstwem, sporo chrześcijan wciąż uważa, że są one jednym z najgorszych i najbardziej odrażających przewinień, gorszym nawet od morderstwa. Dlatego niejednokrotnie biorą sprawy w swoje ręce i stosują przemoc fizyczną i psychiczną wobec osób nieheteronormatywnych, w imię obrony godności Boga i wartości chrześcijańskich. Dlaczego akurat tego zapisu nie traktujemy jako metaforę, która dotyczy czegoś zupełnie innego, niż ludzka seksualność? Jednocześnie, kiedy czytamy, że kobieta i mężczyzna, którzy obcują cieleśnie poza oficjalnym związkiem małżeńskim (dopuszczają się „cudzołóstwa”), oboje mają ponieść śmierć, to już dziś nie więzimy ani nie mordujemy ich za zdradę małżeńską, traktując tę zasadę jako przestarzałą (co ciekawe, kiedyś w takich przypadkach najczęściej karało się kobiety, mężczyzn niekoniecznie). Dlaczego? Dlaczego zapisu o zdradzie małżeńskiej nie traktujemy już dzisiaj dosłownie (bo jest przestarzały), a poprzedni, ten o dwóch współżyjących mężczyznach, tak (bo nie jest przestarzały)? Kto decyduje o tym, które fragmenty Biblii i w którym momencie należy traktować dosłownie, które nie w pełni dosłownie, a które mają być odczytywane całkowicie symbolicznie?
Dodatkowo, w opisach różnych postaci czy w nadprzyrodzonych wizjach czytelnicy Biblii doszukują się odniesień do konkretnych postaci historycznych, wojen, współczesnych polityków czy celebrytów, katastrof naturalnych itp. Na podstawie Biblii spierają się na temat zakazów i nakazów regulujących codzienne życie ludzi, twierdząc, że te, które sami wyznają, są „naturalne” i „zgodne z wolą Bożą”, a te, które wyznają inni, są „nienaturalne”, a zatem godne potępienia. Umyka im jednak fakt, że gdyby rzeczywiście tak było, to owe „naturalne” zasady, zakazy i nakazy musiałyby być uniwersalne (niezależne od kultur i społeczności) i niezmienne (niezależne od upływu czasu). Tymczasem tak nie jest. Zakazy i nakazy (rzekomo biblijne) nawet w świecie chrześcijańskim zmieniają się nieustannie, często z pokolenia na pokolenie, w zależności od aktualnych trendów społecznych.
Źródłem problemu jest zatem fakt, że ludzie uznali, że pomiędzy jakością moralną ich życia na obecnej Ziemi a ich wiecznym losem po odejściu z tego świata istnieje bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy. Inaczej rzecz biorąc, mówi się nam, że życie wieczne („niebo”) jest nagrodą za moralnie przeżyte życie na Ziemi, a wieczne potępienie („piekło”) jest karą za życie niemoralne, przy czym nikomu nie przeszkadza, że zasady moralne regularnie się zmieniają, niejednokrotnie przecząc sobie nawzajem. Praktycznie wszystkie instytucje i ugrupowania chrześcijańskie przyjęły ten punkt widzenia. Wszystkie nawołują do moralnego życia zgodnie z takim czy innym zestawem zasad (rzekomo wyciągniętych z Biblii) i dają do zrozumienia, że jeśli ktoś do tego nie dąży, oznacza to, że jest „bezbożny” lub brak mu „łaski”, czyli że do Boga nie należy bądź nie oddaje Bogu chwały. Ludzie doszli zatem do wniosku, że chwałę Bogu, który według Biblii jest Duchem i którego Królestwo nie jest z tego świata, oddaje się w sposób fizyczny, w tym świecie, na przykład moralnym życiem, przynależnością do instytucji religijnej (czasem „tak na wszelki wypadek”), przestrzeganiem kościelnej liturgii, uczestnictwem w rozmaitych obrzędach, śpiewaniem i powtarzaniem formułek modlitewnych, przyjaznym traktowaniem członków własnej społeczności, odpowiednim sposobem ubierania się, wysławiania i zachowania, działalnością charytatywną (w imieniu Boga) i całym szeregiem innych codziennych zabiegów.
Schemat jest prosty: żyjesz moralnie – otrzymujesz za to nagrodę; żyjesz niemoralnie – otrzymujesz za to karę.
Kościelna narracja na temat przesłania Biblii
Spróbujmy w związku z powyższym streścić dość powszechną kościelną narrację na temat przesłania Biblii i sposobu, w jaki według niej można uzyskać zbawienie. Narracje różnych denominacji czasem bardzo się od siebie różnią, dlatego skupimy się na tej, która wydaje się najbardziej rozpowszechniona wśród rzymskich katolików, gdyż odzwierciedla ona nauki instytucji, która miała i wciąż ma znaczący wpływ na kształtowanie się kultur krajów post-chrześcijańskich. W dalszej kolejności, tej kościelnej narracji przeciwstawimy rzeczywiste, duchowe przesłanie Biblii.
Jakie zatem pojęcie na temat Biblii ma znaczna część współczesnych katolików?
Według nich Biblia to księga, której poszczególne części zestawił w całość kościół rzymskokatolicki i to on zadecydował, jaki będzie jej ostateczny kształt. Wszelkie inne kanony ksiąg biblijnych są zatem nie do przyjęcia. Uważają, że Biblia została napisana przez różnych ludzkich autorów, natchnionych Duchem Świętym. Twierdzą, że jedynym prawidłowym tłumaczeniem jej pism na język ojczysty jest tłumaczenie autoryzowane (odpowiednią pieczęcią) przez kościół rzymskokatolicki, dlatego nie wolno korzystać z żadnych innych tłumaczeń.
Kościół uważa, że Biblia jest zapisem rzeczywistej historii świata prehistorycznego i antycznego oraz dosłownym zapisem sposobu, w jaki świat powstał. Wszystko, co w niej zarejestrowano, odzwierciedla rzeczywiste wydarzenia, łącznie z nadprzyrodzonymi cudami, takimi jak fizyczne uzdrowienia chorych, plagi egipskie, przejście Izraelitów suchą stopą przez morze, zatrzymanie ruchu słońca na niebie, chodzenie po wodzie, przechodzenie przez ściany i wiele innych. Dla katolika Jezus był fizycznym człowiekiem, „Bogiem wcielonym” w biologiczne ciało mężczyzny, przyszedłszy na świat z biologicznej kobiety, która zaszła w ciążę bez udziału mężczyzny – za sprawą Ducha Świętego.
Twierdzi się, że Biblia zawiera zarówno słowa, które zostały wypowiedziane przez samego Boga (również w osobie Jezusa Chrystusa), jak i słowa proroków czy apostołów, co oznacza, że nie wszystkie mają taki sam autorytet. Ze względu na powstanie pism Nowego Testamentu, pisma Starego Testamentu w zasadzie straciły na swoim znaczeniu i nie są już aktualne, z wyjątkiem być może Dekalogu (dziesięciu przykazań) i niektórych zasad moralnych, tych, które do dziś myślicielom kościoła wydają się „uniwersalne”. W przeciwieństwie do Starego Testamentu, który skupiał się na gniewie straszliwego Boga, obrażonego na ludzkość za jej niemoralne życie (czego efektem był między innymi globalny Potop, a także zagłada Sodomy i Gomory), Nowy Testament skupia się na miłosierdziu Boga przebaczającego, który poświęcił własnego Syna (widzianego jako znękanego cierpieniem człowieka) za przewinienia wszystkich ludzi i oczekuje, że każdy, w ramach wolnej woli, będzie miał prawo zdecydować, czy z Bożej ofiary chce skorzystać, uzyskując w ten sposób życie w wiecznym szczęściu w niebie, czy też woli żyć bez Boga i oddawać się własnym przyjemnościom, nie bacząc na konsekwencje w postaci wiecznego potępienia w piekle.
Naucza się, że tak jak w Starym Testamencie Bóg powołał fizyczny naród, zwany Izraelem, który miał być instytucją reprezentującą Boga na Ziemi, z całym zestawem praw i obrzędów liturgicznych, tak i w Nowym Testamencie Jezus założył fizyczną instytucję („kościół”), która ma gromadzić wszystkich, którzy wybrali życie dla Boga i która ma Boga na ziemi reprezentować poprzez oddawanie Mu czci za pomocą liturgicznych obrzędów, takich jak niedzielne nabożeństwa, komunia, spowiedź, procesje, masowe modlitwy itp., i która ma za zadanie wpływać na świeckich przywódców, by ustanawiali prawa zgodne z domniemaną nauką moralną Biblii. Instytucja kościelna otrzymała też od Boga prawo („klucze Królestwa Niebieskiego”) decydowania o tym, komu grzech zostanie odpuszczony, a komu zatrzymany, kto może, a kto nie może zostać dzieckiem Bożym, a co za tym idzie, kto otrzyma, a kto nie otrzyma życia wiecznego. Organizacja ta ma zatem za zadanie szerzyć swoje przesłanie w imieniu Boga i sprawiać, by do kościoła przyłączało się jak najwięcej ludzi, którzy mają się odwracać od swoich przewinień i przyjmować fizyczny chrzest wodą, oddając swoje codzienne życie na służbę Bogu. W przeciwnym razie, jak się uważa, Bóg rozgniewa się na ludzkość i ostatecznie zgładzi ją wraz z całą planetą za pomocą ognia, powracając w sposób widzialny jako zwycięski król w postaci Jezusa Chrystusa i dokonując sądu ostatecznego. Wtedy to wierni mu członkowie instytucji kościelnej zostaną nagrodzeni życiem wiecznym, a członkowie niewierni („owce w wilczych skórach”) i ci, którzy do kościoła nie należeli, zostaną skazani na wieczne potępienie, przy czym dnia ani godziny powrotu Chrystusa nie zna nikt. Dlatego zawsze powinniśmy być na Jego powrót gotowi, biorąc aktywny udział w życiu kościelnym, przyjmując sakramenty, troszcząc się o pokrzywdzonych i odmawiając sobie cielesnych przyjemności, wystrzegając się zwłaszcza przyjemności seksualnych, gdyż kalają one człowieka i są dla Boga szczególnie odrażające.
Oprócz Biblii istnieją też inne źródła „prawdy objawionej” (przesłań od Boga), takie jak wypowiedzi papieży i biskupów, synody kościelne, pisma tak zwanych „ojców kościoła” oraz dodatkowe objawienia, sny i wizje, których przez wieki doświadczają szczególnie umiłowani przez Boga członkowie kościoła. Stąd niektóre zapisy Biblii nie są już dzisiaj aktualne ze względu na to, że Bóg je zmodyfikował, działając za pośrednictwem wyżej wymienionych osób.
Stary Testament w narracji kościoła
O czym jeszcze mówi Biblia? Zaczynając od początku, jak wierzą katolicy, Bóg stworzył niebo i ziemię (w domyśle także cały fizyczny wszechświat) w przeciągu sześciu dosłownych dni, siódmego dnia odpoczął, a wszystko, co stworzył, było doskonałe, dobre i nieskazitelne. Zanim stworzył człowieka, stworzył też byty duchowe w niebie, zwane aniołami i cherubami, które Mu służą. Następnie na ziemi utworzył ogród, zwany Edenem (w tradycji: „rajem”), gdzie panowała doskonała harmonia i szczęście. W ogrodzie tym Bóg umieścił Adama, pierwszego człowieka, którego utworzył z prochu ziemi. Następnie dał Adamowi panowanie nad całym fizycznym światem, łącznie z możliwością ponazywania wszystkich zwierząt. W końcu stworzył dla niego towarzyszkę, Ewę, którą utworzył z żebra Adama. Byli oni protoplastami pierwszego związku małżeńskiego, w którym zostali połączeni przez samego Boga i który od tamtej pory jest jedyną „naturalną” formą intymnych relacji między ludźmi. Oboje obdarzył też wolną wolą, co oznaczało, że byli bytami niezależnymi od Boga i mogli podjąć niezawisłą decyzję, żeby z Bogiem pozostać lub od Boga odejść. Adam i Ewa nie wstydzili się swojej nagości, gdyż byli istotami całkowicie niewinnymi (w domyśle: nie rozumieli koncepcji seksu lub byli aseksualni). Bóg powiedział im, że mogą jeść owoce ze wszystkich drzew w ogrodzie, z wyjątkiem owoców z drzewa poznania dobra i zła, ostrzegając ich, że jeśli zjedzą z niego owoce, to na pewno umrą.
Jak twierdzi kościół, w nieokreślonym momencie po stworzeniu człowieka jeden ze stworzonych przez Boga aniołów, zwany w Biblii między innymi Szatanem, Lucyferem czy diabłem, zbuntował się przeciw Bogu, pociągając za sobą zastępy innych aniołów, którzy pod jego wodzą stali się aniołami upadłymi lub demonami i w konsekwencji zostali przez Boga wyrzuceni z nieba. Ujrzawszy swoją szansę na zapanowanie nad Bożym stworzeniem, Szatan wcielił się w węża i przemówił ludzkim głosem do Ewy, namawiając ją, by zjadła owoc z drzewa poznania dobra i zła i obiecując, że na pewno przez to nie umrze, a wręcz stanie się „jak Bóg”, który zna dobro i zło. Ewa, korzystając ze swojej wolnej woli, podjęła decyzję, że zje owoc, tracąc w ten sposób swoją niewinność i doskonałość, i sprzeniewierzając się Bogu. Innymi słowy, popełniła w ten sposób pierwszy „grzech”, który katolicy definiują jako pojedynczy czyn człowieka (fizyczny lub umysłowy) wykonany w obecnym świecie, który jest przekroczeniem nakazu lub zakazu Bożego („przykazania”), a co za tym idzie, utraciła łączność z Bogiem i przywilej życia wiecznego w szczęśliwości Edenu. Następnie Ewa „skusiła” Adama, podając mu owoc i powtarzając słowa Szatana (węża). Adam, korzystając ze swojej wolnej woli, uwierzył Ewie i również zjadł owoc, ponosząc te same konsekwencje, co ona. Odtąd ludzie mieli umierać fizycznie a po śmierci mieli być skazywani na wieczne potępienie wraz z Szatanem, który „skusił” Adama i Ewę do przekroczenia zakazu Bożego.
Do dziś w teologii katolickiej to pierwsze przestępstwo zakazu Bożego nazywane jest „grzechem pierworodnym”, który rzekomo przenosi się na kolejne pokolenia za sprawą biologicznych więzów krwi. Adam i Ewa zostali wypędzeni z Edenu i zamiast pławić się w wiecznym szczęściu i rozkoszy, musieli sami zacząć uprawiać ziemię, która w konsekwencji ich grzechu także została przez Boga przeklęta i zamiast być im posłuszna, zaczęła się im sprzeciwiać, między innymi rodząc osty i ciernie. Zaczęli także wtedy odczuwać wstyd z powodu własnej nagości, dlatego musieli najpierw sami okryć się liśćmi, a następnie Bóg przyodział ich w skóry zwierząt, co oznaczało, że i zwierzęta utraciły swój przywilej życia wiecznego i zaczęły umierać. Co ciekawe, pomimo tego przestępstwa, ludzie utrzymali przywilej wolnej woli, to znaczy, nadal są zdolni wybierać niezależnie pomiędzy Bogiem a Szatanem – mogą żyć na przekór przykazaniom Bożym lub zwrócić się do Boga o przebaczenie i postanowić, że będą wiernie, choć niedoskonale, wypełniać jego prawo. Już synowie Adama i Ewy, Kain i Abel, skorzystali z tego przywileju – obaj złożyli Bogu ofiary (rozpoznając w ten sposób, że za własne przestępstwo Boga należy przebłagać, składając Mu jakiś dar), jednak Bóg przyjął ofiarę Abla, natomiast ofiarę Kaina odrzucił, prawdopodobnie rozpoznając w ich duszach ich rzeczywiste intencje, co Kain udowodnił, pokazując swoją deprawację i z zemsty zabijając Abla.
Prawdopodobnie to właśnie fragment opisujący wstyd Adama i Ewy, którzy odkryli własną nagość, spowodował tak ogromny problem kościoła katolickiego z seksualnością człowieka, która zamiast być traktowana jako jeden z przejawów normalnych ludzkich potrzeb, takich jak potrzeba bliskości czy odżywiania się, zaczęła być identyfikowana z czymś odrażającym, brudnym, z czymś, co człowieka kala, czego człowiek powinien się wstydzić i czego Bóg szczególnie nienawidzi (do dziś w katolicyzmie można rozgrzeszyć mordercę, ale osoby, które mieszkają ze sobą przed ślubem kościelnym, nie mogą otrzymać rozgrzeszenia, dopóki nie sformalizują związku). Innymi słowy, katolicy uznali, że pożądanie seksualne (cielesne i umysłowe) bruka ich (duchowo), mając wpływ na ich wieczny duchowy los, czyli ściągając na nich wieczne potępienie. Dlatego katolicyzm stabuizował ludzką seksualność, spychając ją do roli zła koniecznego, które służyć może wyłącznie prokreacji, jedynie w oficjalnym związku małżeńskim i tylko pomiędzy jedną kobietą i jednym mężczyzną, którzy wiążą się ze sobą aż do śmierci (wzorem rzekomego małżeństwa Adama i Ewy). Wszelkie inne zachowania seksualne są pogardzane i potępiane. Sam seks urósł do rangi najstraszliwszego zła i perwersji, zwłaszcza jeśli uprawiany jest wyłącznie w celu przeżycia rozkoszy. Jest tak dlatego, że również wszelka cielesna rozkosz została przez katolików utożsamiona ze złem, będąc objawem egoizmu (czczenia siebie zamiast Boga) i zaspokajania swoich zachcianek („pokus”). I właśnie to obraża Boga, który rzekomo od człowieka wymaga odmawiania sobie wszelkich fizycznych przyjemności, ceniąc ascezę i pokorne znoszenie cierpienia fizycznego i psychicznego, które słusznie spada na człowieka z powodu niewierności pierwszych rodziców.
Wracając do historii biblijnej widzianej oczami katolika, dowiadujemy się, że po wielu latach ludzie rozmnożyli się i zaczęli coraz bardziej sprzeniewierzać się Bogu. W pewnym momencie Bóg pomieszał im nawet języki, gdyż ludzie wybudowali sobie wierzę (Babel), która sięgała dosłownie aż do nieba. Ostatecznie Bóg postanowił, że zgładzi całą ludzkość, pożałował bowiem, że w ogóle człowieka stworzył, gdyż jego myśli są ustawicznie złe. Dlatego z ponadstuletnim wyprzedzeniem nakazał Noemu zbudować potężną arkę, zgromadzić w niej po jednej parze z każdego gatunku zwierząt, a następnie wejść do niej ze swoją rodziną (łącznie osiem osób) i oczekiwać na globalny potop, który zmiecie z powierzchni ziemi wszelkie żywe istoty. Globalny potop rzeczywiście nadszedł i trwał ponad rok. W ten sposób Bóg dokonał sądu nad niewierną ludzkością. Po potopie ludzkość odrodziła się dzięki uratowaniu rodziny Noego. W katolicyzmie podkreśla się, że opis potopu jest całkowicie poprawny i należy go rozumieć dosłownie, łącznie z przebywaniem we wnętrzu arki ogromnej masy zwierząt przez ponad rok.
Podobna sytuacja wydarzyła się nieco później, jednak na mniejszą skalę. W oczach Boga mieszkańcy dwóch miast, Sodomy i Gomory, stali się wyjątkowo nieprawi. Katolicyzm usankcjonował pogląd, że chodziło przede wszystkim o rzekomą homoseksualność mieszkających tam mężczyzn (stąd termin „sodomita”, określający mężczyznę uprawiającego seks z innym mężczyzną), którzy chcieli obcować cieleśnie z dwoma wysłańcami Boga, którzy przybyli do Sodomy, by uratować rodzinę Lota, człowieka Bożego, przed mającą na te miasta spaść zagładą. Ostatecznie miasta te zostały doszczętnie zniszczone za pomocą deszczu ognia i siarki, a żona Lota, obróciwszy wzrok w stronę Sodomy podczas ucieczki, zamieniła się w słup soli. Ponieważ Nowy Testament wspomina o tym, że zagłada tych miast jest pierwowzorem sądu ostatecznego, katolicyzm do dziś utrzymuje, że homoseksualność jest jednym z najobrzydliwszych przewinień człowieka, wynikającym rzekomo ze szczególnej i dobrowolnie wybranej przez człowieka perwersji duchowej, gorszym nawet od morderstwa. Stąd systemowe prześladowanie osób homoseksualnych w kościele katolickim, które stały się niejako wygodnymi kozłami ofiarnymi, w porównaniu do których przewinienia pozostałych członków kościoła wydają się blaknąć.
Domniemane początki instytucji kościelnej
Jak głosi kościół, w pewnym momencie historii Bóg postanowił, że powoła na ziemi instytucję, która będzie Go reprezentować i pokazywać narodom świata Jego chwałę i wielkość. W tym celu powołał z ziemi babilońskiej Abrahama, obiecując mu, że zostanie ojcem wielu narodów i że liczba jego potomstwa będzie jak piasek morski. W teologii katolickiej ma to być dowodem na to, że do dziś misją instytucjonalnego kościoła jest przyłączać do siebie jak największą liczbę osób, które uważane są za duchowych potomków Abrahama. Abraham uwierzył Bogu i rzeczywiście, pomimo że zarówno on, jaki i jego żona (a technicznie jednocześnie siostra, Sara) byli w podeszłym wieku, urodził im się syn, Izaak. Po jakimś czasie Bóg zażądał od Abrahama szokującego wręcz czynu. Przemawiając do niego z płonącego krzewu, nakazał Abrahamowi poświęcić swojego jedynego syna w ofierze Bogu. Choć niechętnie, Abraham posłuchał Boga i kiedy już miał uśmiercić chłopca, Bóg w ostatniej chwili go powstrzymał. Teologia katolicka widzi w tym wydarzeniu zapowiedź ofiary, którą wieki później Bóg miał w sensie dosłownym złożyć z własnego syna, Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka, który miał się fizycznie objawić ludziom jako Mesjasz-Zbawiciel, fizycznie cierpieć i umrzeć na krzyżu i fizycznie zmartwychwstać w ludzkim ciele.
Według kościoła katolickiego kolejnym etapem budowy instytucji reprezentującej Boga na ziemi było wyprowadzenie z Egiptu narodu Izraela. Józef (potomek Abrahama i Izaaka oraz syn Jakuba), będąc zarządcą w Egipcie, sprowadził tam swojego ojca i braci, by mogli uniknąć śmierci z powodu panującego głodu. Egipt pod wodzą Józefa miał bowiem zgromadzone obfite zapasy. Po wielu latach i po śmierci łaskawego faraona, który ugościł rodzinę Józefa, rodzina ta rozrosła się w naród, Izrael, którego członkowie z czasem stali się niewolnikami Egipcjan, już pod wodzą innego, okrutnego faraona. W tym celu Bóg wykorzystał Mojżesza, który jako dziecko został przysposobiony i wychowany przez egipską księżniczkę. Na polecenie Boga Mojżesz kilkakrotnie nakazywał faraonowi, którego serce było zatwardziałe, żeby uwolnił Izraela, ten jednak odmawiał wykonania rozkazu, ściągając na Egipt kolejne plagi, takie jak żaby, krew w rzekach, szarańcza itd. Przez katolików plagi te odbierane są jako dosłowne wydarzenia historyczne.
W końcu Bóg zdecydował, że każda rodzina pośród Izraelitów ma zabić baranka bez skazy, a jego krwią pomazać odrzwia swojego domu, co będzie znakiem dla Anioła Śmierci, żeby ominął dane domostwo. W ten sposób, w nocy, Anioł Śmierci zabił wszystkich pierworodnych synów Egipcjan, oszczędzając pierworodnych Izraelitów. Dopiero po tej tragedii faraon ostatecznie zezwolił Izraelitom na opuszczenie Egiptu. Izrael wyruszył zatem w drogę pod wodzą Mojżesza. Jednak faraon znów się rozmyślił i ruszył w pogoń za Izraelem. Dogonił uciekających w momencie, kiedy za sprawą Bożej mocy wody morza rozstąpiły się i stanęły pionowo, tworząc korytarz, przez który Mojżesz i jego podopieczni przechodzili po dnie suchą stopą. Wojska faraona ruszyły za uciekinierami, jednak wszyscy żołnierze, wraz z faraonem, poginęli w morzu, gdyż jego wody powróciły na swoje miejsce i zalały Egipcjan. Również i ten opis przez teologów katolickich traktowany jest dosłownie jako zjawisko nadprzyrodzone spowodowane przez Boga, który na chwilę zawiesił działanie praw fizyki, ratując w ten sposób Swój naród wybrany. Także sama koncepcja „narodu wybranego” zakorzeniła się w katolicyzmie, zwłaszcza w krajach, w których członkowie tego kościoła wierzą, że ich naród polityczny ma szczególne względy u Boga, na wzór Izraela, który miał być narodem wybranym w epoce starotestamentowej. W ten sposób kościoły katolickie w niektórych krajach przekształcają się w kościoły narodowe (podobnie jak kościoły ortodoksyjne), wierząc, że Bóg powołał je do wymuszania na władzach politycznych, by prawa danego kraju podporządkowane były prawom kościelnym, rzekomo opartym na prawach zapisanych w Biblii, w podobny sposób, jak to ma miejsce w krajach islamskich, gdzie system państwowy tożsamy jest z systemem religijnym. Kościoły te uważają także, że kraje, w których działają, mają do wypełnienia dziejową misję, którą jest obrona i szerzenie wartości katolickich na arenie światowej.
Po przejściu przez morze Izraelici zaczęli narzekać na swój los, dochodząc do wniosku, że lepiej było im w Egipcie. Podczas nieobecności Mojżesza, który wszedł na górę Horeb, by otrzymać od Boga tablice kamienne z wyrytym na nich prawem, zbudowali złotego cielca i zaczęli mu oddawać cześć. W rezultacie spadła na nich kara w postaci kąsających węży oraz przekleństwo Boga, który zapowiedział, że będą pielgrzymować po pustyni przez 40 lat, jedząc przepiórki i mannę z nieba, zanim dotrą do ziemi obiecanej, którą Bóg dla nich przygotował. W dzień Bóg prowadził ich zatem pod postacią obłoku na niebie, a w nocy pod postacią słupa ognia. Podczas tej wędrówki Mojżesz otrzymał od Boga szczegółowe przepisy dotyczące budowy arki przymierza (drewnianej skrzyni, w której miały znajdować się tablice kamienne z wyrytym na nich prawem), oraz namiotu spotkania, gdzie miała przebywać arka podczas postojów. Otrzymał także inne przepisy dotyczące obrzędów, które Izrael miał skrupulatnie wypełniać. Wszystkie opisane powyżej wydarzenia na pustyni są przez wiernych kościoła traktowane jako fakty historyczne i kolejne nadprzyrodzone cuda, dzięki którym Bóg utrzymywał Izrael przy życiu i utrzymywał z nimi bezpośrednią więź.
Ostatecznie Izrael dociera do ziemi Kanaan i pod wodzą Jozuego, następcy Mojżesza, któremu Bóg poprzysiągł, że nie wejdzie do ziemi obiecanej, zdobywa kolejne tereny i wypiera z nich lokalnych mieszkańców, urzeczywistniając w ten sposób obietnicę Boga, że da im w posiadanie krainę miodem i mlekiem płynącą.
Dalsze dzieje Izraela to epoka sędziów, która kończy się wybraniem sobie przez Izrael króla, Saula (na wzór sąsiednich narodów), co nie spodobało się Bogu, który odebrał to jako afront, gdyż Izrael odrzucił Go jako Króla. W konsekwencji Bóg ustanawia swojego króla, Dawida, którego szczególnie umiłował, a ten z kolei przekazuje królestwo swojemu synowi Salomonowi, który cieszy się ogromnym bogactwem i poważaniem wśród ludów Ziemi. Salomon buduje Bogu świątynię, której konstrukcja jest w Biblii szczegółowo opisana.
W dalszej części Biblii czytamy, że w pewnym momencie dochodzi do rozłamu na królestwo Judy i królestwo Izraela, z których każde ma kolejnych królów, o których czytamy, że w znacznej mierze nie podobali się Bogu. Ponadto, w okresie tym prawo Boże było w pogardzie i stopniowo o nim zapominano. Powtarzającym się problemem był również kult obcych bogów, szczególnie na tak zwanych wysokich miejscach. Ostatecznie, zarówno Izrael, jak i Juda trafiają kolejno do niewoli asyryjskiej i babilońskiej, a świątynia Salomona zostaje zburzona.
Ostatnią część Starego Testamentu wypełniają tak zwane księgi prorockie, na przykład Księga Izajasza, Jeremiasza czy Daniela, w których Biblia zapisuje losy Izraela podczas niewoli, a także już po niej, łącznie z odbudowaniem świątyni w Jerozolimie. Niektóre z tych ksiąg wypełnione są opisami skomplikowanych wizji i przypowieściami. Widzimy w nich także, rozrzucone tu i ówdzie, zapowiedzi nadchodzącego Mesjasza, jak również odniesienia do czasów ostatecznych, jak na przykład w księdze Daniela.
Podsumowanie narracji kościelnej na temat Starego Testamentu
W tym momencie następuje przejście do ksiąg tak zwanego Nowego Testamentu. Zanim jednak krótko je streścimy, powinniśmy po raz kolejny przypomnieć, że teologia katolicka traktuje Stary Testament jako zbiór ksiąg, które są historycznie całkowicie poprawne, opisują rzeczywiste zdarzenia, osoby i zjawiska (również te nadprzyrodzone), ale których sfera prawna (szczególnie dotycząca liturgii i obrzędów) nie obowiązuje już chrześcijan, gdyż wierzy się, że ten aspekt przymierza Boga z ludźmi został zamknięty i zniesiony przybyciem na ziemię Jezusa Chrystusa. Ogólnie uważa się również, że Stary Testament skupia się na Bogu jako sędzim, który Swoją chwałę egzekwuje bezwzględnie, a za najmniejsze nawet przewinienie karze surowo. W przeciwieństwie do tego, Nowy Testament widziany jest jako historia Boga miłosiernego, który, za sprawą ofiary złożonej przez Jezusa Chrystusa, przebacza wszystkim wszelkie przewinienia i który kadzie szczególny nacisk na miłość wzajemną pomiędzy chrześcijanami, którzy mają być moralnymi wzorami do naśladowania dla wszystkich otaczających ich ludzi, zmieniając w ten sposób społeczności ludzkie w swego rodzaju utopię, w której główną zasadą ma być wzajemne poszanowanie, miłość, troska, niesienie pomocy itp. Innymi słowy, katolicy (podobnie jak wiele innych denominacji chrześcijańskich) doszli do wniosku, że naczelnym celem Boga jest budowanie na Ziemi wspólnot, których współżycie oparte będzie na trosce o siebie nawzajem. W ten oto sposób przesłanie Biblii uczyniono nauką społeczną, której zadaniem jest kształcić ludzi w zakresie etyki czy zasad moralności.
Krótko mówiąc, według kościoła, moralnym życiem (to znaczy zgodnym z przepisami kościelnymi, rzekomo opartymi na nauce Biblii) i troską o innych chrześcijanin zasługuje na łaskę u Boga, który w nagrodę przebacza mu wszelkie ludzkie ułomności, a po śmierci fizycznej obdarowuje go życiem wiecznym. Koncepcją kluczową jest tu „zasługiwanie na łaskę”. Inaczej rzecz biorąc, katolicyzm rozumie łaskę Boga nie jako dar, którego Bóg udziela komu chce (przeznaczonym do tego z góry wybrańcom), niezależnie od woli człowieka, od jego postępowania, pochodzenia, przynależności czy czynów, lecz jako nagrodę dla człowieka za jego dobre postępowanie w kontekście społecznym i rodzinnym. Podkreślmy tę ważną zasadę raz jeszcze – w kościołach łaska widziana jest nie jako bezwarunkowy dar, lecz jako nagroda, uwarunkowana jakością moralną ludzkich czynów w kontekście społecznym i rodzinnym.
Nowy Testament w narracji kościoła
Wracając do Nowego Testamentu, należy podkreślić, że teologia katolicka widzi w nim przede wszystkim opowieść o przyjściu na świat Mesjasza (w postaci fizycznego człowieka, znanego jako Jezus z Nazaretu) oraz o początkach instytucji kościelnej przez Niego założonej. Tak więc na początku tej części Biblii znajdujemy cztery pisma zwane ewangeliami, które opisują narodziny, chrzest, działalność charytatywną (między innymi uzdrawianie wielu fizycznie chorych i opętanych przez demony) i edukacyjną Jezusa, a także Jego konflikt doktrynalny z Faryzeuszami i uczonymi w piśmie, który ostatecznie doprowadza do Jego uwięzienia i skazania na śmierć krzyżową za sprawą Poncjusza Piłata, namiestnika rzymskiego. Jednakże w trzy dni po wykonaniu wyroku i złożeniu martwego ciała Jezusa w grobie, Jego uczniowie odkrywają, że grób jest pusty. W końcu, jak wierzą katolicy, sam zmartwychwstały Jezus ukazuje się uczniom ponownie w ciele ludzkim, wykazując przy tym nadprzyrodzoną moc, na przykład zdolność przenikania przez ściany i przenoszenia się w czasie i przestrzeni. Pobyt Jezusa na Ziemi wieńczy Jego cielesne wniebowstąpienie, czterdzieści dni po zmartwychwstaniu, którego uczniowie są naocznymi świadkami, oraz zapowiedź Jego powrotu na Ziemię w ten sam sposób.
W dalszej części Nowego Testamentu czytamy o działalności apostołów Jezusa po jego wniebowstąpieniu, którą inicjuje zesłanie na nich Ducha Świętego w postaci widocznych gołym okiem języków ognia. Dowiadujemy się, jak wiara w Jezusa rozprzestrzenia się w kolejnych miastach, docierając nawet do Rzymu. Towarzyszą temu listy różnych uczniów i apostołów, w których odpowiadają oni na bieżące problemy doktrynalne nowych wspólnot chrześcijańskich i wyjaśniają, jak należy rozumieć niektóre zawoalowane fragmenty pism, a także napominają współbraci, zachęcając ich do trwania w wierze. Całość kończy niezwykle alegoryczna w swej formie księga zwana Objawieniem lub Apokalipsą, pełna skomplikowanej symboliki, która wydaje się mówić o przyszłości świata i działającego w nim instytucjonalnego kościoła, zapowiadając też powrót Mesjasza z sądem. Przez chrześcijan Apokalipsa uważana jest za jedną z najbardziej tajemniczych ksiąg Biblii, do dziś wzbudzając wiele kontrowersji i będąc źródłem niekończących się debat i spekulacji.
Dodajmy, że doktryna katolicka widzi Nowy Testament jako list miłosny Boga do wszystkich ludzi na całym świecie, jako Jego zaproszenie do przyjścia do Zbawiciela, który cierpliwie czeka na to, by każdy z osobna, korzystając z własnej wolnej woli, zechciał odwrócić się od swoich niemoralnych czynów i poprosić Jezusa o zbawienie, czyli życie wieczne w Niebie. Bóg (w osobie Jezusa Chrystusa) widziany jest jako dobrotliwy, łagodny i miłosierny opiekun, rozumiejący fizyczne i psychiczne cierpienie każdego człowieka. Przedstawiany jest jako Ojciec, który współczuje swoim dzieciom, borykającym się na co dzień z przeciwnościami losu, z chorobami, katastrofami itp. Wierzy się zatem, że głównym przesłaniem nauki Jezusa jest ludzka miłość do drugiego człowieka oraz miłość człowieka do Boga, która wyraża się szczególnie w rezygnacji z własnego doczesnego dobra, wyrzekaniu się ziemskich przyjemności, cierpliwym znoszeniu bólu i przeciwności, pomaganiu innym, rezygnacji z sukcesu finansowego i w ogólnej prostocie życia. Naucza się, że fizyczne bogactwo i rozkosze tego świata odciągają człowieka od Boga i stają mu na przeszkodzie do osiągnięcia życia wiecznego, gdyż to właśnie ubodzy, pokorni i cisi tego świata najłatwiej osiągną zbawienie, które jest nagrodą dla tych, którzy dochowują wierności takim zasadom. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, zbawienie widziane jest jako nagroda (łaska) za dobre (moralne) życie. Rolą Boga jest tu jedynie potwierdzenie, że dany członek kościoła był wystarczająco dobry, by zasłużyć na życie wieczne, którego osiągnięcie Bóg umożliwił mu, cierpiąc fizycznie na krzyżu i dokonując cielesnego zmartwychwstania. Stąd też katolicka wizja sądu ostatecznego, który przedstawiany jest jako swego rodzaju rozprawa, na której Bóg przegląda rejestry czynów każdego człowieka i ocenia, których czynów (moralnych czy niemoralnych) było u tego człowieka więcej. W zależności od wyniku dochodzenia, Bóg nagradza tego człowieka życiem wiecznym lub karze wiecznym potępieniem. Podstawowym jednak wymaganiem, żeby w ogóle myśleć o życiu wiecznym, jest, zgodnie z doktryną katolicką, członkostwo w instytucji kościelnej oraz regularne uczestnictwo w liturgicznych obrzędach i sakramentach, gdyż, jak się naucza, wyłącznie w tej instytucji kościelnej możliwe jest uzyskanie zbawienia. Poza nią, według katolików, zbawienie jest niemożliwe.
Domniemany początek i charakter kościoła nowotestamentowego
Dlatego myśliciele katoliccy nalegają, że apostołowi Piotrowi Jezus nakazał, żeby ten założył ziemską organizację zwaną kościołem, która będzie skupiać wyznawców Jezusa i stać na straży ich moralnego postępowania, pilnując, by przestrzegali całej gamy nakazów i zakazów (przykazań bożych i kościelnych). Instytucja ta miała także odprawiać pewne obrzędy, z których niektóre nazywa się sakramentami (np. chrzest wodą, komunia, bierzmowanie czy związek małżeński), ponieważ wierzy się, że to sam Jezus je ustanowił i nakazał wykonywać „na Jego pamiątkę”. Uważa się również, że jednym z naczelnych zadań kościoła jest rozszerzanie swoich wpływów w świecie, przyłączanie kolejnych członków i przekształcanie społeczeństw ziemskich tak, by kiedyś wszyscy mieszkańcy świata wyznawali katolickie zasady moralne i by w ten sposób zapanowała „jedna owczarnia i jeden pasterz” (stąd zaangażowanie kościoła katolickiego w tak zwany ruch ekumeniczny). Historycznie kościół katolicki korzystał z każdej okazji, by swoją naukę nieść w najdalsze (z punktu widzenia Europejczyków) zakątki globu, nierzadko posuwając się do przemocy fizycznej i militarnej, by ten cel osiągnąć. Przemoc nie jest kościołowi obca również w kontekście społecznym, stosuje on bowiem wiele technik manipulacyjnych opartych na wykluczeniu i strachu, by osoby, które odmawiają podporządkowania się jego nakazom i zakazom, zdegradować do roli bezbożników, dewiantów czy grzeszników, godnych pogardy i wykluczenia, i wytwarzając w ten sposób presję społeczną, której jednym z objawów jest ostracyzm i która zapewnia kościołowi posłuszeństwo większości członków tych społeczności, w których kościół dominuje. Przedstawiając się jako instytucja „święta”, założona przez samego Boga, jako jedyne źródło prawdy objawionej i życia wiecznego, wśród wielu osób kościół zapewnił sobie nietykalność, do tego stopnia, że nawet władze polityczne wielokrotnie zmuszone są, by dostosowywać prawa państwowe i zasady społeczne do jego wymagań, obawiając się nieprzychylnego im wpływu kościoła na potencjalnych wyborców. Często też hierarchowie kościelni cieszą się specjalnymi względami politycznymi i społecznymi, łącznie z de facto staniem w wielu sytuacjach ponad prawem.
Z powyższego wywodu wynika również katolicka definicja grzechu i sposób radzenia sobie z nim jako przeszkodą niepozwalającą człowiekowi na osiągnięcie życia wiecznego. Biblia stwierdza, że grzech jest przestępstwem prawa, czymś, co oddziela człowieka od Boga. Odbierając Biblię dosłownie i odnosząc ją do fizycznej rzeczywistości obecnego świata, katolicyzm sformułował tezę, że musi tu chodzić o prawo moralne. Jego źródła teolodzy dopatrują się w Biblii, kiedy czytają na przykład, że Bóg nakazuje ukarać śmiercią pewne ludzkie czyny, takie jak współżycie seksualne poza małżeństwem (cudzołóstwo), kłamstwo czy pracę seksualną (prostytucję). Co za tym idzie, teolodzy ci doszli do wniosku, że skoro grzech jest przestępstwem prawa moralnego, to musi on oznaczać każdą niesubordynację lub niewierność zasadom, rozumianym dosłownie, których setki znajdują się w Biblii. Analizując zatem różne fragmenty Biblii, oceniają oni, jaka płynie z nich nauka moralna i na tej podstawie określają prawidłowe i nieprawidłowe sposoby zachowania się członków kościoła w danej sytuacji życiowej, od których to zachowań uzależniają ich wieczne przeznaczenie (niebo lub piekło). Doszli zatem do wniosku, że każda niewierność zasadom określanym przez kościół jest właśnie grzechem, czyli czynem sprzeciwiającym się kodeksowi moralnemu, łącznie z posiadaniem nieprawidłowych myśli.
W konsekwencji, życie wiernych członków kościoła polega na nieustannej fizycznej i psychicznej walce z samym sobą, na pilnowaniu się na każdym kroku, na kontrolowaniu własnych reakcji, pragnień i myśli, na odmawianiu sobie wszelkich cielesnych i intelektualnych przyjemności. Polega też na pilnowaniu się nawzajem, gdyż grzechem uczyniono nawet to, że ktoś pozwala innej osobie (np. rodzice dzieciom albo obywatel współobywatelowi) na pogwałcenie ustalonych przez kościół zasad. Dlatego członkowie kościołów przypisują sobie również prawo, a wręcz obowiązek, kontrolowania osób spoza ich kręgu, starając się wpłynąć na ustawodawców, by wprowadzali prawa cywilne i karne zgodne z ich pojęciem moralności, szczególnie prawa penalizujące pewne wrażliwe dla nich kwestie, takie jak przerywanie ciąży, seksualne stosunki pozamałżeńskie, w tym homoseksualne lub w inny sposób nienormatywne, albo rozwody. Stąd właśnie bierze się tak silny ostracyzm obecny w społecznościach chrześcijańskich w stosunku do tych, którzy wyłamują się spod kościelnego reżimu. Nieuchronnie prowadzi to frustracji, niespełnienia, lęków i ogólnego poczucia bezsilności oraz wrogości wobec siebie nawzajem. To życie smutne, pełne cierpienia (zwłaszcza psychicznego), a nierzadko przemocy, motywowanej chęcią wpasowania się za wszelką cenę w niemożliwe do spełnienia standardy. Nierzadko frustracja i gniew nią wywołany obraca się w zachowania ekstremistyczne, prowadząc czasem do przemocy fizycznej i psychicznej w stosunku do osób, które poza kościołem wydają się prowadzić życie pełne i szczęśliwe, mając w dodatku czelność się ze swym „grzechem” obnosić.
Żeby temu jakoś zaradzić, kościół ustalił, że podzieli owe niemoralne czyny na tak zwane grzechy lekkie i ciężkie. Do kategorii ciężkich zalicza się głównie te czyny, które kościelnym nauczycielom wydają się szczególnie moralnie odrażające (np. morderstwo czy homoseksualność), a do lekkich czyny, które są powszechne i przed którymi trudno się człowiekowi ustrzec. Uznano więc, że grzechy ciężkie (które występują rzadko) pozbawiają człowieka przepustki do nieba, a lekkie nie. Kościół posunął się jeszcze dalej, stwierdzając, że każdy jego członek może dać ujście swojemu poczuciu winy i moralnym wyrzutom sumienia, przystępując do tak zwanej spowiedzi, podczas której może wyznać swoje „grzechy” i uzyskać od ich skutków uwolnienie (rozgrzeszenie) – niejako wyzerowanie moralnego rachunku. Aż do następnego razu, kiedy przewinienia znów człowiekowi zaciążą. Życie człowieka i jego dążenie do zbawienia widziane jest więc w katolicyzmie jako forma gry, w którą gra się z Bogiem – gromadzenie punktów zasługi i punktów karnych, i kasowanie tych karnych punktów za pomocą spowiedzi, żeby w ten sposób zasłużyć na zbawienie. Grę wygrywa ten, kto w momencie śmierci fizycznej zdąży się wyspowiadać, doprowadzając do wyczyszczenia konta z punktami karnymi i osiągając w ten sposób przepustkę do nieba. Każdy członek kościoła katolickiego podświadomie o tym myśli. Nawet jeśli na co dzień nie angażuje się specjalnie w życie kościelne, to jednak w obliczu śmierci szuka ukojenia w kościelnych obrzędach. Wielu katolików wręcz prosi Boga o to, by śmierć fizyczna ich nie zaskoczyła. Każdy bowiem podejmuje wiążące się z tą grą ryzyko, którym jest śmierć nagła, zabierająca człowiekowi szansę na wyspowiadanie się i uzyskanie przepustki do raju, czemu zaradzić ma czyściec.
Czyściec
Jak wierzą katolicy, doktryna o czyśćcu ma swoje podstawy w Biblii i wynika z wiary w to, że nawet jeśli ktoś za życia nie zdążył zasłużyć na nagrodę w postaci łaski zbawienia, to może to zrobić już po śmierci, w swego rodzaju przedsionku do piekła, zwanym właśnie czyśćcem. To mechanizm podobny do systemu zaliczeń i egzaminów na studiach wyższych – w razie niezdania za pierwszym razem, student ma drugą szansę w terminie poprawkowym. Zgodnie z tą doktryną to właśnie w czyśćcu dusza człowieka zmarłego może za sprawą wstępnych cierpień zostać „oczyszczona” ze skutków niemoralnych czynów, za które człowiek ten nie zdążył odpokutować za życia. Ponadto, w katolicyzmie praktykowana jest tak zwana modlitwa za dusze zmarłych, w ramach której pozostali przy życiu krewni i znajomi zmarłego mogą zarówno werbalnie, jak i obrzędowo wyrażać swoje pragnienie, żeby dusza zmarłego trafiła do nieba, i prosić o to Boga. Związany jest z tym system nabożeństw odprawianych za duszę zmarłego (np. przed pogrzebem lub później, w ramach tzw. mszy wieczystych), a także odpustów, które za życia można uzyskać dla siebie lub dla kogoś innego, po jego śmierci, oraz opłat z tymi obrzędami związanych. Katolicy wierzą bowiem, że gra z Bogiem o zbawienie rozciąga się nawet poza grób i że Bóg może zmienić zdanie na temat przeznaczenia jakiejś osoby, jeśli wesprze ją modlitwą, jałmużną lub nabożeństwem wystarczająco dużo innych osób. Zatem zgodnie z tą doktryną, do czyjegoś zbawienia przyczyniają się nie tylko zasługi tej osoby, ale także wstawiennictwo i zasługi osób trzecich.
Konsekwencją opisanego powyżej podejścia do Biblii jest też swego rodzaju rozdwojenie, jeśli chodzi o kwestię błogosławieństwa Bożego. Co prawda naucza się, że nowotestamentowy Bóg jest Zbawicielem, który przyszedł jako Mesjasz w osobie Jezusa Chrystusa, żeby łaskawie dać swoim dzieciom możliwość osiągnięcia życia wiecznego poprzez prowadzenie przykładnego życia i że doczesne życie wraz z jego przyjemnościami i troskami nie ma żadnego znaczenia, bo najważniejsze jest zdobycie nagrody w postaci nieba, ale jednocześnie zachęca się członków kościoła do proszenia Boga o powodzenie w obecnym życiu oraz o pomoc w problemach czy chorobach. W katolicyzmie istnieje więc pewien dualizm, i to na wielu płaszczyznach. Bóg jest jednocześnie Duchem, ale i fizycznym człowiekiem. Jakość życia jest jednocześnie nieistotna, ale i warto je miło przeżyć, zabiegając o pomoc Bożą, jeśli rzeczy nie układają się po naszej myśli. Bóg przyszedł jako Zbawiciel wszystkich ludzi, ale jednocześnie tyko my jesteśmy narodem wybranym i poza naszym kościołem nie ma zbawienia. Bóg nakazał kochać wszystkich bliźnich, ale jednocześnie możemy pogardzać i piętnować tych, których uważamy za bezbożnych i moralnie zepsutych. Każdy zostanie osądzony przez Boga, ale jednocześnie nam samym wolno osądzać tych, których widzimy jako grzeszników.
Takie sprzeczności, które w umysłach członków instytucji kościelnych nie wywołują żadnego dysonansu, można mnożyć w nieskończoność. Ich ukoronowaniem są katolickie doktryny dotyczące Marii i Świętych. W założeniu religia katolicka uważana jest za religię monoteistyczną, gdyż utrzymuje, że oddaje cześć jednemu Bogu, w Trójcy Jedynemu (Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu), jednak w praktyce jest religią politeistyczną, w tym sensie, że posiada cały panteon pomniejszych bóstw, z których najbardziej prominentnym jest Maria, uważana za biologiczną matkę Jezusa, a jednocześnie za Matkę Boga, za Królową Nieba i Ziemi. Zarówno ona, jak i Święci mają dodatkowo dziesiątki wcieleń i funkcji, przedstawianych w formie różnych malowideł, ikon i posągów. Każde z tych wcieleń utożsamiane jest ze źródłem jakiejś formy pomocy (łaski), którą za sprawą odpowiednich obrzędów i modlitw można od nich uzyskać w kontekście problemów życia codziennego (np. w przypadku nieuleczalnej choroby, nieurodzaju, dalekiej podróży, poszukiwania dobrego współmałżonka, ochrony przed trucizną, walki z namiętnościami i pokusami cielesnymi, błogosławieństwa dla małżonków i rodzin itp.). Święci są także patronami osób, grup społecznych, zawodów, miast, krajów czy kontynentów. Katolicyzm otwarcie mówi o kulcie Maryi i kulcie Świętych, który wyraża się między innymi w budowaniu świątyń ich kultom poświęconych. Maria widziana jest jako przykład osoby moralnie nieskazitelnej, łącznie z jej niepokalanym poczęciem, czyli bez udziału biologicznego mężczyzny (gdyż w katolicyzmie stosunek seksualny widziany jest jako akt plugawy, powodujący skalanie jego uczestników, zwłaszcza kobiety). Jednak najważniejszą funkcją Marii (i w mniejszym stopniu Świętych) jest rola pośrednika pomiędzy ludźmi (jej dziećmi) a Bogiem (jej Synem). Innymi słowy, w tym ujęciu Bóg przedstawiany jest jako srogi sędzia, który bezwzględnie rozlicza ludzi z ich postępków na podstawie obowiązujących w kościele norm moralnych, a Maria widziana jest jako pobłażliwa, kochająca matka, która wstawia się za swoimi niedoskonałymi dziećmi u Boga i uprasza Go, żeby powstrzymał się od karania ich, w sensie doczesnym, jak i wiecznym.
Ze Świętymi i Marią wiąże się jeszcze jedna istotna kwestia, mianowicie wiara w to, że niektórzy członkowie kościoła (w domyśle: szczególnie pobożni, moralni i skromni) doświadczają nadzwyczajnych łask od Boga (zwykle za pośrednictwem Świętych) w postaci fizycznych uzdrowień z różnego rodzaju chorób i dolegliwości, jak również w postaci nadprzyrodzonych wizji lub objawień. Stąd wiara niektórych katolików w tak zwane objawienia Marii z Fatimy czy Lourdes, w cudowne, uzdrawiające właściwości wody z takich miejsc, w relikwie Świętych o cudownych mocach itp. Wielu katolików wierzy, że fizyczne substancje lub przedmioty mają „magiczne”, nadnaturalne moce, które mogą polepszyć komfort ich życia, na przykład uzdrowić z choroby czy zapewnić urodzaj, tylko dlatego, że kojarzone są z określonym Świętym. Stąd powszechna tendencja wśród członków kościoła do noszenia amuletów, takich jak medaliki, krzyżyki, różańce czy koronki, wieszania „świętych obrazów” w domu, budowania kapliczek czy umieszczania w samochodach podobizn Świętych, a wszystko to w celu uchronienia się przed wypadkiem lub innym nieszczęściem. Sama procedura watykańska zmierzająca do obwołania kogoś Świętym wymaga świadectwa, że dzięki osobie, której kandydatura na Świętego jest rozpatrywana, wydarzył się jakiś „cud”, czyli zdarzenie rzekomo nadprzyrodzone, niedające się wyjaśnić racjonalnie.
***
Wszystko, co opisaliśmy powyżej wynika ze sposobu, w jaki kościelni nauczyciele i myśliciele podchodzą do Biblii. W tekstach opublikowanych na niniejszej stronie sposób ten nazywamy fizyczną, materialną lub dosłowną interpretacją Biblii. Co jednak, gdybyśmy odłożyli na bok taki sposób rozumienia Biblii i podeszli do niej w sposób zgoła odmienny, który z kolei nazywamy tu przekazem duchowym, czyli całkowicie niematerialnym?
I. Przekaz fizyczny Biblii
II. Przekaz duchowy
III. Stworzenie świata w ujęciu duchowym
IV. Wieża Babel, Potop oraz Sodoma i Gomora w ujęciu duchowym
V. Czy Abraham był zalążkiem instytucji kościelnej?
VI. Czy wyprowadzenie Izraela z Egiptu było początkiem instytucji kościelnej?
VII. Nowy Testament w ujęciu duchowym
VIII. Separacja jako sedno planu zbawienia