13. Antykoncepcja
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Pomimo, że Biblia nie wypowiada się na temat środków antykoncepcyjnych, kościół zbudował wokół nich własną filozofię, a raczej system nakazów i zakazów, od których uzależnia osiągnięcie zbawienia. To, oczywiście, nic innego jak własny program zbawienia. Fizyczne pojmowanie Biblii to szukanie „dziury w całym” i dopatrywanie się w niej potwierdzenia własnych poglądów, opartych na domysłach, które teolodzy sprzedają swoim słuchaczom pod hasłem: „Co Bóg chciał nam w tych słowach przekazać”. Filozofia kościelna, promująca tzw. „tradycyjny model rodziny”, który odrzuca związki jednopłciowe, oparta jest na biblijnym obrazie ukazującym Adama i Ewę, którym Bóg pobłogosławił, dając im dzieci. W rzeczywistości Adam i Ewa zostali przeklęci i wyrzuceni z Edenu. Stereotypowe przekonanie, że biologiczne dziecko jest „darem Bożym”, nie ma najmniejszego pokrycia w Biblii. Biblia mówi o dzieciach tylko w wymiarze duchowym i to w odniesieniu do Bożych wybrańców. Podobnie kościelna „zachęta do posiadania potomstwa”, czy raczej nakaz jego posiadania, wynika z rzekomego „nakazu rozmnażania się”, co kościół interpretuje jako nakaz biologicznej prokreacji. Zarzucanie bezdzietnym egoizmu i promowanie miłości dwóch osób wyłącznie płci przeciwnej, które są w związku małżeńskim, to czysta utopia i technika propagandowa.
Kolejny argument kościoła, samozwańczego „przewodnika duchowego”, osadza się na tym, że jeśli czegoś w Biblii nie ma, to kościół przyznaje sobie prawo, by tę kwestię rozstrzygnąć, z jakiegoś powodu z góry zakładając, że antykoncepcja nie może podobać się Bogu. Kościół powołuje się tu chociażby na przykazanie „Nie cudzołóż!”, a także na teksty dotyczące małżeństwa, miłości i odpowiedzialności za zbawienie. Problem polega na tym, że rozumowanie fizyczne to ślepa uliczka, w którą kościół coraz dalej się zapuszcza, określając, w jakich warunkach antykoncepcja jest „grzechem”. Wymienia się tu całą masę takich warunków, na przykład seks dla przyjemności lub zabawy, z czystej potrzeby fizjologicznej lub psychicznej, dla rozładowania napięcia czy odreagowania, albo seks bez miłosnego zaangażowania. O dziwo, kościół dopuszcza tu pewne wyjątki takie jak gwałt (choć trudno sobie wyobrazić, żeby gwałciciel czy ofiara myśleli w takim momencie o antykoncepcji), kwestie zdrowotne (np. terapia hormonalna) czy „zasada podwójnego skutku” (np. wymuszanie seksu przez pijanego męża, kiedy rodzina jest wielodzietna lub pozbawiona środków do życia). Kościół uzurpuje sobie rolę przewodnika duchowego pod postacią przewodnika moralnego, eksperta z zakresu zdrowia a nawet psychologii, twierdząc, że jeśli każdy miałby na ten temat własne zdanie, to „do czego by wtedy doszło?”. Sęk w tym, że kościół ma różne zdanie w wielu kwestiach, które usiłuje poprzeć argumentami rzekomo zaczerpniętymi z Biblii, stąd tak wiele jego odłamów.
Kwestię antykoncepcji kościół próbuje podpiąć pod biblijnego Onana, który, zamiast na podstawie obowiązku wynikającego z prawa lewiratu wzbudzić potomstwo swojemu bratu po jego śmierci, „wylewał nasienie na ziemię” (Rdz 38:8-10), co obecnie kościół usiłuje interpretować jako „samogwałt”, znany również jako „onanizm” (właśnie od imienia Onan). W tej sytuacji chodziło jednak o linię rodową brata, czyli dzieci obce. Trudno powiedzieć, skąd pomysł, że w opisanej sytuacji chodzi o antykoncepcję. Czy chodzi tu o skojarzenie z pozapochwowym wytryskiem nasienia albo stosunkiem przerywanym, niezakończonym wytryskiem? To całkowita manipulacja, podobna do określania mężczyzn homoseksualnych mianem „sodomitów”, podczas gdy w rzeczywistości zgrzeszyło całe miasto i w rezultacie zginęli wszyscy mieszkańcy Sodomy: kobiety, mężczyźni, seniorzy i dzieci, łącznie z niemowlętami. Obraz zagłady tego miasta jest symbolem losu niewybrańców, przeznaczonych na potępienie.
Teolodzy idą jeszcze dalej, przyrównując antykoncepcję do „zabójstwa”, a stosujących ją nazywając „zabójcami”. Co ciekawe, nie chodzi nawet o jakieś ingerencje zewnętrzne (np. metody barierowe, środki plemnikobójcze czy metody chirurgiczne), ale właśnie o stosunek przerywany. Do tego dochodzi straszenie, że środki antykoncepcyjne powodują spustoszenie, na przykład uszczerbek na zdrowiu matki, a nawet ryzyko śmierci, nie wspominając już o bezpłodności. Są to zresztą argumenty podobne do tych, jakie księża, występujący w roli „ekspertów”, przytaczają w przypadku aborcji. Wielu uważa, że metody barierowe, takie jak prezerwatywy, to troska o zdrowie własne i zdrowie partnerki lub partnera, bo drogą płciową przenoszone są najróżniejsze choroby, w tym HIV. Małżonkowie często decydują się na chirurgiczne przecięcie albo podwiązanie jajowodów lub nasieniowodów, niekoniecznie po to, by uniknąć kolejnych ciąż, ale także, by uniknąć zagrożenia życia w przypadku przypadkowego zajścia w ciążę. W takim przypadku kościół zezwala na stosowanie tego zabiegu, jeżeli nie obciąża to sumienia małżonków, których powierza się modlitwie.
Podobne zalecenia występują przy antykoncepcji hormonalnej, przy której może dojść do wczesnych poronień. Słysząc to, trudno powstrzymać się od śmiechu. Do tego dochodzą wyimaginowane porównania środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych do „czarów”. Biorą się one z problemów z tłumaczeniem Biblii. Chodzi o słowo farmakeia (Ga 5:20; Ap 9:21; 18:23), które odnosi się do działania leku w połączeniu z działaniem magii, a wywodzi się od słowa farmakeus (Ap 21:8). Podobnie jak słowo farmakos (Ap 22:15), czyli farmaceuta, podający zaczarowany eliksir. Dlatego słowo to, tłumaczone jako „czarownik”, mogłoby się odnosić do trucia za pomocą magicznych eliksirów czy lekarstw. W rzeczywistości symbolika czarów odnosi się do czczenia demonów i bożków, które symbolizują ducha Szatana, nazywanego też Smokiem, Wężem, Diabłem, Bestią czy Fałszywym Prorokiem (Ap 20). Cześć ta oddawana jest w wyniku „omamienia czarami”, czyli omamienia duchem Szatana, wszystkich, którzy nie dostąpili „pierwszego zmartwychwstania” (tzn. zbawienia duszy, symbolizowanego przez „znamię Boże”). Oczywiście chodzi o wszystkich niewybrańców, którzy przyjęli „znamię Szatana i których przeznaczeniem jest „śmierć druga”, czyli wieczne potępienie. W rzeczywistości owe „czary”, „omamienie” czy „zwodzenie” objawiają się w postaci fałszywych nauk, które płyną z wszystkich religii świata, a przede wszystkim z kościoła. Stąd niewybrańcy, którzy nie wejdą do Miasta Świętego i pozostaną „na zewnątrz”, to w wymiarze duchowym zarówno „rozpustnicy” i „bałwochwalcy”, jak i „zabójcy”, ale także „kłamcy”. Wszystkie te słowa to symbole niewybrańców, nie mające nic wspólnego z terminami związanymi z ludzką etyką czy moralnością.
Patrząc z jeszcze innego punktu widzenia, prawo lewiratu wymagało nie tylko odbycia stosunku ze szwagierką, co samo w sobie wypełnia znamiona związku kazirodczego, ale także wzięcia z nią ślubu, co można rozumieć jako wielożeństwo. Jakimś jednak cudem nikt na podstawie tych starotestamentowych praw nie zarzuca Bogu propagowania seksu kazirodczego czy wielożeństwa, za to kościół dopatrzył się tu potępienia antykoncepcji. Gdyby przyjąć takie rozumowanie, to każdy, kto stosuje antykoncepcję, powinien umrzeć, bo Onana i jego kolejnych braci Bóg właśnie w ten sposób ukarał. Tamar, która uprawiała seks ze wszystkimi braćmi, w końcu urodziła potomka i zapewniła ciągłość rodu podstępem. Zaszła bowiem w ciążę z teściem Judą, udając prostytutkę. Miała zostać osądzona jako cudzołożnica. Jak widać, z fizycznego punktu widzenia, Biblia jest książką amoralną.
Tak zwane „odpowiedzialne planowanie rodziny” także można uznać za kontrowersję, bo jeśli człowiek coś „planuje”, to czyż nie odbiera tym samym Bogu suwerenności? Poza tym, unikanie współżycia w dni płodne (metoda naturalna, kalendarzykowa, objawowo-termiczna czy komputery cyklu) przypomina postawę Onana, nieprawdaż? Jednak kościół ma tu inne zdanie i zaleca te metody.
Łączenie aborcji z „czystością sumienia” to kolejna nadinterpretacja teologiczna, bo co można nazwać „czystym sumieniem”? Koncepcje takie jak egoizm, lenistwo, brak czasu, strach przed odpowiedzialnością czy deformacją ciała, to tylko puste słowa, bo z drugiej strony są pary, które starają się o dzieci, bezskutecznie.
Sięganie po antykoncepcję wcale nie musi wynikać z niecnych pobudek, bo, odwracając sytuację, można by dojść do kuriozalnego wniosku, że ten, kto spłodzi więcej dzieci, jest przez Boga bardziej błogosławiony. Podobnie, patrząc z fizycznego punktu widzenia, który Jezusa postrzega jako biologicznego człowieka, można by wysnuć wniosek, że Jezus nie był błogosławiony, bo nie miał dzieci. A co z wnioskiem, że skoro Jezus nie miał dzieci, to zapewne, zgodnie z Nowym Testamentem, Bóg błogosławi wyłącznie bezdzietnym. Oba wnioski są, oczywiście, absurdalne.
Kolejny propagowany przez kościół stereotyp głosi, że w małżeństwie seks ma spełniać rolę wyłącznie prokreacyjną, a każda inna forma seksu to wyraz namiętności, pożądania i nieczystości, co jest odzwierciedleniem swoistej obsesji kościoła, który, z niewiadomych przyczyn, łączy fizyczny seks z duchową nieczystością. Do tego dochodzą koncepcje takie jak rozwiązłość seksualna czy cudzołóstwo, które w oczywisty sposób są potępiane. Nikt jednak nie ma ochoty przyjrzeć się bliżej metaforycznym „relacjom seksualnym”, obrazującym stan ducha, w których, w kontekście sądu Bożego, zawsze chodzi o „seks” uprawiany z duchem Szatana. To dlatego „grzechy seksualne” Biblia zwykle łączy z „bałwochwalstwem”, i to zarówno w odniesieniu do narodu izraelskiego, jak i do kościołów, o których czytamy, że uprawiają „nierząd z obcymi bogami” (Ez 16; Ap 2:14,20). Kościoły są również symbolizowane przez Jerozolimę jako „Wielką Nierządnicę”, która reprezentuje niewybrańców (Ap 17:1-2).
Kolejnym nadużyciem ze strony kościoła jest łączenie „nieczystości seksualnej”, a co za tym idzie antykoncepcji, z „czynami niegodziwymi”, których uprawianie wiązało się w Biblii z odcięciem od Królestwa Bożego. Problem polega na tym, że Biblia wymienia cały szereg „złych uczynków”, łącznie ze „sporem”, „niezgodą”, „nienawiścią” czy „pijaństwem”, a z nich wszystkich za cel kościół obrał sobie właśnie urojoną antykoncepcję (Ga 5:16-24). Tymczasem, najkrócej mówiąc, we fragmencie tym chodzi o kontrast pomiędzy tymi, którzy podążają za „duchem” i tymi, którzy podążają za „ciałem”. W tym symbolicznym kontraście słowo „duch” reprezentuje Ducha Bożego, wraz z wszystkimi wymienionymi owocami takimi jak miłość, wiara i dobroć. Natomiast słowo „ciało” reprezentuje ducha Szatana, wraz z wszystkimi wymienionymi owocami takimi jak nierząd, nieczystość i wyuzdanie. W efekcie działania Boga wybrańcy podążać będą za Duchem Bożym, czyli „według Ducha”, a w efekcie działania Szatana wszyscy niezbawieni (docelowo niewybrańcy) będą „spełniać pożądania ciała”.
Rozumując fizycznie, można w Biblii znaleźć wersety, w których mowa o „rozkoszy małżonków” bez wzmianki o dzieciach (Pieśń nad Pieśniami, Księga Przysłów rozdział 5), co można przecież zinterpretować tak, że Bóg promuje „rozkosze seksualne” i zaprzeczyć w ten sposób stanowisku kościoła. Można by też wysnuć wniosek, że skoro Paweł w swoich listach namawiał do małżeństwa ze względu na „naturalny pociąg seksualny”, to tak jakby dowodził, że uprawianie seksu nie jest występkiem. Patrząc jednak w sposób duchowy, biblijna koncepcja „małżeństwa”, w sensie oddania się Bogu, nie odnosi się do kościelnych zasad uprawiania seksu „po bożemu”, lecz do duchowej, nierozerwalnej unii Boga i Jego wybrańca. To jedyny związek małżeński, który Biblia ma na myśli. Ludzkie relacje i formalne bądź nieformalne związki to sfera ludzkiej kultury, z którą Biblia nie ma nic wspólnego.
Kolejnym absurdem jest dowodzenie, że, z historycznego punktu widzenia, w Biblii nie ma mowy o antykoncepcji, bo dla autorów Biblii oczywistym było, że antykoncepcja jest zakazana. Ten sposób rozumowania dodatkowo pozbawia Boga autorstwa Biblii.
To właśnie dlatego przywódców religijnych Jezus nazywa „plemieniem żmijowym” i „obłudnikami”, którzy narzucają innym stworzony przez siebie system nakazów i zakazów, sami łamiąc Prawo Boże, czyli Prawo Ducha, gdyż ich brak Ducha Świętego sprawia, że zawsze sprzeciwiają się Duchowi Bożemu, zawsze bluźnią i kłamią. Złe drzewo rodzi bowiem zły owoc.
Kolejny argument kościoła, samozwańczego „przewodnika duchowego”, osadza się na tym, że jeśli czegoś w Biblii nie ma, to kościół przyznaje sobie prawo, by tę kwestię rozstrzygnąć, z jakiegoś powodu z góry zakładając, że antykoncepcja nie może podobać się Bogu. Kościół powołuje się tu chociażby na przykazanie „Nie cudzołóż!”, a także na teksty dotyczące małżeństwa, miłości i odpowiedzialności za zbawienie. Problem polega na tym, że rozumowanie fizyczne to ślepa uliczka, w którą kościół coraz dalej się zapuszcza, określając, w jakich warunkach antykoncepcja jest „grzechem”. Wymienia się tu całą masę takich warunków, na przykład seks dla przyjemności lub zabawy, z czystej potrzeby fizjologicznej lub psychicznej, dla rozładowania napięcia czy odreagowania, albo seks bez miłosnego zaangażowania. O dziwo, kościół dopuszcza tu pewne wyjątki takie jak gwałt (choć trudno sobie wyobrazić, żeby gwałciciel czy ofiara myśleli w takim momencie o antykoncepcji), kwestie zdrowotne (np. terapia hormonalna) czy „zasada podwójnego skutku” (np. wymuszanie seksu przez pijanego męża, kiedy rodzina jest wielodzietna lub pozbawiona środków do życia). Kościół uzurpuje sobie rolę przewodnika duchowego pod postacią przewodnika moralnego, eksperta z zakresu zdrowia a nawet psychologii, twierdząc, że jeśli każdy miałby na ten temat własne zdanie, to „do czego by wtedy doszło?”. Sęk w tym, że kościół ma różne zdanie w wielu kwestiach, które usiłuje poprzeć argumentami rzekomo zaczerpniętymi z Biblii, stąd tak wiele jego odłamów.
Kwestię antykoncepcji kościół próbuje podpiąć pod biblijnego Onana, który, zamiast na podstawie obowiązku wynikającego z prawa lewiratu wzbudzić potomstwo swojemu bratu po jego śmierci, „wylewał nasienie na ziemię” (Rdz 38:8-10), co obecnie kościół usiłuje interpretować jako „samogwałt”, znany również jako „onanizm” (właśnie od imienia Onan). W tej sytuacji chodziło jednak o linię rodową brata, czyli dzieci obce. Trudno powiedzieć, skąd pomysł, że w opisanej sytuacji chodzi o antykoncepcję. Czy chodzi tu o skojarzenie z pozapochwowym wytryskiem nasienia albo stosunkiem przerywanym, niezakończonym wytryskiem? To całkowita manipulacja, podobna do określania mężczyzn homoseksualnych mianem „sodomitów”, podczas gdy w rzeczywistości zgrzeszyło całe miasto i w rezultacie zginęli wszyscy mieszkańcy Sodomy: kobiety, mężczyźni, seniorzy i dzieci, łącznie z niemowlętami. Obraz zagłady tego miasta jest symbolem losu niewybrańców, przeznaczonych na potępienie.
Teolodzy idą jeszcze dalej, przyrównując antykoncepcję do „zabójstwa”, a stosujących ją nazywając „zabójcami”. Co ciekawe, nie chodzi nawet o jakieś ingerencje zewnętrzne (np. metody barierowe, środki plemnikobójcze czy metody chirurgiczne), ale właśnie o stosunek przerywany. Do tego dochodzi straszenie, że środki antykoncepcyjne powodują spustoszenie, na przykład uszczerbek na zdrowiu matki, a nawet ryzyko śmierci, nie wspominając już o bezpłodności. Są to zresztą argumenty podobne do tych, jakie księża, występujący w roli „ekspertów”, przytaczają w przypadku aborcji. Wielu uważa, że metody barierowe, takie jak prezerwatywy, to troska o zdrowie własne i zdrowie partnerki lub partnera, bo drogą płciową przenoszone są najróżniejsze choroby, w tym HIV. Małżonkowie często decydują się na chirurgiczne przecięcie albo podwiązanie jajowodów lub nasieniowodów, niekoniecznie po to, by uniknąć kolejnych ciąż, ale także, by uniknąć zagrożenia życia w przypadku przypadkowego zajścia w ciążę. W takim przypadku kościół zezwala na stosowanie tego zabiegu, jeżeli nie obciąża to sumienia małżonków, których powierza się modlitwie.
Podobne zalecenia występują przy antykoncepcji hormonalnej, przy której może dojść do wczesnych poronień. Słysząc to, trudno powstrzymać się od śmiechu. Do tego dochodzą wyimaginowane porównania środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych do „czarów”. Biorą się one z problemów z tłumaczeniem Biblii. Chodzi o słowo farmakeia (Ga 5:20; Ap 9:21; 18:23), które odnosi się do działania leku w połączeniu z działaniem magii, a wywodzi się od słowa farmakeus (Ap 21:8). Podobnie jak słowo farmakos (Ap 22:15), czyli farmaceuta, podający zaczarowany eliksir. Dlatego słowo to, tłumaczone jako „czarownik”, mogłoby się odnosić do trucia za pomocą magicznych eliksirów czy lekarstw. W rzeczywistości symbolika czarów odnosi się do czczenia demonów i bożków, które symbolizują ducha Szatana, nazywanego też Smokiem, Wężem, Diabłem, Bestią czy Fałszywym Prorokiem (Ap 20). Cześć ta oddawana jest w wyniku „omamienia czarami”, czyli omamienia duchem Szatana, wszystkich, którzy nie dostąpili „pierwszego zmartwychwstania” (tzn. zbawienia duszy, symbolizowanego przez „znamię Boże”). Oczywiście chodzi o wszystkich niewybrańców, którzy przyjęli „znamię Szatana i których przeznaczeniem jest „śmierć druga”, czyli wieczne potępienie. W rzeczywistości owe „czary”, „omamienie” czy „zwodzenie” objawiają się w postaci fałszywych nauk, które płyną z wszystkich religii świata, a przede wszystkim z kościoła. Stąd niewybrańcy, którzy nie wejdą do Miasta Świętego i pozostaną „na zewnątrz”, to w wymiarze duchowym zarówno „rozpustnicy” i „bałwochwalcy”, jak i „zabójcy”, ale także „kłamcy”. Wszystkie te słowa to symbole niewybrańców, nie mające nic wspólnego z terminami związanymi z ludzką etyką czy moralnością.
Patrząc z jeszcze innego punktu widzenia, prawo lewiratu wymagało nie tylko odbycia stosunku ze szwagierką, co samo w sobie wypełnia znamiona związku kazirodczego, ale także wzięcia z nią ślubu, co można rozumieć jako wielożeństwo. Jakimś jednak cudem nikt na podstawie tych starotestamentowych praw nie zarzuca Bogu propagowania seksu kazirodczego czy wielożeństwa, za to kościół dopatrzył się tu potępienia antykoncepcji. Gdyby przyjąć takie rozumowanie, to każdy, kto stosuje antykoncepcję, powinien umrzeć, bo Onana i jego kolejnych braci Bóg właśnie w ten sposób ukarał. Tamar, która uprawiała seks ze wszystkimi braćmi, w końcu urodziła potomka i zapewniła ciągłość rodu podstępem. Zaszła bowiem w ciążę z teściem Judą, udając prostytutkę. Miała zostać osądzona jako cudzołożnica. Jak widać, z fizycznego punktu widzenia, Biblia jest książką amoralną.
Tak zwane „odpowiedzialne planowanie rodziny” także można uznać za kontrowersję, bo jeśli człowiek coś „planuje”, to czyż nie odbiera tym samym Bogu suwerenności? Poza tym, unikanie współżycia w dni płodne (metoda naturalna, kalendarzykowa, objawowo-termiczna czy komputery cyklu) przypomina postawę Onana, nieprawdaż? Jednak kościół ma tu inne zdanie i zaleca te metody.
Łączenie aborcji z „czystością sumienia” to kolejna nadinterpretacja teologiczna, bo co można nazwać „czystym sumieniem”? Koncepcje takie jak egoizm, lenistwo, brak czasu, strach przed odpowiedzialnością czy deformacją ciała, to tylko puste słowa, bo z drugiej strony są pary, które starają się o dzieci, bezskutecznie.
Sięganie po antykoncepcję wcale nie musi wynikać z niecnych pobudek, bo, odwracając sytuację, można by dojść do kuriozalnego wniosku, że ten, kto spłodzi więcej dzieci, jest przez Boga bardziej błogosławiony. Podobnie, patrząc z fizycznego punktu widzenia, który Jezusa postrzega jako biologicznego człowieka, można by wysnuć wniosek, że Jezus nie był błogosławiony, bo nie miał dzieci. A co z wnioskiem, że skoro Jezus nie miał dzieci, to zapewne, zgodnie z Nowym Testamentem, Bóg błogosławi wyłącznie bezdzietnym. Oba wnioski są, oczywiście, absurdalne.
Kolejny propagowany przez kościół stereotyp głosi, że w małżeństwie seks ma spełniać rolę wyłącznie prokreacyjną, a każda inna forma seksu to wyraz namiętności, pożądania i nieczystości, co jest odzwierciedleniem swoistej obsesji kościoła, który, z niewiadomych przyczyn, łączy fizyczny seks z duchową nieczystością. Do tego dochodzą koncepcje takie jak rozwiązłość seksualna czy cudzołóstwo, które w oczywisty sposób są potępiane. Nikt jednak nie ma ochoty przyjrzeć się bliżej metaforycznym „relacjom seksualnym”, obrazującym stan ducha, w których, w kontekście sądu Bożego, zawsze chodzi o „seks” uprawiany z duchem Szatana. To dlatego „grzechy seksualne” Biblia zwykle łączy z „bałwochwalstwem”, i to zarówno w odniesieniu do narodu izraelskiego, jak i do kościołów, o których czytamy, że uprawiają „nierząd z obcymi bogami” (Ez 16; Ap 2:14,20). Kościoły są również symbolizowane przez Jerozolimę jako „Wielką Nierządnicę”, która reprezentuje niewybrańców (Ap 17:1-2).
Kolejnym nadużyciem ze strony kościoła jest łączenie „nieczystości seksualnej”, a co za tym idzie antykoncepcji, z „czynami niegodziwymi”, których uprawianie wiązało się w Biblii z odcięciem od Królestwa Bożego. Problem polega na tym, że Biblia wymienia cały szereg „złych uczynków”, łącznie ze „sporem”, „niezgodą”, „nienawiścią” czy „pijaństwem”, a z nich wszystkich za cel kościół obrał sobie właśnie urojoną antykoncepcję (Ga 5:16-24). Tymczasem, najkrócej mówiąc, we fragmencie tym chodzi o kontrast pomiędzy tymi, którzy podążają za „duchem” i tymi, którzy podążają za „ciałem”. W tym symbolicznym kontraście słowo „duch” reprezentuje Ducha Bożego, wraz z wszystkimi wymienionymi owocami takimi jak miłość, wiara i dobroć. Natomiast słowo „ciało” reprezentuje ducha Szatana, wraz z wszystkimi wymienionymi owocami takimi jak nierząd, nieczystość i wyuzdanie. W efekcie działania Boga wybrańcy podążać będą za Duchem Bożym, czyli „według Ducha”, a w efekcie działania Szatana wszyscy niezbawieni (docelowo niewybrańcy) będą „spełniać pożądania ciała”.
Rozumując fizycznie, można w Biblii znaleźć wersety, w których mowa o „rozkoszy małżonków” bez wzmianki o dzieciach (Pieśń nad Pieśniami, Księga Przysłów rozdział 5), co można przecież zinterpretować tak, że Bóg promuje „rozkosze seksualne” i zaprzeczyć w ten sposób stanowisku kościoła. Można by też wysnuć wniosek, że skoro Paweł w swoich listach namawiał do małżeństwa ze względu na „naturalny pociąg seksualny”, to tak jakby dowodził, że uprawianie seksu nie jest występkiem. Patrząc jednak w sposób duchowy, biblijna koncepcja „małżeństwa”, w sensie oddania się Bogu, nie odnosi się do kościelnych zasad uprawiania seksu „po bożemu”, lecz do duchowej, nierozerwalnej unii Boga i Jego wybrańca. To jedyny związek małżeński, który Biblia ma na myśli. Ludzkie relacje i formalne bądź nieformalne związki to sfera ludzkiej kultury, z którą Biblia nie ma nic wspólnego.
Kolejnym absurdem jest dowodzenie, że, z historycznego punktu widzenia, w Biblii nie ma mowy o antykoncepcji, bo dla autorów Biblii oczywistym było, że antykoncepcja jest zakazana. Ten sposób rozumowania dodatkowo pozbawia Boga autorstwa Biblii.
To właśnie dlatego przywódców religijnych Jezus nazywa „plemieniem żmijowym” i „obłudnikami”, którzy narzucają innym stworzony przez siebie system nakazów i zakazów, sami łamiąc Prawo Boże, czyli Prawo Ducha, gdyż ich brak Ducha Świętego sprawia, że zawsze sprzeciwiają się Duchowi Bożemu, zawsze bluźnią i kłamią. Złe drzewo rodzi bowiem zły owoc.