4. Monogamia i poligamia
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
4. Monogamia i poligamia
Słysząc wypowiedzi lub czytając artykuły, z których wynika, że wielożeństwo czy małżeństwa jednopłciowe nie są w Biblii zakazane, wiele osób odczuwa niekomfortowy dysonans poznawczy, a wszelkie dyskusje na ten temat wywołują kontrowersje. Najczęściej kończą się one brakiem akceptacji dla takich związków, gdyż znaczna liczba osób, nawet niezwiązanych z instytucjonalnym chrześcijaństwem, dochodzi do wniosku, że związki takie są „niemoralne”, choć trudno im uargumentować, dlaczego. Oczywiście, jak w przypadku prawie każdego aspektu życia społecznego, w tej samej Biblii można znaleźć wersety, które „potępiają” wielożeństwo i związki homoseksualne. Problem polega jednak na tym, że zarówno jedna, jak i druga strona biorąca udział w tego typu dyskusjach używa błędnych argumentów. Zwykle są to bowiem utarczki słowne w oparciu o argumenty natury fizycznej (czytaj: moralnej), które nie mają nic wspólnego z duchowym przekazem Biblii. Już same spory tego typu sprawiają, że Biblię traktuje się jak narzędzie oraz przyczynę intelektualnych kontrowersji. Dlatego wiele osób w ogóle kwestionuje jej treść, dostrzegając w niej mnóstwo sprzecznych ze sobą zapisów.
Przeciwnicy takich związków, a przede wszystkim związków jednopłciowych, wyszukują w Biblii cytaty, które potępiają „odmienne” preferencje psychoseksualne; „potępiają”, oczywiście, w ich fizycznym rozumieniu Biblii. Z kolei obrońcy takich związków powołują się na miłość Chrystusa, która jest ponad wszystkim i która wszystko wybacza. Oni również podpierają się słowami Biblii. Jest to więc „pojedynek”, którego celem jest wykazanie, kto bardziej poprawnie interpretuje Biblię. Pojedynek, dodajmy, w którym wygrywa ten, kto ma za sobą opinię większości. Skoro więc jedna trzecia ludności świata to instytucjonalni chrześcijanie, a wiele innych wyznań także potępia związki jednopłciowe, podobnie jak znaczna część ateistów, osoby nieheteronormatywne i ich sojusznicy, będąc w mniejszości, są w tym intelektualnym pojedynku z góry skazani na porażkę.
Tak samo osądza się poligamię, próbując „wymazać” z Biblii opisy życia błogosławionych przez Boga patriarchów, takich jak Abraham, Jakub, Dawid czy Salomon. Pierwszy sypiał z niewolnicą, drugi miał dzieci z czterema kobietami. Dawid przez wielu uważany jest nie tylko za poligamistę, ale w dodatku poligamistę dążącego do celu „po trupach” (w taki sposób zdobył Batszebę). Natomiast Salomon kojarzony jest z gigantycznym haremem kobiet. Z fizycznego punktu widzenia w naszych czasach tacy ludzie zostaliby wyklęci i uznani za degeneratów. A jednak byli to Boży wybrańcy!
W kwestiach poligamii czy homoseksualności nie możemy negować przekazu Starego Testamentu, który jest nieodłączną częścią Biblii. Tymczasem chrześcijaństwo powołuje się głównie na Nowy Testament i nie tylko dokonuje własnej oceny „poprawności” ludzkich związków, ale nawet, w przypadku niektórych wyznań, posuwa się do uznania celibatu za najwyższą wartość w dążeniu do „świętości”. Dlatego fizyczna interpretacja Biblii zawsze będzie źródłem kontrowersji, bo jak tu zakazywać małżeństw dla wyższych celów, skoro Bóg nakazuje, aby się rozmnażać? W takim modelu małżeństwo należałoby uznać za „zło konieczne”. Osoby nieheteronormatywne próbuje się w kościołach akceptować, a przynajmniej stwarza się takie pozory, znowu powołując się na błędny argument, którym jest rozumiana na sposób ludzki „miłość Chrystusa”.
Zastanówmy się jednak, na jakiej podstawie w ogóle stworzono kościelny „obraz małżeństwa”. Dlaczego „małżeństwem” miano by nazywać wyłącznie związek mężczyzny i kobiety? W sensie fizycznym to my tworzymy obraz Chrystusa jako „mężczyzny” lub „Pana Młodego”. Zatem jeśli wybrańcy Boży są w tym układzie „panną młodą”, a wybrańcami mogą być zarówno fizyczni mężczyźni, jak i kobiety, to czy Jezusa należałoby nazwać gejem albo biseksualistą? Mało tego, skoro liczba wybrańców nie ogranicza się do jednego człowieka, to czy Chrystusa należałoby także uznać za poligamistę? Od razu widać, do jakich absurdów się dochodzi, rozumiejąc Biblię na sposób ludzki, fizyczny.
W którym miejscu Biblia definiuje „małżeństwo” wyłącznie jako „unię jednego mężczyzny i jednej kobiety”? To, że Biblia mówi, że „mężczyzna opuszcza ojca i matkę i łączy się z żoną w jedno ciało” wcale tego nie potwierdza. Mężczyzna może łączyć się w „jedno ciało” z wieloma kobietami. A co z osobami, które nie mają rodziców, bo wychowali się w zakładzie opiekuńczym? A co z tymi, którzy ze względów ekonomicznych, pomimo zawarcia małżeństwa, nigdy dosłownie nie opuszczają rodziców, mieszkając z nimi aż do ich śmierci? A co z osobami transpłciowymi, które korygują biologiczną płeć? Takie pytania potwierdzają tylko, że fizyczna, dosłowna interpretacja zapisów biblijnych zawsze będzie budzić kontrowersje.
Powołując się z kolei na Nowy Testament w kwestii małżeństw i rozwodów, które są kolejną kontrowersją, zapominamy, że sedno „modelu rodziny” leży w „więzach krwi” z Chrystusem. Chrystus jest Duchem, więc nie możemy mieć z Nim więzów krwi w sensie fizycznym. Dlatego całość zawsze należy rozumieć metaforycznie jako „duchową jedność Bożych wybrańców z Bogiem w Duchu Świętym”. Niektórzy nazywają to „wspólnotą wiernych”. Jest to zgodne z prawdą, pod warunkiem że za „wiernych” uznamy nie instytucjonalnych członków, a niewidzialną grupę ludzi zbawionych na podstawie wyboru Bożego, którym Bóg podarował „dar wiary”, czyli owoc Ducha Bożego.
Z kolei potępiając akt seksualny między osobami tej samej płci na podstawie naszej fizycznej interpretacji Biblii, musielibyśmy konsekwentnie potępić każdy akt seksualny, bo każdemu z nich można przypisać jakąś „nieczystość” wynikającą z naszego fizycznego rozumowania. I, co ciekawe, w przypadku wielu instytucji kościelnych rzeczywiście tak jest. W zasadzie każdy seks uprawiany dla przyjemności, nawet seks małżeński, traktuje się w nich jako coś brudnego, wstrętnego, odrażającego dla Boga i kalającego osoby religijne. Tymczasem wstrzemięźliwość seksualna nie ma nic wspólnego z naszym stanem duchowym i nie jest ratunkiem od duchowej „nieczystości”, bo ludzkie potrzeby seksualne wynikają z procesów psychologicznych i fizjologicznych, których nie jesteśmy w stanie kontrolować. Fizyczność nie ma nic wspólnego z duchowością.
W rzeczywistości w Biblii słowo „grzech” ma na celu wskazanie, że dla człowieka nie ma duchowej „ucieczki od grzechu”, czyli od ducha nieczystego, którym jest duch Szatana. Jedyną taką „ucieczkę” zapewnia Bóg w formie daru Ducha Świętego. Homoseksualność i wielożeństwo, które tak bardzo piętnuje się w większości kultur świata, są tylko obrazami, metaforami, które mają na celu wskazać, że człowiekowi nie wolno pożądać Szatana, czyli obcego ducha. W ten symboliczny sposób Słowo Boże przestrzega przed skutkami „związku” (jedności duchowej) człowieka z Szatanem, czyli przeznaczeniem na potępienie, a związek ten wynika z naszej duchowej natury. Bez względu na to, czy Bóg nas wybrał, czy nie, wszyscy zaczynamy naszą pielgrzymkę w tym świecie jako „grzesznicy”, czyli „duchy nieczyste”, albo inaczej osoby „zainfekowane” duchem Szatana. Oznacza to, że pozostajemy w jedności duchowej z Szatanem, czyli symbolicznie jesteśmy „tej samej płci” albo „tej samej krwi” co Szatan. W zależności od kontekstu, Szatan jest w Biblii przedstawiany zarówno jako „mężczyzna” (np. „mocarz”, „syn” itp.), jak i „kobieta” (np. „wszetecznica” itp.), choć znacznie częściej jako „mężczyzna”, podobnie jak w przypadku symboli oznaczających Boga. Stąd takie wyrażenia jak „pałanie mężczyzn/kobiet żądzą ku sobie”, „pożądanie sercem nieczystości”, „bezczeszczenie własnych ciał”, „bezecne namiętności”, „rozpusta” czy „wielożeństwo” są w kontekście „nieczystości” zawsze metaforami – obrazami czczenia Szatana i wyznawania obcych religii, to znaczy wszelkich religii fizycznych.
Szatan jest często przedstawiany pod postaciami różnych bogów i różnorodnych (własnych) dróg pozornego „zbawienia”. Ponieważ z chwilą przyjścia na ten świat wszyscy jesteśmy „grzesznikami”, oznacza to, że wszyscy jesteśmy też duchowymi „homoseksualistami” i „poligamistami”. Związek zbawionego wybrańca z Bogiem określany jest symbolicznie jako związek „żony” i „Męża”, ale tylko po to, by odróżnić go od związku niezbawionego z Szatanem. Symbolicznie rzecz ujmując, zbawiony wybraniec jest tej samej „płci” i „krwi” co Bóg (będąc częścią Boga), jednak „głową” tego związku jest „Mężczyzna”, czyli właśnie Bóg. Wybraniec jest obrazowany jako „płeć piękna”, bo z chwilą zbawienia otrzymuje Ducha Świętego i staje się „pięknym”, czyli czystym duchowo. Różnica pomiędzy niezbawionym i Szatanem, a zbawionym i Bogiem polega na tym, że niezbawiony jest wyznawcą własnego programu zbawienia i własnej woli (doktryn pochodzących od Szatana), zaś zbawiony jest wyznawcą Bożego planu zbawienia i woli Bożej. W rzeczywistości niezbawiony „pożąda” nie Boga, lecz Szatana – czci Szatana, myśląc, że czci Boga. „Pożądanie” Boga przez zbawionego kształtuje Bóg, który jest sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą. Dlatego, jak już wspominaliśmy, nie można polegać na fizycznej interpretacji Biblii, bo w takim jej rozumieniu równie dobrze można by samego Boga nazwać homoseksualistą, wielożeńcą albo rozpustnikiem.
Jako Duch Święty Jezus przebywał z „grzesznikami”, czyli niezbawionymi jeszcze wybrańcami, albo inaczej „duchami nieczystymi”, które przyszedł „oczyścić”. Z fizycznego punktu widzenia obcowanie Jezusa z „grzesznikami” i „celnikami” (to słowo jest synonimem „grzeszników”), należałoby uznać za niepoprawne, za „grzech sam w sobie”. I tak właśnie czynili kapłani, uczeni w Piśmie i Faryzeusze, którzy kierowali się fizyczną interpretacją Biblii. W takim znaczeniu, czyli względem wybrańców oczekujących na zbawienie, Jezus, choć sam był bez grzechu, stał się grzechem (2 Kor 5:21), co oznacza, że jako Duch Święty przyszedł „oczyścić” wybrańców z „ducha nieczystego”. Można więc powiedzieć, że do momentu zbawienia wybrańcy Boży są „grzechem” Jezusa. Utożsamianie Jezusa z „grzechem” wynika również z tego, że do momentu zbawienia nawet wybrańcy postrzegają Boga jako Szatana (boga obcego), czyli „grzech”. Dla przypomnienia w Biblii słowo „grzech” oznacza ducha nieczystego (Szatana), a nie fizyczne lub mentalne „niemoralne uczynki”, jak naucza kościół.
Ponieważ nie znamy liczby Bożych wybrańców w świecie, choć jesteśmy świadomi, że jest to więcej niż jedna osoba, to z fizycznego punktu widzenia Jezus musiałby być „poligamistą”. Tak czy inaczej, już sam fakt, że Jezus jest Duchem, powinien przeciąć wszelkie spekulacje na temat fizycznej interpretacji Jego Słowa, które jest Słowem Ducha.
W naszej kulturze małżeństwa monogamiczne są przedstawiane albo jako jedyna prawnie dopuszczalna forma związku (pod groźbą kary za poligamię), albo tak zwany „związek idealny”. Jaka jednak jest tak naprawdę różnica pomiędzy związkiem formalnym a nieformalnym? Umowna, sprowadzająca się jedynie do umownej formuły prawnej. W rzeczywistości człowiek może żyć z dowolnym innym człowiekiem „bez ślubu”, może mieć też wielu partnerów jednocześnie. I tak się dzieje w rzeczywistości, co najczęściej nikomu nie przeszkadza. Ludzie o tym wiedzą i niewielu to obchodzi. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy taki „niestandardowy” związek ktoś chce zalegalizować urzędowo. Ten sam człowiek, który wcześniej żył w związku nieformalnym i któremu być może wielu zazdrościło powodzenia u innych partnerów, teraz staje się nagle rozpustnikiem, degeneratem, wichrzycielem, a nawet przestępcą. Podobnie w przypadku związków jednopłciowych – dopóki są nieformalne i niewidoczne na zewnątrz, większości nie przeszkadzają. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy osoby nieheteronormatywne domagają się zalegalizowania swoich związków i chcą te związki otwarcie realizować w przestrzeni publicznej. Nagle stają się dewiantami, zboczeńcami a nawet zagrożeniem dla „normalnych” rodzin tudzież dzieci i narodu.
Choć obecnie w judaizmie promuje się monogamię, Biblia hebrajska (Stary Testament) i Talmud nie wykluczają wielożeństwa. Talmud nas jednak nie interesuje, gdyż nie jest Słowem Bożym. Co ciekawe, to właśnie na poligamii ukształtował się patriarchalny charakter rodziny. Ponieważ jednak wielu powołuje się na biblijny opis „stworzenia człowieka”, gdzie czytamy o „jednym mężczyźnie” i „jednej kobiecie”, obraz ten jest przez nich wykorzystywany do potępiania poligamii czy związków homoseksualnych. Tyle, że jest to fizyczny punkt widzenia, który poddaje się wielorakiej interpretacji, co oznacza, że można podważyć jego wiarygodność. Ewa jest opisana jako część Adama, stąd wniosek, że kobieta jest częścią mężczyzny. W tym znaczeniu mamy zatem równorzędność płci, co można by przenieść na ideę ich równouprawnienia. Na przykład w języku angielskim słowo „kobieta” (woman) wywodzi się od słowa „mężczyzna” (man). W tym kontekście czytamy: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 3:23b – 24). Jednakże Adam i Ewa nie mieli fizycznych rodziców! Nawet gdyby odnieść to do przyszłości, to należałoby stwierdzić, że tylko mężczyzna ma opuścić swoich rodziców i zamieszkać w domu rodzinnym kobiety. Odczytując Biblię fizycznie, tego typu absurdy można by mnożyć bez końca. Tymczasem, dostrzegając przesłanie duchowe, z powyższego fragmentu dowiadujemy się, że Boży wybraniec, który otrzymuje Ducha, jest „kobietą”, która wywodzi się od „Mężczyzny” (Boga). W momencie zbawienia (zawarcia „małżeństwa”) wybraniec porzuca „ojca” i „matkę”, czyli Szatana i jego ducha (prawo grzechu i śmierci), i w jedności z Bogiem staje się wolny od Szatana i od prawa. A Duch Boży to inaczej „Ciało Chrystusa”, w którym wybraniec i Chrystus stają się „jednym ciałem”.
Przedstawiciele różnych odłamów chrześcijaństwa poszukują tymczasem sposobów na fizyczne zrozumienie Biblii, wynajdując w niej intelektualne argumenty na usprawiedliwienie bądź też potępienie poligamii. Na przykład wielu komentatorów Biblii stwierdza, że Abraham, pierwszy patriarcha, poślubił również niewolnicę Hagar tylko dlatego, że Sara była bezpłodna. O tym, że Abraham miał oprócz tego konkubinę, wspomina niewielu (Rdz 25:1). Już samo narodzenie Izaaka długo po menopauzie Sary powinno nam dać do zrozumienia, że obietnic Bożych nie można rozumieć w sposób fizyczny. Również Nahor i Elifaz oprócz żon mieli konkubiny (Rdz 22:24; 36: 12). Jakub poślubił dwie siostry, Leę i Rachelę (Rdz 29:26-28), a jednocześnie współżył z ich niewolnicami, które Biblia również nazywa żonami (Rdz 30:9,4). Ezaw miał jeszcze więcej żon (Rdz 26:34; 28: 9; 36: 1-5). Dlatego, powołując się na Biblię, można by swobodnie walczyć o zalegalizowanie poligamii (Rdz 21:15-17). Gedeon, jeden z sędziów Izraela, a także przywódca wojskowy, który oswobodził Izrael od Madianitów i Amalekitów i który zwalczał kult Baala, jest często symbolem samego Jezusa Chrystusa. On także był poligamistą. Miał 70 synów ze swoimi żonami i jednego z nałożnicy (Sdz 8:30-31). W dalszej części Biblii mamy Elkana (ojca Samuela), związanego z pokoleniem Lewiego, który miał dwie żony (1 Sm 1:1-2). Modlitwa jego bezpłodnej żony Anny, której Elkan dał podwójną część z ofiary złożonej Panu, została wysłuchana przez Boga w postaci syna Samuela, którego imię oznacza „Bóg wysłuchał”. Równocześnie Anna złożyła obietnicę ofiarowania swojego przyszłego syna na służbę kapłańską („poświęcenie Bogu”). Od momentu odstawienia go od piersi Samuel stał się sługą Pana. Zatem z fizycznego punktu widzenia Bóg nie tylko nie zakazywał poligamii, ale wręcz poligamistom błogosławił.
Zapisy, które znajdujemy w Talmudzie, dotyczące ograniczenia liczby żon, są tak naprawdę próbą ludzkiej interpretacji i dostosowania przekazu Starego Testamentu do potrzeb społeczności żydowskiej. Dlatego limit czterech żon to tylko zwykła abstrakcja. Zaprzecza jej dobitnie przypadek króla Salomona i jego harem składający się z 700 żon i 300 konkubin (1Krl 11:3). Interpretacje liczby kobiet Salomona dokonywane przez rabinów zwykle posługują się słowem „podobno”. Gdyby jednak rabini traktowali poligamię Salomona w kategoriach symbolu i znali jego duchowe znaczenie, to w ogóle nie byliby zmuszeni do jej analizy fizycznej ani moralnej.
Wiele ksiąg Starego Testamentu ukazuje małżeństwo jako symbol przymierza Boga z Izraelem. Obrazy „żony dzielnej” (Prz 31) czy „żony cudzej” (Prz 5) wcale nie promują monogamii. Wskazują jedynie ścieżki – właściwą i obcą – po których kroczą zbawieni i niezbawieni. Niezbawieni to ci, w których przebywa „duch obcy”, sprawca „grzechu” i „błędu”, którego synonimy to „więzy niewoli” i „głupota duchowa”. Takimi błędami są Talmud czy prawo kościelne, które podążają własnymi ścieżkami (czytaj: ustalają własne zasady). Pomysł ograniczenia liczby małżeństw do czterech oparto na przykładzie króla Dawida, który miał jednakże liczne nałożnice. Z kolei Salomon i jego harem to czasy już po Dawidzie. Salomon jest przez jednych widziany jako rozpustnik, a przez drugich jako symbol prawdziwego monarchy, który powinien być „jurny”. Przywołajmy raz jeszcze Abrahama, który nie tylko płodził dzieci z konkubinami i sypiał z dwoma siostrami, ale robił to za zgodą i z polecenia owych sióstr. Również podział majątku pomiędzy synami z różnych żon wskazuje na dopuszczalność większej liczby żon niż jedna (Pwt 22:7).
Cały ten monogamiczny etos powstał tak naprawdę na bazie opisu stworzenia człowieka w ogrodzie Eden. Monogamiczny model małżeństwa jest jedynie przyjętą normą, umową społeczną, podobnie jak dotyczące go zakazy. Najpierw to rabini zaczęli potępiać poligamię; w ich ślady poszli nauczyciele kościelni. Wielożeństwo jest zabronione także przez prawo cywilne większości krajów. Zakaz ten rozpowszechnił się w XX wieku. Wcześniej poligamia wielu nie przeszkadzała. Problem pojawił się głównie przez wzgląd na prawo cywilne – odpowiedzialność za długi czy dziedziczenie majątku. Wczesne prawo hebrajskie respektowało małżeństwa zwane „lewiratem” (Pwt 25:5-6), które miały na celu zachowanie ciągłości rodu. W przypadku śmierci starszego brata, kiedy zmarły nie miał męskiego potomka, jego młodszy brat musiał poślubić wdowę po bracie. Uważano to za jedyny wyjątek od stosunków kazirodczych. Jakby jednak na to nie patrzeć, były to de facto stosunki kazirodcze. Obowiązek ożenku z bezdzietną wdową po zmarłym bracie był praktykowany jeszcze przed wejściem tego prawa w życie – wystarczy przypomnieć Judę i Tamar (Rdz 38:8). We wspomnianej sytuacji w ostateczności doszło do zbliżenia wdowy z teściem. Juda, przykładny patriarcha, z którego rodu pochodził Jezus, został co prawda podstępnie zwabiony przez synową, nie mniej jednak zdecydował się skorzystać z odpłatnej usługi przydrożnej nierządnicy, za którą synowa się przebrała, co nie stawia go w dobrym świetle moralnym. Lota, który odbył stosunek ze swoimi dwoma córkami, usprawiedliwia się tym, że był pijany. Wielu zastanawia się jednak jak to możliwe, że mocno pijany mężczyzna w podeszłym wieku potrafił odbyć aż dwa stosunki płciowe jednej nocy, zapładniając obydwie córki? Do tego linia rodowa jednej z nich związana jest z rodowodem Jezusa. Nie zapominajmy także, że jeśli młodszy brat miał już swoją żonę, a musiał poślubić również wdowę po zmarłym starszym bracie, to de facto dopuszczał się wielożeństwa.
Nasz fizyczny punkt widzenia oraz nasze zmiany poglądów na przestrzeni wieków sprawiają, że zawsze jesteśmy gotowi znaleźć usprawiedliwienie dla każdego rodzaju związku kobiety z mężczyzną ukazanego w Biblii. Na przykład wczesną poligamię patriarchów tłumaczymy nadrzędnością wykonania innego nakazu Bożego, czyli „rozmnażania się”, zaś związki Abrahama z Sarą czy Amnona z Tamarą określa się jako nie do końca kazirodcze, gdyż chodziło o siostrę przyrodnią (z innej matki) a nie rodzoną. Zwolennicy tego poglądu nie zauważają jednak, że wpadają we własną pułapkę, bo małżeństwo z siostrą przyrodnią jest również w Biblii zabronione (Kpł 18:9; 20:17). Jednak najczęściej przytaczaną odpowiedzią jest to, że prawo zakazujące poligamii czy związków kazirodczych weszło w życie (lub zaczęło obowiązywać) później, niż wskazane przypadki. To jednak jest dowodem na brak rzeczywistych argumentów.
Dlatego należy na tę sprawę patrzeć jedynie z duchowego punktu widzenia, który pokazuje, że „jedność” małżeństwa i jego „nierozerwalność” odnosi się wyłącznie do związku wybrańców z Bogiem, czyli do tego, „co Bóg złączył”. Tak zwany „sakrament małżeństwa” to związek dwóch osób z ich własnej woli. Takiego fizycznego związku Bóg nie połączył. W związki małżeńskie łączą się przecież ludzie różnych wyznań, także ateiści. W naszym materialnym pojęciu „grzech” wyraża się w naszych fizycznych lub mentalnych „złych uczynkach”, przede wszystkim jako „brak przestrzegania prawa Bożego”. Bóg podkreśla jednak, że zbawienie pochodzi z Jego Łaski a nie z uczynków człowieka. Twierdząc, że ten, czy inny człowiek jest „grzesznikiem”, bez względu na to, czy mówimy o rozwodzie, czy złamaniu jakiegokolwiek innego przykazania Bożego zgodnie z naszą własną interpretacją, stajemy się sędziami drugiego człowieka, a co gorsze traktujemy „prawo Boże” jako wyznacznik naszej własnej „świętości”.
Bóg przyszedł do „grzeszników”, a odrzucił ludzi „sprawiedliwych” według własnego systemu wartości. W naszym fizycznym życiu rozwód nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak fizyczny obrzęd zaślubin, bo ani fizyczny ślub, ani fizyczny rozwód nie zostały ustanowione przez Boga. Nie ma znaczenia, czy ślub albo rozwód został zarejestrowany w urzędzie, czy w kościele, bo „Bóg nie zamieszkuje w budowlach zbudowanych ludzką ręką”. W Biblii słowo „cudzołóstwo”, uznawane za główny powód fizycznych rozwodów, odnosi się nie do uprawiania seksu pozamałżeńskiego, a do naszego „serca”, które jest symbolem naszego ducha (Mt 5:27-28; 31-32), to znaczy „ducha nieczystego”. Związek Jezusa z duchowym Kościołem, czyli związek symbolicznych „Pana Młodego” i „panny młodej”, to nie związek człowieka z człowiekiem. „Kościół duchowy” stanowią bowiem wybrańcy Boży, którzy razem tworzą grupę zwaną „panną młodą”, gdyż liczba wybrańców z pewnością jest większa niż jeden. Stwierdzenie, że Bóg ustanowił „związek monogamiczny” ma sens jedynie wtedy, gdy wszystkich wybrańców połączymy w jedną „Świątynię Duchową w Panu”, ale jest to związek duchowy. Innymi słowy, „związek monogamiczny” jako związek „Jednego Męża” i „jednej żony” to związek duchowy Jezusa z wybrańcami w „Jednym Duchu”. Jeszcze inaczej mówiąc, zbawiony wybraniec nie może posiadać więcej niż Jednego Ducha, bo nie może służyć równocześnie dwóm panom, czyli Bogu i Szatanowi. Na tej samej zasadzie Szatan jest w „nierozerwalnym związku monogamicznym” z niewybrańcami. Jednak patrząc na to zagadnienie z innego punktu widzenia, widzimy, że zarówno Chrystus, jak i Szatan mają „wiele żon”, czyli wielu wybrańców i wielu niewybrańców. Dlatego pojęcie fizycznej lub inaczej cywilnoprawnej „monogamii” i „poligamii” to tylko ludzki punkt widzenia. Małżeństwo monogamiczne wynika po prostu z kultury i prawa przyjętego przez większość krajów świata. Nie ma ono jednak nic wspólnego z jakimś „przedwiecznym zamysłem Boga zrealizowanym podczas stworzenia świata”.
Jeśli w Biblii pojawia się poligamia, na przykład w przypadku Lameka (Rdz 4:19), kościół z góry określa ją jako „zło moralne”, szczególnie, że przypadek ten dotyczy „odrzuconej linii Kaina”. Natomiast przypadek Abrahama, niewątpliwie wybrańca Bożego, który wziął za żonę także niewolnicę Hagar, usprawiedliwia się niepłodnością jego pierwszej żony. Gdyby jednak w naszej kulturze ktoś wziął sobie drugą żonę z powodu niepłodności pierwszej, to natychmiast zostałby wyklęty. Chcąc nie chcąc, poglądy kościoła i tak ewoluują – kiedyś kościół nie dopuszczał rozwodów, teraz niepłodność jednego z małżonków może być podstawą do „unieważnienia” małżeństwa. Natomiast prawo cywilne zmusza małżonków do oficjalnego „rozwiązania” ich związku, jeśli chcą związać się z innymi partnerami. To tylko kwestia umowna. Czym bowiem różni się życie „oficjalnie rozwiedzionych” w nowych związkach od życia osób, które weszły w takie związki bez oficjalnego rozwodu? Fizycznie – niczym. Formalnie – posiadaniem odpowiedniego „certyfikatu” wydanego przez człowieka, który został do tego „upoważniony” przez innych ludzi.
Po śmierci Sary Abraham miał kolejną żonę – Keturę (Rdz 25:1). Kościół uważa jego małżeństwo z Keturą za pełnowartościowe, gdyż zostało zawarte po śmierci Sary. Wciąż pozostaje jednak pytanie, jak to się ma do koncepcji idealnego małżeństwa i nierozerwalności związku małżeńskiego? „Nierozerwalność małżeńska” oznacza przecież, że nic nie jest w stanie rozerwać tej unii, włącznie ze śmiercią fizyczną. Dlatego owa „nierozerwalność” nie istnieje w świecie fizycznym. Chodzi bowiem o nierozerwalność duchową. I taki jest właśnie przekaz Biblii, który, niestety, został zniekształcony przez człowieka. Już sam fakt, że Hagar nazywana jest także „niewolnicą”, jest w dzisiejszych czasach czymś niewyobrażalnym. I znowu musimy zrozumieć, że nie wolno nam tego stwierdzenia traktować dosłownie – nie chodzi bowiem o „niewolnictwo” w sensie fizycznym, lecz o „poddaństwo” w sensie duchowym, które Biblia określa także jako „narodziny według ciała”. W tym przypadku chodzi oczywiście o poddaństwo wobec Szatana (Ga 4:30, 31). W podobnym znaczeniu apostoł Paweł jest w Biblii przedstawiany jako „więzień Chrystusa” lub „więzień Słowa Bożego”, czyli apostoł z natchnienia Ducha Świętego. Typowy kontekst Biblii z pojęciem „niewolnictwo” identyfikuje „niewolę duchową Szatana”, z której wybawiani są przez Boga tylko Jego wybrańcy. Dlatego Sara jest „kobietą wolną”, a jej syn Izaak symbolizuje „wolne dzieci z obietnicy Bożej”, czyli zbawionych wybrańców. Alegoria Sary i Hagar ilustruje także dwa prawa: „Jeruzalem Górne” oraz „Jeruzalem obecne”, albo inaczej „Jeruzalem Niebieskie” oraz „Jeruzalem Ziemskie”, które z kolei ilustrują „Prawo Ducha i Życia” oraz „prawo grzechu i śmierci”.
Podczas gdy poligamię Ezawa można by podciągnąć pod „zło moralne”, problemem dla teologów pozostaje postać Jakuba (Izraela), który poślubił dwie siostry – Leę i Rachelę – które dodatkowo oddały mu swoje niewolnice. Dlatego i w jego przypadku szuka się usprawiedliwienia. Mówi się na przykład o podstępie ojca sióstr czy silnej namowie obu żon, by Jakub wykorzystał ich niewolnice w celu spłodzenia potomstwa. Nic więc dziwnego, że i współczesne kościoły szukają pretekstów do „unieważniania” małżeństw, które są przecież rzekomo „nierozerwalne”. W uszach przeciętnego członka instytucji kościelnej „unieważnienie małżeństwa” brzmi po prostu lepiej niż „rozwód”. „Rozwód” kłóci się bowiem z dogmatem religijnym, a „unieważnienie”, choć znaczy to samo, jest obejściem własnego prawa kościelnego, opartego na własnej interpretacji Prawa Bożego.
Trudno też wytłumaczyć postawę sędziego Gedeona, człowieka Bożego, który miał wiele żon oraz konkubinę lub konkubiny (Sdz 8:30,31). Niczym dziwnym jest też w Biblii posiadanie haremów przez królów, z których niektórzy przedstawiani są jako słudzy Boży, jak na przykład Salomon. Podobnie konkubiny mogą być obrazem wybrańców Bożych, jak na przykład Estera. Mówi się także, że harem Salomona musiał być tylko „symboliczny”, bo ludziom trudno przyjąć, że miał 700 żon i 300 konkubin. Konkubiny nazywane były „drugorzędnymi żonami”. I znów jego postępowanie tłumaczy się względami politycznymi, na przykład pozyskaniem sojuszników wśród sąsiadów wrogich Izraelowi, jak choćby przez zawarcie przymierza z królem Egiptu za sprawą małżeństwa z jego córką. Nie możemy też zapomnieć o królu Dawidzie, który także posiadał niemały harem, w którego skład wchodziły takie żony jak Mikal, Abigail, Achinoam, Maaka, Chaggita, Abitala, Egla, Batszeba i Abiszag. Za czasów przeniesienia stolicy z Hebronu do Jerozolimy mowa jest o jego wielu nałożnicach, bez podawania ich imion, za wyjątkiem Batszeby. A pamiętajmy, że Abraham, Dawid i Salomon są obrazami samego Boga – Abraham najczęściej Boga Ojca, Dawid – Boga Syna, a Salomon – Ducha Bożego.
Zgodnie z literalnym rozumieniem Biblii, opartym na wybiórczych tekstach a propagowanym przez wczesny judaizm, wymagano od kobiet nie tylko wierności małżeńskiej, ale także dziewictwa przedmałżeńskiego. Słowo „panna”, oznaczające kobietę niezamężną i/lub kobietę niebędącą matką, identyfikowano z pojęciem „dziewicy” (Iz 7:14). W Nowym Testamencie mamy nawiązanie do Marii jako „dziewicy” i narodzin Syna „Emmanuela”, którego imię oznacza „Bóg z nami” (Mt 1:23). Ponieważ kościół połączył „znak” Emmanuela z narodzinami Jezusa, model interpretacji „panny” jako „dziewicy”, przeniknął także do kościoła. „Dziewictwo” stało się więc modelem do naśladowania dla kobiet niezamężnych, ale także dla nieżonatych mężczyzn. Samo słowo „dziewictwo” utożsamiono z „czystością seksualną”, podczas gdy w Biblii termin „dziewica” ma zupełnie inne znaczenie. Może on być zarówno obrazem wybrańców, jak i niewybrańców, czego najlepszym przykładem są „dziewice mądre i głupie” (Mt 25:1-2). Z kolei wyrażenie „dziewiczy orszak Baranka”, złożony z tych, którzy „nie splamili się obcowaniem z kobietami”, sugerowałby, że dziewicami są także mężczyźni (Ap 14: 4). W duchowym przekazie Biblii nie ma podziału na płeć biologiczną, której trzyma się teologia kościelna. Dlatego wybrańcami i niewybrańcami są zarówno mężczyźni, jaki i kobiety, i dlatego Jezus może być symbolizowany zarówno przez słowo „Ojciec”, jak i „Matka”.
Wybiórcze i literalne rozumienie Biblii narzuca szczególnie ciężkie jarzmo na kobiety. Powołując się na Biblię, mężczyźni mogli uprawiać nierząd, jak na przykład wspomniany wcześniej Juda, zaś kobiety za podobne zachowania mogły zostać skazane na śmierć – widać to w opisie sytuacji, w której domagano się kary śmierci dla cudzołożnicy (J 8:5). W starożytnym Izraelu od kobiet wymagano noszenia tuniki aż do kostek oraz nakrycia głowy z zasłonką, która miała zasłaniać twarz (Rdz 29:23-25; Dn 13:32). W ten właśnie sposób Laban oszukał Jakuba i oddał mu starszą córkę zamiast młodszej, wybranej przez tamtego.
Do pewnego momentu zamążpójście kobiety było wyłączną decyzją ojca, później wspólną decyzją ojca i córki. Poza tym małżeństwa zawierane były dużo wcześniej niż obecnie, nawet w wieku 12 lat, który był wiekiem zamążpójścia. Mężowie selekcjonowani przez ojców często byli w wieku samych ojców, co dziś nazwalibyśmy pedofilią. Choć judaizm promował i nadal promuje monogamię oraz małżeństwo prokreacyjne, nie można zaprzeczyć, że Stary Testament zezwala na konkubinaty z nałożnicami. Mężczyzna nie tylko mógł mieć jedną lub więcej żon, ale także nałożnice i niewolnice. Dla kobiet cudzołóstwo było zabronione pod karą ukamienowania (Pwt 22:21) lub przekleństwa (Lb 5:20-24). Z czasem w judaizmie zmieniono nastawienie do prostytucji, także wśród i mężczyzn – śmiercią karano nie tylko w przypadku zdrady, ale także innych praktyk seksualnych. I nie chodzi tu wyłącznie o stosunki kazirodcze, homoseksualne, czy zoofilię, ale także akt seksualny pomiędzy małżonkami, na przykład zakaz odbywania stosunku przerywanego. Kary te stopniowo łagodzono, choć oficjalnego przyzwolenia na powyższe akty wciąż nie ma.
Z fizycznego, społecznego punktu widzenia i w zależności od kultury monogamia i poligamia są źródłem jednej wielkiej kontrowersji. Większość krajów świata oficjalnie zakazuje bigamii czy poligamii (choć nawet w USA wyjątkiem są związki mormońskie), mimo to związki pozamałżeńskie, czyli tak zwane „zdrady”, nawet z wieloma partnerami, nie są przez prawo cywilne ścigane ani potępiane. Większość z nich nigdy nie wychodzi na jaw. Jedyną konsekwencją zdrady małżeńskiej może być pozew o rozwód złożony przez stronę zdradzoną. To samo dotyczy związków poliamorycznych, czyli związków wielopartnerskich, najczęściej osób niebędących w związkach małżeńskich, ale nie koniecznie, gdyż są to związki zawierane za przyzwoleniem wszystkich stron. Oczywiście z moralnego punktu widzenia można by takie związki potępiać, w rzeczywistości jednak wiele osób skrycie zazdrości ich członkom odwagi w wyłamywaniu się z narzuconych przez społeczeństwo norm.
W Biblii nie chodzi jednak o spór moralny lecz o rozróżnienie pomiędzy „monogamią” a „poligamią” z duchowego (Bożego) punktu widzenia, to znaczy pomiędzy „monogamią” jako jednością zbawionego wybrańca z Bogiem w Jednym Duchu a „poligamią” jako jednością Boga w Jednym Duchu, tyle że z wieloma (wszystkimi) zbawionymi wybrańcami. Z drugiej strony, w kontekście zakazu duchowego, będzie chodzić o „poligamię” duchową jako typ związku, w którym niezbawiony jeszcze wybraniec związany jest z Szatanem, będącym w związku poligamicznym z wieloma (wszystkimi) wybrańcami aż do momentu ich zbawienia. Oczywiście Szatan pozostaje także w „związku monogamicznym”, czyli w jednym duchu nieczystym, z niewybrańcami. Jest to zarazem związek „poligamiczny”, gdyż obejmuje wielu (wszystkich) niewybrańców.
Słysząc wypowiedzi lub czytając artykuły, z których wynika, że wielożeństwo czy małżeństwa jednopłciowe nie są w Biblii zakazane, wiele osób odczuwa niekomfortowy dysonans poznawczy, a wszelkie dyskusje na ten temat wywołują kontrowersje. Najczęściej kończą się one brakiem akceptacji dla takich związków, gdyż znaczna liczba osób, nawet niezwiązanych z instytucjonalnym chrześcijaństwem, dochodzi do wniosku, że związki takie są „niemoralne”, choć trudno im uargumentować, dlaczego. Oczywiście, jak w przypadku prawie każdego aspektu życia społecznego, w tej samej Biblii można znaleźć wersety, które „potępiają” wielożeństwo i związki homoseksualne. Problem polega jednak na tym, że zarówno jedna, jak i druga strona biorąca udział w tego typu dyskusjach używa błędnych argumentów. Zwykle są to bowiem utarczki słowne w oparciu o argumenty natury fizycznej (czytaj: moralnej), które nie mają nic wspólnego z duchowym przekazem Biblii. Już same spory tego typu sprawiają, że Biblię traktuje się jak narzędzie oraz przyczynę intelektualnych kontrowersji. Dlatego wiele osób w ogóle kwestionuje jej treść, dostrzegając w niej mnóstwo sprzecznych ze sobą zapisów.
Przeciwnicy takich związków, a przede wszystkim związków jednopłciowych, wyszukują w Biblii cytaty, które potępiają „odmienne” preferencje psychoseksualne; „potępiają”, oczywiście, w ich fizycznym rozumieniu Biblii. Z kolei obrońcy takich związków powołują się na miłość Chrystusa, która jest ponad wszystkim i która wszystko wybacza. Oni również podpierają się słowami Biblii. Jest to więc „pojedynek”, którego celem jest wykazanie, kto bardziej poprawnie interpretuje Biblię. Pojedynek, dodajmy, w którym wygrywa ten, kto ma za sobą opinię większości. Skoro więc jedna trzecia ludności świata to instytucjonalni chrześcijanie, a wiele innych wyznań także potępia związki jednopłciowe, podobnie jak znaczna część ateistów, osoby nieheteronormatywne i ich sojusznicy, będąc w mniejszości, są w tym intelektualnym pojedynku z góry skazani na porażkę.
Tak samo osądza się poligamię, próbując „wymazać” z Biblii opisy życia błogosławionych przez Boga patriarchów, takich jak Abraham, Jakub, Dawid czy Salomon. Pierwszy sypiał z niewolnicą, drugi miał dzieci z czterema kobietami. Dawid przez wielu uważany jest nie tylko za poligamistę, ale w dodatku poligamistę dążącego do celu „po trupach” (w taki sposób zdobył Batszebę). Natomiast Salomon kojarzony jest z gigantycznym haremem kobiet. Z fizycznego punktu widzenia w naszych czasach tacy ludzie zostaliby wyklęci i uznani za degeneratów. A jednak byli to Boży wybrańcy!
W kwestiach poligamii czy homoseksualności nie możemy negować przekazu Starego Testamentu, który jest nieodłączną częścią Biblii. Tymczasem chrześcijaństwo powołuje się głównie na Nowy Testament i nie tylko dokonuje własnej oceny „poprawności” ludzkich związków, ale nawet, w przypadku niektórych wyznań, posuwa się do uznania celibatu za najwyższą wartość w dążeniu do „świętości”. Dlatego fizyczna interpretacja Biblii zawsze będzie źródłem kontrowersji, bo jak tu zakazywać małżeństw dla wyższych celów, skoro Bóg nakazuje, aby się rozmnażać? W takim modelu małżeństwo należałoby uznać za „zło konieczne”. Osoby nieheteronormatywne próbuje się w kościołach akceptować, a przynajmniej stwarza się takie pozory, znowu powołując się na błędny argument, którym jest rozumiana na sposób ludzki „miłość Chrystusa”.
Zastanówmy się jednak, na jakiej podstawie w ogóle stworzono kościelny „obraz małżeństwa”. Dlaczego „małżeństwem” miano by nazywać wyłącznie związek mężczyzny i kobiety? W sensie fizycznym to my tworzymy obraz Chrystusa jako „mężczyzny” lub „Pana Młodego”. Zatem jeśli wybrańcy Boży są w tym układzie „panną młodą”, a wybrańcami mogą być zarówno fizyczni mężczyźni, jak i kobiety, to czy Jezusa należałoby nazwać gejem albo biseksualistą? Mało tego, skoro liczba wybrańców nie ogranicza się do jednego człowieka, to czy Chrystusa należałoby także uznać za poligamistę? Od razu widać, do jakich absurdów się dochodzi, rozumiejąc Biblię na sposób ludzki, fizyczny.
W którym miejscu Biblia definiuje „małżeństwo” wyłącznie jako „unię jednego mężczyzny i jednej kobiety”? To, że Biblia mówi, że „mężczyzna opuszcza ojca i matkę i łączy się z żoną w jedno ciało” wcale tego nie potwierdza. Mężczyzna może łączyć się w „jedno ciało” z wieloma kobietami. A co z osobami, które nie mają rodziców, bo wychowali się w zakładzie opiekuńczym? A co z tymi, którzy ze względów ekonomicznych, pomimo zawarcia małżeństwa, nigdy dosłownie nie opuszczają rodziców, mieszkając z nimi aż do ich śmierci? A co z osobami transpłciowymi, które korygują biologiczną płeć? Takie pytania potwierdzają tylko, że fizyczna, dosłowna interpretacja zapisów biblijnych zawsze będzie budzić kontrowersje.
Powołując się z kolei na Nowy Testament w kwestii małżeństw i rozwodów, które są kolejną kontrowersją, zapominamy, że sedno „modelu rodziny” leży w „więzach krwi” z Chrystusem. Chrystus jest Duchem, więc nie możemy mieć z Nim więzów krwi w sensie fizycznym. Dlatego całość zawsze należy rozumieć metaforycznie jako „duchową jedność Bożych wybrańców z Bogiem w Duchu Świętym”. Niektórzy nazywają to „wspólnotą wiernych”. Jest to zgodne z prawdą, pod warunkiem że za „wiernych” uznamy nie instytucjonalnych członków, a niewidzialną grupę ludzi zbawionych na podstawie wyboru Bożego, którym Bóg podarował „dar wiary”, czyli owoc Ducha Bożego.
Z kolei potępiając akt seksualny między osobami tej samej płci na podstawie naszej fizycznej interpretacji Biblii, musielibyśmy konsekwentnie potępić każdy akt seksualny, bo każdemu z nich można przypisać jakąś „nieczystość” wynikającą z naszego fizycznego rozumowania. I, co ciekawe, w przypadku wielu instytucji kościelnych rzeczywiście tak jest. W zasadzie każdy seks uprawiany dla przyjemności, nawet seks małżeński, traktuje się w nich jako coś brudnego, wstrętnego, odrażającego dla Boga i kalającego osoby religijne. Tymczasem wstrzemięźliwość seksualna nie ma nic wspólnego z naszym stanem duchowym i nie jest ratunkiem od duchowej „nieczystości”, bo ludzkie potrzeby seksualne wynikają z procesów psychologicznych i fizjologicznych, których nie jesteśmy w stanie kontrolować. Fizyczność nie ma nic wspólnego z duchowością.
W rzeczywistości w Biblii słowo „grzech” ma na celu wskazanie, że dla człowieka nie ma duchowej „ucieczki od grzechu”, czyli od ducha nieczystego, którym jest duch Szatana. Jedyną taką „ucieczkę” zapewnia Bóg w formie daru Ducha Świętego. Homoseksualność i wielożeństwo, które tak bardzo piętnuje się w większości kultur świata, są tylko obrazami, metaforami, które mają na celu wskazać, że człowiekowi nie wolno pożądać Szatana, czyli obcego ducha. W ten symboliczny sposób Słowo Boże przestrzega przed skutkami „związku” (jedności duchowej) człowieka z Szatanem, czyli przeznaczeniem na potępienie, a związek ten wynika z naszej duchowej natury. Bez względu na to, czy Bóg nas wybrał, czy nie, wszyscy zaczynamy naszą pielgrzymkę w tym świecie jako „grzesznicy”, czyli „duchy nieczyste”, albo inaczej osoby „zainfekowane” duchem Szatana. Oznacza to, że pozostajemy w jedności duchowej z Szatanem, czyli symbolicznie jesteśmy „tej samej płci” albo „tej samej krwi” co Szatan. W zależności od kontekstu, Szatan jest w Biblii przedstawiany zarówno jako „mężczyzna” (np. „mocarz”, „syn” itp.), jak i „kobieta” (np. „wszetecznica” itp.), choć znacznie częściej jako „mężczyzna”, podobnie jak w przypadku symboli oznaczających Boga. Stąd takie wyrażenia jak „pałanie mężczyzn/kobiet żądzą ku sobie”, „pożądanie sercem nieczystości”, „bezczeszczenie własnych ciał”, „bezecne namiętności”, „rozpusta” czy „wielożeństwo” są w kontekście „nieczystości” zawsze metaforami – obrazami czczenia Szatana i wyznawania obcych religii, to znaczy wszelkich religii fizycznych.
Szatan jest często przedstawiany pod postaciami różnych bogów i różnorodnych (własnych) dróg pozornego „zbawienia”. Ponieważ z chwilą przyjścia na ten świat wszyscy jesteśmy „grzesznikami”, oznacza to, że wszyscy jesteśmy też duchowymi „homoseksualistami” i „poligamistami”. Związek zbawionego wybrańca z Bogiem określany jest symbolicznie jako związek „żony” i „Męża”, ale tylko po to, by odróżnić go od związku niezbawionego z Szatanem. Symbolicznie rzecz ujmując, zbawiony wybraniec jest tej samej „płci” i „krwi” co Bóg (będąc częścią Boga), jednak „głową” tego związku jest „Mężczyzna”, czyli właśnie Bóg. Wybraniec jest obrazowany jako „płeć piękna”, bo z chwilą zbawienia otrzymuje Ducha Świętego i staje się „pięknym”, czyli czystym duchowo. Różnica pomiędzy niezbawionym i Szatanem, a zbawionym i Bogiem polega na tym, że niezbawiony jest wyznawcą własnego programu zbawienia i własnej woli (doktryn pochodzących od Szatana), zaś zbawiony jest wyznawcą Bożego planu zbawienia i woli Bożej. W rzeczywistości niezbawiony „pożąda” nie Boga, lecz Szatana – czci Szatana, myśląc, że czci Boga. „Pożądanie” Boga przez zbawionego kształtuje Bóg, który jest sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą. Dlatego, jak już wspominaliśmy, nie można polegać na fizycznej interpretacji Biblii, bo w takim jej rozumieniu równie dobrze można by samego Boga nazwać homoseksualistą, wielożeńcą albo rozpustnikiem.
Jako Duch Święty Jezus przebywał z „grzesznikami”, czyli niezbawionymi jeszcze wybrańcami, albo inaczej „duchami nieczystymi”, które przyszedł „oczyścić”. Z fizycznego punktu widzenia obcowanie Jezusa z „grzesznikami” i „celnikami” (to słowo jest synonimem „grzeszników”), należałoby uznać za niepoprawne, za „grzech sam w sobie”. I tak właśnie czynili kapłani, uczeni w Piśmie i Faryzeusze, którzy kierowali się fizyczną interpretacją Biblii. W takim znaczeniu, czyli względem wybrańców oczekujących na zbawienie, Jezus, choć sam był bez grzechu, stał się grzechem (2 Kor 5:21), co oznacza, że jako Duch Święty przyszedł „oczyścić” wybrańców z „ducha nieczystego”. Można więc powiedzieć, że do momentu zbawienia wybrańcy Boży są „grzechem” Jezusa. Utożsamianie Jezusa z „grzechem” wynika również z tego, że do momentu zbawienia nawet wybrańcy postrzegają Boga jako Szatana (boga obcego), czyli „grzech”. Dla przypomnienia w Biblii słowo „grzech” oznacza ducha nieczystego (Szatana), a nie fizyczne lub mentalne „niemoralne uczynki”, jak naucza kościół.
Ponieważ nie znamy liczby Bożych wybrańców w świecie, choć jesteśmy świadomi, że jest to więcej niż jedna osoba, to z fizycznego punktu widzenia Jezus musiałby być „poligamistą”. Tak czy inaczej, już sam fakt, że Jezus jest Duchem, powinien przeciąć wszelkie spekulacje na temat fizycznej interpretacji Jego Słowa, które jest Słowem Ducha.
W naszej kulturze małżeństwa monogamiczne są przedstawiane albo jako jedyna prawnie dopuszczalna forma związku (pod groźbą kary za poligamię), albo tak zwany „związek idealny”. Jaka jednak jest tak naprawdę różnica pomiędzy związkiem formalnym a nieformalnym? Umowna, sprowadzająca się jedynie do umownej formuły prawnej. W rzeczywistości człowiek może żyć z dowolnym innym człowiekiem „bez ślubu”, może mieć też wielu partnerów jednocześnie. I tak się dzieje w rzeczywistości, co najczęściej nikomu nie przeszkadza. Ludzie o tym wiedzą i niewielu to obchodzi. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy taki „niestandardowy” związek ktoś chce zalegalizować urzędowo. Ten sam człowiek, który wcześniej żył w związku nieformalnym i któremu być może wielu zazdrościło powodzenia u innych partnerów, teraz staje się nagle rozpustnikiem, degeneratem, wichrzycielem, a nawet przestępcą. Podobnie w przypadku związków jednopłciowych – dopóki są nieformalne i niewidoczne na zewnątrz, większości nie przeszkadzają. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy osoby nieheteronormatywne domagają się zalegalizowania swoich związków i chcą te związki otwarcie realizować w przestrzeni publicznej. Nagle stają się dewiantami, zboczeńcami a nawet zagrożeniem dla „normalnych” rodzin tudzież dzieci i narodu.
Choć obecnie w judaizmie promuje się monogamię, Biblia hebrajska (Stary Testament) i Talmud nie wykluczają wielożeństwa. Talmud nas jednak nie interesuje, gdyż nie jest Słowem Bożym. Co ciekawe, to właśnie na poligamii ukształtował się patriarchalny charakter rodziny. Ponieważ jednak wielu powołuje się na biblijny opis „stworzenia człowieka”, gdzie czytamy o „jednym mężczyźnie” i „jednej kobiecie”, obraz ten jest przez nich wykorzystywany do potępiania poligamii czy związków homoseksualnych. Tyle, że jest to fizyczny punkt widzenia, który poddaje się wielorakiej interpretacji, co oznacza, że można podważyć jego wiarygodność. Ewa jest opisana jako część Adama, stąd wniosek, że kobieta jest częścią mężczyzny. W tym znaczeniu mamy zatem równorzędność płci, co można by przenieść na ideę ich równouprawnienia. Na przykład w języku angielskim słowo „kobieta” (woman) wywodzi się od słowa „mężczyzna” (man). W tym kontekście czytamy: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 3:23b – 24). Jednakże Adam i Ewa nie mieli fizycznych rodziców! Nawet gdyby odnieść to do przyszłości, to należałoby stwierdzić, że tylko mężczyzna ma opuścić swoich rodziców i zamieszkać w domu rodzinnym kobiety. Odczytując Biblię fizycznie, tego typu absurdy można by mnożyć bez końca. Tymczasem, dostrzegając przesłanie duchowe, z powyższego fragmentu dowiadujemy się, że Boży wybraniec, który otrzymuje Ducha, jest „kobietą”, która wywodzi się od „Mężczyzny” (Boga). W momencie zbawienia (zawarcia „małżeństwa”) wybraniec porzuca „ojca” i „matkę”, czyli Szatana i jego ducha (prawo grzechu i śmierci), i w jedności z Bogiem staje się wolny od Szatana i od prawa. A Duch Boży to inaczej „Ciało Chrystusa”, w którym wybraniec i Chrystus stają się „jednym ciałem”.
Przedstawiciele różnych odłamów chrześcijaństwa poszukują tymczasem sposobów na fizyczne zrozumienie Biblii, wynajdując w niej intelektualne argumenty na usprawiedliwienie bądź też potępienie poligamii. Na przykład wielu komentatorów Biblii stwierdza, że Abraham, pierwszy patriarcha, poślubił również niewolnicę Hagar tylko dlatego, że Sara była bezpłodna. O tym, że Abraham miał oprócz tego konkubinę, wspomina niewielu (Rdz 25:1). Już samo narodzenie Izaaka długo po menopauzie Sary powinno nam dać do zrozumienia, że obietnic Bożych nie można rozumieć w sposób fizyczny. Również Nahor i Elifaz oprócz żon mieli konkubiny (Rdz 22:24; 36: 12). Jakub poślubił dwie siostry, Leę i Rachelę (Rdz 29:26-28), a jednocześnie współżył z ich niewolnicami, które Biblia również nazywa żonami (Rdz 30:9,4). Ezaw miał jeszcze więcej żon (Rdz 26:34; 28: 9; 36: 1-5). Dlatego, powołując się na Biblię, można by swobodnie walczyć o zalegalizowanie poligamii (Rdz 21:15-17). Gedeon, jeden z sędziów Izraela, a także przywódca wojskowy, który oswobodził Izrael od Madianitów i Amalekitów i który zwalczał kult Baala, jest często symbolem samego Jezusa Chrystusa. On także był poligamistą. Miał 70 synów ze swoimi żonami i jednego z nałożnicy (Sdz 8:30-31). W dalszej części Biblii mamy Elkana (ojca Samuela), związanego z pokoleniem Lewiego, który miał dwie żony (1 Sm 1:1-2). Modlitwa jego bezpłodnej żony Anny, której Elkan dał podwójną część z ofiary złożonej Panu, została wysłuchana przez Boga w postaci syna Samuela, którego imię oznacza „Bóg wysłuchał”. Równocześnie Anna złożyła obietnicę ofiarowania swojego przyszłego syna na służbę kapłańską („poświęcenie Bogu”). Od momentu odstawienia go od piersi Samuel stał się sługą Pana. Zatem z fizycznego punktu widzenia Bóg nie tylko nie zakazywał poligamii, ale wręcz poligamistom błogosławił.
Zapisy, które znajdujemy w Talmudzie, dotyczące ograniczenia liczby żon, są tak naprawdę próbą ludzkiej interpretacji i dostosowania przekazu Starego Testamentu do potrzeb społeczności żydowskiej. Dlatego limit czterech żon to tylko zwykła abstrakcja. Zaprzecza jej dobitnie przypadek króla Salomona i jego harem składający się z 700 żon i 300 konkubin (1Krl 11:3). Interpretacje liczby kobiet Salomona dokonywane przez rabinów zwykle posługują się słowem „podobno”. Gdyby jednak rabini traktowali poligamię Salomona w kategoriach symbolu i znali jego duchowe znaczenie, to w ogóle nie byliby zmuszeni do jej analizy fizycznej ani moralnej.
Wiele ksiąg Starego Testamentu ukazuje małżeństwo jako symbol przymierza Boga z Izraelem. Obrazy „żony dzielnej” (Prz 31) czy „żony cudzej” (Prz 5) wcale nie promują monogamii. Wskazują jedynie ścieżki – właściwą i obcą – po których kroczą zbawieni i niezbawieni. Niezbawieni to ci, w których przebywa „duch obcy”, sprawca „grzechu” i „błędu”, którego synonimy to „więzy niewoli” i „głupota duchowa”. Takimi błędami są Talmud czy prawo kościelne, które podążają własnymi ścieżkami (czytaj: ustalają własne zasady). Pomysł ograniczenia liczby małżeństw do czterech oparto na przykładzie króla Dawida, który miał jednakże liczne nałożnice. Z kolei Salomon i jego harem to czasy już po Dawidzie. Salomon jest przez jednych widziany jako rozpustnik, a przez drugich jako symbol prawdziwego monarchy, który powinien być „jurny”. Przywołajmy raz jeszcze Abrahama, który nie tylko płodził dzieci z konkubinami i sypiał z dwoma siostrami, ale robił to za zgodą i z polecenia owych sióstr. Również podział majątku pomiędzy synami z różnych żon wskazuje na dopuszczalność większej liczby żon niż jedna (Pwt 22:7).
Cały ten monogamiczny etos powstał tak naprawdę na bazie opisu stworzenia człowieka w ogrodzie Eden. Monogamiczny model małżeństwa jest jedynie przyjętą normą, umową społeczną, podobnie jak dotyczące go zakazy. Najpierw to rabini zaczęli potępiać poligamię; w ich ślady poszli nauczyciele kościelni. Wielożeństwo jest zabronione także przez prawo cywilne większości krajów. Zakaz ten rozpowszechnił się w XX wieku. Wcześniej poligamia wielu nie przeszkadzała. Problem pojawił się głównie przez wzgląd na prawo cywilne – odpowiedzialność za długi czy dziedziczenie majątku. Wczesne prawo hebrajskie respektowało małżeństwa zwane „lewiratem” (Pwt 25:5-6), które miały na celu zachowanie ciągłości rodu. W przypadku śmierci starszego brata, kiedy zmarły nie miał męskiego potomka, jego młodszy brat musiał poślubić wdowę po bracie. Uważano to za jedyny wyjątek od stosunków kazirodczych. Jakby jednak na to nie patrzeć, były to de facto stosunki kazirodcze. Obowiązek ożenku z bezdzietną wdową po zmarłym bracie był praktykowany jeszcze przed wejściem tego prawa w życie – wystarczy przypomnieć Judę i Tamar (Rdz 38:8). We wspomnianej sytuacji w ostateczności doszło do zbliżenia wdowy z teściem. Juda, przykładny patriarcha, z którego rodu pochodził Jezus, został co prawda podstępnie zwabiony przez synową, nie mniej jednak zdecydował się skorzystać z odpłatnej usługi przydrożnej nierządnicy, za którą synowa się przebrała, co nie stawia go w dobrym świetle moralnym. Lota, który odbył stosunek ze swoimi dwoma córkami, usprawiedliwia się tym, że był pijany. Wielu zastanawia się jednak jak to możliwe, że mocno pijany mężczyzna w podeszłym wieku potrafił odbyć aż dwa stosunki płciowe jednej nocy, zapładniając obydwie córki? Do tego linia rodowa jednej z nich związana jest z rodowodem Jezusa. Nie zapominajmy także, że jeśli młodszy brat miał już swoją żonę, a musiał poślubić również wdowę po zmarłym starszym bracie, to de facto dopuszczał się wielożeństwa.
Nasz fizyczny punkt widzenia oraz nasze zmiany poglądów na przestrzeni wieków sprawiają, że zawsze jesteśmy gotowi znaleźć usprawiedliwienie dla każdego rodzaju związku kobiety z mężczyzną ukazanego w Biblii. Na przykład wczesną poligamię patriarchów tłumaczymy nadrzędnością wykonania innego nakazu Bożego, czyli „rozmnażania się”, zaś związki Abrahama z Sarą czy Amnona z Tamarą określa się jako nie do końca kazirodcze, gdyż chodziło o siostrę przyrodnią (z innej matki) a nie rodzoną. Zwolennicy tego poglądu nie zauważają jednak, że wpadają we własną pułapkę, bo małżeństwo z siostrą przyrodnią jest również w Biblii zabronione (Kpł 18:9; 20:17). Jednak najczęściej przytaczaną odpowiedzią jest to, że prawo zakazujące poligamii czy związków kazirodczych weszło w życie (lub zaczęło obowiązywać) później, niż wskazane przypadki. To jednak jest dowodem na brak rzeczywistych argumentów.
Dlatego należy na tę sprawę patrzeć jedynie z duchowego punktu widzenia, który pokazuje, że „jedność” małżeństwa i jego „nierozerwalność” odnosi się wyłącznie do związku wybrańców z Bogiem, czyli do tego, „co Bóg złączył”. Tak zwany „sakrament małżeństwa” to związek dwóch osób z ich własnej woli. Takiego fizycznego związku Bóg nie połączył. W związki małżeńskie łączą się przecież ludzie różnych wyznań, także ateiści. W naszym materialnym pojęciu „grzech” wyraża się w naszych fizycznych lub mentalnych „złych uczynkach”, przede wszystkim jako „brak przestrzegania prawa Bożego”. Bóg podkreśla jednak, że zbawienie pochodzi z Jego Łaski a nie z uczynków człowieka. Twierdząc, że ten, czy inny człowiek jest „grzesznikiem”, bez względu na to, czy mówimy o rozwodzie, czy złamaniu jakiegokolwiek innego przykazania Bożego zgodnie z naszą własną interpretacją, stajemy się sędziami drugiego człowieka, a co gorsze traktujemy „prawo Boże” jako wyznacznik naszej własnej „świętości”.
Bóg przyszedł do „grzeszników”, a odrzucił ludzi „sprawiedliwych” według własnego systemu wartości. W naszym fizycznym życiu rozwód nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak fizyczny obrzęd zaślubin, bo ani fizyczny ślub, ani fizyczny rozwód nie zostały ustanowione przez Boga. Nie ma znaczenia, czy ślub albo rozwód został zarejestrowany w urzędzie, czy w kościele, bo „Bóg nie zamieszkuje w budowlach zbudowanych ludzką ręką”. W Biblii słowo „cudzołóstwo”, uznawane za główny powód fizycznych rozwodów, odnosi się nie do uprawiania seksu pozamałżeńskiego, a do naszego „serca”, które jest symbolem naszego ducha (Mt 5:27-28; 31-32), to znaczy „ducha nieczystego”. Związek Jezusa z duchowym Kościołem, czyli związek symbolicznych „Pana Młodego” i „panny młodej”, to nie związek człowieka z człowiekiem. „Kościół duchowy” stanowią bowiem wybrańcy Boży, którzy razem tworzą grupę zwaną „panną młodą”, gdyż liczba wybrańców z pewnością jest większa niż jeden. Stwierdzenie, że Bóg ustanowił „związek monogamiczny” ma sens jedynie wtedy, gdy wszystkich wybrańców połączymy w jedną „Świątynię Duchową w Panu”, ale jest to związek duchowy. Innymi słowy, „związek monogamiczny” jako związek „Jednego Męża” i „jednej żony” to związek duchowy Jezusa z wybrańcami w „Jednym Duchu”. Jeszcze inaczej mówiąc, zbawiony wybraniec nie może posiadać więcej niż Jednego Ducha, bo nie może służyć równocześnie dwóm panom, czyli Bogu i Szatanowi. Na tej samej zasadzie Szatan jest w „nierozerwalnym związku monogamicznym” z niewybrańcami. Jednak patrząc na to zagadnienie z innego punktu widzenia, widzimy, że zarówno Chrystus, jak i Szatan mają „wiele żon”, czyli wielu wybrańców i wielu niewybrańców. Dlatego pojęcie fizycznej lub inaczej cywilnoprawnej „monogamii” i „poligamii” to tylko ludzki punkt widzenia. Małżeństwo monogamiczne wynika po prostu z kultury i prawa przyjętego przez większość krajów świata. Nie ma ono jednak nic wspólnego z jakimś „przedwiecznym zamysłem Boga zrealizowanym podczas stworzenia świata”.
Jeśli w Biblii pojawia się poligamia, na przykład w przypadku Lameka (Rdz 4:19), kościół z góry określa ją jako „zło moralne”, szczególnie, że przypadek ten dotyczy „odrzuconej linii Kaina”. Natomiast przypadek Abrahama, niewątpliwie wybrańca Bożego, który wziął za żonę także niewolnicę Hagar, usprawiedliwia się niepłodnością jego pierwszej żony. Gdyby jednak w naszej kulturze ktoś wziął sobie drugą żonę z powodu niepłodności pierwszej, to natychmiast zostałby wyklęty. Chcąc nie chcąc, poglądy kościoła i tak ewoluują – kiedyś kościół nie dopuszczał rozwodów, teraz niepłodność jednego z małżonków może być podstawą do „unieważnienia” małżeństwa. Natomiast prawo cywilne zmusza małżonków do oficjalnego „rozwiązania” ich związku, jeśli chcą związać się z innymi partnerami. To tylko kwestia umowna. Czym bowiem różni się życie „oficjalnie rozwiedzionych” w nowych związkach od życia osób, które weszły w takie związki bez oficjalnego rozwodu? Fizycznie – niczym. Formalnie – posiadaniem odpowiedniego „certyfikatu” wydanego przez człowieka, który został do tego „upoważniony” przez innych ludzi.
Po śmierci Sary Abraham miał kolejną żonę – Keturę (Rdz 25:1). Kościół uważa jego małżeństwo z Keturą za pełnowartościowe, gdyż zostało zawarte po śmierci Sary. Wciąż pozostaje jednak pytanie, jak to się ma do koncepcji idealnego małżeństwa i nierozerwalności związku małżeńskiego? „Nierozerwalność małżeńska” oznacza przecież, że nic nie jest w stanie rozerwać tej unii, włącznie ze śmiercią fizyczną. Dlatego owa „nierozerwalność” nie istnieje w świecie fizycznym. Chodzi bowiem o nierozerwalność duchową. I taki jest właśnie przekaz Biblii, który, niestety, został zniekształcony przez człowieka. Już sam fakt, że Hagar nazywana jest także „niewolnicą”, jest w dzisiejszych czasach czymś niewyobrażalnym. I znowu musimy zrozumieć, że nie wolno nam tego stwierdzenia traktować dosłownie – nie chodzi bowiem o „niewolnictwo” w sensie fizycznym, lecz o „poddaństwo” w sensie duchowym, które Biblia określa także jako „narodziny według ciała”. W tym przypadku chodzi oczywiście o poddaństwo wobec Szatana (Ga 4:30, 31). W podobnym znaczeniu apostoł Paweł jest w Biblii przedstawiany jako „więzień Chrystusa” lub „więzień Słowa Bożego”, czyli apostoł z natchnienia Ducha Świętego. Typowy kontekst Biblii z pojęciem „niewolnictwo” identyfikuje „niewolę duchową Szatana”, z której wybawiani są przez Boga tylko Jego wybrańcy. Dlatego Sara jest „kobietą wolną”, a jej syn Izaak symbolizuje „wolne dzieci z obietnicy Bożej”, czyli zbawionych wybrańców. Alegoria Sary i Hagar ilustruje także dwa prawa: „Jeruzalem Górne” oraz „Jeruzalem obecne”, albo inaczej „Jeruzalem Niebieskie” oraz „Jeruzalem Ziemskie”, które z kolei ilustrują „Prawo Ducha i Życia” oraz „prawo grzechu i śmierci”.
Podczas gdy poligamię Ezawa można by podciągnąć pod „zło moralne”, problemem dla teologów pozostaje postać Jakuba (Izraela), który poślubił dwie siostry – Leę i Rachelę – które dodatkowo oddały mu swoje niewolnice. Dlatego i w jego przypadku szuka się usprawiedliwienia. Mówi się na przykład o podstępie ojca sióstr czy silnej namowie obu żon, by Jakub wykorzystał ich niewolnice w celu spłodzenia potomstwa. Nic więc dziwnego, że i współczesne kościoły szukają pretekstów do „unieważniania” małżeństw, które są przecież rzekomo „nierozerwalne”. W uszach przeciętnego członka instytucji kościelnej „unieważnienie małżeństwa” brzmi po prostu lepiej niż „rozwód”. „Rozwód” kłóci się bowiem z dogmatem religijnym, a „unieważnienie”, choć znaczy to samo, jest obejściem własnego prawa kościelnego, opartego na własnej interpretacji Prawa Bożego.
Trudno też wytłumaczyć postawę sędziego Gedeona, człowieka Bożego, który miał wiele żon oraz konkubinę lub konkubiny (Sdz 8:30,31). Niczym dziwnym jest też w Biblii posiadanie haremów przez królów, z których niektórzy przedstawiani są jako słudzy Boży, jak na przykład Salomon. Podobnie konkubiny mogą być obrazem wybrańców Bożych, jak na przykład Estera. Mówi się także, że harem Salomona musiał być tylko „symboliczny”, bo ludziom trudno przyjąć, że miał 700 żon i 300 konkubin. Konkubiny nazywane były „drugorzędnymi żonami”. I znów jego postępowanie tłumaczy się względami politycznymi, na przykład pozyskaniem sojuszników wśród sąsiadów wrogich Izraelowi, jak choćby przez zawarcie przymierza z królem Egiptu za sprawą małżeństwa z jego córką. Nie możemy też zapomnieć o królu Dawidzie, który także posiadał niemały harem, w którego skład wchodziły takie żony jak Mikal, Abigail, Achinoam, Maaka, Chaggita, Abitala, Egla, Batszeba i Abiszag. Za czasów przeniesienia stolicy z Hebronu do Jerozolimy mowa jest o jego wielu nałożnicach, bez podawania ich imion, za wyjątkiem Batszeby. A pamiętajmy, że Abraham, Dawid i Salomon są obrazami samego Boga – Abraham najczęściej Boga Ojca, Dawid – Boga Syna, a Salomon – Ducha Bożego.
Zgodnie z literalnym rozumieniem Biblii, opartym na wybiórczych tekstach a propagowanym przez wczesny judaizm, wymagano od kobiet nie tylko wierności małżeńskiej, ale także dziewictwa przedmałżeńskiego. Słowo „panna”, oznaczające kobietę niezamężną i/lub kobietę niebędącą matką, identyfikowano z pojęciem „dziewicy” (Iz 7:14). W Nowym Testamencie mamy nawiązanie do Marii jako „dziewicy” i narodzin Syna „Emmanuela”, którego imię oznacza „Bóg z nami” (Mt 1:23). Ponieważ kościół połączył „znak” Emmanuela z narodzinami Jezusa, model interpretacji „panny” jako „dziewicy”, przeniknął także do kościoła. „Dziewictwo” stało się więc modelem do naśladowania dla kobiet niezamężnych, ale także dla nieżonatych mężczyzn. Samo słowo „dziewictwo” utożsamiono z „czystością seksualną”, podczas gdy w Biblii termin „dziewica” ma zupełnie inne znaczenie. Może on być zarówno obrazem wybrańców, jak i niewybrańców, czego najlepszym przykładem są „dziewice mądre i głupie” (Mt 25:1-2). Z kolei wyrażenie „dziewiczy orszak Baranka”, złożony z tych, którzy „nie splamili się obcowaniem z kobietami”, sugerowałby, że dziewicami są także mężczyźni (Ap 14: 4). W duchowym przekazie Biblii nie ma podziału na płeć biologiczną, której trzyma się teologia kościelna. Dlatego wybrańcami i niewybrańcami są zarówno mężczyźni, jaki i kobiety, i dlatego Jezus może być symbolizowany zarówno przez słowo „Ojciec”, jak i „Matka”.
Wybiórcze i literalne rozumienie Biblii narzuca szczególnie ciężkie jarzmo na kobiety. Powołując się na Biblię, mężczyźni mogli uprawiać nierząd, jak na przykład wspomniany wcześniej Juda, zaś kobiety za podobne zachowania mogły zostać skazane na śmierć – widać to w opisie sytuacji, w której domagano się kary śmierci dla cudzołożnicy (J 8:5). W starożytnym Izraelu od kobiet wymagano noszenia tuniki aż do kostek oraz nakrycia głowy z zasłonką, która miała zasłaniać twarz (Rdz 29:23-25; Dn 13:32). W ten właśnie sposób Laban oszukał Jakuba i oddał mu starszą córkę zamiast młodszej, wybranej przez tamtego.
Do pewnego momentu zamążpójście kobiety było wyłączną decyzją ojca, później wspólną decyzją ojca i córki. Poza tym małżeństwa zawierane były dużo wcześniej niż obecnie, nawet w wieku 12 lat, który był wiekiem zamążpójścia. Mężowie selekcjonowani przez ojców często byli w wieku samych ojców, co dziś nazwalibyśmy pedofilią. Choć judaizm promował i nadal promuje monogamię oraz małżeństwo prokreacyjne, nie można zaprzeczyć, że Stary Testament zezwala na konkubinaty z nałożnicami. Mężczyzna nie tylko mógł mieć jedną lub więcej żon, ale także nałożnice i niewolnice. Dla kobiet cudzołóstwo było zabronione pod karą ukamienowania (Pwt 22:21) lub przekleństwa (Lb 5:20-24). Z czasem w judaizmie zmieniono nastawienie do prostytucji, także wśród i mężczyzn – śmiercią karano nie tylko w przypadku zdrady, ale także innych praktyk seksualnych. I nie chodzi tu wyłącznie o stosunki kazirodcze, homoseksualne, czy zoofilię, ale także akt seksualny pomiędzy małżonkami, na przykład zakaz odbywania stosunku przerywanego. Kary te stopniowo łagodzono, choć oficjalnego przyzwolenia na powyższe akty wciąż nie ma.
Z fizycznego, społecznego punktu widzenia i w zależności od kultury monogamia i poligamia są źródłem jednej wielkiej kontrowersji. Większość krajów świata oficjalnie zakazuje bigamii czy poligamii (choć nawet w USA wyjątkiem są związki mormońskie), mimo to związki pozamałżeńskie, czyli tak zwane „zdrady”, nawet z wieloma partnerami, nie są przez prawo cywilne ścigane ani potępiane. Większość z nich nigdy nie wychodzi na jaw. Jedyną konsekwencją zdrady małżeńskiej może być pozew o rozwód złożony przez stronę zdradzoną. To samo dotyczy związków poliamorycznych, czyli związków wielopartnerskich, najczęściej osób niebędących w związkach małżeńskich, ale nie koniecznie, gdyż są to związki zawierane za przyzwoleniem wszystkich stron. Oczywiście z moralnego punktu widzenia można by takie związki potępiać, w rzeczywistości jednak wiele osób skrycie zazdrości ich członkom odwagi w wyłamywaniu się z narzuconych przez społeczeństwo norm.
W Biblii nie chodzi jednak o spór moralny lecz o rozróżnienie pomiędzy „monogamią” a „poligamią” z duchowego (Bożego) punktu widzenia, to znaczy pomiędzy „monogamią” jako jednością zbawionego wybrańca z Bogiem w Jednym Duchu a „poligamią” jako jednością Boga w Jednym Duchu, tyle że z wieloma (wszystkimi) zbawionymi wybrańcami. Z drugiej strony, w kontekście zakazu duchowego, będzie chodzić o „poligamię” duchową jako typ związku, w którym niezbawiony jeszcze wybraniec związany jest z Szatanem, będącym w związku poligamicznym z wieloma (wszystkimi) wybrańcami aż do momentu ich zbawienia. Oczywiście Szatan pozostaje także w „związku monogamicznym”, czyli w jednym duchu nieczystym, z niewybrańcami. Jest to zarazem związek „poligamiczny”, gdyż obejmuje wielu (wszystkich) niewybrańców.