8. Grzechy świadome i nieświadome
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
W życiu codziennym często „grzechy nieświadome” łączy się z „grzechami lekkimi”, a „świadome” z „ciężkimi”. W rozumowaniu tym dominuje pogląd, że „grzech nieświadomy” nie doprowadza do (duchowej) „śmierci wiecznej”, ale może wywołać konsekwencje fizyczne, na przykład choroby, a nawet śmierć fizyczną! Paradoksem tej szkoły myślenia jest, że śmierć fizyczna raz uważana jest za sposób, w jaki Bóg ratuje „wierzących” (fizycznie pojmowana „ofiara Jezusa”), innym razem za „karę Bożą”. Tak przynajmniej naucza kościół, co jest to fałszem. Jako biblijny przykład „grzechu nieświadomego” wykorzystuje się przypadek Abimelecha, króla Geraru, który chciał cieleśnie obcować z Sarą, żoną Abrahama. Rzekoma „nieświadomość grzechu” Abimelecha miała wynikać z tego, że Abraham przedstawił Sarę jako swoją siostrę, a nie żonę (Rdz 20).
Jak już wspominaliśmy, „grzechy nieświadome” uważa się za takie, które nie sprowadzają „śmierci wiecznej”. Dlatego „grzechy” dzieci zalicza się właśnie do tej kategorii, gdyż dzieci rzekomo nie mogą popełnić „grzechu” świadomie, a w przypadku przedwczesnej śmierci, dzieciom automatycznie udziela się „przepustki” do Nieba. Do Nieba wysyła się też wszystkich, którzy żyją „zgodnie z prawem Bożym”, dzięki czemu „nie zanieczyścili się duchowo”. W ich przypadku „grzech pierworodny” rzekomo będzie bezskuteczny, bo uważa się, że „skaża” on tylko ciało i to właśnie ze względu na ów „grzech pierworodny” ciało człowieka musi umrzeć. Twierdzi się więc, że po śmierci chrześcijanin „idzie do Nieba”. Taki pogląd jest przez wszystkich mile widziany i powszechnie akceptowany, zwłaszcza oprawiony odpowiednią mitologią, która wydaje się tworzyć jedną zwartą całość. Jest to jednak fałszywa doktryna kościelna. Dyskwalifikuje ją od razu wpływ na nasze zbawienie naszej woli, naszej pracy i naszych uczynków, podczas gdy o zbawieniu decyduje wyłącznie Łaska i wola Boża.
Kolejnym błędem jest wyróżnianie „grzechu świadomego”, gdyż, jak mówi Biblia, brak „wolnej woli” sprawia, że w wymiarze duchowym nie znamy pojęcia „dobra i zła”. Definicję „grzechu świadomego” budujemy więc na podstawie fizycznej znajomości prawa Bożego i świadomości konsekwencji jego złamania. Problem polega na tym, że rzeczywista znajomość Prawa Bożego to „wiedza duchowa”, która jest darem Bożym, ukrytym dla świata, zaś „wypełnianie Prawa Ducha” to fraza, która opisuje nie naszą fizyczną czy mentalną pracę, lecz obecność Ducha w duszy wybrańca. Rozpatrując „grzech” w wymiarze fizycznym, w wymiarze łamania prawa fizycznego, siłą rzeczy wprowadzamy pojęcie „dobrych i złych uczynków”, które stają się pojęciami opartymi na naszej własnej interpretacji Biblii. Fizyczne spojrzenie na „grzech” jest także powodem ustanowienia fizycznego „wieku odpowiedzialności” oraz konsekwencji grzechu, od których zwolnione są dzieci i osoby z niepełnosprawnościami psychicznymi. Do owych „konsekwencji” należy wspomniana już „śmierć duchowa”. Tak więc, w mniemaniu nauczycieli kościelnych, poprzez fizyczność i nasze fizyczne zachowania rzekomo „wpływamy” na nasz stan ducha i nasze przeznaczenie duchowe. W skrócie: fizyczność wpływa na duchowość, albo doczesność wpływa na wieczność. Gdzie tu rola Łaski Bożej?
Dochodzi do takich absurdów jak dość powszechna wiara w to, że na „grzesznika” sprowadzane są „choroby” (J 5:14) i „nieszczęścia” (Prz 13:21) czy kara „przedwczesnej śmierci fizycznej” (Koh 7:17), a ostatecznie „śmierć wieczna”, gdyż „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6:23). Wszystko to w wyniku fizycznej interpretacji Biblii. Dlatego „miłosierdzie Boże” identyfikowane jest z „darowaniem grzechów”. Poza fizycznym wymiarem tej zależności, problem polega również na tym, że robi się z tego „darowanie warunkowe”, czyli uzależnione od postawy „rozgrzeszanego” i tego, czy nie wróci on na „drogę grzechu”. Z nawrócenia robi się więc własną pracę człowieka. Ponadto nawrócenie często łączy się z rozumianą po ludzku cierpliwością Boga, który „chce dać szansę grzesznikowi”, bo „los każdego człowieka jest mu drogi”. Stąd wersety, które zawierają wyrażenia takie jak „wszyscy zgrzeszyli”, w teologii kościelnej traktuje się wybiórczo, bo do grupy „wszystkich” nie zalicza się dzieci i osób z chorobami psychicznymi, które upośledzają świadome działanie człowieka.
Owszem, słowo „wszyscy” odnosi się do określonej grupy osób – albo do wybrańców, albo niewybrańców – lecz werset, który je zawiera, zawsze należy rozpatrywać w kontekście i w świetle całej Biblii. Chcąc podtrzymać ten tryb rozumowania, tłumaczy się, że w wersetach tego typu chodzi o „wszystkich, którzy zgrzeszyli świadomie”. Jest to manipulacja Słowem Bożym, bez względu na to, czy dokonywana jest świadomie czy nieświadomie. Biblijne stwierdzenie, że „grzechu się nie poczytuje, gdy nie ma prawa” nie odnosi się do psychicznej dojrzałości danej osoby albo określonego wieku, w którym człowiek jest w stanie świadomie poznać prawo Boże i jego konsekwencje. Mamy bowiem także wersety, które mówią, że „grzech wychodzi z wnętrza człowieka”, że „prawo jest zapisane w sercu człowieka”. W Biblii nie ma więc granicy wieku ani ograniczeń dotyczących ludzkiej dojrzałości. Każdy człowiek jest grzesznikiem, bez względu na wiek, a może nim nie być wyłącznie na skutek działania Łaski Bożej związanej z darem Ducha Świętego. „Dar zbawienia” to synonim wyrzucenia z duszy człowieka złego ducha, czyli właśnie oczyszczenia z grzechu.
Jeżeli twierdzimy, że Jezus jest jedynym ratunkiem przed śmiercią wieczną, to dlaczego uzależniamy to od naszej „wolnej woli”, dzięki której rzekomo sami musimy zdecydować, czy „przyjmujemy” Jezusa, czy Go „odrzucamy”? Przecież w Biblii czytamy, że Bóg przeznaczył nas (wybrańców) dla siebie „według upodobania Jego woli i bogactwa Jego Łaski” (Ef 1:5-7). Jeżeli Bóg przeznaczył nas z góry jeszcze przed stworzeniem świata (Ef 1:4), to jaki my możemy mieć wpływ na nasze przeznaczenie? Niestety, przebywający w nas „duch buntu” podpowiada nam, że możemy. W ramach naszego własnego programu zbawienia wystarczy, że wmówimy sobie i innym, że „wierzymy w Jezusa”, a potem wystarczy, że regularnie „wyznajemy grzechy”, czyli spowiadamy się, „przyjmujemy Ciało Chrystusa”, a przede wszystkim „przestrzegamy przykazań”, a Niebo staje przed nami otworem, bo należy się nam w zasadzie „z urzędu”.
W ramach kościelnych nauk Biblię traktuje się jako poradnik samodoskonalenia i instrukcję samowybawienia, jako zachętę do własnego działania, by zasłużyć na zbawienie, a także jako ostrzeżenie, co się stanie, gdy z tej instrukcji nie skorzystamy bądź ją zlekceważymy. Takie podejście jest objawem świadczącym o naszej grzesznej naturze i o duchu kłamstwa, który nami rządzi, czego człowiek niezbawiony nie jest w stanie dostrzec.
W identyfikacji grzechu chodzi nie tyle o konfrontację z „Prawem Grzechu i Śmierci” (choć prawo to wskazuje na istnienie „grzechu” i kary „śmierci wiecznej”), lecz o to, by spojrzeć na grzech przez pryzmat naszego błędu i naszej winy. „Grzeszenie” oznacza bowiem „bycie w błędzie lub mylenie się”, czyli kłamanie na temat Słowa Bożego. Źródłem owego kłamstwa jest duch kłamstwa, czyli Szatan. Nie chodzi, oczywiście, o kłamstwo fizyczne, które jest jedynie obrazem tego, że „nie znamy Boga”, lecz o posiadanie w sobie obcego ducha, który jest zaprzeczeniem Ducha Prawdy. Nasza „świadomość” nie ma z tym nic wspólnego, gdyż w życiu codziennym i tak kierujemy się „świadomością moralną”, i to niezależnie od wyznania. Ogólnie rzecz biorąc, każdy zdrowy psychicznie człowiek wie, że cudzołóstwo, kradzież czy zabójstwo są złem moralnym, gdyż identyfikujemy je z krzywdą wyrządzaną innej osobie. Inną kwestią jest przyznanie się do złego czynu. Niektórzy mogą złe uczynki wypierać do tego stopnia, że potrafią sobie wmówić, że ich nigdy nie popełnili lub znaleźć mnóstwo sposobów, by usprawiedliwić swoje postępowanie. Taka jest „nasza natura”, widoczna także na zewnątrz.
„Świadomość duchowa” Bożych wybrańców, którzy dostąpili zbawienia, przedstawiana jest w Biblii odmiennie od „świadomości” samozwańczych chrześcijan. Na przykładzie Pawła, który został „olśniony przez chwałę Bożą i wyrwany z duchowej ślepoty” (pozbawiony grzechu), widzimy jak przebiegło jego „przemienienie”. Paweł, obraz wybrańców, stwierdza, że był „martwy względem prawa” (prawa grzechu i śmierci), które wcześniej postrzegał jako „drogę do zbawienia”, przez co „grzech go zwiódł” (Rz 7:9-11). Dopiero pod wpływem działania Ducha Paweł rozpoznaje swoją grzeszną naturę jako stan ducha, w którym trwał wcześniej. Będąc Faryzeuszem, podobnie jak inni postrzegał Boga w wymiarze fizycznym, prześladował więc wyznawców Jezusa, działając rzekomo w imię Boga i we własnej dobrej wierze. Dar duchowego nawrócenia wzbudził w nim „świadomość” wcześniejszego błędu, stając się źródłem diametralnej zmiany w nauczaniu Pisma Świętego. Z prześladowcy Jezusa Paweł stał się Jego narzędziem, równocześnie, ze względu na naukę Chrystusa, stając się „wrogiem swoich braci”. Podkreślmy, że na zmianę świadomości Pawła nie miały wpływu żadne czynniki zewnętrzne lecz Dar Ducha i duchowe postrzeganie Słowa Bożego. Nie ma to więc nic wspólnego z naszym własnym sposobem myślenia czy naszą pracą. Szkoda, że ten fragment Biblii teolodzy postrzegają w kategoriach „świadomego grzechu” Pawła, zwykle już po przemianie, który ma być dowodem na to, że Paweł, podobnie jak Adam i Ewa, „umarł duchowo”. Tymczasem jako człowiek Paweł był martwy duchowo tak jak każdy z nas, to znaczy, poprzez swoją „pierwszą naturę”, co miało miejsce przed otrzymaniem Bożego daru nawrócenia. Paweł był zagorzałym wyznawcą Boga jako Faryzeusz, a Faryzeusze uznawani byli za wzór przestrzegania prawa. Tymczasem, jak pamiętamy, Jezus nazywał ich „obłudnikami”. Ludzie identyfikujący się z Bogiem, czy to poprzez judaizm, czy chrześcijaństwo, są przekonani, że to dzięki własnemu wyborowi zostaną przeznaczeni do życia wiecznego. W rzeczywistości „śmierć duchowa” nie ma nic wspólnego ze „świadomym grzeszeniem” (łamaniem Prawa), bo naszą psychiczną „świadomość” kształtuje otaczający nas fizyczny świat. Dlatego, według Biblii, mamy ludzi, którzy „rodzą się z ciała” (z ducha Szatana) lub „rodzą się z Ducha” (Boga; J 3:5-6). Na nasze duchowe narodzenie nie mamy wpływu tak samo, jak w fizycznym świecie nie mamy wpływu na wybór naszych biologicznych rodziców. Wszyscy jesteśmy „zrodzeni z Szatana”, a co niektórzy „rodzeni są nowo” za sprawą daru Ducha Świętego. Ciągle podkreślamy tu słowo „dar”, którego synonimem jest słowo „łaska”.
W Biblii czytamy, że „wszystkim ludziom postanowione jest raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9:27). „Narodzić na nowo” nie można się fizycznie, musi więc chodzić o duchowe „narodzenie z góry”, czyli z Ducha Bożego. „Ożycie duchowe” to inaczej „zmartwychwstanie”, czyli „narodzenie ze śmierci” albo przejście z „martwoty duchowej” (grzechu) do „duchowego życia”, przy czym owej martwocie duchowej ulega każdy człowiek, bez wyjątku (Rz 6:2). Od chwili zbawienia wybrańcy „żyją w Jezusie Chrystusie” (Rz 6:11), który jest Duchem. „Ożywienie duchowe” zachodzi dzięki „wierze Jezusa Chrystusa”, która jest darem Ducha. Nie ma to nic wspólnego z naszą własną, intelektualną „wiarą”, która jest naszym błędnym przekonaniem. „Wierzyć w imię Jezusa” oznacza bowiem zostać narodzonym nie z „krwi” ani „cielesnej woli” (słowa te obrazują ducha Szatana), ani „woli mężczyzny” (Szatana), lecz z Boga (J 1:13). Zbawienia, czyli daru życia wiecznego, dostępują wybrańcy Boży, którzy „rodzą się z Boga”, pomimo że posiadają „ciało fizyczne” i pomimo że nie widać w nich żadnych fizycznych zmian. Dlatego wybranie Boże pozostaje dla niewybrańców „ukryte”, bo człowiek szuka namacalnych dowodów w postaci jakichś konkretnych zmian i fizycznego przeobrażenia życia. Tylko Jezus jest zmartwychwstaniem, a „zmartwychwstanie” oznacza „przejście z duchowej śmierci do duchowego życia”. Ten, kto dostępuje tej łaski, „nie umrze na wieki” (J 11:25-26), przy czym ktoś raz zbawiony nie może umrzeć, czyli „nie może zgrzeszyć”, albo inaczej, nie może zostać ponownie nawiedzony przez ducha Szatana. Dar życia duchowego (dar Ducha Świętego) przychodzi do wybrańca podczas jego życia fizycznego i stanowi o jego „świętości”, tymczasem członkowie kościoła wybierają swoich „świętych” pośmiertnie.
Musimy także zrozumieć, że „śmierć wieczna”, czyli „śmierć druga” (Ap 20:14), to wcale nie śmierć następująca jako druga po śmierci fizycznej, ani też nie jest to śmierć fizyczna w konsekwencji „grzechu świadomego”. Z duchowego punktu widzenia, nie ma czegoś takiego jak „grzech świadomy”, bo według Biblii nie wiemy, „jakiego jesteśmy ducha”. Nie mamy wpływu na wybór ducha, a przecież „świadomość” sprowadza się do ekspresji naszej woli – woli dokonania wyboru. Niektórzy teolodzy wyróżniają nawet trzy rodzaje śmierci: duchową, fizyczną i wieczną. Tak naprawdę śmierć jest tylko jedna, przy czym „śmierć duchowa” oznacza „śmierć wieczną”, a „kompletność śmierci” polega na wiecznej separacji Szatana i wszystkich niewybrańców od Boga.
Owszem, można mówić o „śmierci duszy i ciała”, ale wyrażenie to symbolizuje właśnie „kompletność śmierci”. Słowo „ciało” jest bowiem obrazem „ciała duchowego”. W wymiarze nieskończoności wszyscy będą istotami duchowymi. Ponadto symbolika „ciała duchowego” odnosi się także do drugiej grupy osób w ramach programu sądu i zbawienia. W przypadku niewybrańców będzie to sąd w okresie Późnego Deszczu, który jest obrazem równoległym do Sądu Ostatecznego.
Człowiek fizyczny, żyjący w „wymiarze skończoności”, nie ma szans w walce ze śmiercią („grzechem”, czyli duchem Szatana), która pochodzi z „wymiaru nieskończoności”. Człowiek otrzymał jedynie pewną „cząstkę” związaną z nieskończonością, którą jest jego „dusza”. Jest to jedyny element człowieka, w którym może przebywać duch pochodzący z nieskończoności, bo jedynie dusza przechodzi do wymiaru nieskończoności. Sama „nieskończoność”, czyli „wieczność”, ma dwa różne wymiary, a może raczej dwie różne odsłony: „nieskończoność z duchem Szatana” (znana również jako „śmierć wieczna”) bądź „nieskończoność z Duchem Boga” (znana również jako „życie wieczne”). O przeznaczeniu człowieka, czyli o tym, do której z tych dwóch nieskończoności ostatecznie trafi, decyduje jedynie Bóg. Problem polega na tym, że my, ludzie, widzimy to inaczej. Chrześcijanie instytucjonalni głoszą, że Jezus jest ich „zbawicielem”, gdyż umarł za nich, bo „umarł za wszystkich” (Iz 53:5-6; 1 Tes 5:9-10). Innymi słowy, panuje pogląd, że choć każdy człowiek jest „grzesznikiem”, to Jezus wziął na Siebie karę za „wszystkich” ludzi. Wystarczy zatem intelektualnie „wyznać wiarę w Jezusa” i w ten sposób zostaje się uwzględnionym w dziele zadośćuczynienia Chrystusa. Tymczasem Jezus, owszem, „umarł” (w znaczeniu: „wylał Ducha”) za „wszystkich”, ale za wszystkich swoich wybrańców. Jest to niezawisły wybór dokonany przez Boga, który nie leży w gestii człowieka. Powoływanie się więc na „śmierć Jezusa” to puste kłamstwo, niemające nic wspólnego z faktycznym stanem rzeczy. Ponadto identyfikować śmierć Jezusa z naszą śmiercią duchową, to jakby nazywać Boga Szatanem. To, że Jezus „umarł duchowo”, nie oznacza, że stał się „duchem nieczystym”. Życie wieczne jest darem Łaski Bożej w Jezusie Chrystusie-Duchu (Rz 6:23), z naciskiem na słowa „dar” i „Łaska”. Człowiek w żaden sposób sam nie może identyfikować się z tym darem lub z Łaską Bożą, bo za każdym razem będzie to „nasza praca” i „nasz wybór”, a nasza praca i nasz wybór to zaprzeczenie pracy Bożej, nazywanej w Biblii „darem”, i Łaski Bożej, która jest synonimem Bożego wyboru. Słowa: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste” (Ps 51:12) są wyrazem duchowego, a więc nieuświadomionego i niewyrażalnego werbalnie, „wołania” wybrańca o Łaskę Bożą, już w wyniku działania Ducha. Jest to „wołanie” całkowicie symboliczne.
Jak już wspominaliśmy, „grzechy nieświadome” uważa się za takie, które nie sprowadzają „śmierci wiecznej”. Dlatego „grzechy” dzieci zalicza się właśnie do tej kategorii, gdyż dzieci rzekomo nie mogą popełnić „grzechu” świadomie, a w przypadku przedwczesnej śmierci, dzieciom automatycznie udziela się „przepustki” do Nieba. Do Nieba wysyła się też wszystkich, którzy żyją „zgodnie z prawem Bożym”, dzięki czemu „nie zanieczyścili się duchowo”. W ich przypadku „grzech pierworodny” rzekomo będzie bezskuteczny, bo uważa się, że „skaża” on tylko ciało i to właśnie ze względu na ów „grzech pierworodny” ciało człowieka musi umrzeć. Twierdzi się więc, że po śmierci chrześcijanin „idzie do Nieba”. Taki pogląd jest przez wszystkich mile widziany i powszechnie akceptowany, zwłaszcza oprawiony odpowiednią mitologią, która wydaje się tworzyć jedną zwartą całość. Jest to jednak fałszywa doktryna kościelna. Dyskwalifikuje ją od razu wpływ na nasze zbawienie naszej woli, naszej pracy i naszych uczynków, podczas gdy o zbawieniu decyduje wyłącznie Łaska i wola Boża.
Kolejnym błędem jest wyróżnianie „grzechu świadomego”, gdyż, jak mówi Biblia, brak „wolnej woli” sprawia, że w wymiarze duchowym nie znamy pojęcia „dobra i zła”. Definicję „grzechu świadomego” budujemy więc na podstawie fizycznej znajomości prawa Bożego i świadomości konsekwencji jego złamania. Problem polega na tym, że rzeczywista znajomość Prawa Bożego to „wiedza duchowa”, która jest darem Bożym, ukrytym dla świata, zaś „wypełnianie Prawa Ducha” to fraza, która opisuje nie naszą fizyczną czy mentalną pracę, lecz obecność Ducha w duszy wybrańca. Rozpatrując „grzech” w wymiarze fizycznym, w wymiarze łamania prawa fizycznego, siłą rzeczy wprowadzamy pojęcie „dobrych i złych uczynków”, które stają się pojęciami opartymi na naszej własnej interpretacji Biblii. Fizyczne spojrzenie na „grzech” jest także powodem ustanowienia fizycznego „wieku odpowiedzialności” oraz konsekwencji grzechu, od których zwolnione są dzieci i osoby z niepełnosprawnościami psychicznymi. Do owych „konsekwencji” należy wspomniana już „śmierć duchowa”. Tak więc, w mniemaniu nauczycieli kościelnych, poprzez fizyczność i nasze fizyczne zachowania rzekomo „wpływamy” na nasz stan ducha i nasze przeznaczenie duchowe. W skrócie: fizyczność wpływa na duchowość, albo doczesność wpływa na wieczność. Gdzie tu rola Łaski Bożej?
Dochodzi do takich absurdów jak dość powszechna wiara w to, że na „grzesznika” sprowadzane są „choroby” (J 5:14) i „nieszczęścia” (Prz 13:21) czy kara „przedwczesnej śmierci fizycznej” (Koh 7:17), a ostatecznie „śmierć wieczna”, gdyż „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6:23). Wszystko to w wyniku fizycznej interpretacji Biblii. Dlatego „miłosierdzie Boże” identyfikowane jest z „darowaniem grzechów”. Poza fizycznym wymiarem tej zależności, problem polega również na tym, że robi się z tego „darowanie warunkowe”, czyli uzależnione od postawy „rozgrzeszanego” i tego, czy nie wróci on na „drogę grzechu”. Z nawrócenia robi się więc własną pracę człowieka. Ponadto nawrócenie często łączy się z rozumianą po ludzku cierpliwością Boga, który „chce dać szansę grzesznikowi”, bo „los każdego człowieka jest mu drogi”. Stąd wersety, które zawierają wyrażenia takie jak „wszyscy zgrzeszyli”, w teologii kościelnej traktuje się wybiórczo, bo do grupy „wszystkich” nie zalicza się dzieci i osób z chorobami psychicznymi, które upośledzają świadome działanie człowieka.
Owszem, słowo „wszyscy” odnosi się do określonej grupy osób – albo do wybrańców, albo niewybrańców – lecz werset, który je zawiera, zawsze należy rozpatrywać w kontekście i w świetle całej Biblii. Chcąc podtrzymać ten tryb rozumowania, tłumaczy się, że w wersetach tego typu chodzi o „wszystkich, którzy zgrzeszyli świadomie”. Jest to manipulacja Słowem Bożym, bez względu na to, czy dokonywana jest świadomie czy nieświadomie. Biblijne stwierdzenie, że „grzechu się nie poczytuje, gdy nie ma prawa” nie odnosi się do psychicznej dojrzałości danej osoby albo określonego wieku, w którym człowiek jest w stanie świadomie poznać prawo Boże i jego konsekwencje. Mamy bowiem także wersety, które mówią, że „grzech wychodzi z wnętrza człowieka”, że „prawo jest zapisane w sercu człowieka”. W Biblii nie ma więc granicy wieku ani ograniczeń dotyczących ludzkiej dojrzałości. Każdy człowiek jest grzesznikiem, bez względu na wiek, a może nim nie być wyłącznie na skutek działania Łaski Bożej związanej z darem Ducha Świętego. „Dar zbawienia” to synonim wyrzucenia z duszy człowieka złego ducha, czyli właśnie oczyszczenia z grzechu.
Jeżeli twierdzimy, że Jezus jest jedynym ratunkiem przed śmiercią wieczną, to dlaczego uzależniamy to od naszej „wolnej woli”, dzięki której rzekomo sami musimy zdecydować, czy „przyjmujemy” Jezusa, czy Go „odrzucamy”? Przecież w Biblii czytamy, że Bóg przeznaczył nas (wybrańców) dla siebie „według upodobania Jego woli i bogactwa Jego Łaski” (Ef 1:5-7). Jeżeli Bóg przeznaczył nas z góry jeszcze przed stworzeniem świata (Ef 1:4), to jaki my możemy mieć wpływ na nasze przeznaczenie? Niestety, przebywający w nas „duch buntu” podpowiada nam, że możemy. W ramach naszego własnego programu zbawienia wystarczy, że wmówimy sobie i innym, że „wierzymy w Jezusa”, a potem wystarczy, że regularnie „wyznajemy grzechy”, czyli spowiadamy się, „przyjmujemy Ciało Chrystusa”, a przede wszystkim „przestrzegamy przykazań”, a Niebo staje przed nami otworem, bo należy się nam w zasadzie „z urzędu”.
W ramach kościelnych nauk Biblię traktuje się jako poradnik samodoskonalenia i instrukcję samowybawienia, jako zachętę do własnego działania, by zasłużyć na zbawienie, a także jako ostrzeżenie, co się stanie, gdy z tej instrukcji nie skorzystamy bądź ją zlekceważymy. Takie podejście jest objawem świadczącym o naszej grzesznej naturze i o duchu kłamstwa, który nami rządzi, czego człowiek niezbawiony nie jest w stanie dostrzec.
W identyfikacji grzechu chodzi nie tyle o konfrontację z „Prawem Grzechu i Śmierci” (choć prawo to wskazuje na istnienie „grzechu” i kary „śmierci wiecznej”), lecz o to, by spojrzeć na grzech przez pryzmat naszego błędu i naszej winy. „Grzeszenie” oznacza bowiem „bycie w błędzie lub mylenie się”, czyli kłamanie na temat Słowa Bożego. Źródłem owego kłamstwa jest duch kłamstwa, czyli Szatan. Nie chodzi, oczywiście, o kłamstwo fizyczne, które jest jedynie obrazem tego, że „nie znamy Boga”, lecz o posiadanie w sobie obcego ducha, który jest zaprzeczeniem Ducha Prawdy. Nasza „świadomość” nie ma z tym nic wspólnego, gdyż w życiu codziennym i tak kierujemy się „świadomością moralną”, i to niezależnie od wyznania. Ogólnie rzecz biorąc, każdy zdrowy psychicznie człowiek wie, że cudzołóstwo, kradzież czy zabójstwo są złem moralnym, gdyż identyfikujemy je z krzywdą wyrządzaną innej osobie. Inną kwestią jest przyznanie się do złego czynu. Niektórzy mogą złe uczynki wypierać do tego stopnia, że potrafią sobie wmówić, że ich nigdy nie popełnili lub znaleźć mnóstwo sposobów, by usprawiedliwić swoje postępowanie. Taka jest „nasza natura”, widoczna także na zewnątrz.
„Świadomość duchowa” Bożych wybrańców, którzy dostąpili zbawienia, przedstawiana jest w Biblii odmiennie od „świadomości” samozwańczych chrześcijan. Na przykładzie Pawła, który został „olśniony przez chwałę Bożą i wyrwany z duchowej ślepoty” (pozbawiony grzechu), widzimy jak przebiegło jego „przemienienie”. Paweł, obraz wybrańców, stwierdza, że był „martwy względem prawa” (prawa grzechu i śmierci), które wcześniej postrzegał jako „drogę do zbawienia”, przez co „grzech go zwiódł” (Rz 7:9-11). Dopiero pod wpływem działania Ducha Paweł rozpoznaje swoją grzeszną naturę jako stan ducha, w którym trwał wcześniej. Będąc Faryzeuszem, podobnie jak inni postrzegał Boga w wymiarze fizycznym, prześladował więc wyznawców Jezusa, działając rzekomo w imię Boga i we własnej dobrej wierze. Dar duchowego nawrócenia wzbudził w nim „świadomość” wcześniejszego błędu, stając się źródłem diametralnej zmiany w nauczaniu Pisma Świętego. Z prześladowcy Jezusa Paweł stał się Jego narzędziem, równocześnie, ze względu na naukę Chrystusa, stając się „wrogiem swoich braci”. Podkreślmy, że na zmianę świadomości Pawła nie miały wpływu żadne czynniki zewnętrzne lecz Dar Ducha i duchowe postrzeganie Słowa Bożego. Nie ma to więc nic wspólnego z naszym własnym sposobem myślenia czy naszą pracą. Szkoda, że ten fragment Biblii teolodzy postrzegają w kategoriach „świadomego grzechu” Pawła, zwykle już po przemianie, który ma być dowodem na to, że Paweł, podobnie jak Adam i Ewa, „umarł duchowo”. Tymczasem jako człowiek Paweł był martwy duchowo tak jak każdy z nas, to znaczy, poprzez swoją „pierwszą naturę”, co miało miejsce przed otrzymaniem Bożego daru nawrócenia. Paweł był zagorzałym wyznawcą Boga jako Faryzeusz, a Faryzeusze uznawani byli za wzór przestrzegania prawa. Tymczasem, jak pamiętamy, Jezus nazywał ich „obłudnikami”. Ludzie identyfikujący się z Bogiem, czy to poprzez judaizm, czy chrześcijaństwo, są przekonani, że to dzięki własnemu wyborowi zostaną przeznaczeni do życia wiecznego. W rzeczywistości „śmierć duchowa” nie ma nic wspólnego ze „świadomym grzeszeniem” (łamaniem Prawa), bo naszą psychiczną „świadomość” kształtuje otaczający nas fizyczny świat. Dlatego, według Biblii, mamy ludzi, którzy „rodzą się z ciała” (z ducha Szatana) lub „rodzą się z Ducha” (Boga; J 3:5-6). Na nasze duchowe narodzenie nie mamy wpływu tak samo, jak w fizycznym świecie nie mamy wpływu na wybór naszych biologicznych rodziców. Wszyscy jesteśmy „zrodzeni z Szatana”, a co niektórzy „rodzeni są nowo” za sprawą daru Ducha Świętego. Ciągle podkreślamy tu słowo „dar”, którego synonimem jest słowo „łaska”.
W Biblii czytamy, że „wszystkim ludziom postanowione jest raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9:27). „Narodzić na nowo” nie można się fizycznie, musi więc chodzić o duchowe „narodzenie z góry”, czyli z Ducha Bożego. „Ożycie duchowe” to inaczej „zmartwychwstanie”, czyli „narodzenie ze śmierci” albo przejście z „martwoty duchowej” (grzechu) do „duchowego życia”, przy czym owej martwocie duchowej ulega każdy człowiek, bez wyjątku (Rz 6:2). Od chwili zbawienia wybrańcy „żyją w Jezusie Chrystusie” (Rz 6:11), który jest Duchem. „Ożywienie duchowe” zachodzi dzięki „wierze Jezusa Chrystusa”, która jest darem Ducha. Nie ma to nic wspólnego z naszą własną, intelektualną „wiarą”, która jest naszym błędnym przekonaniem. „Wierzyć w imię Jezusa” oznacza bowiem zostać narodzonym nie z „krwi” ani „cielesnej woli” (słowa te obrazują ducha Szatana), ani „woli mężczyzny” (Szatana), lecz z Boga (J 1:13). Zbawienia, czyli daru życia wiecznego, dostępują wybrańcy Boży, którzy „rodzą się z Boga”, pomimo że posiadają „ciało fizyczne” i pomimo że nie widać w nich żadnych fizycznych zmian. Dlatego wybranie Boże pozostaje dla niewybrańców „ukryte”, bo człowiek szuka namacalnych dowodów w postaci jakichś konkretnych zmian i fizycznego przeobrażenia życia. Tylko Jezus jest zmartwychwstaniem, a „zmartwychwstanie” oznacza „przejście z duchowej śmierci do duchowego życia”. Ten, kto dostępuje tej łaski, „nie umrze na wieki” (J 11:25-26), przy czym ktoś raz zbawiony nie może umrzeć, czyli „nie może zgrzeszyć”, albo inaczej, nie może zostać ponownie nawiedzony przez ducha Szatana. Dar życia duchowego (dar Ducha Świętego) przychodzi do wybrańca podczas jego życia fizycznego i stanowi o jego „świętości”, tymczasem członkowie kościoła wybierają swoich „świętych” pośmiertnie.
Musimy także zrozumieć, że „śmierć wieczna”, czyli „śmierć druga” (Ap 20:14), to wcale nie śmierć następująca jako druga po śmierci fizycznej, ani też nie jest to śmierć fizyczna w konsekwencji „grzechu świadomego”. Z duchowego punktu widzenia, nie ma czegoś takiego jak „grzech świadomy”, bo według Biblii nie wiemy, „jakiego jesteśmy ducha”. Nie mamy wpływu na wybór ducha, a przecież „świadomość” sprowadza się do ekspresji naszej woli – woli dokonania wyboru. Niektórzy teolodzy wyróżniają nawet trzy rodzaje śmierci: duchową, fizyczną i wieczną. Tak naprawdę śmierć jest tylko jedna, przy czym „śmierć duchowa” oznacza „śmierć wieczną”, a „kompletność śmierci” polega na wiecznej separacji Szatana i wszystkich niewybrańców od Boga.
Owszem, można mówić o „śmierci duszy i ciała”, ale wyrażenie to symbolizuje właśnie „kompletność śmierci”. Słowo „ciało” jest bowiem obrazem „ciała duchowego”. W wymiarze nieskończoności wszyscy będą istotami duchowymi. Ponadto symbolika „ciała duchowego” odnosi się także do drugiej grupy osób w ramach programu sądu i zbawienia. W przypadku niewybrańców będzie to sąd w okresie Późnego Deszczu, który jest obrazem równoległym do Sądu Ostatecznego.
Człowiek fizyczny, żyjący w „wymiarze skończoności”, nie ma szans w walce ze śmiercią („grzechem”, czyli duchem Szatana), która pochodzi z „wymiaru nieskończoności”. Człowiek otrzymał jedynie pewną „cząstkę” związaną z nieskończonością, którą jest jego „dusza”. Jest to jedyny element człowieka, w którym może przebywać duch pochodzący z nieskończoności, bo jedynie dusza przechodzi do wymiaru nieskończoności. Sama „nieskończoność”, czyli „wieczność”, ma dwa różne wymiary, a może raczej dwie różne odsłony: „nieskończoność z duchem Szatana” (znana również jako „śmierć wieczna”) bądź „nieskończoność z Duchem Boga” (znana również jako „życie wieczne”). O przeznaczeniu człowieka, czyli o tym, do której z tych dwóch nieskończoności ostatecznie trafi, decyduje jedynie Bóg. Problem polega na tym, że my, ludzie, widzimy to inaczej. Chrześcijanie instytucjonalni głoszą, że Jezus jest ich „zbawicielem”, gdyż umarł za nich, bo „umarł za wszystkich” (Iz 53:5-6; 1 Tes 5:9-10). Innymi słowy, panuje pogląd, że choć każdy człowiek jest „grzesznikiem”, to Jezus wziął na Siebie karę za „wszystkich” ludzi. Wystarczy zatem intelektualnie „wyznać wiarę w Jezusa” i w ten sposób zostaje się uwzględnionym w dziele zadośćuczynienia Chrystusa. Tymczasem Jezus, owszem, „umarł” (w znaczeniu: „wylał Ducha”) za „wszystkich”, ale za wszystkich swoich wybrańców. Jest to niezawisły wybór dokonany przez Boga, który nie leży w gestii człowieka. Powoływanie się więc na „śmierć Jezusa” to puste kłamstwo, niemające nic wspólnego z faktycznym stanem rzeczy. Ponadto identyfikować śmierć Jezusa z naszą śmiercią duchową, to jakby nazywać Boga Szatanem. To, że Jezus „umarł duchowo”, nie oznacza, że stał się „duchem nieczystym”. Życie wieczne jest darem Łaski Bożej w Jezusie Chrystusie-Duchu (Rz 6:23), z naciskiem na słowa „dar” i „Łaska”. Człowiek w żaden sposób sam nie może identyfikować się z tym darem lub z Łaską Bożą, bo za każdym razem będzie to „nasza praca” i „nasz wybór”, a nasza praca i nasz wybór to zaprzeczenie pracy Bożej, nazywanej w Biblii „darem”, i Łaski Bożej, która jest synonimem Bożego wyboru. Słowa: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste” (Ps 51:12) są wyrazem duchowego, a więc nieuświadomionego i niewyrażalnego werbalnie, „wołania” wybrańca o Łaskę Bożą, już w wyniku działania Ducha. Jest to „wołanie” całkowicie symboliczne.