9. Grzech ukryty
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Choć pojęcie „grzechu ukrytego” zostało wprowadzone przez katolicyzm już jakiś czas temu, w dobie Internetu i wirtualnych portali nabrało ono jeszcze większego znaczenia. Niektóre „złe uczynki” człowieka nazywa się „ukrytymi”, ponieważ człowiek potrafi działać w tajemnicy i robić to, co mu się podoba, a swoboda i poczucie bezkarności pobudzają do zła moralnego. Tylko że „zło moralne” nie ma nic wspólnego z „grzechem”, tak jak go definiuje Biblia.
W kręgach kościelnych za „grzech ukryty” uważa się między innymi oglądanie pornografii, używanie przekleństw, flirtowanie, a nawet branie udziału w praktykach innych religii. Należy jednak zwrócić uwagę na to, jak bardzo tego typu system wartości zmienił się na przestrzeni czasu, i wciąż nie przestaje się zmieniać. Kiedyś „pornografią” nazywano po prostu zdjęcia nagich ciał, a obecnie nagość pojawia się już w filmach dozwolonych od 12 roku życia, natomiast „sceny łóżkowe” w filmach od lat 15, nie wspominając o niektórych reklamach. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku scen przemocy, które pojawiają się w grach komputerowych już dla najmłodszych, obok wulgaryzmów i przekleństw. W tak nominalnie religijnym państwie jak Serbia, (w 2023 roku) w telewizyjnych programach reality powszechnie promowana jest przemoc fizyczna i werbalna, zmuszanie do seksu, gwałty i inne formy przemocy, której dopuszczają się na ekranie mężczyźni, zapraszani do programów celebryci, z których wielu to znani przestępcy, a którzy są tam zapraszani dla podbicia oglądalności poprzez promowanie „tradycyjnie męskich” postaw. Pod tym względem media serbskie to ewenement na skalę europejską. „Flirtowanie” jest w ocenie wielu moralnym złem, ale nie musi nim być, jeśli zna się prawdziwy motyw. Od przedstawicieli niektórych zawodów, na przykład modelek i modeli, kelnerek i kelnerów, hostess, promotorów, sprzedawców itp. wręcz wymaga się kokieterii i zachowań o podtekstach seksualnych, zarówno werbalnych jak w formie mowy ciała. Inaczej odbieramy też flirtowanie w wykonaniu singli a inaczej osób w związkach małżeńskich. Ci pierwsi są zwykle usprawiedliwiani. W niektórych kulturach flirt jest zwykłą uprzejmością. Pojęcia „pornografia” i „wulgaryzm” też nie są jednoznaczne. W zasadzie to każdą formę uprawiania seksu, poza pozycjami ustalonymi przez kościół (np. „na misjonarza”), można by uznać za „pornografię”, nawet pomiędzy małżonkami, bo wiążą się one z zamiarem wywołania u partnera pobudzenia seksualnego, a nie z prokreacją, do której, zdaniem kościoła, stworzony został seks. Coraz częstszym zjawiskiem jest też utrwalanie własnych aktów seksualnych na filmie. To, co we wcześniejszych stuleciach uważano za „pornografię” (rysunek, rzeźba), dziś często uważa się za sztukę lub performance artystyczny.
To, że Adam i Ewa próbowali ukryć swój „grzech” przed Bogiem nie znaczy, że można tworzyć teorie na temat „grzechu ukrytego”. Osoby, które konstruują tego typu doktryny, zwykle twierdzą, że są blisko Boga, bawiąc się w sędziów, którzy wydają wyroki w sprawie innych. Trzeba zaznaczyć, że tworzenie ogólnych zasad moralnych dotyczących współżycia pomiędzy ludźmi jest zjawiskiem pozytywnym z punktu widzenia harmonii i ładu społecznego, ale nazywanie wszystkich czynów odbiegających od ustalonej przez ludzi normy „grzechami” wykracza poza prerogatywy człowieka. Pojęcie „grzechu” pociąga bowiem za sobą wyrok potępienia, jednak sąd Boży nie ma nic wspólnego z sądem ludzkim, bo Bóg patrzy na nas w kategoriach duchowych, a my oceniamy innych w kategoriach fizyczno-moralnych. Dlatego uprawianie „bałwochwalstwa” to nie uczestnictwo w zajęciach jogi czy innych praktykach medytacyjnych opartych na zen albo buddyzmie (uznawane przez kościół za branie udziału w praktykach innych religii), a na przykład czytanie Biblii i głoszenie na jej podstawie fałszywych doktryn, jak choćby podziału „grzechów” na kategorie. Kiedy nie oddajemy Bogu czci „w Duchu i prawdzie”, czyli kiedy nie mamy w sobie Ducha Bożego, zawsze będziemy „bałwochwalcami”, bez względu na to jaki mamy status w hierarchii kościelnej. „Brak Ducha Bożego” automatycznie oznacza oddawanie czci Szatanowi, w którym widzimy „Boga”, bo jeśli nie ma w nas Ducha Bożego, to znaczy, że jest w nas duch Szatana. Nie ma innej możliwości. Jeśli więc mowa o „grzechach”, to należy podkreślić, że rzeczywistymi „grzesznikami” są ci, którzy twierdzą, że są „blisko Boga”, którego postrzegają fizycznie, czyli ci, którzy bawią się w samozwańczych „sędziów” i „zbawicieli”.
W kontekście doktryn kościelnych nie dziwi to, że tak zwana „nieczystość” zaliczana jest przez teologów do kategorii „grzechów ukrytych”, a rolę wzorca grzechu popełnionego myślą pełni werset, w którym czytamy, że ktoś, kto patrzy na kobietę pożądliwie, dopuszcza się z nią w sercu cudzołóstwa (Mt 5:28). Dlatego księża katoliccy przenoszą walkę z grzechem z areny czynów także na arenę myśli, twierdząc w dodatku, że odbywa się ona we współpracy z Łaską, wymyślając w ten sposób nowy rodzaj „pracy”. Myląc duchowy przekaz Biblii z własną jej interpretacją, niektórzy za symbolikę myśli i wewnętrznej walki z myślami uważają odcięcie własnej kończyny czy wyłupanie własnego oka (zob. Wyłup sobie oko i odetnij rękę gdzie analizujemy te symbole), którą to symbolikę znowu pojmują w kategoriach własnej pracy nad sobą. Owszem, „samokontrola” (polskie tłumaczenie: „opanowanie”) jest słowem, które odnosi się do „owocu Ducha” (Ga 5:23), ale owoc ten to „moc Ducha”, czyli samokontrola Ducha, a nie samokontrola człowieka. Podobnie dar wiary czy miłości wskazuje na samego Ducha, który jest wiarą i miłością, i na duchową pracę Jezusa, którą wykonuje On w wybrańcu w efekcie jego zbawienia.
W rozumieniu Biblii słowo „nieczystość” identyfikuje „ducha nieczystego”, czyli ducha Szatana, który nazywany jest także „grzechem”, na podobnej zasadzie jak nazywany jest „duchem kłamstwa”, „duchem zabójstwa”, „duchem bałwochwalstwa” itp. Ponieważ z natury wszyscy jesteśmy pod panowaniem ducha Szatana, automatycznie czyni nas to „grzesznikami” – osobami posiadającymi w sobie „grzech”, czyli ducha Szatana.
Owszem, ci, którzy patrzą na grzech w kategoriach „grzechów ukrytych”, są w stanie powołać się na Biblię, cytując wersety, które mówią o ukryciu zabójstwa (Rdz 4:9), kradzieży (Joz 7:19-21), bałwochwalstwa (Ez 8:12) czy kłamstwa (Dz 5:1-11), ale w rzeczywistości są to tylko przykłady na to, że „grzech” (duch Szatana) jest niezauważalny dla innych, bo dotyczy duchowej sfery człowieka. Stwierdzenia takie jak „okłamanie Ducha Bożego” (Dz 5:1-11) nawiązują do opartego na kłamstwie „własnego programu zbawienia”, którego autorem jest zły duch – Szatan. Jest to duch kłamstwa, morderstwa, bałwochwalstwa itp. Obiecując innym rozgrzeszenie i zbawienie na własnych warunkach, kłamiemy, zabijamy duchowo, okradamy Boga z chwały i uprawiamy bałwochwalstwo, a wszystko to wydarza się w sferze duchowej, na skutek działania innego ducha (ducha Szatana). Ponieważ sąd Boży przychodzi w ten sam sposób, co zbawienie, czyli w sposób niezauważalny, nie widzimy fizycznych następstw „grzechu”. A nie widzimy ich dlatego, że nie chodzi o następstwa fizyczne, bo takich nie ma. Co gorsza, brak widocznych oznak odpowiedzialności za fałszywy program zbawienia (następstw sądu Bożego), wzmacniany dodatkowo spektakularnym, światowym sukcesem kościoła, który to sukces (o zgrozo!) nazywany jest „błogosławieństwem Bożym”, jeszcze bardziej utwierdza nas w fałszywym programie zbawienia głoszonym w ziemskich kościołach, a w konsekwencji utwierdza nas w „kłamstwie”.
Kościoły fizyczne, podobnie jak dusze ludzi niezbawionych, są obrazem królestwa Szatana. Właśnie w ten sposób „ukrywa się” grzech (duch Szatana) – jest jak anioł światłości, który przez swoje sługi mówi rzeczy, które milionom członków tych organizacji wydają się święte, prawdziwe i pochodzące od Boga. Mało tego, członkowie kościołów wytykają „grzech” wszystkim dookoła, osobom spoza ich wspólnoty chrześcijańskiej, a czasem i niektórym z własnej wspólnoty – tym, którzy „prowadzą się niemoralnie”, to znaczy nie stosują się do ustalonych w kościele zasad. Do tego rozpowszechnia się „instrukcje walki z grzechem ukrytym”, na przykład analizowanie własnego serca i zmuszanie się do „posłuszeństwa Chrystusowi” na drodze „dobrych uczynków” i samonawrócenia. Błędnie interpretuje się przy tym wersety takie jak 2 Kor 10:5, podkreślając własną wolę człowieka, podczas gdy mowa jest o mocy Ducha Świętego, mocy danej wybrańcowi przez Boga (2 Kor 10:4). Problem polega na tym, że chrześcijanie wmawiają sobie, że ich biologiczne ciała są świątynią Ducha Świętego (1 Kor 6:19-20) i że Ducha Bożego otrzymują regularnie, przy takich okazjach jak chrzest, bierzmowanie czy komunia. Fizycznie rzecz biorąc, nie można stwierdzić, kto jest zbawiony, a kto nie. Jedynym testem jest przekaz Ducha zawarty w Słowie Bożym i jego odbiór. „Przywdziewanie zbroi Ducha Świętego w walce z grzechem” (Ef 6:13) to nie nawoływanie do własnej pracy czy wysiłku. To stwierdzenie, że Bóg jest dla wszystkich swoich wybrańców jedyną ochroną przed Szatanem. Ponieważ Boga można wielbić tylko w „Duchu i prawdzie” (J 4:24), oznacza to, że prawda duchowego przekazu Biblii jest wyznacznikiem działania Ducha w Bożym wybrańcu. Prawdy tej nie da się podważyć, natomiast kłamstwo tak.
W kręgach kościelnych za „grzech ukryty” uważa się między innymi oglądanie pornografii, używanie przekleństw, flirtowanie, a nawet branie udziału w praktykach innych religii. Należy jednak zwrócić uwagę na to, jak bardzo tego typu system wartości zmienił się na przestrzeni czasu, i wciąż nie przestaje się zmieniać. Kiedyś „pornografią” nazywano po prostu zdjęcia nagich ciał, a obecnie nagość pojawia się już w filmach dozwolonych od 12 roku życia, natomiast „sceny łóżkowe” w filmach od lat 15, nie wspominając o niektórych reklamach. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku scen przemocy, które pojawiają się w grach komputerowych już dla najmłodszych, obok wulgaryzmów i przekleństw. W tak nominalnie religijnym państwie jak Serbia, (w 2023 roku) w telewizyjnych programach reality powszechnie promowana jest przemoc fizyczna i werbalna, zmuszanie do seksu, gwałty i inne formy przemocy, której dopuszczają się na ekranie mężczyźni, zapraszani do programów celebryci, z których wielu to znani przestępcy, a którzy są tam zapraszani dla podbicia oglądalności poprzez promowanie „tradycyjnie męskich” postaw. Pod tym względem media serbskie to ewenement na skalę europejską. „Flirtowanie” jest w ocenie wielu moralnym złem, ale nie musi nim być, jeśli zna się prawdziwy motyw. Od przedstawicieli niektórych zawodów, na przykład modelek i modeli, kelnerek i kelnerów, hostess, promotorów, sprzedawców itp. wręcz wymaga się kokieterii i zachowań o podtekstach seksualnych, zarówno werbalnych jak w formie mowy ciała. Inaczej odbieramy też flirtowanie w wykonaniu singli a inaczej osób w związkach małżeńskich. Ci pierwsi są zwykle usprawiedliwiani. W niektórych kulturach flirt jest zwykłą uprzejmością. Pojęcia „pornografia” i „wulgaryzm” też nie są jednoznaczne. W zasadzie to każdą formę uprawiania seksu, poza pozycjami ustalonymi przez kościół (np. „na misjonarza”), można by uznać za „pornografię”, nawet pomiędzy małżonkami, bo wiążą się one z zamiarem wywołania u partnera pobudzenia seksualnego, a nie z prokreacją, do której, zdaniem kościoła, stworzony został seks. Coraz częstszym zjawiskiem jest też utrwalanie własnych aktów seksualnych na filmie. To, co we wcześniejszych stuleciach uważano za „pornografię” (rysunek, rzeźba), dziś często uważa się za sztukę lub performance artystyczny.
To, że Adam i Ewa próbowali ukryć swój „grzech” przed Bogiem nie znaczy, że można tworzyć teorie na temat „grzechu ukrytego”. Osoby, które konstruują tego typu doktryny, zwykle twierdzą, że są blisko Boga, bawiąc się w sędziów, którzy wydają wyroki w sprawie innych. Trzeba zaznaczyć, że tworzenie ogólnych zasad moralnych dotyczących współżycia pomiędzy ludźmi jest zjawiskiem pozytywnym z punktu widzenia harmonii i ładu społecznego, ale nazywanie wszystkich czynów odbiegających od ustalonej przez ludzi normy „grzechami” wykracza poza prerogatywy człowieka. Pojęcie „grzechu” pociąga bowiem za sobą wyrok potępienia, jednak sąd Boży nie ma nic wspólnego z sądem ludzkim, bo Bóg patrzy na nas w kategoriach duchowych, a my oceniamy innych w kategoriach fizyczno-moralnych. Dlatego uprawianie „bałwochwalstwa” to nie uczestnictwo w zajęciach jogi czy innych praktykach medytacyjnych opartych na zen albo buddyzmie (uznawane przez kościół za branie udziału w praktykach innych religii), a na przykład czytanie Biblii i głoszenie na jej podstawie fałszywych doktryn, jak choćby podziału „grzechów” na kategorie. Kiedy nie oddajemy Bogu czci „w Duchu i prawdzie”, czyli kiedy nie mamy w sobie Ducha Bożego, zawsze będziemy „bałwochwalcami”, bez względu na to jaki mamy status w hierarchii kościelnej. „Brak Ducha Bożego” automatycznie oznacza oddawanie czci Szatanowi, w którym widzimy „Boga”, bo jeśli nie ma w nas Ducha Bożego, to znaczy, że jest w nas duch Szatana. Nie ma innej możliwości. Jeśli więc mowa o „grzechach”, to należy podkreślić, że rzeczywistymi „grzesznikami” są ci, którzy twierdzą, że są „blisko Boga”, którego postrzegają fizycznie, czyli ci, którzy bawią się w samozwańczych „sędziów” i „zbawicieli”.
W kontekście doktryn kościelnych nie dziwi to, że tak zwana „nieczystość” zaliczana jest przez teologów do kategorii „grzechów ukrytych”, a rolę wzorca grzechu popełnionego myślą pełni werset, w którym czytamy, że ktoś, kto patrzy na kobietę pożądliwie, dopuszcza się z nią w sercu cudzołóstwa (Mt 5:28). Dlatego księża katoliccy przenoszą walkę z grzechem z areny czynów także na arenę myśli, twierdząc w dodatku, że odbywa się ona we współpracy z Łaską, wymyślając w ten sposób nowy rodzaj „pracy”. Myląc duchowy przekaz Biblii z własną jej interpretacją, niektórzy za symbolikę myśli i wewnętrznej walki z myślami uważają odcięcie własnej kończyny czy wyłupanie własnego oka (zob. Wyłup sobie oko i odetnij rękę gdzie analizujemy te symbole), którą to symbolikę znowu pojmują w kategoriach własnej pracy nad sobą. Owszem, „samokontrola” (polskie tłumaczenie: „opanowanie”) jest słowem, które odnosi się do „owocu Ducha” (Ga 5:23), ale owoc ten to „moc Ducha”, czyli samokontrola Ducha, a nie samokontrola człowieka. Podobnie dar wiary czy miłości wskazuje na samego Ducha, który jest wiarą i miłością, i na duchową pracę Jezusa, którą wykonuje On w wybrańcu w efekcie jego zbawienia.
W rozumieniu Biblii słowo „nieczystość” identyfikuje „ducha nieczystego”, czyli ducha Szatana, który nazywany jest także „grzechem”, na podobnej zasadzie jak nazywany jest „duchem kłamstwa”, „duchem zabójstwa”, „duchem bałwochwalstwa” itp. Ponieważ z natury wszyscy jesteśmy pod panowaniem ducha Szatana, automatycznie czyni nas to „grzesznikami” – osobami posiadającymi w sobie „grzech”, czyli ducha Szatana.
Owszem, ci, którzy patrzą na grzech w kategoriach „grzechów ukrytych”, są w stanie powołać się na Biblię, cytując wersety, które mówią o ukryciu zabójstwa (Rdz 4:9), kradzieży (Joz 7:19-21), bałwochwalstwa (Ez 8:12) czy kłamstwa (Dz 5:1-11), ale w rzeczywistości są to tylko przykłady na to, że „grzech” (duch Szatana) jest niezauważalny dla innych, bo dotyczy duchowej sfery człowieka. Stwierdzenia takie jak „okłamanie Ducha Bożego” (Dz 5:1-11) nawiązują do opartego na kłamstwie „własnego programu zbawienia”, którego autorem jest zły duch – Szatan. Jest to duch kłamstwa, morderstwa, bałwochwalstwa itp. Obiecując innym rozgrzeszenie i zbawienie na własnych warunkach, kłamiemy, zabijamy duchowo, okradamy Boga z chwały i uprawiamy bałwochwalstwo, a wszystko to wydarza się w sferze duchowej, na skutek działania innego ducha (ducha Szatana). Ponieważ sąd Boży przychodzi w ten sam sposób, co zbawienie, czyli w sposób niezauważalny, nie widzimy fizycznych następstw „grzechu”. A nie widzimy ich dlatego, że nie chodzi o następstwa fizyczne, bo takich nie ma. Co gorsza, brak widocznych oznak odpowiedzialności za fałszywy program zbawienia (następstw sądu Bożego), wzmacniany dodatkowo spektakularnym, światowym sukcesem kościoła, który to sukces (o zgrozo!) nazywany jest „błogosławieństwem Bożym”, jeszcze bardziej utwierdza nas w fałszywym programie zbawienia głoszonym w ziemskich kościołach, a w konsekwencji utwierdza nas w „kłamstwie”.
Kościoły fizyczne, podobnie jak dusze ludzi niezbawionych, są obrazem królestwa Szatana. Właśnie w ten sposób „ukrywa się” grzech (duch Szatana) – jest jak anioł światłości, który przez swoje sługi mówi rzeczy, które milionom członków tych organizacji wydają się święte, prawdziwe i pochodzące od Boga. Mało tego, członkowie kościołów wytykają „grzech” wszystkim dookoła, osobom spoza ich wspólnoty chrześcijańskiej, a czasem i niektórym z własnej wspólnoty – tym, którzy „prowadzą się niemoralnie”, to znaczy nie stosują się do ustalonych w kościele zasad. Do tego rozpowszechnia się „instrukcje walki z grzechem ukrytym”, na przykład analizowanie własnego serca i zmuszanie się do „posłuszeństwa Chrystusowi” na drodze „dobrych uczynków” i samonawrócenia. Błędnie interpretuje się przy tym wersety takie jak 2 Kor 10:5, podkreślając własną wolę człowieka, podczas gdy mowa jest o mocy Ducha Świętego, mocy danej wybrańcowi przez Boga (2 Kor 10:4). Problem polega na tym, że chrześcijanie wmawiają sobie, że ich biologiczne ciała są świątynią Ducha Świętego (1 Kor 6:19-20) i że Ducha Bożego otrzymują regularnie, przy takich okazjach jak chrzest, bierzmowanie czy komunia. Fizycznie rzecz biorąc, nie można stwierdzić, kto jest zbawiony, a kto nie. Jedynym testem jest przekaz Ducha zawarty w Słowie Bożym i jego odbiór. „Przywdziewanie zbroi Ducha Świętego w walce z grzechem” (Ef 6:13) to nie nawoływanie do własnej pracy czy wysiłku. To stwierdzenie, że Bóg jest dla wszystkich swoich wybrańców jedyną ochroną przed Szatanem. Ponieważ Boga można wielbić tylko w „Duchu i prawdzie” (J 4:24), oznacza to, że prawda duchowego przekazu Biblii jest wyznacznikiem działania Ducha w Bożym wybrańcu. Prawdy tej nie da się podważyć, natomiast kłamstwo tak.