23. Dzieci, rodzice i współmałżonkowie a grzech
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
W opinii człowieka „niewiernymi” i „grzesznikami” są nie tylko ci, którzy „czynią źle” w oczach innych, ale także ci, którzy odrzucają kościół i jego sakramenty. Potępia się szczególnie rodziców, którzy nie chrzczą własnych dzieci. I właśnie tu widzimy wyraźną sprzeczność. Z jednej strony uważa się, że tacy rodzice narażają swoje pociechy na tzw. „otchłań niemowląt”, czyli rodzaj „piekła”, gdyby takie dziecko zmarło przedwcześnie, a z drugiej, w kościołach głosi się pogląd, że dzieci, które umierają wcześnie, które nie osiągnęły jeszcze „stanu świadomości”, w przypadku śmierci trafiają prosto do Nieba. Oczywiście, tłumaczy się to w ten sposób, że do Nieba trafiają tylko te niemowlęta i małe dzieci, które zostały ochrzczone wodą.
Patrząc na tę kwestię nawet z fizycznego punktu widzenia, w Biblii nie ma ani jednego nakazu chrzczenia niemowląt, podobnie jak nie ma mowy o żadnej „otchłani niemowląt”. Nie ma też mowy o „grzechu pierworodnym”, a „zmazanie grzechów”, czyli chrzest, identyfikowane jest z „zanurzeniem w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa”, czyli przedstawiane w sferze duchowej, nie fizycznej.
Nawet fizycznie rzecz ujmując, „chrzest wodą” niegdyś (na początkowych stadiach rozwoju chrześcijaństwa) traktowany był przez kościół jako pewien etap w życiu człowieka, do którego trzeba się starannie i długo przygotowywać, do którego trzeba nabyć odpowiedniej „świadomości”, choć również i to było kłamstwem, bo jedynym prawdziwym chrztem – chrztem z Ducha – jest duchowy dar Boży, udzielany przez Boga bez względu na wiek wybrańca. To jeden z przykładów tego, jak kościół sam plącze się w swoich „naukach”, zmieniając zdanie w zależności od koniunktury. Z jednej strony mówi się, że „wiara” jest wynikiem świadomej, ludzkiej pracy, co automatycznie zaprzecza temu, że wiarę mogą mieć niemowlęta, a z drugiej twierdzi się, że niemowlęta mogą uzyskać „wiarę” poprzez cudowną moc „chrztu z wodą”.
Biblijnego poparcia dla chrztu niemowląt kościelni teolodzy szukają w opisie sytuacji, kiedy to stróż więzienia w Filipii został ochrzczony „wraz z całym domem” (Dz 16:33). Ta daleko idąca interpretacja zakłada, że Filip w ogóle miał dzieci, i to jeszcze w wieku niemowlęcym, a przynajmniej jedno dziecko. A jak wytłumaczyć to, że złoczyńca na krzyżu, który przecież otrzymał obietnicę zbawienia, nie był w stanie przyjąć chrztu? Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że albo został on ochrzczony wcześniej, albo że chrzest jako obrzęd obowiązywał dopiero po zmartwychwstaniu Chrystusa. Nie ważne, że czytamy, że zarówno Jan Chrzciciel, jak i Jezus chrzcili ludzi, przy czym „chrzest wodą” jest w Biblii jedynie symbolem „chrztu Duchem Świętym”. Nikomu nie przeszkadza też to, że Dziesięć Przykazań pochodzi z czasów przed narodzeniem Chrystusa, a stosuje się je do dzisiaj. Jak też wytłumaczyć to, że Jan Chrzciciel został „zbawiony w łonie matki”, podczas gdy będąc tam, nie był w stanie przyjąć „chrztu wodą”?
Według nauki kościoła „chrzest wodą”, jako pierwszy i najważniejszy sakrament kościelny, jest fundamentem chrześcijaństwa, „bramą życia w Duchu”, czyli „bramą do Nieba”, „wyzwoleniem od grzechu” i „odrodzeniem w formie dzieci Bożych”, wreszcie przypieczętowaniem „członkostwa w kościele”. Spór o chrzest niemowląt koncentruje się przede wszystkim na wieku chrzczonych, pomijając całe sedno, którym jest jedyny prawdziwy, duchowy chrzest – chrzest Duchem, czyli obmycie wybrańca Duchem Świętym z brudu ducha Szatana. Przyjęcie ewangelii, które, jak się twierdzi w kościele, idzie w parze z „chrztem”, „nawróceniem” i „wyznaniem wiary”, to nie kwestia dojrzałości i świadomości, lecz kwestia daru Bożego, przeznaczonego z góry dla Bożych wybrańców, bez względu na ich wiek i stan świadomości. Wskazane wcześniej przykłady Jana Chrzciciela, zbawionego w łonie matki, czy łotra w obliczu śmierci, podkreślają, że fizyczny wiek człowieka nie ma tu żadnego znaczenia. Zatem „chrzest niemowląt” to kolejny element „własnego programu zbawienia”, w ramach którego kościół głosi, że rodzice, jako osoby trzecie, mają wpływ na zbawienie dziecka oraz że mogą mieć wpływ na jego potępienie, jeżeli z powodu ich zaniedbania dziecko umrze nieochrzczone. Innymi słowy, o czyimś zbawieniu lub potępieniu znowu decyduje tu człowiek i jego fizyczne działanie.
Jako ludzie mamy tendencję do szukania sposobu na usprawiedliwienie moralnego zła bądź na jego zwalczanie. Dlatego wymyślono cały wachlarz „broni” do „walki ze złem”, na przykład „sakramenty”. Dodatkowo dzieci postrzegane są w kategoriach „niewinności”, co tłumaczy się ich niedojrzałością umysłową i brakiem możliwości odróżnienia „dobra” od „zła”, rozumianego oczywiście w fizycznych kategoriach moralnych. Wszystko sprowadzane jest do fizyczności. Wybiera się przy tym z Biblii wersety, w których Bóg mówi o dzieciach zwykle w dobrym świetle. Owszem, Bóg porównuje swoich wybrańców do dzieci, ale Jego „dzieci” to wybrańcy, których zbawia niezależnie od ich wieku. „Dzieckiem Bożym” może zostać ktoś zbawiony w łonie matki (jak Jan Chrzciciel), albo tuż przed śmiercią (jak łotr na krzyżu). Nie ma to nic wspólnego z wiekiem fizycznym. Z duchowego punktu widzenia, wybraniec „rodzi się” na „łonie” Ducha, przez co unika „drugiej śmierci”, czyli wiecznego potępienia.
To, że małe dzieci uważa się za „święte” (wolne od grzechu), podważa skuteczność ofiary Chrystusa, bo w starszym wieku te same osoby stają się już „grzesznikami”. Taki pogląd zaprzecza sam sobie. W Biblii słowo „dzieci”, jest wyłącznie duchowym obrazem wybrańców Bożych, zwłaszcza tych już zbawionych przez Boga, czyli tych, którzy dostąpili daru „nawrócenia” („przemienienia”; Mt 18:3). Natomiast my, patrząc z fizycznego punktu widzenia, chwalimy dzieci za ich naturalność i szczerość, bezwarunkową miłość i zaufanie jakim darzą rodziców, za bezpardonowe mówienie „prawdy”, czyli tego, co im serce podpowie. Dzieci naśladują swoich rodziców, przejmują ich tradycje, a czasem i światopoglądy, słuchają poleceń. Natomiast w Biblii stwierdzenie, że do „dzieci” należy Królestwo Niebieskie (Mt 19:14), nie ma nic wspólnego z fizycznym dzieciństwem ludzi, z ich biologicznym wiekiem, lecz jest odzwierciedleniem duchowego wyboru Bożego na „dziecko Boże” (wybrańca). Z drugiej strony, w Biblii można znaleźć sporo wersetów, w których „dziecko” jest stawiane jako przykład duchowej niedojrzałości, a nawet takie, które opisują jak na polecenie Boga mordowano wszystkich, włącznie z dziećmi. Jest tak dlatego, że w tym kontekście słowo „dzieci” to metafora niewybrańców. Stwierdzenie, że dzieci albo nie grzeszą, albo grzeszą nieświadomie, to kolejna odsłona własnego programu zbawienia, w ramach którego ludzie występują w roli panów i sędziów, od których wszystko zależy. Powołując się na pojęcie „grzechu pierworodnego”, które powstało w wyobraźni kościelnych teologów, niektórzy uznają, że dzieci „grzeszą poprzez skażone, biologiczne ciało”, ale nie duchowo. Na przekór temu Biblia wyraźnie naucza, że każdy człowiek zostaje „poczęty w grzechu”, czyli w duchu Szatana. Słowo „ciało” w Biblii symbolizuje bowiem ducha. Wszyscy jesteśmy więc poczęci z duchem Szatana, czyli z grzechem. Musimy pamiętać, że pojęcie „grzechu” dotyczy sfery duchowej, stąd żaden człowiek nie jest w stanie „oczyścić się duchowo”. Możemy co najwyżej oczyścić własne ciało biologiczne, na przykład biorąc kąpiel. Taki sam, czyli żaden, efekt przynosi chrzest wodą, który jest pustym, zewnętrznym obrzędem, który w żaden sposób nie wpływa na naszą duszę.
Opis uzdrowienia niewidomego od urodzenia „na objawienie dzieła Bożego” (J 9:2, 3), podczas którego Jezus mówi, że „ani niewidomy nie zgrzeszył, ani jego rodzice”, wydaje się sugerować, że człowiek ten był wolny od grzechu od urodzenia. To by jednak zaprzeczało innym wersetom w Biblii. W rzeczywistości mowa jest tu o „objawieniu chwały Bożej”, co oznacza, że jako „uzdrowiony” człowiek ten jest „wolny od grzechu” (także w sensie przeznaczenia z góry); „wolni od grzechu” są także jego rodzice, gdyż „rodzicami” zbawionego wybrańca jest „Pełnia Boga”. W Biblii Bóg często prezentuje się za pomocą symbolu „Ojca”, a Prawo Ducha, czyli sam Duch Boży, prezentowane jest jako „Matka”. Dlatego zbawiony wybraniec będzie „słuchał Ojca i Matki”, co oznacza, że otrzyma dar „słyszenia duchowego” od Ojca i dar wypełnienia Prawa Ducha w Jezusie Chrystusie, przy czym jedno i drugie oznacza to samo. Tymczasem w kościołach powszechnie uważa się, że biologiczne dziecko albo „nie grzeszy”, albo „grzeszy nieświadomie”, bo jeśli „nie zna prawa, grzech nie może mu zostać poczytany” (Rz 5:13). To manipulacja Słowem Bożym. „Grzech” widziany jest tu jako skutek działania człowieka (fizycznego lub mentalnego) uzależnionego od psychicznego i fizycznego rozwoju człowieka. Interpretując Biblię fizycznie, dojdziemy do wniosku, że „bogaty młodzieniec”, który twierdził, że przestrzega przykazań Bożych, w konfrontacji z Jezusem, czyli Słowem Bożym, nie przeszedł próby. Uznamy też, że jego „bogactwa” dotyczyły sfery fizycznej, będąc de facto obrazem ducha Szatana, z którym nie mógł się rozstać (Mt 19:16-22). Tymczasem bogactwa fizyczne tego świata nie mają nic wspólnego z odrzuceniem ani zaskarbieniem sobie Łaski Bożej. Przypomnijmy sobie Józefa, „bogatego człowieka” z Arymatei, który złożył ciało Jezusa w grobie (Mt 27:57-60), a który jest obrazem Bożego wybrańca – bogatego duchowo. W szerszym kontekście, Józef i Nikodem, który mu towarzyszył i który przyniósł wonności do namaszczenia ciała Jezusa, są obrazem Pełni Boga, czyli Ojca i Ducha, którzy uczestniczą w śmierci Syna.
Nauczanie, że jeden człowiek może mieć wpływ na zbawienie i potępienie innego wynika z błędnej interpretacji takich wersetów jak ten, w którym „wierzącym rodzicom” przyznaje się zasługi za „uświęcenie współmałżonków i własnych dzieci” (1 Kor 7:14), czy ten, który stwierdza, że przez „posłuszeństwo jednego, wielu dostąpi usprawiedliwienia” (Rz 5:19). W rzeczywistości, „żona wierząca” czy „mąż wierzący” to obrazy Prawa Ducha i samego Chrystusa, podobnie jak mianem „posłusznego” Biblia określa właśnie Jezusa. W każdym z takich obrazów mamy wskazanie, że zbawienie – „wybawienie od grzechu” – jest zasługą samego Boga. To przez Niego „wielu” (wybrańców) dostąpi usprawiedliwienia. Sam w sobie chrzest wodą nie zbawia. Zbawienie – „oczyszczenie z grzechu” – następuje przez „Krew Jezusa” (1 J 1:7), czyli przez Ducha Świętego (Hbr 9:14). W Biblii „woda” i „krew” to często występujące symbole Ducha Świętego, a słowo „chrzest” jest tylko jednym z obrazów daru zesłania Ducha Bożego. To przykre, że kościół wmawia ludziom, że bez względu na ich wiek i stopień świadomości, poprzez „chrzest wodą” dostępują „narodzenia na nowo”, „wyzwolenia z ciemności i mocy Szatana” oraz „przeniesienia do Królestwa Bożego”. To takie samo kłamstwo, jak twierdzenie, że „chrzcić” należy tylko osoby świadome, wierzące i odrodzone, czy twierdzenie, że przyjęcie chrztu wodą jest dowodem czyjegoś „nawrócenia”. Wszystkie te przypadki kładą nacisk na własną pracę człowieka.
Zrównywanie Szatana z „grzechem” jest dla wielu nie do przyjęcia. Powołują się oni na wszechmoc Boga i ich zdaniem oznaczałoby to podważenie wielkości Boga. Problem w tym, że wyznawcy tego typu poglądów bez problemu uznają Szatana za „stwora”, w sensie fizycznej bestii. Powołują się na oni werset, który stwierdza, że Jezus pokonuje Szatana swoją śmiercią (Hbr 2:14). Zauważmy jednak, że już sam ten werset wskazuje na istnienie Szatana. „Pokonanie Szatana” czy „śmierć Jezusa” nie mają aspektu fizycznego. To koncepcje w pełni duchowe. Podejście fizyczne prowadzi do takich absurdów jak utożsamianie Szatana z fizyczną bestią, a Jezusa z fizycznym, biologicznym człowiekiem. Człowiek fizyczny to „grzesznik”, a Jezus to Duch Święty, bo słowo „Jezus” to po prostu kolejne biblijne określenie Boga. Problem polega na tym, że nie rozumiemy, że nasza duchowa ludzka natura to zarazem natura ducha Szatana i że to sam Szatan jest grzechem, od którego Bóg uwalnia.
Patrząc na tę kwestię nawet z fizycznego punktu widzenia, w Biblii nie ma ani jednego nakazu chrzczenia niemowląt, podobnie jak nie ma mowy o żadnej „otchłani niemowląt”. Nie ma też mowy o „grzechu pierworodnym”, a „zmazanie grzechów”, czyli chrzest, identyfikowane jest z „zanurzeniem w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa”, czyli przedstawiane w sferze duchowej, nie fizycznej.
Nawet fizycznie rzecz ujmując, „chrzest wodą” niegdyś (na początkowych stadiach rozwoju chrześcijaństwa) traktowany był przez kościół jako pewien etap w życiu człowieka, do którego trzeba się starannie i długo przygotowywać, do którego trzeba nabyć odpowiedniej „świadomości”, choć również i to było kłamstwem, bo jedynym prawdziwym chrztem – chrztem z Ducha – jest duchowy dar Boży, udzielany przez Boga bez względu na wiek wybrańca. To jeden z przykładów tego, jak kościół sam plącze się w swoich „naukach”, zmieniając zdanie w zależności od koniunktury. Z jednej strony mówi się, że „wiara” jest wynikiem świadomej, ludzkiej pracy, co automatycznie zaprzecza temu, że wiarę mogą mieć niemowlęta, a z drugiej twierdzi się, że niemowlęta mogą uzyskać „wiarę” poprzez cudowną moc „chrztu z wodą”.
Biblijnego poparcia dla chrztu niemowląt kościelni teolodzy szukają w opisie sytuacji, kiedy to stróż więzienia w Filipii został ochrzczony „wraz z całym domem” (Dz 16:33). Ta daleko idąca interpretacja zakłada, że Filip w ogóle miał dzieci, i to jeszcze w wieku niemowlęcym, a przynajmniej jedno dziecko. A jak wytłumaczyć to, że złoczyńca na krzyżu, który przecież otrzymał obietnicę zbawienia, nie był w stanie przyjąć chrztu? Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że albo został on ochrzczony wcześniej, albo że chrzest jako obrzęd obowiązywał dopiero po zmartwychwstaniu Chrystusa. Nie ważne, że czytamy, że zarówno Jan Chrzciciel, jak i Jezus chrzcili ludzi, przy czym „chrzest wodą” jest w Biblii jedynie symbolem „chrztu Duchem Świętym”. Nikomu nie przeszkadza też to, że Dziesięć Przykazań pochodzi z czasów przed narodzeniem Chrystusa, a stosuje się je do dzisiaj. Jak też wytłumaczyć to, że Jan Chrzciciel został „zbawiony w łonie matki”, podczas gdy będąc tam, nie był w stanie przyjąć „chrztu wodą”?
Według nauki kościoła „chrzest wodą”, jako pierwszy i najważniejszy sakrament kościelny, jest fundamentem chrześcijaństwa, „bramą życia w Duchu”, czyli „bramą do Nieba”, „wyzwoleniem od grzechu” i „odrodzeniem w formie dzieci Bożych”, wreszcie przypieczętowaniem „członkostwa w kościele”. Spór o chrzest niemowląt koncentruje się przede wszystkim na wieku chrzczonych, pomijając całe sedno, którym jest jedyny prawdziwy, duchowy chrzest – chrzest Duchem, czyli obmycie wybrańca Duchem Świętym z brudu ducha Szatana. Przyjęcie ewangelii, które, jak się twierdzi w kościele, idzie w parze z „chrztem”, „nawróceniem” i „wyznaniem wiary”, to nie kwestia dojrzałości i świadomości, lecz kwestia daru Bożego, przeznaczonego z góry dla Bożych wybrańców, bez względu na ich wiek i stan świadomości. Wskazane wcześniej przykłady Jana Chrzciciela, zbawionego w łonie matki, czy łotra w obliczu śmierci, podkreślają, że fizyczny wiek człowieka nie ma tu żadnego znaczenia. Zatem „chrzest niemowląt” to kolejny element „własnego programu zbawienia”, w ramach którego kościół głosi, że rodzice, jako osoby trzecie, mają wpływ na zbawienie dziecka oraz że mogą mieć wpływ na jego potępienie, jeżeli z powodu ich zaniedbania dziecko umrze nieochrzczone. Innymi słowy, o czyimś zbawieniu lub potępieniu znowu decyduje tu człowiek i jego fizyczne działanie.
Jako ludzie mamy tendencję do szukania sposobu na usprawiedliwienie moralnego zła bądź na jego zwalczanie. Dlatego wymyślono cały wachlarz „broni” do „walki ze złem”, na przykład „sakramenty”. Dodatkowo dzieci postrzegane są w kategoriach „niewinności”, co tłumaczy się ich niedojrzałością umysłową i brakiem możliwości odróżnienia „dobra” od „zła”, rozumianego oczywiście w fizycznych kategoriach moralnych. Wszystko sprowadzane jest do fizyczności. Wybiera się przy tym z Biblii wersety, w których Bóg mówi o dzieciach zwykle w dobrym świetle. Owszem, Bóg porównuje swoich wybrańców do dzieci, ale Jego „dzieci” to wybrańcy, których zbawia niezależnie od ich wieku. „Dzieckiem Bożym” może zostać ktoś zbawiony w łonie matki (jak Jan Chrzciciel), albo tuż przed śmiercią (jak łotr na krzyżu). Nie ma to nic wspólnego z wiekiem fizycznym. Z duchowego punktu widzenia, wybraniec „rodzi się” na „łonie” Ducha, przez co unika „drugiej śmierci”, czyli wiecznego potępienia.
To, że małe dzieci uważa się za „święte” (wolne od grzechu), podważa skuteczność ofiary Chrystusa, bo w starszym wieku te same osoby stają się już „grzesznikami”. Taki pogląd zaprzecza sam sobie. W Biblii słowo „dzieci”, jest wyłącznie duchowym obrazem wybrańców Bożych, zwłaszcza tych już zbawionych przez Boga, czyli tych, którzy dostąpili daru „nawrócenia” („przemienienia”; Mt 18:3). Natomiast my, patrząc z fizycznego punktu widzenia, chwalimy dzieci za ich naturalność i szczerość, bezwarunkową miłość i zaufanie jakim darzą rodziców, za bezpardonowe mówienie „prawdy”, czyli tego, co im serce podpowie. Dzieci naśladują swoich rodziców, przejmują ich tradycje, a czasem i światopoglądy, słuchają poleceń. Natomiast w Biblii stwierdzenie, że do „dzieci” należy Królestwo Niebieskie (Mt 19:14), nie ma nic wspólnego z fizycznym dzieciństwem ludzi, z ich biologicznym wiekiem, lecz jest odzwierciedleniem duchowego wyboru Bożego na „dziecko Boże” (wybrańca). Z drugiej strony, w Biblii można znaleźć sporo wersetów, w których „dziecko” jest stawiane jako przykład duchowej niedojrzałości, a nawet takie, które opisują jak na polecenie Boga mordowano wszystkich, włącznie z dziećmi. Jest tak dlatego, że w tym kontekście słowo „dzieci” to metafora niewybrańców. Stwierdzenie, że dzieci albo nie grzeszą, albo grzeszą nieświadomie, to kolejna odsłona własnego programu zbawienia, w ramach którego ludzie występują w roli panów i sędziów, od których wszystko zależy. Powołując się na pojęcie „grzechu pierworodnego”, które powstało w wyobraźni kościelnych teologów, niektórzy uznają, że dzieci „grzeszą poprzez skażone, biologiczne ciało”, ale nie duchowo. Na przekór temu Biblia wyraźnie naucza, że każdy człowiek zostaje „poczęty w grzechu”, czyli w duchu Szatana. Słowo „ciało” w Biblii symbolizuje bowiem ducha. Wszyscy jesteśmy więc poczęci z duchem Szatana, czyli z grzechem. Musimy pamiętać, że pojęcie „grzechu” dotyczy sfery duchowej, stąd żaden człowiek nie jest w stanie „oczyścić się duchowo”. Możemy co najwyżej oczyścić własne ciało biologiczne, na przykład biorąc kąpiel. Taki sam, czyli żaden, efekt przynosi chrzest wodą, który jest pustym, zewnętrznym obrzędem, który w żaden sposób nie wpływa na naszą duszę.
Opis uzdrowienia niewidomego od urodzenia „na objawienie dzieła Bożego” (J 9:2, 3), podczas którego Jezus mówi, że „ani niewidomy nie zgrzeszył, ani jego rodzice”, wydaje się sugerować, że człowiek ten był wolny od grzechu od urodzenia. To by jednak zaprzeczało innym wersetom w Biblii. W rzeczywistości mowa jest tu o „objawieniu chwały Bożej”, co oznacza, że jako „uzdrowiony” człowiek ten jest „wolny od grzechu” (także w sensie przeznaczenia z góry); „wolni od grzechu” są także jego rodzice, gdyż „rodzicami” zbawionego wybrańca jest „Pełnia Boga”. W Biblii Bóg często prezentuje się za pomocą symbolu „Ojca”, a Prawo Ducha, czyli sam Duch Boży, prezentowane jest jako „Matka”. Dlatego zbawiony wybraniec będzie „słuchał Ojca i Matki”, co oznacza, że otrzyma dar „słyszenia duchowego” od Ojca i dar wypełnienia Prawa Ducha w Jezusie Chrystusie, przy czym jedno i drugie oznacza to samo. Tymczasem w kościołach powszechnie uważa się, że biologiczne dziecko albo „nie grzeszy”, albo „grzeszy nieświadomie”, bo jeśli „nie zna prawa, grzech nie może mu zostać poczytany” (Rz 5:13). To manipulacja Słowem Bożym. „Grzech” widziany jest tu jako skutek działania człowieka (fizycznego lub mentalnego) uzależnionego od psychicznego i fizycznego rozwoju człowieka. Interpretując Biblię fizycznie, dojdziemy do wniosku, że „bogaty młodzieniec”, który twierdził, że przestrzega przykazań Bożych, w konfrontacji z Jezusem, czyli Słowem Bożym, nie przeszedł próby. Uznamy też, że jego „bogactwa” dotyczyły sfery fizycznej, będąc de facto obrazem ducha Szatana, z którym nie mógł się rozstać (Mt 19:16-22). Tymczasem bogactwa fizyczne tego świata nie mają nic wspólnego z odrzuceniem ani zaskarbieniem sobie Łaski Bożej. Przypomnijmy sobie Józefa, „bogatego człowieka” z Arymatei, który złożył ciało Jezusa w grobie (Mt 27:57-60), a który jest obrazem Bożego wybrańca – bogatego duchowo. W szerszym kontekście, Józef i Nikodem, który mu towarzyszył i który przyniósł wonności do namaszczenia ciała Jezusa, są obrazem Pełni Boga, czyli Ojca i Ducha, którzy uczestniczą w śmierci Syna.
Nauczanie, że jeden człowiek może mieć wpływ na zbawienie i potępienie innego wynika z błędnej interpretacji takich wersetów jak ten, w którym „wierzącym rodzicom” przyznaje się zasługi za „uświęcenie współmałżonków i własnych dzieci” (1 Kor 7:14), czy ten, który stwierdza, że przez „posłuszeństwo jednego, wielu dostąpi usprawiedliwienia” (Rz 5:19). W rzeczywistości, „żona wierząca” czy „mąż wierzący” to obrazy Prawa Ducha i samego Chrystusa, podobnie jak mianem „posłusznego” Biblia określa właśnie Jezusa. W każdym z takich obrazów mamy wskazanie, że zbawienie – „wybawienie od grzechu” – jest zasługą samego Boga. To przez Niego „wielu” (wybrańców) dostąpi usprawiedliwienia. Sam w sobie chrzest wodą nie zbawia. Zbawienie – „oczyszczenie z grzechu” – następuje przez „Krew Jezusa” (1 J 1:7), czyli przez Ducha Świętego (Hbr 9:14). W Biblii „woda” i „krew” to często występujące symbole Ducha Świętego, a słowo „chrzest” jest tylko jednym z obrazów daru zesłania Ducha Bożego. To przykre, że kościół wmawia ludziom, że bez względu na ich wiek i stopień świadomości, poprzez „chrzest wodą” dostępują „narodzenia na nowo”, „wyzwolenia z ciemności i mocy Szatana” oraz „przeniesienia do Królestwa Bożego”. To takie samo kłamstwo, jak twierdzenie, że „chrzcić” należy tylko osoby świadome, wierzące i odrodzone, czy twierdzenie, że przyjęcie chrztu wodą jest dowodem czyjegoś „nawrócenia”. Wszystkie te przypadki kładą nacisk na własną pracę człowieka.
Zrównywanie Szatana z „grzechem” jest dla wielu nie do przyjęcia. Powołują się oni na wszechmoc Boga i ich zdaniem oznaczałoby to podważenie wielkości Boga. Problem w tym, że wyznawcy tego typu poglądów bez problemu uznają Szatana za „stwora”, w sensie fizycznej bestii. Powołują się na oni werset, który stwierdza, że Jezus pokonuje Szatana swoją śmiercią (Hbr 2:14). Zauważmy jednak, że już sam ten werset wskazuje na istnienie Szatana. „Pokonanie Szatana” czy „śmierć Jezusa” nie mają aspektu fizycznego. To koncepcje w pełni duchowe. Podejście fizyczne prowadzi do takich absurdów jak utożsamianie Szatana z fizyczną bestią, a Jezusa z fizycznym, biologicznym człowiekiem. Człowiek fizyczny to „grzesznik”, a Jezus to Duch Święty, bo słowo „Jezus” to po prostu kolejne biblijne określenie Boga. Problem polega na tym, że nie rozumiemy, że nasza duchowa ludzka natura to zarazem natura ducha Szatana i że to sam Szatan jest grzechem, od którego Bóg uwalnia.