20. Prawo Boże a sumienie
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Owszem, stosowanie metody in vitro w obecnym kształcie i bez uregulowań prawnych niewątpliwie jest problemem moralnym dla wielu osób, chrześcijan, czy nie. Nie ma to jednak nic wspólnego z Bogiem. Na obecnym etapie (trzecie dziesięciolecie XXI wieku) rzeczywiście część zarodków jest likwidowana, co powinno zostać dopracowane. Uregulowania prawne powinny także doprecyzować kwestię selekcji dzieci, zarówno pod kątem wad genetycznych, jak i wyboru pozostałych cech, takich jak płeć i inne charakterystyki. Podobnie należy wprowadzić ograniczenia w zakresie wszystkich innych kryteriów, na przykład dotyczące eksperymentów naukowych, potencjalnego klonowania itp. Podkreślmy jednak, że prawo ludzkie nie ma nic wspólnego z Prawem Bożym, tak jak fizyczność nie ma nic wspólnego z duchowością. Duchowość to nie nasza psychika, nastroje czy nasze „sumienie”, lecz niewidzialny i nieuświadomiony stan duchowy, który decyduje o czyjejś przynależności do Szatana lub Boga. Natomiast, z fizycznego punktu widzenia, prawo ludzkie to prawo moralne, zależne od interpretacji ludzkiej, która może się zmieniać w zależności od czasu, miejsca, kultury i innych czynników.
Większość z nas ma świadomość, że in vitro nie jest metodą doskonałą i na obecnym etapie może wyrządzać krzywdę moralną, ale nazywanie tej metody „szczególnym złem” to twierdzenie, że dzieci, które dzięki niej przychodzą na świat również są „złe”. Oczywiście że znajdą się tacy, którzy będą podkreślać, że in vitro nie ratuje, a raczej pozbawia życia, przytaczając różne statystyki, takie jak 1% urodzeń w stosunku do 99% śmierci, i przyrównując liczbę „zabitych” od momentu wprowadzenia tej metody do liczby zabitych podczas największych wojen. Propaganda kościelna posuwa się jeszcze dalej, strasząc, że wkrótce w ogóle zakazane zostaną metody poczęcia naturalnego, bez asysty medycznej. W pewnym sensie każdy poród w szpitalu odbywa się z asystą medyczną, choć niekoniecznie z bezpośrednią ingerencją. Wiele porodów odbywa się przez cesarskie cięcie; są szpitale, w których kobieta może sama wybrać tę metodę, niekiedy także wybrać datę samego porodu (w obrębie dopuszczalnego przedziału czasu). Wszyscy przywykamy do takich rozwiązań. Także kościół nie doszukuje się już tutaj diabła.
Choć wiele poglądów kościoła dotyczących życia rodzinnego wydaje się ewaluować, bo teoria mija się z praktyką, za niektórymi z nich kościół nadal stoi murem. Nie chodzi jednak o to, że kościół zaczął współpracować z seksuologami, psychologami, lekarzami czy że zaczął słuchać ludzi i otwierać się na ich potrzeby. Chodzi o to, że kościół bawi się w sędziego i moralistę, zamiast głosić duchowy przekaz nauk Chrystusa. Z fizycznego punktu widzenia, interpretacja dobra i zła zawsze mija się z pojęciami duchowego dobra i duchowego zła. Seks jest rzeczą fizyczną i naturalną, nie da się więc nauczyć drugiego człowieka jak pozbawić się namiętności i miłości, albo jak maksymalnie ograniczyć zaspokajanie własnych potrzeb. Dzieci niepożądane, zwłaszcza w rodzinach patologicznych, zawsze będą na przegranej pozycji, często umierając powoli. Można by zatem zadać pytanie o to, co jest „lepsze”: „zabijanie powolne”, aborcja, czyli „zabijanie” szybkie, czy antykoncepcja, czyli „zabijanie” zapobiegawcze? No i jak rozumieć głoszoną przez kościół „miłość Boga do każdego dziecka”, skoro według tego samego kościoła dziecko poczęte in vitro jest „wytworem zła”? Do tego straszy się ludzi, że środki antykoncepcyjne prowadzą do niepłodności. Kościelny argument, że kobieta „zostanie zbawiona przez rodzenie dzieci” (1 Tm 2:15) jest manipulacją, gdyż myli poród duchowy z porodem fizycznym, co wynika z braku zrozumienia duchowego przekazu Biblii. Poza tym, czy mężczyzna może w ogóle być zbawiony, skoro nie jest w stanie rodzić dzieci? A co z kobietami bezpłodnymi?
Wszystkie te pytania znikają, kiedy zrozumiemy, że w Biblii słowo „kobieta” jest obrazem każdego człowieka, nie tylko osób fizycznie zdolnych do rodzenia. Chodzi bowiem o „narodzenie Boga”, czyli Ojca, Syna i Ducha, w wybrańcu, który w ten sposób zostanie zbawiony od władzy złego ducha. „Narodziny Boga” w wybrańcu, to obraz zesłania Ducha Bożego do duszy wybrańca, symbolizujący uwolnienie go z duchowej niewoli Szatana i jego duchowe przeniesienie do Królestwa Bożego. Czytamy, że w zbawionym wybrańcu Bożym Bóg jest sprawcą chcenia i działania, zgodnie z własną wolą (Flp 2:13), stąd „uczynki wybrańca” oznaczają wykonywanie Bożej woli (czyli duchową pracę wykonywaną przez samego Boga), co nie ma nic wspólnego z fizycznością tego świata. Nie chodzi więc o to, by kobieta została kurą domową, siedziała w domu, prała, gotowała i rodziła dzieci, zamiast się stroić, plotkować czy wychodzić na miasto, lecz o to, by kobieta (wybraniec) została „przyodziana w dobre uczynki” (1Tm 2:9-10; 5:14), ale uczynki (lub pracę) Boga. Innymi słowy, wybraniec zostanie zbawiony przez Boga (przez uczynki i pracę Chrystusa), podczas gdy każdy niezbawiony (a docelowo każdy niewybraniec) podąża za Szatanem (1 Tm 5:15).
Manipulując Słowem Bożym w ten sam sposób jak robi to kościół, który in vitro nazywa „przekleństwem Bożym” (bez względu na to, czy robi to w sposób zamierzony, czy nie), można by wykazać, że in vitro jest „błogosławieństwem Bożym”:
Śpiewaj z radości, niepłodna, która nie rodziłaś, wybuchnij weselem i wykrzykuj, która nie doznałaś bólów porodu! Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Pan. (Iz 54:1; Ga 4:27)
Stosując interpretację fizyczną, kościelną, można by na podstawie tego wersetu wysnuć wniosek, że kobieta niepłodna, która „nie zaznała bólów porodu”, a która „śpiewa z radości” i „wybucha weselem”, to kobieta, która dorobiła się potomstwa w sposób inny niż naturalny, a więc dlaczego by nie włączyć w to metody in vitro? Alegoria ukazująca Sarę i Hagar, a więc niepłodną i płodną, wolną i niewolnicę, nawiązuje do „narodzin według obietnicy” (narodzin z Ducha Bożego; Ga 4:29) i „narodzin według ciała” (narodzin z ducha Szatana), przy czym „Jeruzalem górne” symbolizuje niewidzialny Kościół Ducha, czyli wybrańców, a „Jeruzalem obecne” symbolizuje niewybrańców (Ga 4:21-26), reprezentowanych przez kościelne instytucje. Dlatego narodziny Izaaka, Jana Chrzciciela czy Jezusa to obrazy „narodzin duchowych”, czyli narodzin z Ducha, przy czym Izaak i Jan Chrzciciel są obrazami samego Chrystusa, czyli Ducha Bożego. To dlatego narodziny te przedstawiane są w Biblii w kategorii „cudu” i „daru Bożego”, aby oddzielić pojęcie narodzin fizycznych od pojęcia narodzin duchowych. Narodziny fizyczne, w których udział bierze człowiek, same w sobie nie mają mocy duchowej. Dlatego nie ma to znaczenia, czy człowiek zostanie poczęty w sposób naturalny, czy „sztuczny”, podobnie jak nie ma znaczenia, czy człowiek umrze śmiercią naturalną, czy „sztuczną” (łącznie z eutanazją). Wpływ człowieka na życie fizyczne czy na śmierć fizyczną nie ma nic wspólnego z życiem duchowym i śmiercią duchową. Dlatego można ten wpływ rozpatrywać od strony moralnej czy od strony stanowionego prawa, ale nie od strony duchowej. Jeżeli dana wspólnota w sposób demokratyczny decyduje, że in vitro jest metodą wysoce niemoralną i że powinno zostać zakazane, a nawet być karane tak jak zabójstwo, to jest to decyzja ludzka, decyzja ogółu, ale nie wolno do tego mieszać Boga. Podobnie, jeśli dana wspólnota uznaje in vitro za alternatywę, która ma status legalny, to również w tym przypadku nie wolno twierdzić, że jest to zgodne z decyzją Boga. Powołując się na Boga, kościół jako system religijny czyni samego siebie moralnym sędzią człowieka. Nie tylko dokonuje podziału na „lepszych” i „gorszych” czy na „posłusznych” i „nieposłusznych” Bogu, ale sam staje się ilustracją nieposłuszeństwa i rozsadnikiem fałszywego proroctwa. Teologia kościoła instytucjonalnego nie tylko, że nie stoi na straży Prawdy Bożej, ale „poprawiając Boga” i będąc zakorzenioną w wymiarze fizycznym, staje się filozofią albo ideologią moralną, taką samą jak inne ideologie społeczne czy polityczne.
Ponownie, manipulując przekazem Biblii, tak jak robi to kościół, można by stwierdzić, że „niepłodna, która ma więcej dzieci, niż ta, która żyje z mężem” (Ga 4:27) to kobieta, która składa podziękowanie Bogu za dzieci poczęte in vitro. W rzeczywistości w tym fragmencie chodzi o coś zupełnie innego – o radość zbawienia wybrańca Bożego, który, do momentu zbawienia, jest duchowo „bezpłodny”, czyli niezbawiony. Sara jest więc obrazem wszystkich wybrańców Bożych, których symbolizuje obraz matki narodu izraelskiego poprzez Izaaka, syna obietnicy. W tym kontekście „żyjąca z mężem” to obraz niewybrańców, połączonych w związku małżeńskim z Szatanem.
Zauważmy fizyczną sprzeczność w tym wersecie: Sara była niepłodna, w dodatku w wieku starczym (po okresie klimakterium), mimo to była żoną Abrahama, tymczasem werset sugeruje, że to niewolnica Hagar „żyła z mężem”, czyli z Abrahamem. Kolejną fizyczną sprzecznością jest wyrażenie „ma więcej dzieci”, bo przecież bezpłodna Sara nie miała więcej dzieci, gdyż, po urodzeniu przez nią Izaaka, nie ma mowy o kolejnych narodzinach. Zatem przenośnia nawiązująca do Sary i Hagar nie znajduje wypełnienia fizycznego, bo w rzeczywistości prawowitą żoną Abrahama była Sara, natomiast Hagar została odrzucona. Mało tego, z fizycznego punktu widzenia to Izmael, syn Hagar i Abrahama, powinien być prawowitym dziedzicem Abrahama jako jego pierworodny, tak się jednak nie stało, choć Izmael również zapoczątkował wielki naród. Sara urodziła tylko Izaaka i nie miała więcej własnych dzieci. Dlatego ten opis należy traktować wyłącznie w charakterze symbolicznym, w odniesieniu do dwóch przymierzy: przymierza z wybrańcami (reprezentowanymi przez Sarę i „górne Jeruzalem”) oraz przymierza z niewybrańcami (reprezentowanymi przez Hagar i „obecne Jeruzalem”), a także do dwóch różnych przeznaczeń: obietnicy narodzin z Ducha (życia wiecznego) oraz obietnicy niewolnictwa duchowego (potępienia wiecznego) (Ga 4:21-31). Łatwiej to sobie wyobrazić, jeśli w Izaaku dostrzeżemy obraz Jezusa Chrystusa, „dziecka obietnicy”, który zapoczątkował Izrael duchowy, czyli dał początek zbawieniu wybrańców Bożych. Przypowieść ta opisuje również moment przeniesienia wybrańców z królestwa Szatana do Królestwa Bożego. Obrazuje ona transfer zbawienia od fizycznego Izraela do tak zwanych „pogan”, a także od fizycznego kościoła do tak zwanych „innych pogan”, przy czym słowo „poganie” w obu przypadkach oznacza wybrańców, do których Bóg skierował swoje obietnice.
Jeśli chodzi o Jerozolimę, możemy w niej upatrywać nawiązania do szeregu obrazów. Czytamy więc o odbudowie Drugiej Świątyni po zniszczeniu Pierwszej oraz o powrocie wygnanych Żydów do Jerozolimy. Samo słowo „małżeństwo” oznacza przymierze z Bogiem, przy czym „Druga Świątynia” obrazuje drugi program zbawienia. Prawdziwymi, duchowymi Żydami są wybrańcy obrzezani duchowo, natomiast niewybrańcy stają się częścią tego „małżeństwa” poprzez prawo grzechu i śmierci, które odkrywa nich nieczystość. Muszą zatem ostatecznie zostać oddaleni. Zbawienie „pogan” ma w Biblii znacznie szerszy zasięg niż tylko era Izraela i era kościołów. Biblia nawiązuje bowiem do kolejnego okresu, czasów „Wielkiego Ucisku”, który poprzedza koniec świata, w którym za sprawą „Jednego Dziecka”, czyli Jezusa, Bóg zbawia „wielki tłum”, „liczny jak gwiazdy na niebie”. „Małżeństwo” wybrańców odnosi się zatem nie do prawa grzechu i śmierci, a do Prawa Ducha, które jest „matką” wszystkich „urodzonych z Ducha”. Owocem zbawienia podczas ostatniego święta roku (Święta Namiotów) jest „wzrost duchowy” wybrańców, który oznacza przede wszystkim dar wiedzy i zrozumienia duchowego przekazu Biblii.
Należy odróżnić kwestie „wrażliwości sumienia” i „służby dla dobra człowieka”, które kościół łączy. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia z sytuacjami, kiedy matka lub dziecko (bądź oboje) umiera albo doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu podczas porodu, bo lekarz odmówił przeprowadzenia aborcji. Czy w takiej sytuacji lekarza (oraz wszystkich innych, w tym kościół) nie należałoby nazwać „zabójcą” z powodu popierania takiego punktu widzenia? Nie można też nawoływać do poszanowania martwych embrionów tak jak jest to w przypadku ludzkich ciał. Przecież jeszcze niedawno kościół za zło uważał przeszczepy organów od osób zmarłych, a obecnie jest to zabieg często ratujący życie (nie analizujemy tu kwestii zgody bliskich, bo to temat odrębny). Śmiesznym jest też odwoływanie się kościoła do lekarskiej przysięgi Hipokratesa, według której człowiekowi należy się najwyższy szacunek, bo Hipokrates to przedstawiciel nauki. W swojej obłudzie kościół raz wykorzystuje naukę jako wzór, innym razem ją potępia, a jeszcze kiedy indziej powołuje się na rzekomą opinię Boga.
Łatwo jest oskarżać naukę o nędzę na świecie, o wojny, w których testuje się broń technologiczną, o dewastowanie klimatu i uśmiercanie ludzi lub przynajmniej o brak przeciwdziałania tym zjawiskom czy próby przekształcania stworzenia Bożego dla własnych korzyści i nazywać to „złym wykorzystywaniem nauki” na szkodę bliźniego. Tworząc taki klimat, kościół sam siebie obwołuje strażnikiem ludzkiej godności. Zauważmy jednak, że w kościele prawie nigdy nie mówi się o dobrym wykorzystywaniu nauki. Niewiarygodne jest także to, że pomimo że oficjalnie kościół potępia rasizm, niewolnictwo czy inne formy dyskryminacji, to jeszcze niedawno osoby niebiałe uważane były za istoty podrzędne w stosunku do białych, kobiety były marginalizowane i niedopuszczane do aktywności kapłańskiej, a wrogi stosunek kościoła do homoseksualności wciąż jest powszechnie znany. Kościelne zakazy wcale nie służą dobru moralnemu, bo tak jak w przypadku oceniania wartości człowieka w ramach terapii genetycznej, również ocena moralności jest oceną całkowicie subiektywną, której kryteria zmieniają się w zależności od warunków kulturowych i społecznych, a często również w zależności od ewolucji poglądów osoby oceniającej a nawet jej wieku. Czy kościół ma więc prawo do wyznaczania granic „dobra” i „zła” przez pryzmat własnej nauki, wciągając w to dodatkowo Boga? Czy nakazy i zakazy kościelne możemy traktować jako „przykazania Boże”, skoro Prawo Boże jest duchowe a nie fizyczne czy moralne (Rz 7:14)? Czy o „własnym sumieniu” można mówić w kategoriach „przyzwolenia ducha”, skoro każdy człowiek z natury posiada ducha złego? Czy kościół faktycznie działa na rzecz obrony istoty ludzkiej, zwłaszcza tej bezbronnej, jeszcze przed narodzeniem? Czy to nie Wszechmocny Bóg decyduje o naszym losie? Poza tym, dlaczego kościół aktywnie nie wspomaga dzieci z niepełnosprawnościami czy rodzin osieroconych przez zmarłe kobiety, które nie zdecydowały się na aborcję?
Kolejnym argumentem kościoła przeciw „zabijaniu” jest „prawo naturalne”, rzekomo „zapisane w sercu człowieka”, przy czym kościół w oczywisty sposób rozumie je przez pryzmat zapisów biblijnych (Rz 2:14-15). Kościół nie rozumie jednak, że wyrażenie „wypisanie prawa w sercu” jest alegorią, która obrazuje to, że grzech (posiadanie ducha Szatana) czy usprawiedliwienie (posiadanie Ducha Bożego) zależą od rodzaju ducha, który w człowieku przebywa, a nie od ludzkich fizycznych uczynków. Owym „głosem sumienia” nie jest nasze intelektualne przekonanie ani psychiczne nastawienie, gdyż w Biblii słowo „głos” obrazuje rodzaj ducha, który nad człowiekiem panuje. Dlatego zbawienie wybrańców obrazowane jest za pomocą „wypisania prawa w ich sercu” przez samego Boga oraz słowa: „będę im Bogiem, a oni będą Mi ludem” (Hbr 8:10). Natomiast o niezbawionych (docelowo niewybrańcach) Bóg mówi: „zawsze błądzą w sercu” (Hbr 3:10). A jest tak dlatego, że zawsze są pod panowaniem ducha Szatana.
Tymczasem kościół powołuje się na „sumienia ludzi”, jednocześnie mordercami nazywając tych, którzy stosują in vitro, środki antykoncepcyjne i przeciwciążowe (prezerwatywy, pigułki typu RU-486 lub Mifepriston, prostaglandyna, Methotrexate itp) czy środki „przechwytujące” (spirale, IUD [ang. Intra Uterine Device], pigułka „dzień po” itp.). W duchowym przekazie Biblii jedynymi „mordercami” są Szatan i jego dzieci, czyli wszyscy, którzy głoszą kłamstwa (J 8:44). Zabijanie, które potępia Bóg, to zabijanie duchowe, które zewnętrznie objawia się głoszeniem fałszywych doktryn na temat natury zbawienia. Wszelkie fałszywe doktryny są objawem tego, że na świecie działa i panuje duch Szatana.
Przerwanie ciąży, na każdym jej etapie, czyli już od chwili zapłodnienia, przez kościół interpretowane jest jako grzech śmiertelny i „zbrodnia”. Jeżeli cywilne prawo karne tak to określa, to wówczas w kontekście tego prawa można mówić o zbrodni lub czynie zabronionym, a także o ewentualnej odpowiedzialności, ale potępianie jakiejś osoby w imię Boga to rozmyślne fałszowanie wizerunku Boga.
Nie w tym rzecz, by bezkrytycznie popierać in vitro. Nie można jednak w tej kwestii powoływać się na etyków, lekarzy czy naukowców wyznania katolickiego, ani jakiegokolwiek innego wyznania, którzy myślą, że działają w dobrej wierze w obronie życia poczętego, ale równocześnie są zaślepieni własnymi religijnymi przekonaniami. Z fizycznego punktu widzenia, przyświeca im dobry cel, ale można także powiedzieć, że z fizycznego punktu widzenia dobry cel przyświeca tym, którzy w metodzie in vitro widzą pomoc osobom niepłodnym. Wbrew temu, co wszystkim próbuje wmówić kościół, eksperci od metody in vitro nigdy nie twierdzili i nadal nie twierdzą, że metoda ta leczy niepłodność. Celem prokreacji są dzieci, a cel ten zostaje osiągnięty dzięki metodzie in vitro, kiedy zawodzą inne metody, jak promowana przez kościół naprotechnologia. Poza stwierdzeniem, że przy zapłodnieniu metodą in vitro zabija się liczne rodzeństwo dziecka (przytacza się różne statystyki – od kilku do nawet kilkudziesięciu ofiar za cenę jednego życia), natychmiastowo bądź śmiercią powolną w wyniku zamrożenia (co jeszcze bardziej uwypukla obraz okrucieństwa), kościół straszy także zagrożeniem dla życia i zdrowia zarówno samych matek, jak i poczętych tą metodą dzieci. Kłóci się to z faktem, że z jednej strony kościół mówi o genetycznej selekcji dzieci, a z drugiej o zwiększonym ryzyku ich śmiertelności i uszczerbku na zdrowiu, czyli o „produkcji dzieci wadliwych”. Przytacza się różne wady wrodzone takie jak porażenie mózgowe, rozszczepy warg i podniebienia, a nawet nowotwory. Problem polega na tym, że inne badania naukowe są w stanie wykazać, że dzieci z in vitro mają mniej wad genetycznych i mniejsze ryzyko chorób. Każdy będzie bronił swoich racji. Podobnie zresztą z matką – przeciwnicy in vitro będą straszyć zwiększonym ryzykiem zachowania na raka jajnika i sutka. Nic więc dziwnego, że wokół in vitro kościół buduje obraz „procedury śmierci” oraz obraz ludzkiego egoizmu zmierzającego do zaspokojenia własnych pragnień kosztem zabijania lub narażania innych na szkody zdrowotne.
Większość z nas ma świadomość, że in vitro nie jest metodą doskonałą i na obecnym etapie może wyrządzać krzywdę moralną, ale nazywanie tej metody „szczególnym złem” to twierdzenie, że dzieci, które dzięki niej przychodzą na świat również są „złe”. Oczywiście że znajdą się tacy, którzy będą podkreślać, że in vitro nie ratuje, a raczej pozbawia życia, przytaczając różne statystyki, takie jak 1% urodzeń w stosunku do 99% śmierci, i przyrównując liczbę „zabitych” od momentu wprowadzenia tej metody do liczby zabitych podczas największych wojen. Propaganda kościelna posuwa się jeszcze dalej, strasząc, że wkrótce w ogóle zakazane zostaną metody poczęcia naturalnego, bez asysty medycznej. W pewnym sensie każdy poród w szpitalu odbywa się z asystą medyczną, choć niekoniecznie z bezpośrednią ingerencją. Wiele porodów odbywa się przez cesarskie cięcie; są szpitale, w których kobieta może sama wybrać tę metodę, niekiedy także wybrać datę samego porodu (w obrębie dopuszczalnego przedziału czasu). Wszyscy przywykamy do takich rozwiązań. Także kościół nie doszukuje się już tutaj diabła.
Choć wiele poglądów kościoła dotyczących życia rodzinnego wydaje się ewaluować, bo teoria mija się z praktyką, za niektórymi z nich kościół nadal stoi murem. Nie chodzi jednak o to, że kościół zaczął współpracować z seksuologami, psychologami, lekarzami czy że zaczął słuchać ludzi i otwierać się na ich potrzeby. Chodzi o to, że kościół bawi się w sędziego i moralistę, zamiast głosić duchowy przekaz nauk Chrystusa. Z fizycznego punktu widzenia, interpretacja dobra i zła zawsze mija się z pojęciami duchowego dobra i duchowego zła. Seks jest rzeczą fizyczną i naturalną, nie da się więc nauczyć drugiego człowieka jak pozbawić się namiętności i miłości, albo jak maksymalnie ograniczyć zaspokajanie własnych potrzeb. Dzieci niepożądane, zwłaszcza w rodzinach patologicznych, zawsze będą na przegranej pozycji, często umierając powoli. Można by zatem zadać pytanie o to, co jest „lepsze”: „zabijanie powolne”, aborcja, czyli „zabijanie” szybkie, czy antykoncepcja, czyli „zabijanie” zapobiegawcze? No i jak rozumieć głoszoną przez kościół „miłość Boga do każdego dziecka”, skoro według tego samego kościoła dziecko poczęte in vitro jest „wytworem zła”? Do tego straszy się ludzi, że środki antykoncepcyjne prowadzą do niepłodności. Kościelny argument, że kobieta „zostanie zbawiona przez rodzenie dzieci” (1 Tm 2:15) jest manipulacją, gdyż myli poród duchowy z porodem fizycznym, co wynika z braku zrozumienia duchowego przekazu Biblii. Poza tym, czy mężczyzna może w ogóle być zbawiony, skoro nie jest w stanie rodzić dzieci? A co z kobietami bezpłodnymi?
Wszystkie te pytania znikają, kiedy zrozumiemy, że w Biblii słowo „kobieta” jest obrazem każdego człowieka, nie tylko osób fizycznie zdolnych do rodzenia. Chodzi bowiem o „narodzenie Boga”, czyli Ojca, Syna i Ducha, w wybrańcu, który w ten sposób zostanie zbawiony od władzy złego ducha. „Narodziny Boga” w wybrańcu, to obraz zesłania Ducha Bożego do duszy wybrańca, symbolizujący uwolnienie go z duchowej niewoli Szatana i jego duchowe przeniesienie do Królestwa Bożego. Czytamy, że w zbawionym wybrańcu Bożym Bóg jest sprawcą chcenia i działania, zgodnie z własną wolą (Flp 2:13), stąd „uczynki wybrańca” oznaczają wykonywanie Bożej woli (czyli duchową pracę wykonywaną przez samego Boga), co nie ma nic wspólnego z fizycznością tego świata. Nie chodzi więc o to, by kobieta została kurą domową, siedziała w domu, prała, gotowała i rodziła dzieci, zamiast się stroić, plotkować czy wychodzić na miasto, lecz o to, by kobieta (wybraniec) została „przyodziana w dobre uczynki” (1Tm 2:9-10; 5:14), ale uczynki (lub pracę) Boga. Innymi słowy, wybraniec zostanie zbawiony przez Boga (przez uczynki i pracę Chrystusa), podczas gdy każdy niezbawiony (a docelowo każdy niewybraniec) podąża za Szatanem (1 Tm 5:15).
Manipulując Słowem Bożym w ten sam sposób jak robi to kościół, który in vitro nazywa „przekleństwem Bożym” (bez względu na to, czy robi to w sposób zamierzony, czy nie), można by wykazać, że in vitro jest „błogosławieństwem Bożym”:
Śpiewaj z radości, niepłodna, która nie rodziłaś, wybuchnij weselem i wykrzykuj, która nie doznałaś bólów porodu! Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Pan. (Iz 54:1; Ga 4:27)
Stosując interpretację fizyczną, kościelną, można by na podstawie tego wersetu wysnuć wniosek, że kobieta niepłodna, która „nie zaznała bólów porodu”, a która „śpiewa z radości” i „wybucha weselem”, to kobieta, która dorobiła się potomstwa w sposób inny niż naturalny, a więc dlaczego by nie włączyć w to metody in vitro? Alegoria ukazująca Sarę i Hagar, a więc niepłodną i płodną, wolną i niewolnicę, nawiązuje do „narodzin według obietnicy” (narodzin z Ducha Bożego; Ga 4:29) i „narodzin według ciała” (narodzin z ducha Szatana), przy czym „Jeruzalem górne” symbolizuje niewidzialny Kościół Ducha, czyli wybrańców, a „Jeruzalem obecne” symbolizuje niewybrańców (Ga 4:21-26), reprezentowanych przez kościelne instytucje. Dlatego narodziny Izaaka, Jana Chrzciciela czy Jezusa to obrazy „narodzin duchowych”, czyli narodzin z Ducha, przy czym Izaak i Jan Chrzciciel są obrazami samego Chrystusa, czyli Ducha Bożego. To dlatego narodziny te przedstawiane są w Biblii w kategorii „cudu” i „daru Bożego”, aby oddzielić pojęcie narodzin fizycznych od pojęcia narodzin duchowych. Narodziny fizyczne, w których udział bierze człowiek, same w sobie nie mają mocy duchowej. Dlatego nie ma to znaczenia, czy człowiek zostanie poczęty w sposób naturalny, czy „sztuczny”, podobnie jak nie ma znaczenia, czy człowiek umrze śmiercią naturalną, czy „sztuczną” (łącznie z eutanazją). Wpływ człowieka na życie fizyczne czy na śmierć fizyczną nie ma nic wspólnego z życiem duchowym i śmiercią duchową. Dlatego można ten wpływ rozpatrywać od strony moralnej czy od strony stanowionego prawa, ale nie od strony duchowej. Jeżeli dana wspólnota w sposób demokratyczny decyduje, że in vitro jest metodą wysoce niemoralną i że powinno zostać zakazane, a nawet być karane tak jak zabójstwo, to jest to decyzja ludzka, decyzja ogółu, ale nie wolno do tego mieszać Boga. Podobnie, jeśli dana wspólnota uznaje in vitro za alternatywę, która ma status legalny, to również w tym przypadku nie wolno twierdzić, że jest to zgodne z decyzją Boga. Powołując się na Boga, kościół jako system religijny czyni samego siebie moralnym sędzią człowieka. Nie tylko dokonuje podziału na „lepszych” i „gorszych” czy na „posłusznych” i „nieposłusznych” Bogu, ale sam staje się ilustracją nieposłuszeństwa i rozsadnikiem fałszywego proroctwa. Teologia kościoła instytucjonalnego nie tylko, że nie stoi na straży Prawdy Bożej, ale „poprawiając Boga” i będąc zakorzenioną w wymiarze fizycznym, staje się filozofią albo ideologią moralną, taką samą jak inne ideologie społeczne czy polityczne.
Ponownie, manipulując przekazem Biblii, tak jak robi to kościół, można by stwierdzić, że „niepłodna, która ma więcej dzieci, niż ta, która żyje z mężem” (Ga 4:27) to kobieta, która składa podziękowanie Bogu za dzieci poczęte in vitro. W rzeczywistości w tym fragmencie chodzi o coś zupełnie innego – o radość zbawienia wybrańca Bożego, który, do momentu zbawienia, jest duchowo „bezpłodny”, czyli niezbawiony. Sara jest więc obrazem wszystkich wybrańców Bożych, których symbolizuje obraz matki narodu izraelskiego poprzez Izaaka, syna obietnicy. W tym kontekście „żyjąca z mężem” to obraz niewybrańców, połączonych w związku małżeńskim z Szatanem.
Zauważmy fizyczną sprzeczność w tym wersecie: Sara była niepłodna, w dodatku w wieku starczym (po okresie klimakterium), mimo to była żoną Abrahama, tymczasem werset sugeruje, że to niewolnica Hagar „żyła z mężem”, czyli z Abrahamem. Kolejną fizyczną sprzecznością jest wyrażenie „ma więcej dzieci”, bo przecież bezpłodna Sara nie miała więcej dzieci, gdyż, po urodzeniu przez nią Izaaka, nie ma mowy o kolejnych narodzinach. Zatem przenośnia nawiązująca do Sary i Hagar nie znajduje wypełnienia fizycznego, bo w rzeczywistości prawowitą żoną Abrahama była Sara, natomiast Hagar została odrzucona. Mało tego, z fizycznego punktu widzenia to Izmael, syn Hagar i Abrahama, powinien być prawowitym dziedzicem Abrahama jako jego pierworodny, tak się jednak nie stało, choć Izmael również zapoczątkował wielki naród. Sara urodziła tylko Izaaka i nie miała więcej własnych dzieci. Dlatego ten opis należy traktować wyłącznie w charakterze symbolicznym, w odniesieniu do dwóch przymierzy: przymierza z wybrańcami (reprezentowanymi przez Sarę i „górne Jeruzalem”) oraz przymierza z niewybrańcami (reprezentowanymi przez Hagar i „obecne Jeruzalem”), a także do dwóch różnych przeznaczeń: obietnicy narodzin z Ducha (życia wiecznego) oraz obietnicy niewolnictwa duchowego (potępienia wiecznego) (Ga 4:21-31). Łatwiej to sobie wyobrazić, jeśli w Izaaku dostrzeżemy obraz Jezusa Chrystusa, „dziecka obietnicy”, który zapoczątkował Izrael duchowy, czyli dał początek zbawieniu wybrańców Bożych. Przypowieść ta opisuje również moment przeniesienia wybrańców z królestwa Szatana do Królestwa Bożego. Obrazuje ona transfer zbawienia od fizycznego Izraela do tak zwanych „pogan”, a także od fizycznego kościoła do tak zwanych „innych pogan”, przy czym słowo „poganie” w obu przypadkach oznacza wybrańców, do których Bóg skierował swoje obietnice.
Jeśli chodzi o Jerozolimę, możemy w niej upatrywać nawiązania do szeregu obrazów. Czytamy więc o odbudowie Drugiej Świątyni po zniszczeniu Pierwszej oraz o powrocie wygnanych Żydów do Jerozolimy. Samo słowo „małżeństwo” oznacza przymierze z Bogiem, przy czym „Druga Świątynia” obrazuje drugi program zbawienia. Prawdziwymi, duchowymi Żydami są wybrańcy obrzezani duchowo, natomiast niewybrańcy stają się częścią tego „małżeństwa” poprzez prawo grzechu i śmierci, które odkrywa nich nieczystość. Muszą zatem ostatecznie zostać oddaleni. Zbawienie „pogan” ma w Biblii znacznie szerszy zasięg niż tylko era Izraela i era kościołów. Biblia nawiązuje bowiem do kolejnego okresu, czasów „Wielkiego Ucisku”, który poprzedza koniec świata, w którym za sprawą „Jednego Dziecka”, czyli Jezusa, Bóg zbawia „wielki tłum”, „liczny jak gwiazdy na niebie”. „Małżeństwo” wybrańców odnosi się zatem nie do prawa grzechu i śmierci, a do Prawa Ducha, które jest „matką” wszystkich „urodzonych z Ducha”. Owocem zbawienia podczas ostatniego święta roku (Święta Namiotów) jest „wzrost duchowy” wybrańców, który oznacza przede wszystkim dar wiedzy i zrozumienia duchowego przekazu Biblii.
Należy odróżnić kwestie „wrażliwości sumienia” i „służby dla dobra człowieka”, które kościół łączy. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia z sytuacjami, kiedy matka lub dziecko (bądź oboje) umiera albo doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu podczas porodu, bo lekarz odmówił przeprowadzenia aborcji. Czy w takiej sytuacji lekarza (oraz wszystkich innych, w tym kościół) nie należałoby nazwać „zabójcą” z powodu popierania takiego punktu widzenia? Nie można też nawoływać do poszanowania martwych embrionów tak jak jest to w przypadku ludzkich ciał. Przecież jeszcze niedawno kościół za zło uważał przeszczepy organów od osób zmarłych, a obecnie jest to zabieg często ratujący życie (nie analizujemy tu kwestii zgody bliskich, bo to temat odrębny). Śmiesznym jest też odwoływanie się kościoła do lekarskiej przysięgi Hipokratesa, według której człowiekowi należy się najwyższy szacunek, bo Hipokrates to przedstawiciel nauki. W swojej obłudzie kościół raz wykorzystuje naukę jako wzór, innym razem ją potępia, a jeszcze kiedy indziej powołuje się na rzekomą opinię Boga.
Łatwo jest oskarżać naukę o nędzę na świecie, o wojny, w których testuje się broń technologiczną, o dewastowanie klimatu i uśmiercanie ludzi lub przynajmniej o brak przeciwdziałania tym zjawiskom czy próby przekształcania stworzenia Bożego dla własnych korzyści i nazywać to „złym wykorzystywaniem nauki” na szkodę bliźniego. Tworząc taki klimat, kościół sam siebie obwołuje strażnikiem ludzkiej godności. Zauważmy jednak, że w kościele prawie nigdy nie mówi się o dobrym wykorzystywaniu nauki. Niewiarygodne jest także to, że pomimo że oficjalnie kościół potępia rasizm, niewolnictwo czy inne formy dyskryminacji, to jeszcze niedawno osoby niebiałe uważane były za istoty podrzędne w stosunku do białych, kobiety były marginalizowane i niedopuszczane do aktywności kapłańskiej, a wrogi stosunek kościoła do homoseksualności wciąż jest powszechnie znany. Kościelne zakazy wcale nie służą dobru moralnemu, bo tak jak w przypadku oceniania wartości człowieka w ramach terapii genetycznej, również ocena moralności jest oceną całkowicie subiektywną, której kryteria zmieniają się w zależności od warunków kulturowych i społecznych, a często również w zależności od ewolucji poglądów osoby oceniającej a nawet jej wieku. Czy kościół ma więc prawo do wyznaczania granic „dobra” i „zła” przez pryzmat własnej nauki, wciągając w to dodatkowo Boga? Czy nakazy i zakazy kościelne możemy traktować jako „przykazania Boże”, skoro Prawo Boże jest duchowe a nie fizyczne czy moralne (Rz 7:14)? Czy o „własnym sumieniu” można mówić w kategoriach „przyzwolenia ducha”, skoro każdy człowiek z natury posiada ducha złego? Czy kościół faktycznie działa na rzecz obrony istoty ludzkiej, zwłaszcza tej bezbronnej, jeszcze przed narodzeniem? Czy to nie Wszechmocny Bóg decyduje o naszym losie? Poza tym, dlaczego kościół aktywnie nie wspomaga dzieci z niepełnosprawnościami czy rodzin osieroconych przez zmarłe kobiety, które nie zdecydowały się na aborcję?
Kolejnym argumentem kościoła przeciw „zabijaniu” jest „prawo naturalne”, rzekomo „zapisane w sercu człowieka”, przy czym kościół w oczywisty sposób rozumie je przez pryzmat zapisów biblijnych (Rz 2:14-15). Kościół nie rozumie jednak, że wyrażenie „wypisanie prawa w sercu” jest alegorią, która obrazuje to, że grzech (posiadanie ducha Szatana) czy usprawiedliwienie (posiadanie Ducha Bożego) zależą od rodzaju ducha, który w człowieku przebywa, a nie od ludzkich fizycznych uczynków. Owym „głosem sumienia” nie jest nasze intelektualne przekonanie ani psychiczne nastawienie, gdyż w Biblii słowo „głos” obrazuje rodzaj ducha, który nad człowiekiem panuje. Dlatego zbawienie wybrańców obrazowane jest za pomocą „wypisania prawa w ich sercu” przez samego Boga oraz słowa: „będę im Bogiem, a oni będą Mi ludem” (Hbr 8:10). Natomiast o niezbawionych (docelowo niewybrańcach) Bóg mówi: „zawsze błądzą w sercu” (Hbr 3:10). A jest tak dlatego, że zawsze są pod panowaniem ducha Szatana.
Tymczasem kościół powołuje się na „sumienia ludzi”, jednocześnie mordercami nazywając tych, którzy stosują in vitro, środki antykoncepcyjne i przeciwciążowe (prezerwatywy, pigułki typu RU-486 lub Mifepriston, prostaglandyna, Methotrexate itp) czy środki „przechwytujące” (spirale, IUD [ang. Intra Uterine Device], pigułka „dzień po” itp.). W duchowym przekazie Biblii jedynymi „mordercami” są Szatan i jego dzieci, czyli wszyscy, którzy głoszą kłamstwa (J 8:44). Zabijanie, które potępia Bóg, to zabijanie duchowe, które zewnętrznie objawia się głoszeniem fałszywych doktryn na temat natury zbawienia. Wszelkie fałszywe doktryny są objawem tego, że na świecie działa i panuje duch Szatana.
Przerwanie ciąży, na każdym jej etapie, czyli już od chwili zapłodnienia, przez kościół interpretowane jest jako grzech śmiertelny i „zbrodnia”. Jeżeli cywilne prawo karne tak to określa, to wówczas w kontekście tego prawa można mówić o zbrodni lub czynie zabronionym, a także o ewentualnej odpowiedzialności, ale potępianie jakiejś osoby w imię Boga to rozmyślne fałszowanie wizerunku Boga.
Nie w tym rzecz, by bezkrytycznie popierać in vitro. Nie można jednak w tej kwestii powoływać się na etyków, lekarzy czy naukowców wyznania katolickiego, ani jakiegokolwiek innego wyznania, którzy myślą, że działają w dobrej wierze w obronie życia poczętego, ale równocześnie są zaślepieni własnymi religijnymi przekonaniami. Z fizycznego punktu widzenia, przyświeca im dobry cel, ale można także powiedzieć, że z fizycznego punktu widzenia dobry cel przyświeca tym, którzy w metodzie in vitro widzą pomoc osobom niepłodnym. Wbrew temu, co wszystkim próbuje wmówić kościół, eksperci od metody in vitro nigdy nie twierdzili i nadal nie twierdzą, że metoda ta leczy niepłodność. Celem prokreacji są dzieci, a cel ten zostaje osiągnięty dzięki metodzie in vitro, kiedy zawodzą inne metody, jak promowana przez kościół naprotechnologia. Poza stwierdzeniem, że przy zapłodnieniu metodą in vitro zabija się liczne rodzeństwo dziecka (przytacza się różne statystyki – od kilku do nawet kilkudziesięciu ofiar za cenę jednego życia), natychmiastowo bądź śmiercią powolną w wyniku zamrożenia (co jeszcze bardziej uwypukla obraz okrucieństwa), kościół straszy także zagrożeniem dla życia i zdrowia zarówno samych matek, jak i poczętych tą metodą dzieci. Kłóci się to z faktem, że z jednej strony kościół mówi o genetycznej selekcji dzieci, a z drugiej o zwiększonym ryzyku ich śmiertelności i uszczerbku na zdrowiu, czyli o „produkcji dzieci wadliwych”. Przytacza się różne wady wrodzone takie jak porażenie mózgowe, rozszczepy warg i podniebienia, a nawet nowotwory. Problem polega na tym, że inne badania naukowe są w stanie wykazać, że dzieci z in vitro mają mniej wad genetycznych i mniejsze ryzyko chorób. Każdy będzie bronił swoich racji. Podobnie zresztą z matką – przeciwnicy in vitro będą straszyć zwiększonym ryzykiem zachowania na raka jajnika i sutka. Nic więc dziwnego, że wokół in vitro kościół buduje obraz „procedury śmierci” oraz obraz ludzkiego egoizmu zmierzającego do zaspokojenia własnych pragnień kosztem zabijania lub narażania innych na szkody zdrowotne.