7. Nieomylność kościoła. Eksperci duchowni. Naprotechnologia
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
To, że kościół uzurpuje sobie prawo do moralnej nieomylności, nie jest aż takim problemem, jak to, że jego przedstawiciele oceniają ludzi „z punktu widzenia Boga”, mieszając ludzką „moralność” z przekazem Słowa Bożego. Kościół powołuje się na przykład na przykazania Boże, takie jak „Nie zabijaj!”, a jednocześnie na świecką odpowiedzialność karną za zabójstwo, i to zarówno morderstwo z premedytacją, jak i zabójstwo nieumyślne. W tym kontekście kościół zyskał pewną przewagę, twierdząc, że komórka jajowa i plemnik bezsprzecznie nie są jeszcze człowiekiem, ponieważ jednak nikt nie potrafi stwierdzić, kiedy zaczyna się życie człowieka, powinniśmy kierować się logiką – „na wszelki wypadek lepiej nie zabijać”. Samo stwierdzenie „nie zabijać” jest już manipulacją, bo w podobny sposób można by stwierdzić, że skoro metoda in vitro daje nadzieję na nowe życie, to „na wszelki wypadek należy spróbować”.
Początek życia pozostaje granicą umowną, co prowadzi do sporów i debat, a każda ze stron będzie bronić własnych racji. Z oczywistych powodów kościół będzie twierdził, że skoro nie mamy stuprocentowej pewności, czy dany twór jest już człowiekiem, nie wolno nam tego tworu zabić. Odwracając sytuację, można by stwierdzić, że skoro nie ma dowodu na to, że embrion jest człowiekiem, przynajmniej w pierwszej fazie ciąży, to jak można w ogóle mówić o zabijaniu? Kościół ma tu pewna przewagę, zwłaszcza kiedy posługuje się przykładem, że „myśliwy nie strzela do ruszających się krzaków” (bo może tam być zwierzę lub jakiś człowiek), albo że „jaja chronionych gatunków zwierząt i ptaków także podlegają ochronie”. Kierując się logiką i budując wokół niej pewną otoczkę, można by powiedzieć, że niemoralnym jest zabicie żywego organizmu, jeśli z całą pewnością nie wiemy, czy jest on człowiekiem, czy nie. Pytanie jednak, czy moralnym jest potępianie ludzi, którzy mają odmienne poglądy, a których w wielu krajach jest większość? Chrześcijanie, a w szczególności kościół katolicki, zacięty przeciwnik metody in vitro, określa początek życia na podstawie definiowanej przez siebie „wiary”, jako moment, w którym człowiek otrzymuje duszę i Ducha Bożego, a więc moment, którego nikt nie jest w stanie wskazać. Posługując się logiką, przyznaje się, że z pewnością nie odbywa się to w momencie zapłodnienia, lecz nieco później. Sęk w tym, że w przypadku Biblii ludzka logika zawodzi. Nie chodzi tu o określenie momentu powstania życia biologicznego, bo takiej informacji Biblia nie podaje, lecz o to, że według Biblii Ducha Bożego nie otrzymuje każdy człowiek – gdyż Duch Boży to życie duchowe, czyli życie wieczne – lecz tylko Boży wybrańcy. Zależy to od Bożego planu – może zatem nastąpić jeszcze w łonie matki (np. Jan Chrzciciel) albo w ostatniej fazie życia (np. Starzec Symeon). Z moralnego punktu widzenia można by też powiedzieć, że kościół kłamie w sprawie przekazu Bożego, tak jak robi to w sprawie historii powstania człowieka czy istoty jego życia. Jest tak dlatego, że Biblia całkowicie pomija aspekt życia fizycznego, koncentrując się wyłącznie na życiu duchowym.
Kościół katolicki odgrywa rolę samozwańczego eksperta, wypowiadając się pozytywnie o naprotechnologii jako metodzie leczenia niepłodności. Cóż to takiego? To metoda diagnozowania i „leczenia” niepłodności na podstawie obserwacji funkcjonowania organizmu osoby, która potencjalnie może rodzić, na przykład obserwacji śluzu, temperatury oraz innych procesów fizjologicznych i biochemicznych, w celu ustalenia najbardziej optymalnego czasu współżycia dla pary czy włączenia leczenia hormonalnego, ewentualnie chirurgicznego. Zwykle obserwacja taka trwa 24 miesiące. Zwolennicy tej naturalnej metody przedstawiają jej niezwykłą skuteczność, która ma wynosić nawet do 97%. Nikt jednak nie wspomina o tym, że statystyki te odnoszą się do rozpoznania problemu, a nie do skuteczności jego leczenia. Nie jest to więc metoda „cudowna” ani alternatywna dla metody in vitro, gdyż nie leczy ciężkich przypadków bezpłodności, które stanowią statyczną większość, a szczególnie nieskuteczna jest w przypadku ciężkiej niepłodności męskiej. Nie chodzi tylko o defekty mechaniczne czy anatomiczne obojga partnerów, istnieje bowiem szereg nieodwracalnych zmian, na przykład endometriotycznych. W takich sytuacjach przywrócenie zdolności prokreacyjnych metodą naprotechnologii jest czystą utopią. Z drugiej jednak strony metodę tę można stosować do diagnozowania i sprawdzania, czy dana para kwalifikuje się do wykorzystania metody in vitro. Oznacza to, że naprotechnologia nie może zastąpić metody in vitro, za to metoda in vitro może wykorzystać naprotechnologię do uzyskania wczesnej diagnozy. Mówiąc wprost, zarówno naprotechnologia, jak i metoda in vitro nie zwiększą liczby plemników, mimo to ta druga metoda może spowodować zajście w ciążę, w przeciwieństwie do tej pierwszej. Kiedy więc słyszymy, że naprotechnologia jest dużo bardziej skuteczna niż metoda in vitro (jest z pewnością tańsza), możemy być pewni, że karmi się nas zwykłą propagandą.
Ponieważ Biblia nawet nie wspomina o metodzie in vitro czy sztucznym zapłodnieniu, duchowni zalecają „zdać się na działanie ducha świętego” (celowo z małej litery), w ogóle nie rozumiejąc, co to oznacza. Ciekawym zjawiskiem jest, że opinia kościoła zmienia się na przestrzeni wieków, dlatego, przyjmując tok rozumowania kościoła, należałoby stwierdzić, że zmienia się także „opinia ducha świętego”, by uniknąć użycia słowa „kłamstwo”. Jedynym argumentem kościoła przeciw metodzie in vitro może być kościelna, fizyczna interpretacja przykazania „Nie zabijaj!”. Pomijając fakt, że użyte przez Biblię wyrażenie „Nie zabijaj!” ma wydźwięk wyłącznie duchowy, to jeżeli uda się w przyszłości dopracować metodę in vitro tak, by wykorzystywane były wszystkie zarodki, kościół w zasadzie nie będzie miał w tej sprawie już nic więcej do powiedzenia.
Kościół głosi, że metoda in vitro to świadome okaleczanie, wyniszczanie i deformacja ciała zarówno kobiety, jak i poczętego dziecka, powołując się przy tym na werset z Biblii, który stwierdza, że „ciało jest Świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6:19), co potwierdza także Jezus, mówiąc, że Jego Ciało jest Świątynią (J 2:19). Zastanówmy się przez chwilę – czy nasze biologiczne ciała, które chorują, z wiekiem ulegają deformacji, aż wreszcie zamieniają się w proch, mogą być duchową świątynią? Czy zacytowane wersety nie są po prostu ewidentną metaforą? Czyż Biblia nie mówi, że „ciała wybrańców są świątynią Boga żywego” (2 Kor 6:16)? Czy wiecznie żywy Bóg może zamieszkiwać w martwych ciałach? Czy wobec tego ludzie, którzy rodzą się ze zdeformowanymi ciałami, są z góry potępieni? Czyż Bóg nie leczył także ich? Czy sama ciąża nie jest dla kobiety pewnego rodzaju deformacją ciała, a nawet stanem chorobowym? Odczytując Biblię fizycznie, z jednego absurdu wpadniemy w kolejne.
Zwróćmy uwagę na dwa szczegóły w powyższych wersetach: Ciało Chrystusa = Świątynia, a Świątynia = obecność Ducha Świętego. Tak naprawdę to jedno i to samo, gdyż Jezus = Duch Święty. Z jednej strony mamy więc pogląd kościoła, czyli straszenie ryzykiem zdrowotnym i deformacją własnego ciała oraz odpowiedzialnością, którą ponoszą inni, zwłaszcza mąż. W opinii kościoła, sformułowanej na podstawie własnej interpretacji Biblii, od momentu ślubu ciała małżonków nie należą już do każdego z nich z osobna, gdyż „mąż rozporządza ciałem kobiety” (1 Kor 7:4), oboje są „jednym ciałem” (Rdz 2:24), a mężowie mają „kochać swoje żony jak własne ciała” (Ef 5:28). Z drugiej jednak strony mamy przekaz Biblii, który przedstawia dwa rodzaje „ciała”, czyli dwa rodzaje ducha, to znaczy Ciało Chrystusa = Duch Święty oraz ciało Szatana = duch nieczysty.
Kiedy Biblia „podążaniu za ciałem” przeciwstawia „podążanie za duchem” (w tym przypadku Duchem Świętym), rozgranicza pomiędzy niewybrańcami a wybrańcami. Wybrańcy podążają za Bogiem z woli Bożej i z Łaski Bożej, przy czym Łaska reprezentuje dar Ducha Świętego. Zatem to dusza zbawionego wybrańca jest „mieszkaniem” Ducha Świętego, a sam zbawiony wybraniec jest częścią Świątyni Wiecznej. W naszej fizycznej rzeczywistości ciało biologiczne umiera, co w języku Biblii oznacza, że umiera duch Szatana, gdyż reprezentuje on ducha śmierci wiecznej. Podobnie „umiera” świątynia fizyczna. Z czasem każdy fizyczny budynek ulega zniszczeniu, samoczynnemu lub z innych powodów, takich jak kataklizmy czy wojny. Nie raz słyszeliśmy o kościołach zbombardowanych, spalonych, zniszczonych przez tornada, trzęsienia ziemi, powodzie itp. W duchowym przekazie Biblii, „kościół fizyczny” to obraz niewybrańców, czyli tych, którzy przeznaczeni są na śmierć wieczną. „Świątynia Wieczna” to Duch Wieczny, czyli Duch Nieśmiertelny, a nieśmiertelnymi stają się wyłącznie Boży wybrańcy.
Argument kościoła wysuwany przeciwko metodzie in vitro – deformacja ciała jako świątyni Bożej – brzmi jak fizyczne okaleczanie samego Boga. Czy w związku z tym nie należałoby „zabójcami” nazwać wszystkich, którzy deformują swoje ciała, odżywiając się niezdrowo, stosując różne używki, wyniszczając swoje ciała z powodu niedożywienia i braku higieny, a także tych, którzy nadmiernie obciążają swoje ciała poprzez pracę fizyczną czy sport zawodowy? W zasadzie wszyscy jakoś deformujemy swoje ciała. Każda choroba wyniszcza organizm, a często leczenie jednych chorób i przyjmowanie leków powoduje skutki uboczne, wywołując inne dolegliwości.
Czy argumenty kościoła mają w ogóle jakiś sens? Czy kościół ma prawo stosować manipulację i oskarżać osoby, które decydują się skorzystać z metody in vitro, i czy decydując się na tę „straszną” metodę, osoby te wciąż będą „czcić Boga”? Stanowisko kościoła bezceremonialnie zakłada, że „kto jest przeciwko nam, jest przeciwko Bogu”. Tymczasem Biblia wyraźnie wskazuje, że to przekaz kościoła sprzeciwia się przekazowi Biblii, a więc samemu Bogu. Biblia została napisana właśnie dlatego, by pokazać, że nauka kościelnych instytucji od zawsze stoi w sprzeczności z nauką Boga. Dlatego musimy zrozumieć, że sformułowania takie jak umiłowanie „żony” przez „męża” jak „własnego ciała” są jedynie alegoriami ilustrującymi duchową miłość Chrystusa do swoich wybrańców jak do Siebie samego. Przekazując cząstkę własnego Ducha swoim wybrańcom, Bóg przekazuje im samego siebie, cząstkę swojego „Ciała”, przy czym Duch jest owocem wielu darów, w tym także miłości (Ga 5:22).
Początek życia pozostaje granicą umowną, co prowadzi do sporów i debat, a każda ze stron będzie bronić własnych racji. Z oczywistych powodów kościół będzie twierdził, że skoro nie mamy stuprocentowej pewności, czy dany twór jest już człowiekiem, nie wolno nam tego tworu zabić. Odwracając sytuację, można by stwierdzić, że skoro nie ma dowodu na to, że embrion jest człowiekiem, przynajmniej w pierwszej fazie ciąży, to jak można w ogóle mówić o zabijaniu? Kościół ma tu pewna przewagę, zwłaszcza kiedy posługuje się przykładem, że „myśliwy nie strzela do ruszających się krzaków” (bo może tam być zwierzę lub jakiś człowiek), albo że „jaja chronionych gatunków zwierząt i ptaków także podlegają ochronie”. Kierując się logiką i budując wokół niej pewną otoczkę, można by powiedzieć, że niemoralnym jest zabicie żywego organizmu, jeśli z całą pewnością nie wiemy, czy jest on człowiekiem, czy nie. Pytanie jednak, czy moralnym jest potępianie ludzi, którzy mają odmienne poglądy, a których w wielu krajach jest większość? Chrześcijanie, a w szczególności kościół katolicki, zacięty przeciwnik metody in vitro, określa początek życia na podstawie definiowanej przez siebie „wiary”, jako moment, w którym człowiek otrzymuje duszę i Ducha Bożego, a więc moment, którego nikt nie jest w stanie wskazać. Posługując się logiką, przyznaje się, że z pewnością nie odbywa się to w momencie zapłodnienia, lecz nieco później. Sęk w tym, że w przypadku Biblii ludzka logika zawodzi. Nie chodzi tu o określenie momentu powstania życia biologicznego, bo takiej informacji Biblia nie podaje, lecz o to, że według Biblii Ducha Bożego nie otrzymuje każdy człowiek – gdyż Duch Boży to życie duchowe, czyli życie wieczne – lecz tylko Boży wybrańcy. Zależy to od Bożego planu – może zatem nastąpić jeszcze w łonie matki (np. Jan Chrzciciel) albo w ostatniej fazie życia (np. Starzec Symeon). Z moralnego punktu widzenia można by też powiedzieć, że kościół kłamie w sprawie przekazu Bożego, tak jak robi to w sprawie historii powstania człowieka czy istoty jego życia. Jest tak dlatego, że Biblia całkowicie pomija aspekt życia fizycznego, koncentrując się wyłącznie na życiu duchowym.
Kościół katolicki odgrywa rolę samozwańczego eksperta, wypowiadając się pozytywnie o naprotechnologii jako metodzie leczenia niepłodności. Cóż to takiego? To metoda diagnozowania i „leczenia” niepłodności na podstawie obserwacji funkcjonowania organizmu osoby, która potencjalnie może rodzić, na przykład obserwacji śluzu, temperatury oraz innych procesów fizjologicznych i biochemicznych, w celu ustalenia najbardziej optymalnego czasu współżycia dla pary czy włączenia leczenia hormonalnego, ewentualnie chirurgicznego. Zwykle obserwacja taka trwa 24 miesiące. Zwolennicy tej naturalnej metody przedstawiają jej niezwykłą skuteczność, która ma wynosić nawet do 97%. Nikt jednak nie wspomina o tym, że statystyki te odnoszą się do rozpoznania problemu, a nie do skuteczności jego leczenia. Nie jest to więc metoda „cudowna” ani alternatywna dla metody in vitro, gdyż nie leczy ciężkich przypadków bezpłodności, które stanowią statyczną większość, a szczególnie nieskuteczna jest w przypadku ciężkiej niepłodności męskiej. Nie chodzi tylko o defekty mechaniczne czy anatomiczne obojga partnerów, istnieje bowiem szereg nieodwracalnych zmian, na przykład endometriotycznych. W takich sytuacjach przywrócenie zdolności prokreacyjnych metodą naprotechnologii jest czystą utopią. Z drugiej jednak strony metodę tę można stosować do diagnozowania i sprawdzania, czy dana para kwalifikuje się do wykorzystania metody in vitro. Oznacza to, że naprotechnologia nie może zastąpić metody in vitro, za to metoda in vitro może wykorzystać naprotechnologię do uzyskania wczesnej diagnozy. Mówiąc wprost, zarówno naprotechnologia, jak i metoda in vitro nie zwiększą liczby plemników, mimo to ta druga metoda może spowodować zajście w ciążę, w przeciwieństwie do tej pierwszej. Kiedy więc słyszymy, że naprotechnologia jest dużo bardziej skuteczna niż metoda in vitro (jest z pewnością tańsza), możemy być pewni, że karmi się nas zwykłą propagandą.
Ponieważ Biblia nawet nie wspomina o metodzie in vitro czy sztucznym zapłodnieniu, duchowni zalecają „zdać się na działanie ducha świętego” (celowo z małej litery), w ogóle nie rozumiejąc, co to oznacza. Ciekawym zjawiskiem jest, że opinia kościoła zmienia się na przestrzeni wieków, dlatego, przyjmując tok rozumowania kościoła, należałoby stwierdzić, że zmienia się także „opinia ducha świętego”, by uniknąć użycia słowa „kłamstwo”. Jedynym argumentem kościoła przeciw metodzie in vitro może być kościelna, fizyczna interpretacja przykazania „Nie zabijaj!”. Pomijając fakt, że użyte przez Biblię wyrażenie „Nie zabijaj!” ma wydźwięk wyłącznie duchowy, to jeżeli uda się w przyszłości dopracować metodę in vitro tak, by wykorzystywane były wszystkie zarodki, kościół w zasadzie nie będzie miał w tej sprawie już nic więcej do powiedzenia.
Kościół głosi, że metoda in vitro to świadome okaleczanie, wyniszczanie i deformacja ciała zarówno kobiety, jak i poczętego dziecka, powołując się przy tym na werset z Biblii, który stwierdza, że „ciało jest Świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6:19), co potwierdza także Jezus, mówiąc, że Jego Ciało jest Świątynią (J 2:19). Zastanówmy się przez chwilę – czy nasze biologiczne ciała, które chorują, z wiekiem ulegają deformacji, aż wreszcie zamieniają się w proch, mogą być duchową świątynią? Czy zacytowane wersety nie są po prostu ewidentną metaforą? Czyż Biblia nie mówi, że „ciała wybrańców są świątynią Boga żywego” (2 Kor 6:16)? Czy wiecznie żywy Bóg może zamieszkiwać w martwych ciałach? Czy wobec tego ludzie, którzy rodzą się ze zdeformowanymi ciałami, są z góry potępieni? Czyż Bóg nie leczył także ich? Czy sama ciąża nie jest dla kobiety pewnego rodzaju deformacją ciała, a nawet stanem chorobowym? Odczytując Biblię fizycznie, z jednego absurdu wpadniemy w kolejne.
Zwróćmy uwagę na dwa szczegóły w powyższych wersetach: Ciało Chrystusa = Świątynia, a Świątynia = obecność Ducha Świętego. Tak naprawdę to jedno i to samo, gdyż Jezus = Duch Święty. Z jednej strony mamy więc pogląd kościoła, czyli straszenie ryzykiem zdrowotnym i deformacją własnego ciała oraz odpowiedzialnością, którą ponoszą inni, zwłaszcza mąż. W opinii kościoła, sformułowanej na podstawie własnej interpretacji Biblii, od momentu ślubu ciała małżonków nie należą już do każdego z nich z osobna, gdyż „mąż rozporządza ciałem kobiety” (1 Kor 7:4), oboje są „jednym ciałem” (Rdz 2:24), a mężowie mają „kochać swoje żony jak własne ciała” (Ef 5:28). Z drugiej jednak strony mamy przekaz Biblii, który przedstawia dwa rodzaje „ciała”, czyli dwa rodzaje ducha, to znaczy Ciało Chrystusa = Duch Święty oraz ciało Szatana = duch nieczysty.
Kiedy Biblia „podążaniu za ciałem” przeciwstawia „podążanie za duchem” (w tym przypadku Duchem Świętym), rozgranicza pomiędzy niewybrańcami a wybrańcami. Wybrańcy podążają za Bogiem z woli Bożej i z Łaski Bożej, przy czym Łaska reprezentuje dar Ducha Świętego. Zatem to dusza zbawionego wybrańca jest „mieszkaniem” Ducha Świętego, a sam zbawiony wybraniec jest częścią Świątyni Wiecznej. W naszej fizycznej rzeczywistości ciało biologiczne umiera, co w języku Biblii oznacza, że umiera duch Szatana, gdyż reprezentuje on ducha śmierci wiecznej. Podobnie „umiera” świątynia fizyczna. Z czasem każdy fizyczny budynek ulega zniszczeniu, samoczynnemu lub z innych powodów, takich jak kataklizmy czy wojny. Nie raz słyszeliśmy o kościołach zbombardowanych, spalonych, zniszczonych przez tornada, trzęsienia ziemi, powodzie itp. W duchowym przekazie Biblii, „kościół fizyczny” to obraz niewybrańców, czyli tych, którzy przeznaczeni są na śmierć wieczną. „Świątynia Wieczna” to Duch Wieczny, czyli Duch Nieśmiertelny, a nieśmiertelnymi stają się wyłącznie Boży wybrańcy.
Argument kościoła wysuwany przeciwko metodzie in vitro – deformacja ciała jako świątyni Bożej – brzmi jak fizyczne okaleczanie samego Boga. Czy w związku z tym nie należałoby „zabójcami” nazwać wszystkich, którzy deformują swoje ciała, odżywiając się niezdrowo, stosując różne używki, wyniszczając swoje ciała z powodu niedożywienia i braku higieny, a także tych, którzy nadmiernie obciążają swoje ciała poprzez pracę fizyczną czy sport zawodowy? W zasadzie wszyscy jakoś deformujemy swoje ciała. Każda choroba wyniszcza organizm, a często leczenie jednych chorób i przyjmowanie leków powoduje skutki uboczne, wywołując inne dolegliwości.
Czy argumenty kościoła mają w ogóle jakiś sens? Czy kościół ma prawo stosować manipulację i oskarżać osoby, które decydują się skorzystać z metody in vitro, i czy decydując się na tę „straszną” metodę, osoby te wciąż będą „czcić Boga”? Stanowisko kościoła bezceremonialnie zakłada, że „kto jest przeciwko nam, jest przeciwko Bogu”. Tymczasem Biblia wyraźnie wskazuje, że to przekaz kościoła sprzeciwia się przekazowi Biblii, a więc samemu Bogu. Biblia została napisana właśnie dlatego, by pokazać, że nauka kościelnych instytucji od zawsze stoi w sprzeczności z nauką Boga. Dlatego musimy zrozumieć, że sformułowania takie jak umiłowanie „żony” przez „męża” jak „własnego ciała” są jedynie alegoriami ilustrującymi duchową miłość Chrystusa do swoich wybrańców jak do Siebie samego. Przekazując cząstkę własnego Ducha swoim wybrańcom, Bóg przekazuje im samego siebie, cząstkę swojego „Ciała”, przy czym Duch jest owocem wielu darów, w tym także miłości (Ga 5:22).