19. Kto nie z nami, ten przeciwko nam – lepsi i gorsi
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Kara automatycznej ekskomuniki wymierzana osobom stosującym metodę in vitro jest wynikiem polityki kościoła, która może świadczyć o tym, że katolicyzm jest raczej „religią nienawiści” niż „religią miłości”. Niektórzy księża tłumaczą, że takie osoby wcale nie są z kościoła wykluczane, tracą jedynie pewne prawa takie jak przyjmowanie sakramentów czy bycie świadkiem sakramentów, choć kara dotyczy wszystkich odpowiedzialnych za rzekome „uśmiercanie”, także lekarzy czy osób, które do in vitro namawiają, a w zasadzie wszystkich, którzy tę metodę popierają. Rodzice będący w takiej sytuacji, którzy chcą ochrzcić swoje dziecko, muszą poprosić kogoś innego o przyniesienie tego dziecka do kościoła, kogoś, kto wyraża sprzeciw wobec in vitro. W rzeczywistości jest to hipokryzja, bo babcia czy dziadek, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w procedurę in vitro, być może publicznie wyrażają wobec niej sprzeciw, trudno jednak przypuszczać, żeby nie cieszyli się z posiadania wnuka lub wnuczki.
Wracamy tu do punktu wyjścia, czyli rozdźwięku pomiędzy sumieniem a poglądami, w tym przypadku konfliktem pomiędzy radością z narodzin dziecka a poczuciem winy z powodu „uśmiercania dzieci” (zarodków). Problem komplikuje powoływanie się na piąte przykazanie, „Nie zabijaj!”, i czynienie go sędzią w sprawie. Niestety kościół nie ma pojęcia, co robi, gdyż nie wie, o czym naprawdę przykazanie „Nie zabijaj!” mówi. Kościół myli bowiem życie fizyczne i śmierć fizyczną z życiem duchowym i śmiercią duchową, i nie rozumie, że fizyczność nie ma żadnego wpływu na naszą relację z Bogiem.
Kościół dodatkowo straszy statystykami biologiczno-medycznymi, takimi jak zwiększone ryzyko wystąpienia wad wrodzonych u dzieci spłodzonych in vitro czy wzrost zachorowań u matek, które poddały się hiperowulacji jajników. Kościół nie może twierdzić, że skoro Bóg nie obdarował pary dzieckiem, to lekarzom nie wolno w to ingerować, bo myśląc w ten sposób, należałoby stwierdzić, że jeśli człowiek jest chory, to powinien się zdać na Boga i nie dopuszczać do ingerencji lekarza. Ważne są tutaj aspekty psychiczne, gdyż niektórzy rodzice, którzy nie mogą mieć dzieci, przez wiele lat są nieszczęśliwi, a bezpłodność jednego z małżonków staje się powodem niejednego rozstania.
Czy dzieci poczęte in vitro są obywatelami gorszej kategorii, osobami niemoralnymi, które Bóg opuścił czy których się zrzekł? Absolutnie nie. To zwykli ludzie, przy czym trzeba pamiętać, że Bóg nie zważa na osobę, bez względu na jej płeć, rasę czy metodę zapłodnienia. Dlatego szczytem bezczelności ze strony księży katolickich, którzy, ze względu na celibat, żyją wbrew naturze (jak głosi ich własna nauka), nie rozmnażając się (przynajmniej oficjalnie) jest twierdzenie, że osoby korzystające z metody in vitro są mordercami i bezbożnikami.
Metody in vitro nie wolno nam nazywać „humanitarnym sposobem zabijania” ani jakimkolwiek „sposobem zabijania”. Dzieci poczętych in vitro nie wolno nam nazywać ludźmi „innymi” albo „niepełnowartościowymi”. Już sam podział ludzi na „gorszych” i „lepszych” albo na „bezbożników” i „sługi Boże”, charakteryzuje obłudników i pseudowyznawców Boga, przed czym Biblia często ostrzega. Kapłani oraz uczeni w Piśmie powinni służyć prawdzie i Bogu, tymczasem w konfrontacji z Jezusem większość z nich okazuje się sługami Szatana. Powoływanie się na Biblię w kwestii in vitro przez kogoś, kto nie zna i nie rozumie jej przekazu duchowego, jest jak wróżenie z fusów, jest tworzeniem własnej ewangelii.
Argument, że Bóg jest przeciwnikiem in vitro, jest tak samo nonsensowny jak argument, że Bóg zezwala na in vitro. Na poparcie pierwszego stanowiska przytacza się statystyki ocalałych i wskaźniki śmiertelności, eksperymenty przeprowadzane na zarodkach, eugenikę, czyli selektywną prokreację, zmianę funkcji małżonków, rozbicie jedności małżeńskiej itp. Są to argumenty powtarzane do znudzenia. Argumenty te rozpowszechniane są przez kościół na zasadzie bezpodstawnych spekulacji w rodzaju: „Nie sądzę, żeby Bóg wyrażał zgodę na to czy na tamto”. Nie mają one nic wspólnego z duchowym przekazem Biblii. Nie można więc postulować, że „prawdziwy chrześcijanin” to ktoś, kto bezwarunkowo odrzuca in vitro. Należy bowiem pamiętać o biblijnych Żydach, wśród których byli kapłani i uczeni w Piśmie, którzy byli wrogami Jezusa Chrystusa, oraz o rzeczywistej, biblijnej definicji „Żyda”, którym jest duchowo „obrzezany” wybraniec (Rz 2:29). Na tej samej zasadzie prawdziwym chrześcijaninem jest Boży wybraniec, duchowo „ochrzczony”, czyli zbawiony. Nie można więc twierdzić, że dziecko jest czyjąś własnością z powodu tego, że narodziło się dzięki in vitro, ani że dziecko w ten sposób poczęte jest darem Bożym. Tym bardziej nie wolno tej kwestii wykorzystywać do emocjonalnego szantażu, którego skutkiem mogą być choroby psychiczne u jego ofiar – zarówno dzieci narodzonych dzięki in vitro, jak i ich matek. Jednak najgorszą manipulacją jest powoływanie się na Biblię i szukanie w niej wersetów na poparcie własnych obsesji, takich jak „życie za życie”, „oko za oko” czy „ząb za ząb” (np. Wj 21:22-25), bo gdyby podchodzić do Biblii w taki sposób, to na karę śmierci zasługiwałoby każde z nas. Jest tak dlatego że według Biblii nie ma ludzi niewinnych, a karą za grzech, każdy grzech (zgodnie z nauką Biblii), jest śmierć (Rz 3:19; 5:12; 6:23). Co prawda Biblia wspomina o grzechach, które śmierci nie sprowadzają, ale zawsze w kontekście obrazu narodzin z Boga, czyli narodzin z Ducha (1J 5:16-18). A bierze się to stąd, że Szatan, czyli symboliczny „grzech” lub symboliczna „śmierć”, nie ma mocy nad zbawionymi wybrańcami Bożymi.
Według duchowego przesłania Biblii to Bóg decyduje o tym, kto zostanie zbawiony, a kto nie. Bóg nie zajmuje się kwestią fizycznej płodności ani niepłodności. Twierdzenie, że sztuczne zapłodnienie jest próbą zmiany Bożego planu, to umniejszanie wielkości Boga. Z kolei zdanie się na Boga w kwestii uleczenia niepłodności i cierpliwe czekanie na Jego boską interwencję to zabiegi bezowocne, bo dary Boże nie są darami natury fizycznej. Z drugiej strony chęć „pomagania Bogu” przy tworzeniu nowego życia to także nonsens. Nie można też używać argumentu, że zabiegi Sary, czyli oddanie swojemu mężowi Hagar (Wj 16:2), niewolnicy (która dzisiaj mogłaby uchodzić za „surogatkę”), która urodziła Abrahamowi pierworodnego, było przez Sarę okupione wielkim cierpieniem. Owszem, Sara wzgardziła Egipcjanką, jednak tak jak Pan obiecał Sarze dziecko, tak też dotrzymał obietnicy. Zarówno Izmael, jak i Izaak, byli częścią Bożego planu.
Twierdzenie więc, że nasza praca, nasz wysiłek i nasze pomysły prowadzą jedynie do cierpienia, jest niedorzecznością w obliczu stanowiska kościoła, który głosi, że „przez własną pracę dochodzi się do zbawienia”. Kościół myli się tu na całej linii. Pod żadnym pozorem nie chodzi bowiem o pracę fizyczną! Zbawienie wymaga pracy duchowej, a człowiek nie może takiej pracy wykonać, bo zbawienie jest Łaską, czyli bezwarunkowym darem Bożym. Stąd Izmael, owoc własnej pracy Sary, jest przedstawiany jako „dziecko potępienia”. Patrząc z jeszcze innego punktu widzenia, Izmael reprezentuje fizyczny Izrael, który doświadczył ucisku w Egipcie, a po wyjściu stamtąd sercem wciąż był w Egipcie, tak jakby z niego nigdy nie wyszedł. Z tego powodu Izraelici „pomarli na pustyni” (stając się obrazem niewybrańców), a do ziemi obiecanej weszli tylko narodzeni na pustyni (stając się obrazem wybrańców). Zauważmy, że Izmael, tak jak Jakub, miał 12 synów (Rdz 25:13-16), a linie rodowe niewybrańców i wybrańców mieszają się wzajemnie.
Przykre, że winą za in vitro kościół obarcza nie tylko ludzi korzystających z tego zabiegu, przeprowadzających go czy wyrażających wobec niego aprobatę, ale także dzieci narodzone dzięki tej metodzie. O takich dzieciach mówi się, że „żyją dzięki śmierci innych dzieci”. Brakuje jeszcze, żeby dzieci z in vitro kościół zaczął nazywać „dziećmi Szatana”, choć przecież, według nauki kościoła, każde niemowlę jest „dzieckiem Bożym” (co jest kolejną fałszywą doktryną). Skoro kościół głosi także, że nienarodzone dzieci trafiają do Nieba, to czy śmierć zarodków, które mogą być „życiem” lub nie (kwestia nierozstrzygniętego sporu), jest aż tak wielkim złem? Oczywiście nie mówimy tu o aborcji, zabiciu niemowlęcia czy zabiciu kogoś we wczesnym wieku, by ten ktoś miał zagwarantowane zbawienie! Gdyby zresztą tak myśleć, to nie byłoby piekła! Narodziny Ezawa i Jakuba obrazują wybór Boży dokonany jeszcze przed stworzeniem, przy czym Ezaw został wybrany na sługę Szatana, a Jakub na sługę Bożego (Rz 9:11-13). Ponadto biblijne stwierdzenie, że „nie ma człowieka sprawiedliwego, nie ma ani jednego”, które oznacza, że wszyscy jesteśmy poczęci w grzechu, w pełni dyskwalifikuje doktrynę kościoła. Statystycznie rzecz biorąc, w zasadzie wszyscy jesteśmy przeznaczeni na wieczne potępienie, a tylko niewielka garstka dostąpi Łaski zbawienia z woli Bożej.
Wracamy tu do punktu wyjścia, czyli rozdźwięku pomiędzy sumieniem a poglądami, w tym przypadku konfliktem pomiędzy radością z narodzin dziecka a poczuciem winy z powodu „uśmiercania dzieci” (zarodków). Problem komplikuje powoływanie się na piąte przykazanie, „Nie zabijaj!”, i czynienie go sędzią w sprawie. Niestety kościół nie ma pojęcia, co robi, gdyż nie wie, o czym naprawdę przykazanie „Nie zabijaj!” mówi. Kościół myli bowiem życie fizyczne i śmierć fizyczną z życiem duchowym i śmiercią duchową, i nie rozumie, że fizyczność nie ma żadnego wpływu na naszą relację z Bogiem.
Kościół dodatkowo straszy statystykami biologiczno-medycznymi, takimi jak zwiększone ryzyko wystąpienia wad wrodzonych u dzieci spłodzonych in vitro czy wzrost zachorowań u matek, które poddały się hiperowulacji jajników. Kościół nie może twierdzić, że skoro Bóg nie obdarował pary dzieckiem, to lekarzom nie wolno w to ingerować, bo myśląc w ten sposób, należałoby stwierdzić, że jeśli człowiek jest chory, to powinien się zdać na Boga i nie dopuszczać do ingerencji lekarza. Ważne są tutaj aspekty psychiczne, gdyż niektórzy rodzice, którzy nie mogą mieć dzieci, przez wiele lat są nieszczęśliwi, a bezpłodność jednego z małżonków staje się powodem niejednego rozstania.
Czy dzieci poczęte in vitro są obywatelami gorszej kategorii, osobami niemoralnymi, które Bóg opuścił czy których się zrzekł? Absolutnie nie. To zwykli ludzie, przy czym trzeba pamiętać, że Bóg nie zważa na osobę, bez względu na jej płeć, rasę czy metodę zapłodnienia. Dlatego szczytem bezczelności ze strony księży katolickich, którzy, ze względu na celibat, żyją wbrew naturze (jak głosi ich własna nauka), nie rozmnażając się (przynajmniej oficjalnie) jest twierdzenie, że osoby korzystające z metody in vitro są mordercami i bezbożnikami.
Metody in vitro nie wolno nam nazywać „humanitarnym sposobem zabijania” ani jakimkolwiek „sposobem zabijania”. Dzieci poczętych in vitro nie wolno nam nazywać ludźmi „innymi” albo „niepełnowartościowymi”. Już sam podział ludzi na „gorszych” i „lepszych” albo na „bezbożników” i „sługi Boże”, charakteryzuje obłudników i pseudowyznawców Boga, przed czym Biblia często ostrzega. Kapłani oraz uczeni w Piśmie powinni służyć prawdzie i Bogu, tymczasem w konfrontacji z Jezusem większość z nich okazuje się sługami Szatana. Powoływanie się na Biblię w kwestii in vitro przez kogoś, kto nie zna i nie rozumie jej przekazu duchowego, jest jak wróżenie z fusów, jest tworzeniem własnej ewangelii.
Argument, że Bóg jest przeciwnikiem in vitro, jest tak samo nonsensowny jak argument, że Bóg zezwala na in vitro. Na poparcie pierwszego stanowiska przytacza się statystyki ocalałych i wskaźniki śmiertelności, eksperymenty przeprowadzane na zarodkach, eugenikę, czyli selektywną prokreację, zmianę funkcji małżonków, rozbicie jedności małżeńskiej itp. Są to argumenty powtarzane do znudzenia. Argumenty te rozpowszechniane są przez kościół na zasadzie bezpodstawnych spekulacji w rodzaju: „Nie sądzę, żeby Bóg wyrażał zgodę na to czy na tamto”. Nie mają one nic wspólnego z duchowym przekazem Biblii. Nie można więc postulować, że „prawdziwy chrześcijanin” to ktoś, kto bezwarunkowo odrzuca in vitro. Należy bowiem pamiętać o biblijnych Żydach, wśród których byli kapłani i uczeni w Piśmie, którzy byli wrogami Jezusa Chrystusa, oraz o rzeczywistej, biblijnej definicji „Żyda”, którym jest duchowo „obrzezany” wybraniec (Rz 2:29). Na tej samej zasadzie prawdziwym chrześcijaninem jest Boży wybraniec, duchowo „ochrzczony”, czyli zbawiony. Nie można więc twierdzić, że dziecko jest czyjąś własnością z powodu tego, że narodziło się dzięki in vitro, ani że dziecko w ten sposób poczęte jest darem Bożym. Tym bardziej nie wolno tej kwestii wykorzystywać do emocjonalnego szantażu, którego skutkiem mogą być choroby psychiczne u jego ofiar – zarówno dzieci narodzonych dzięki in vitro, jak i ich matek. Jednak najgorszą manipulacją jest powoływanie się na Biblię i szukanie w niej wersetów na poparcie własnych obsesji, takich jak „życie za życie”, „oko za oko” czy „ząb za ząb” (np. Wj 21:22-25), bo gdyby podchodzić do Biblii w taki sposób, to na karę śmierci zasługiwałoby każde z nas. Jest tak dlatego że według Biblii nie ma ludzi niewinnych, a karą za grzech, każdy grzech (zgodnie z nauką Biblii), jest śmierć (Rz 3:19; 5:12; 6:23). Co prawda Biblia wspomina o grzechach, które śmierci nie sprowadzają, ale zawsze w kontekście obrazu narodzin z Boga, czyli narodzin z Ducha (1J 5:16-18). A bierze się to stąd, że Szatan, czyli symboliczny „grzech” lub symboliczna „śmierć”, nie ma mocy nad zbawionymi wybrańcami Bożymi.
Według duchowego przesłania Biblii to Bóg decyduje o tym, kto zostanie zbawiony, a kto nie. Bóg nie zajmuje się kwestią fizycznej płodności ani niepłodności. Twierdzenie, że sztuczne zapłodnienie jest próbą zmiany Bożego planu, to umniejszanie wielkości Boga. Z kolei zdanie się na Boga w kwestii uleczenia niepłodności i cierpliwe czekanie na Jego boską interwencję to zabiegi bezowocne, bo dary Boże nie są darami natury fizycznej. Z drugiej strony chęć „pomagania Bogu” przy tworzeniu nowego życia to także nonsens. Nie można też używać argumentu, że zabiegi Sary, czyli oddanie swojemu mężowi Hagar (Wj 16:2), niewolnicy (która dzisiaj mogłaby uchodzić za „surogatkę”), która urodziła Abrahamowi pierworodnego, było przez Sarę okupione wielkim cierpieniem. Owszem, Sara wzgardziła Egipcjanką, jednak tak jak Pan obiecał Sarze dziecko, tak też dotrzymał obietnicy. Zarówno Izmael, jak i Izaak, byli częścią Bożego planu.
Twierdzenie więc, że nasza praca, nasz wysiłek i nasze pomysły prowadzą jedynie do cierpienia, jest niedorzecznością w obliczu stanowiska kościoła, który głosi, że „przez własną pracę dochodzi się do zbawienia”. Kościół myli się tu na całej linii. Pod żadnym pozorem nie chodzi bowiem o pracę fizyczną! Zbawienie wymaga pracy duchowej, a człowiek nie może takiej pracy wykonać, bo zbawienie jest Łaską, czyli bezwarunkowym darem Bożym. Stąd Izmael, owoc własnej pracy Sary, jest przedstawiany jako „dziecko potępienia”. Patrząc z jeszcze innego punktu widzenia, Izmael reprezentuje fizyczny Izrael, który doświadczył ucisku w Egipcie, a po wyjściu stamtąd sercem wciąż był w Egipcie, tak jakby z niego nigdy nie wyszedł. Z tego powodu Izraelici „pomarli na pustyni” (stając się obrazem niewybrańców), a do ziemi obiecanej weszli tylko narodzeni na pustyni (stając się obrazem wybrańców). Zauważmy, że Izmael, tak jak Jakub, miał 12 synów (Rdz 25:13-16), a linie rodowe niewybrańców i wybrańców mieszają się wzajemnie.
Przykre, że winą za in vitro kościół obarcza nie tylko ludzi korzystających z tego zabiegu, przeprowadzających go czy wyrażających wobec niego aprobatę, ale także dzieci narodzone dzięki tej metodzie. O takich dzieciach mówi się, że „żyją dzięki śmierci innych dzieci”. Brakuje jeszcze, żeby dzieci z in vitro kościół zaczął nazywać „dziećmi Szatana”, choć przecież, według nauki kościoła, każde niemowlę jest „dzieckiem Bożym” (co jest kolejną fałszywą doktryną). Skoro kościół głosi także, że nienarodzone dzieci trafiają do Nieba, to czy śmierć zarodków, które mogą być „życiem” lub nie (kwestia nierozstrzygniętego sporu), jest aż tak wielkim złem? Oczywiście nie mówimy tu o aborcji, zabiciu niemowlęcia czy zabiciu kogoś we wczesnym wieku, by ten ktoś miał zagwarantowane zbawienie! Gdyby zresztą tak myśleć, to nie byłoby piekła! Narodziny Ezawa i Jakuba obrazują wybór Boży dokonany jeszcze przed stworzeniem, przy czym Ezaw został wybrany na sługę Szatana, a Jakub na sługę Bożego (Rz 9:11-13). Ponadto biblijne stwierdzenie, że „nie ma człowieka sprawiedliwego, nie ma ani jednego”, które oznacza, że wszyscy jesteśmy poczęci w grzechu, w pełni dyskwalifikuje doktrynę kościoła. Statystycznie rzecz biorąc, w zasadzie wszyscy jesteśmy przeznaczeni na wieczne potępienie, a tylko niewielka garstka dostąpi Łaski zbawienia z woli Bożej.