1. Bezpłodność i płodność – przekleństwo czy błogosławieństwo?
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Patrząc przez pryzmat nauki głoszonej przez niektóre kościoły, osoby biologicznie bezpłodne można by potraktować jako przeklęte przez Boga, bo chrześcijanom wmawia się nakaz Boży: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1:28; zobacz też Rdz 9:1). Sęk w tym, że każdy interpretuje ten werset na własny sposób – jedni jako nakaz dla całej ludzkości, a inni jako nakaz tylko dla pierwszej pary. Jedni widzą tu polecenie zaludniania ziemi od początku istnienia świata, inni uważają, że to polecenie już nie obowiązuje, skoro liczba ludzi na świecie jest ogromna i ciągle wzrasta. Dlatego wielu chrześcijan widzi w tym fragmencie Biblii nadanie człowiekowi wolnej woli, pozwalającej zdecydować, czy mieć dzieci i w jakiej liczbie. Natomiast kościół, na podstawie tego jednego wersetu, zbudował całą filozofię życia rodzinnego: począwszy od zakazu uprawiania seksu przedmałżeńskiego i pozamałżeńskiego, przez nakaz poczęcia dziecka wyłącznie za sprawą zbliżenia męża i żony, zakaz poczęcia poprzez sztuczne zapłodnienie, zakaz wychowywania dzieci przez pary homoseksualne, a na zakazie aborcji i antykoncepcji kończąc. Inni, w tym także pewna grupa chrześcijan, uważają jednak, że antykoncepcja czy aborcja są sprawą osobistą, do której kościół nie powinien się mieszać. Zwykle poglądu tego ludzie nie wyrażają głośno. Każdy jednak zdaje sobie sprawę, że zakaz uprawiania seksu przedmałżeńskiego to tylko iluzja.
Wspomnieliśmy o pierwszej parze, Adamie i Ewie. Zerwanie przez nich owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła jest dowodem na brak posłuszeństwa i sprzeciw względem woli Boga, a skoro Adam i Ewa symbolizują całą ludzkość, to jak wymagać posłuszeństwa od wszystkich ludzi? Skoro wszyscy z natury jesteśmy buntownikami, z „obcego ducha”, a prawo zostało ustanowione tylko po to, by ujawnić „grzech” (obcego ducha), to dlaczego ludziom wmawia się, że poprzez własne uczynki (czytaj: wykonywanie prawa) mogą dostąpić zbawienia? Zbawienie jest owocem Łaski Bożej z woli Boga, czyli zaprzeczeniem naszej własnej pracy i naszej własnej woli.
Gdyby przekleństwo i błogosławieństwo zależały od fizycznej bezpłodności czy płodności, to wielu wybrańców Bożych należałoby nazwać „przeklętymi”, a niewybrańców „błogosławionymi”, a przekaz fizyczny Biblii uznać za sam sobie zaprzeczający. I rzeczywiście, kiedy przekaz Biblii rozpatrujemy z fizycznego punktu widzenia, widzimy, że jego zapisy wykluczają się nawzajem (i na tym polega kłamstwo tego przekazu), podczas gdy doskonałą zgodność (Prawdę) widać jedynie w przekazie duchowym.
Należy zauważyć, że przez największe organizacje światowe, takie jak WHO, bezpłodność jest uznawana za chorobę. Nie można jej traktować jako problem moralny czy religijny, podobnie jak nie traktuje się tak innych chorób. Leczenie powinno odbywać się wszelkimi sposobami, w tym także przy pomocy zdobyczy nauki, którym przyświeca zdrowie i szczęście pacjenta. W przeciwnym razie musielibyśmy uznać, że sposób leczenia taki jak czopki doodbytnicze czy dopochwowe jest niemoralny, a ginekologia powinna być zawodem przeklętym przez Boga, gdyż oznacza kontakt z intymnymi narządami człowieka. Tymczasem ustalanie norm moralnych odbywa się na podstawie subiektywnych ocen człowieka. Z jednej strony nie da wrócić do starożytności, a z drugiej nawet w starożytności dla wielu społeczeństw nagość była czymś naturalnym, niegorszącym.
Kościół ma problem z nauką. Jego źródłem stało się fałszywe nauczanie, które wynika z fizycznego pojmowania przekazu Biblii. Sprowadzając Boga do fizyczności tego świata, automatycznie wchodzimy w spór naukowy, gdyż nauka opiera się na fizyczności. To tak jakbyśmy próbowali zdefiniować wiarę w sposób fizyczny, jednocześnie twierdząc, że wierzymy w coś niewidzialnego. Od razu tworzy się konflikt interesów, w którym nauka jest górą, bo odnosi się do rzeczy namacalnych. Nic więc dziwnego, że metoda in vitro napotyka na opór kościoła, bo nie tylko kłóci się z ideą naturalnego poczęcia, ale także podważa inne kościelne dogmaty, jak na przykład „niepokalane poczęcie Maryi Panny”. Wiążąc Boga z życiem fizycznym, należałoby też nazwać Go „zabójcą”, bo każdemu z nas wcześniej czy później odbierane jest życie fizyczne. Kościół, poruszając się w wymiarze fizyczności, zarówno niepłodność, jak i nieurodzaj widział jako Boże przekleństwo, i to już od czasu „upadku pierwszych ludzi”, kiedy pojawiły się „ciernie i osty”. Dlatego bezpłodność, a nawet poronienia, zwykle kojarzono z nieposłuszeństwem Bogu, natomiast z posłuszeństwem związany był brak poronień i dzietność:
„Będziecie oddawać cześć Panu, Bogu waszemu, gdyż pobłogosławi twój chleb i twoją wodę. Oddalę od ciebie wszelką chorobę. Żadna kobieta w twoim kraju nie będzie miała przedwczesnego porodu i żadna nie będzie bezdzietna. Liczbę dni twojego życia uczynię pełną.” (Wj 23: 25-26).
Mimo to Biblia pokazuje, że kobiety dotknięte bezpłodnością, takie jak Sara, żona Abrahama (Rdz 11:30), Rebeka, żona Izaaka (Rdz 25:21), Rachela, żona Jakuba (Rdz 29:31), Anna, żona Elkany (1 Sm 1:1), bezimienna żona Manoacha (Sdz 13:2) oraz Elżbieta, przyszła matka Jana Chrzciciela, w oczach Boga były kobietami nieskazitelnymi. Nic więc dziwnego, że wszyscy cieszyli się, kiedy nadszedł czas rozwiązania Elżbiety, odbierając to jako oznakę miłosierdzia Bożego (Łk 1:57). Z fizycznego punktu widzenia, nie znajdujemy u tych kobiet nieposłuszeństwa czy oddawania czci innym bogom. Poza tym, Bóg składa obietnicę dotyczącą licznych pokoleń nie tylko swoim wybrańcom, ale także niewybrańcom (Rdz 16:10). Zresztą naród izraelski, który Bóg wyprowadził z Egiptu, składał się głównie z niewybrańców, poza małą garstką ludzi Bożych (Pwt 10:22). Fizyczna interpretacja Biblii nie ma więc sensu, bo z fizycznego punktu widzenia Bóg jednakowo „błogosławi” wybrańcom i niewybrańcom, i w dokładnie ten sam sposób „karze” wybrańców i niewybrańców. Innymi słowy, z fizycznego punktu widzenia, „błogosławieństwo” czy „kara” to absurd. Nasze fizyczne doświadczenia – zdrowie, majątek, relacje itp. – nie mają nic wspólnego z Bożym błogosławieństwem czy jego brakiem. Doświadczenia te są zupełnie arbitralne i nie podlegają żadnym zasadom – to zupełny przypadek, jaka jest nasza kondycja w obecnym świecie.
W kontekście biblijnego słowa „narodziny” „błogosławieństwo Boże” względem wybrańców polega na darze „narodzin duchowych” – w tym przypadku z Ducha Bożego. W przypadku niewybrańców „rozmnażanie” duchowe oznacza szerzenie się ducha Szatana w świecie, a docelowo w duszach niewybrańców. Podobnie należy rozumieć słowo „małżeństwo”, nie jako instytucjonalny związek sankcjonowany przez kościół czy państwo, lecz jako związek duchowy: najpierw z Szatanem, czyli inaczej „prawem grzechu i śmierci”, a następnie (w przypadku wybrańców) z Chrystusem, poprzez Jego Ducha, czyli z „Prawem Ducha”. „Owocem” „duchowego małżeństwa Boga” jest „dziecko Boże”, czyli zbawiony wybraniec. W życiu fizycznym dziecko nie oznacza ani błogosławieństwa, ani przekleństwa, i to bez względu na sposób poczęcia (naturalne czy wspomagane medycznie), bez względu na warunki jego poczęcia (miłość, gwałt, małżeństwo, związek nieformalny czy jakiekolwiek inne okoliczności) oraz na wyznawaną religię. Z duchowego punktu widzenia, każdy człowiek dostępuje w życiu co najmniej jednego „małżeństwa” (jednych „narodzin”), a wybrańcy dwóch „małżeństw” (dwóch „narodzin”). Dopiero to „drugie małżeństwo” („drugie narodziny”), czyli małżeństwo z Chrystusem (bądź narodziny z Chrystusa-Ducha), staje się „płodne” i wydaje „owoce” zbawienia. Symbolika Biblii jest wielotorowa, bo Bóg nazywany jest zarówno „Duchem”, jak i „Synem”, a wybraniec może być nazywany „oblubienicą” lub „dzieckiem Bożym”. Symbole te podkreślają jedynie pełną zgodność prawdy Bożej, podczas gdy fizyczna interpretacja Biblii prowadzi do tworzenia wzajemnie wykluczających się doktryn. Wpasowywanie Boga w interpretację fizyczną to jak nazywanie Go kłamcą. Należy przy tym dodać, że „płodność duchowa” to nie „płodność moralna”.
Owszem, tylko Bóg jest suwerennym autorem życia, z zaznaczeniem jednak, że chodzi o „życie wieczne”. Owe „dzieci”, które są „dziedzictwem Boga”, to „dzieci obietnicy”, czyli z góry przeznaczeni na zbawienie Boży wybrańcy. Słowa „owoc łona nagrodą” (Ps 127:3) nie może oznaczać, że fizyczny poród jest „błogosławieństwem” (nawet w wyniku gwałtu), bo w przeciwnym razie należałoby uznać, że fizyczna bezpłodność jest oznaką „potępienia”. Zgodnie z interpretacją kościelną można by też rzec, że niepłodzenie i nierodzenie dzieci to także przekleństwo. Z pewnością nie spodobałoby się to księżom katolickim żyjącym w celibacie ani parom chrześcijańskim zmagającym się z bezpłodnością. Czy w takiej sytuacji adopcja nie jest bowiem próbą „obejścia” tego „przekleństwa”? Jak widać, jeśli na Biblię patrzymy z fizycznego punktu widzenia, zawsze zderzymy się z takimi absurdami, a wnioski wyciągniemy na podstawie własnej interpretacji, która posłuży własnemu interesowi.
W sposób fizyczny postrzegano (i wciąż postrzega się) szczególnie Stary Testament (w Nowym Testamencie jest więcej metafor i odniesień do przekazu duchowego), na podstawie którego „błogosławieństwa Bożego” upatrywano w zewnętrznym dobrobycie i liczbie narodzonych dzieci. Przekonanie to dodatkowo podtrzymywała zapowiedź narodzenia Mesjasza, gdyż bezpłodność oznaczała, że Mesjasz nie mógł urodzić się w danej rodzinie czy rodzie, przez co ulatywała nadzieja na szczególne błogosławieństwo Boże. Z drugiej strony, nadzieja ta była podtrzymywana za pomocą historii kobiet bezpłodnych, które później były błogosławione, na przykład Sary, Rebeki czy Racheli, które dały początek narodowi izraelskiemu. Niektórzy twierdzą nawet, że wymienione kobiety miały obsesję na punkcie dzieci. Są i tacy, którzy uważają, że obsesja Racheli doprowadziła ją do śmierci, gdyż umarła, rodząc drugiego syna, Benjamina. Przypadek ten stał się nawet ostrzeżeniem, że nie należy przekraczać pewnych granic, pragnąc posiadać potomstwo, a zatem nie należy biegać za medycznymi nowinkami takimi jak in vitro. Jedna idea przeczy drugiej. Z jednej bowiem strony głosi się, że dzieci są błogosławieństwem Bożym, a z drugiej, że nie należy narzekać na ich brak, lecz pogodzić z losem i zdać na Boga. Bądźmy jednak pewni, że przypadki cudów w rodzaju ciąży Sary czy Elżbiety nie wydarzą się, gdyż są one alegoriami i miały znaczenie symboliczne, czyli duchowe.
Paradoks polega na tym, że Bogu przypisuje się absolutną i niezależną władzę, a człowiekowi prawo wyboru. Jednym z fizycznie odczytywanych nakazów biblijnych jest polecenie Boże, by ludzie byli płodni, rozmnażali się, zaludniali ziemię i czynili ją sobie poddaną (Rdz 1:26). Niektórzy widzą w nim odpowiedzialność człowieka, by stosować wszelkie technologie i metody wspomagające bądź zastępujące naturalny poród, przy czym hasło przewodnie brzmi: Bóg jest Stwórcą, a my jedynie stworzeniami. Inni uznają to za zakaz tworzenia nowego życia w sposób „sztuczny”, a jeszcze inni za „zielone światło”, by wykorzystywać wszelkie istniejące technologie. Każdy będzie powoływał się na „wolę Boga” i naginał ją w swoim kierunku.
Pamiętajmy jednak, że Królestwo Boże nie jest z tego świata. Na próżno więc oczekiwać, że nad nami, ludźmi, spoczywa jakaś fizyczna „opatrzność Boża”, że Bóg będzie dla nas wykonywał dosłowne cuda, lecząc choroby takie jak bezpłodność i że powinniśmy Bogu za wszystko dziękować i powierzać Mu się w wierze, bo Bóg nas kocha i z pewnością wysłucha naszych egzystencjalnych próśb. Takiej propagandy używa jednak kościół. Tymczasem Bóg czuwa tylko nad wybrańcami, których opiekunem jest Duch Święty, i to tylko w sferze duchowej. Gdzie bowiem mowa o Bogu-Duchu, nie można oczekiwać niczego w wymiarze fizycznym. Nie można też stwierdzić, że ludzkość zawodzi, jeśli nie doświadcza (fizycznego) „błogosławieństwa Bożego”. Całe zamieszanie wynika z tego, że z jednej strony źle pojmujemy doświadczenie „błogosławieństwa Bożego”, a z drugiej mamy złe oczekiwania w stosunku do tego „błogosławieństwa”. Chodzi o to, że błogosławieństw zawsze szukamy w sferze fizyczności a nie duchowości. Nie można ludzi oszukiwać, że skoro „dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych”, to powinni żywić nadzieję, że Bóg zrobi dla nich wszystko, jak w przypadku biblijnej Anny, która ostatecznie poczęła Samuela. Nie można też twierdzić, że Bóg gardzi nauką i że człowiek nigdy nie pokona bezpłodności, bo płodność to „błogosławieństwo Boże”. Postęp nauki oznacza, że dziś ludzie rodzą się w wyniku procedur medycznych. Bogu to nie przeszkadza, tak jak nie przeszkadzają Mu szczepionki, zabiegi chirurgiczne czy antybiotyki, które zaburzyły naturalną, wysoką umieralność wśród ludzi i podwyższyły oczekiwaną długość życia. Gdyby Bóg gardził nauką i medycyną, nie dopuściłby do postępów w tych dziedzinach.
Nawet gdyby omawiane przykazanie rozumieć dosłownie, to sztuczne zapłodnienie wcale nie sprzeciwia się naturalnemu zapłodnieniu i rozmnażaniu, lecz stanowi dla nich alternatywę. Nauczanie, że w ten sposób sprzeciwiamy się Bogu, a nawet grzeszymy, jest tak samo absurdalne, jak twierdzenie, że Bóg sprzeciwia się współczesnej technologii i dlatego karze ludzi bezpłodnością. Niektórzy przepowiadają „karę Bożą” w następstwie śmierci „niewinnych zarodków”, która jest skutkiem ubocznym metody in vitro. Przeciwnicy tej metody posuwają się jeszcze dalej, głosząc, że oprócz zabijania, jest ona także źródłem innych okropnych grzechów, wśród których najczęściej wymienia się możliwość posiadania dzieci przez pary homoseksualne czy pary „wybredne”, a także kradzież i handel zarodkami itp.
W naszym rozumowaniu dominuje źle pojęta zależność od Boga. Kojarzymy ją bowiem niezmiennie z zależnością fizyczną. Kiedy brak rozwiązań w związku z niepłodnością, kiedy zawodzi śledzenie cyklów, zabiegi chirurgiczne i leki, nie można twierdzić, że wszelkie inne próby związane ze sztucznym zapłodnieniem są jedynie „produkcją przedmiotu”, zwanego dzieckiem. Nie można też uznać, że Bóg nie przewidział procesu rozrodczego za pomocą technologii, bo tylko metoda naturalna otrzymała Jego „błogosławieństwo”. To nasza własna interpretacja. Mówiąc, że metoda in vitro przynosi hańbę Bogu, sami hańbimy się brakiem zrozumienia przekazu Bożego. Niektórzy ubolewają nad tym, w jakim kierunku zmierza świat – produkcji dzieci poza łonem matki i rozłączania fizycznego związku pomiędzy mężem a żoną. Jednak w dobie bezpłodności, kiedy nie ma zbyt wielu alternatyw, takie myślenie jest bezpodstawne. Ponadto, jeśli chodzi o narodziny dzieci, należy pamiętać, że dzieci rodziły się, rodzą i będą się rodzić nie tylko w oficjalnych, chrześcijańskich związkach małżeńskich, ale także w związkach nieformalnych, bez związków, w małżeństwach niechrześcijańskich oraz w wielu innych związkach kulturowo-wyznaniowych i niewyznaniowych. Inne wyznania za to błogosławieństwo chwalą swojego własnego boga. W przeszłości oddawano dzieci na ofiary bogom, co w Biblii jest obrazem fałszywej nauki, która docelowo zabija niewybrańców. Dlatego powoływanie się na Boga, Jezusa Chrystusa, i życzenie wyznawcom innych poglądów, na przykład zwolennikom metody in vitro, żeby „zawrócili ze ścieżki zła”, jest złem samym w sobie i karykaturą nauki Biblii napisanej przez Boga.
Wspomnieliśmy o pierwszej parze, Adamie i Ewie. Zerwanie przez nich owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła jest dowodem na brak posłuszeństwa i sprzeciw względem woli Boga, a skoro Adam i Ewa symbolizują całą ludzkość, to jak wymagać posłuszeństwa od wszystkich ludzi? Skoro wszyscy z natury jesteśmy buntownikami, z „obcego ducha”, a prawo zostało ustanowione tylko po to, by ujawnić „grzech” (obcego ducha), to dlaczego ludziom wmawia się, że poprzez własne uczynki (czytaj: wykonywanie prawa) mogą dostąpić zbawienia? Zbawienie jest owocem Łaski Bożej z woli Boga, czyli zaprzeczeniem naszej własnej pracy i naszej własnej woli.
Gdyby przekleństwo i błogosławieństwo zależały od fizycznej bezpłodności czy płodności, to wielu wybrańców Bożych należałoby nazwać „przeklętymi”, a niewybrańców „błogosławionymi”, a przekaz fizyczny Biblii uznać za sam sobie zaprzeczający. I rzeczywiście, kiedy przekaz Biblii rozpatrujemy z fizycznego punktu widzenia, widzimy, że jego zapisy wykluczają się nawzajem (i na tym polega kłamstwo tego przekazu), podczas gdy doskonałą zgodność (Prawdę) widać jedynie w przekazie duchowym.
Należy zauważyć, że przez największe organizacje światowe, takie jak WHO, bezpłodność jest uznawana za chorobę. Nie można jej traktować jako problem moralny czy religijny, podobnie jak nie traktuje się tak innych chorób. Leczenie powinno odbywać się wszelkimi sposobami, w tym także przy pomocy zdobyczy nauki, którym przyświeca zdrowie i szczęście pacjenta. W przeciwnym razie musielibyśmy uznać, że sposób leczenia taki jak czopki doodbytnicze czy dopochwowe jest niemoralny, a ginekologia powinna być zawodem przeklętym przez Boga, gdyż oznacza kontakt z intymnymi narządami człowieka. Tymczasem ustalanie norm moralnych odbywa się na podstawie subiektywnych ocen człowieka. Z jednej strony nie da wrócić do starożytności, a z drugiej nawet w starożytności dla wielu społeczeństw nagość była czymś naturalnym, niegorszącym.
Kościół ma problem z nauką. Jego źródłem stało się fałszywe nauczanie, które wynika z fizycznego pojmowania przekazu Biblii. Sprowadzając Boga do fizyczności tego świata, automatycznie wchodzimy w spór naukowy, gdyż nauka opiera się na fizyczności. To tak jakbyśmy próbowali zdefiniować wiarę w sposób fizyczny, jednocześnie twierdząc, że wierzymy w coś niewidzialnego. Od razu tworzy się konflikt interesów, w którym nauka jest górą, bo odnosi się do rzeczy namacalnych. Nic więc dziwnego, że metoda in vitro napotyka na opór kościoła, bo nie tylko kłóci się z ideą naturalnego poczęcia, ale także podważa inne kościelne dogmaty, jak na przykład „niepokalane poczęcie Maryi Panny”. Wiążąc Boga z życiem fizycznym, należałoby też nazwać Go „zabójcą”, bo każdemu z nas wcześniej czy później odbierane jest życie fizyczne. Kościół, poruszając się w wymiarze fizyczności, zarówno niepłodność, jak i nieurodzaj widział jako Boże przekleństwo, i to już od czasu „upadku pierwszych ludzi”, kiedy pojawiły się „ciernie i osty”. Dlatego bezpłodność, a nawet poronienia, zwykle kojarzono z nieposłuszeństwem Bogu, natomiast z posłuszeństwem związany był brak poronień i dzietność:
„Będziecie oddawać cześć Panu, Bogu waszemu, gdyż pobłogosławi twój chleb i twoją wodę. Oddalę od ciebie wszelką chorobę. Żadna kobieta w twoim kraju nie będzie miała przedwczesnego porodu i żadna nie będzie bezdzietna. Liczbę dni twojego życia uczynię pełną.” (Wj 23: 25-26).
Mimo to Biblia pokazuje, że kobiety dotknięte bezpłodnością, takie jak Sara, żona Abrahama (Rdz 11:30), Rebeka, żona Izaaka (Rdz 25:21), Rachela, żona Jakuba (Rdz 29:31), Anna, żona Elkany (1 Sm 1:1), bezimienna żona Manoacha (Sdz 13:2) oraz Elżbieta, przyszła matka Jana Chrzciciela, w oczach Boga były kobietami nieskazitelnymi. Nic więc dziwnego, że wszyscy cieszyli się, kiedy nadszedł czas rozwiązania Elżbiety, odbierając to jako oznakę miłosierdzia Bożego (Łk 1:57). Z fizycznego punktu widzenia, nie znajdujemy u tych kobiet nieposłuszeństwa czy oddawania czci innym bogom. Poza tym, Bóg składa obietnicę dotyczącą licznych pokoleń nie tylko swoim wybrańcom, ale także niewybrańcom (Rdz 16:10). Zresztą naród izraelski, który Bóg wyprowadził z Egiptu, składał się głównie z niewybrańców, poza małą garstką ludzi Bożych (Pwt 10:22). Fizyczna interpretacja Biblii nie ma więc sensu, bo z fizycznego punktu widzenia Bóg jednakowo „błogosławi” wybrańcom i niewybrańcom, i w dokładnie ten sam sposób „karze” wybrańców i niewybrańców. Innymi słowy, z fizycznego punktu widzenia, „błogosławieństwo” czy „kara” to absurd. Nasze fizyczne doświadczenia – zdrowie, majątek, relacje itp. – nie mają nic wspólnego z Bożym błogosławieństwem czy jego brakiem. Doświadczenia te są zupełnie arbitralne i nie podlegają żadnym zasadom – to zupełny przypadek, jaka jest nasza kondycja w obecnym świecie.
W kontekście biblijnego słowa „narodziny” „błogosławieństwo Boże” względem wybrańców polega na darze „narodzin duchowych” – w tym przypadku z Ducha Bożego. W przypadku niewybrańców „rozmnażanie” duchowe oznacza szerzenie się ducha Szatana w świecie, a docelowo w duszach niewybrańców. Podobnie należy rozumieć słowo „małżeństwo”, nie jako instytucjonalny związek sankcjonowany przez kościół czy państwo, lecz jako związek duchowy: najpierw z Szatanem, czyli inaczej „prawem grzechu i śmierci”, a następnie (w przypadku wybrańców) z Chrystusem, poprzez Jego Ducha, czyli z „Prawem Ducha”. „Owocem” „duchowego małżeństwa Boga” jest „dziecko Boże”, czyli zbawiony wybraniec. W życiu fizycznym dziecko nie oznacza ani błogosławieństwa, ani przekleństwa, i to bez względu na sposób poczęcia (naturalne czy wspomagane medycznie), bez względu na warunki jego poczęcia (miłość, gwałt, małżeństwo, związek nieformalny czy jakiekolwiek inne okoliczności) oraz na wyznawaną religię. Z duchowego punktu widzenia, każdy człowiek dostępuje w życiu co najmniej jednego „małżeństwa” (jednych „narodzin”), a wybrańcy dwóch „małżeństw” (dwóch „narodzin”). Dopiero to „drugie małżeństwo” („drugie narodziny”), czyli małżeństwo z Chrystusem (bądź narodziny z Chrystusa-Ducha), staje się „płodne” i wydaje „owoce” zbawienia. Symbolika Biblii jest wielotorowa, bo Bóg nazywany jest zarówno „Duchem”, jak i „Synem”, a wybraniec może być nazywany „oblubienicą” lub „dzieckiem Bożym”. Symbole te podkreślają jedynie pełną zgodność prawdy Bożej, podczas gdy fizyczna interpretacja Biblii prowadzi do tworzenia wzajemnie wykluczających się doktryn. Wpasowywanie Boga w interpretację fizyczną to jak nazywanie Go kłamcą. Należy przy tym dodać, że „płodność duchowa” to nie „płodność moralna”.
Owszem, tylko Bóg jest suwerennym autorem życia, z zaznaczeniem jednak, że chodzi o „życie wieczne”. Owe „dzieci”, które są „dziedzictwem Boga”, to „dzieci obietnicy”, czyli z góry przeznaczeni na zbawienie Boży wybrańcy. Słowa „owoc łona nagrodą” (Ps 127:3) nie może oznaczać, że fizyczny poród jest „błogosławieństwem” (nawet w wyniku gwałtu), bo w przeciwnym razie należałoby uznać, że fizyczna bezpłodność jest oznaką „potępienia”. Zgodnie z interpretacją kościelną można by też rzec, że niepłodzenie i nierodzenie dzieci to także przekleństwo. Z pewnością nie spodobałoby się to księżom katolickim żyjącym w celibacie ani parom chrześcijańskim zmagającym się z bezpłodnością. Czy w takiej sytuacji adopcja nie jest bowiem próbą „obejścia” tego „przekleństwa”? Jak widać, jeśli na Biblię patrzymy z fizycznego punktu widzenia, zawsze zderzymy się z takimi absurdami, a wnioski wyciągniemy na podstawie własnej interpretacji, która posłuży własnemu interesowi.
W sposób fizyczny postrzegano (i wciąż postrzega się) szczególnie Stary Testament (w Nowym Testamencie jest więcej metafor i odniesień do przekazu duchowego), na podstawie którego „błogosławieństwa Bożego” upatrywano w zewnętrznym dobrobycie i liczbie narodzonych dzieci. Przekonanie to dodatkowo podtrzymywała zapowiedź narodzenia Mesjasza, gdyż bezpłodność oznaczała, że Mesjasz nie mógł urodzić się w danej rodzinie czy rodzie, przez co ulatywała nadzieja na szczególne błogosławieństwo Boże. Z drugiej strony, nadzieja ta była podtrzymywana za pomocą historii kobiet bezpłodnych, które później były błogosławione, na przykład Sary, Rebeki czy Racheli, które dały początek narodowi izraelskiemu. Niektórzy twierdzą nawet, że wymienione kobiety miały obsesję na punkcie dzieci. Są i tacy, którzy uważają, że obsesja Racheli doprowadziła ją do śmierci, gdyż umarła, rodząc drugiego syna, Benjamina. Przypadek ten stał się nawet ostrzeżeniem, że nie należy przekraczać pewnych granic, pragnąc posiadać potomstwo, a zatem nie należy biegać za medycznymi nowinkami takimi jak in vitro. Jedna idea przeczy drugiej. Z jednej bowiem strony głosi się, że dzieci są błogosławieństwem Bożym, a z drugiej, że nie należy narzekać na ich brak, lecz pogodzić z losem i zdać na Boga. Bądźmy jednak pewni, że przypadki cudów w rodzaju ciąży Sary czy Elżbiety nie wydarzą się, gdyż są one alegoriami i miały znaczenie symboliczne, czyli duchowe.
Paradoks polega na tym, że Bogu przypisuje się absolutną i niezależną władzę, a człowiekowi prawo wyboru. Jednym z fizycznie odczytywanych nakazów biblijnych jest polecenie Boże, by ludzie byli płodni, rozmnażali się, zaludniali ziemię i czynili ją sobie poddaną (Rdz 1:26). Niektórzy widzą w nim odpowiedzialność człowieka, by stosować wszelkie technologie i metody wspomagające bądź zastępujące naturalny poród, przy czym hasło przewodnie brzmi: Bóg jest Stwórcą, a my jedynie stworzeniami. Inni uznają to za zakaz tworzenia nowego życia w sposób „sztuczny”, a jeszcze inni za „zielone światło”, by wykorzystywać wszelkie istniejące technologie. Każdy będzie powoływał się na „wolę Boga” i naginał ją w swoim kierunku.
Pamiętajmy jednak, że Królestwo Boże nie jest z tego świata. Na próżno więc oczekiwać, że nad nami, ludźmi, spoczywa jakaś fizyczna „opatrzność Boża”, że Bóg będzie dla nas wykonywał dosłowne cuda, lecząc choroby takie jak bezpłodność i że powinniśmy Bogu za wszystko dziękować i powierzać Mu się w wierze, bo Bóg nas kocha i z pewnością wysłucha naszych egzystencjalnych próśb. Takiej propagandy używa jednak kościół. Tymczasem Bóg czuwa tylko nad wybrańcami, których opiekunem jest Duch Święty, i to tylko w sferze duchowej. Gdzie bowiem mowa o Bogu-Duchu, nie można oczekiwać niczego w wymiarze fizycznym. Nie można też stwierdzić, że ludzkość zawodzi, jeśli nie doświadcza (fizycznego) „błogosławieństwa Bożego”. Całe zamieszanie wynika z tego, że z jednej strony źle pojmujemy doświadczenie „błogosławieństwa Bożego”, a z drugiej mamy złe oczekiwania w stosunku do tego „błogosławieństwa”. Chodzi o to, że błogosławieństw zawsze szukamy w sferze fizyczności a nie duchowości. Nie można ludzi oszukiwać, że skoro „dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych”, to powinni żywić nadzieję, że Bóg zrobi dla nich wszystko, jak w przypadku biblijnej Anny, która ostatecznie poczęła Samuela. Nie można też twierdzić, że Bóg gardzi nauką i że człowiek nigdy nie pokona bezpłodności, bo płodność to „błogosławieństwo Boże”. Postęp nauki oznacza, że dziś ludzie rodzą się w wyniku procedur medycznych. Bogu to nie przeszkadza, tak jak nie przeszkadzają Mu szczepionki, zabiegi chirurgiczne czy antybiotyki, które zaburzyły naturalną, wysoką umieralność wśród ludzi i podwyższyły oczekiwaną długość życia. Gdyby Bóg gardził nauką i medycyną, nie dopuściłby do postępów w tych dziedzinach.
Nawet gdyby omawiane przykazanie rozumieć dosłownie, to sztuczne zapłodnienie wcale nie sprzeciwia się naturalnemu zapłodnieniu i rozmnażaniu, lecz stanowi dla nich alternatywę. Nauczanie, że w ten sposób sprzeciwiamy się Bogu, a nawet grzeszymy, jest tak samo absurdalne, jak twierdzenie, że Bóg sprzeciwia się współczesnej technologii i dlatego karze ludzi bezpłodnością. Niektórzy przepowiadają „karę Bożą” w następstwie śmierci „niewinnych zarodków”, która jest skutkiem ubocznym metody in vitro. Przeciwnicy tej metody posuwają się jeszcze dalej, głosząc, że oprócz zabijania, jest ona także źródłem innych okropnych grzechów, wśród których najczęściej wymienia się możliwość posiadania dzieci przez pary homoseksualne czy pary „wybredne”, a także kradzież i handel zarodkami itp.
W naszym rozumowaniu dominuje źle pojęta zależność od Boga. Kojarzymy ją bowiem niezmiennie z zależnością fizyczną. Kiedy brak rozwiązań w związku z niepłodnością, kiedy zawodzi śledzenie cyklów, zabiegi chirurgiczne i leki, nie można twierdzić, że wszelkie inne próby związane ze sztucznym zapłodnieniem są jedynie „produkcją przedmiotu”, zwanego dzieckiem. Nie można też uznać, że Bóg nie przewidział procesu rozrodczego za pomocą technologii, bo tylko metoda naturalna otrzymała Jego „błogosławieństwo”. To nasza własna interpretacja. Mówiąc, że metoda in vitro przynosi hańbę Bogu, sami hańbimy się brakiem zrozumienia przekazu Bożego. Niektórzy ubolewają nad tym, w jakim kierunku zmierza świat – produkcji dzieci poza łonem matki i rozłączania fizycznego związku pomiędzy mężem a żoną. Jednak w dobie bezpłodności, kiedy nie ma zbyt wielu alternatyw, takie myślenie jest bezpodstawne. Ponadto, jeśli chodzi o narodziny dzieci, należy pamiętać, że dzieci rodziły się, rodzą i będą się rodzić nie tylko w oficjalnych, chrześcijańskich związkach małżeńskich, ale także w związkach nieformalnych, bez związków, w małżeństwach niechrześcijańskich oraz w wielu innych związkach kulturowo-wyznaniowych i niewyznaniowych. Inne wyznania za to błogosławieństwo chwalą swojego własnego boga. W przeszłości oddawano dzieci na ofiary bogom, co w Biblii jest obrazem fałszywej nauki, która docelowo zabija niewybrańców. Dlatego powoływanie się na Boga, Jezusa Chrystusa, i życzenie wyznawcom innych poglądów, na przykład zwolennikom metody in vitro, żeby „zawrócili ze ścieżki zła”, jest złem samym w sobie i karykaturą nauki Biblii napisanej przez Boga.