2. Związek jako „jedno ciało” i jego nierozerwalność
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
2. Związek jako „jedno ciało” i jego nierozerwalność
Zwróćmy uwagę, że Biblia stwierdza, że to „mężczyzna łączy się ze swoją żoną” a nie odwrotnie. Samo to powinno dać nam do zrozumienia, że chodzi tu o symbolikę, chyba że odwołamy się do rozumowania fizycznego i uznamy, że sformułowanie to odzwierciedla role kobiet i mężczyzn w dawnych czasach, kiedy Biblia powstawała, zapominając o ponadczasowości Bożego dzieła. W życiu codziennym bywa różnie. Można nawet stwierdzić, że statystycznie rzecz biorąc to kobieta zwykle wybiera mężczyznę. No i nie zapominajmy, że są także związki homoseksualne, które nie są w żaden sposób potępiane przez Boga, mimo że kościół je stygmatyzuje, opierając swoje doktryny na fałszywym pojmowaniu Biblii.
Ponieważ Biblia jest przypowieścią, stwierdzenie „mężczyzna wybiera kobietę” jest jedynie symbolem tego, że to Bóg wybiera swoich wybrańców. Druga strona medalu jest taka, że Szatan, który także określany jest przez Biblię jako „mężczyzna” i „mąż”, wybiera sobie niewybrańców, również symbolizowanych w Biblii jako „kobieta” i „żona”, choć wybór Szatana jest tylko pozorny, gdyż to Bóg wydaje mu niewybrańców, a nie odwrotnie. Zatem owa „jedność małżeńska” czy „jedność ciała” lub inaczej „jedność ducha” jest w rzeczywistości duchową jednością wybrańca z Bogiem poprzez Jego Ducha oraz duchową jednością niewybrańca z Szatanem poprzez ducha nieczystego. Należy przy tym dodać, że przed zbawieniem wybraniec jest w takim samym stanie duchowym jak niewybraniec, to znaczy, jest w jedności duchowej z Szatanem.
Zatem duchowo rzecz biorąc, „nierozerwalność związku małżeńskiego” polega na tym, że nie da się zmienić naszego przeznaczenia – przeznaczeni Szatanowi niewybrańcy są na drodze prowadzącej na wieczne potępienie, a przeznaczeni Bogu wybrańcy są na drodze prowadzącej do wiecznego zbawienia. Wszystko zostało zapieczętowane i nie ma żadnej możliwości ucieczki. Wszelkie ludzkie zabiegi w celu uzyskania zbawienia proponowane przez różne religie to własny, bezużyteczny program zbawienia. „Jedność ciała” bądź „jedność ducha i ciała” to metafory, które nie mają nic wspólnego z emocjonalną więzią z naszym fizycznym partnerem. Tymczasem w fizycznym modelu interpretacji Biblii, który stosowany jest we wszystkich kościołach, kładzie się nacisk na nakaz życia w nierozerwalnym związku małżeńskim opartym na ludzkiej miłości i emocjonalności w połączeniu z nakazem aktywnego życia religijnego. W mniemaniu kościoła ludzkie życie to zbiór nakazów i zakazów oraz zbiór obietnic za ich właściwe przestrzeganie. Samo wprowadzenie „sakramentu spowiedzi” jest dowodem na to, że człowiek nie jest w stanie sprostać fizycznym nakazom, które są niczym innym jak tylko pułapką dla zastawiających pułapki. Absurd polega na tym, że za jedne „grzechy” udziela się „rozgrzeszenia”, a za inne nie, choć zależy to również od wyznania. Na przykład zdradzający się małżonkowie mogą bez problemu otrzymać „rozgrzeszenie”, zaś rozwodnicy, nawet jeśli żyją w ascezie, traktowani są jak „grzesznicy wyklęci przez Boga”. Podczas gdy Bóg mówi o bezwarunkowej Łasce i o tym, że przyszedł zbawiać grzeszników, człowiek twierdzi, ze sam „decyduje” o tym, kogo Bóg sobie upodobał i kto zostanie zbawiony. Jeśli tak, to do czego potrzebny jest nam Bóg, skoro sami decydujemy o swoim przeznaczeniu?
Metafora „jedności ciała” i „wspólnoty małżeńskiej” nie ma nic wspólnego z naszym wyborem i przestrzeganiem zasad religijnych. „Grzech” pochodzi bowiem z naszego wnętrza i nie jest naszym czynem czy myślą, a stanem ducha, na wzór „kobiety”, która „wyszła” z „mężczyzny”. „Kobieta”, która jest obrazem naszej duszy, wykazuje na naszą „jedność z duchem Szatana”, którego symbolizuje Wąż. Duch Szatana to duch przeciwny Duchowi Bożemu. Gdybyśmy rozumowali fizycznie, znów nie miałoby to sensu, podobnie jak sensu nie ma stojący i mówiący ludzkim głosem Wąż. Nie chodzi tu bowiem o więź fizyczną lecz „więź duchową”. Ponadto zaistnienie grzechu w stworzonym świecie nie ma nic wspólnego z momentem, kiedy „Ewa uległa Szatanowi”, ale z faktem, że „Pierwszy Człowiek” nie otrzymał Ducha Bożego, co prowadzi nas do wniosku, że termin „Pierwszy Człowiek” oznacza „ducha obcego”. Pozostałe obrazy i metafory, takie jak istnienie „Ciemności” obok „Światłości”, „Nocy” obok „Dnia”, czy wreszcie pojawienie się „Węża”, to tylko dodatkowe symbole wskazujące na istnienie Zła i obecność ducha Szatana podczas stworzenia tego świata i człowieka. Dlatego rajskie życie pierwszego człowieka to fikcja, przyjemny obraz malowany przez religie. W rzeczywistości „grzech” (duch Szatana) występuje w świecie i w naszym życiu od samego początku.
Kościół podkreśla, że Jezus potwierdził „małżeństwo” jako „nierozerwalny związek pomiędzy mężczyzną i kobietą”, „związek jednego ciała” (Mt 19: 1-9). Dlaczego jednak kościół uwziął się na interpretację fizyczną tego stwierdzenia, skoro w dalszej części Słowo Boże wyjaśnia rzeczywistą istotę „małżeństwa”, odnosząc je do Chrystusa (Oblubieńca) i duchowego Kościoła (Oblubienicy), a więc pokazując, że jest to jeden z wielu symboli (Ef 5:20-23)? „Mężczyzna” jest tu symbolem Jezusa Chrystusa, a „kobieta” symbolem Kościoła duchowego, czyli Jego zbawionych wybrańców, zaś „małżeństwo” to związek duchowy, który ma postać „unii (jedności) w Duchu Świętym”. Dawcą Ducha Świętego, a więc „udzielającym ślubu”, jest sam Bóg.
Tymczasem w kościołach instytucjonalnych mamy do czynienia z twierdzeniem, że małżeństwo to unia jednego człowieka z innym człowiekiem, i to unia potwierdzana decyzją jeszcze innego człowieka. Teza, że małżeństwo to fizyczne, nierozerwalne przymierze pomiędzy mężczyzną a kobietą na wzór związku Chrystusa i Jego wybrańców to próba wyniesienia człowieka do rangi Boga i stawianie udzielającego takiego małżeństwa w roli Boga. W rzeczywistości owo „zawarte w wolności i świadomie nierozerwalne przymierze miłości” nie sprawdza się, bo statystyki rozwodów pośród członków kościelnych instytucji mówią same za siebie. „Wolność i świadomość wyboru” to cechy fizyczne. W rzeczywistości nie mamy ani „wolności duchowej” (jesteśmy w niewoli duchowej Szatana), ani „świadomości wyboru”, bo nie mamy wpływu na wybór dokonywany przez Boga. Głoszenie przez kościelnych nauczycieli doktryn podkreślających „miłość Boga” i „walkę z Szatanem” jest dowodem na ich brak „świadomości duchowej” – Biblia oznajmia bowiem: „nie wiecie jakiego jesteście ducha” (Łk 9:55; w niektórych polskich tłumaczeniach słowa te zostały pominięte). Niektórzy posuwają się nawet do stwierdzenia, że instytucja małżeństwa jest „naturalna”, że została jakoby genetycznie wpisana w ludzką naturę. Jednak idea celibatu w kościele katolickim niejako zaprzecza tej tezie, podobnie jak liczba rozwodów, związków nieformalnych, związków jednopłciowych itp.
Symbolizm „nierozerwalności związku małżeńskiego” oraz „połączenia w jedno ciało” wyraża „nierozerwalność tego, co połączył Bóg”, czyli przede wszystkim nierozerwalność duchowej unii Boga z wybrańcem, a także, analogicznie, nierozerwalność unii niewybrańca z Szatanem, jako obraz przeznaczenia na śmierć wieczną. Natomiast związki małżeńskie zawierane na ziemi, zgodnie z takim czy innym prawem, to unia dwóch osób, w którą kościoły mylnie wplątują Boga. Podczas gdy zgodnie z Biblią człowiek z natury reprezentuje „zło”, fizycznym relacjom międzyludzkim nadaje się cech „świętości”, mieszając wymiar fizyczny (ludzki) z wymiarem duchowym (Bożym). Tymczasem w symbolice małżeństwa nie chodzi o to, że żadna z płci nie jest samowystarczalna, lecz o pełną zależność przeznaczenia człowieka od wyboru Bożego. Nie chodzi w niej też o drugorzędność „więzi z rodzicami” w stosunku do pierwszorzędnej „więzi ze współmałżonkiem”, ani o tworzenie „więzi opartej na miłości we wspólnocie małżeńskiej”, wspólnocie osób różnych płci dodajmy, lecz o relację Boga z człowiekiem, która została ustanowiona przez Boga jeszcze przed stworzeniem świata. Relacja ta opisuje przeznaczenie człowieka na wieczne potępienie bądź na wieczne zbawienie, czyli egzystencję poza Bogiem lub w obecności Ducha Bożego. Przy czym wymiar wieczności ma mieć charakter duchowy a nie fizyczny, z jakim mamy do czynienia obecnie. Fizyczne zjednoczenie mężczyzny i kobiety nie tylko nie ma nic wspólnego z Bogiem, ale także z nierozerwalnością w pojęciu fizycznym. Ludzie umierają, a kościół dopuszcza powtórne małżeństwo wdów lub wdowców, bo tak rozumie Biblię (1 Tm 5:14; 1 Kor 7:39). Interpretując Biblię fizycznie, musielibyśmy dojść do wniosku, że mężczyzna jest faworyzowany przez Boga, bo w przypadku cudzołóstwa kobiety, do którego można by też zaliczyć gwałt, według fizycznie pojmowanego prawa Bożego kobieta powinna ponieść karę śmierci, a owdowiały mężczyzna może poślubić nową partnerkę, bowiem dla wdowców nie ma żadnych zakazów.
Jeszcze innym wyjściem z sytuacji, proponowanym przez niektóre kościoły, jest uznanie za „nierozerwalne” tylko małżeństw zawieranych przez chrześcijan (!). W takiej sytuacji chrześcijan powinien obowiązywać zakaz poślubiania osób innego wyznania (Biblia tego nie zakazuje; 1 Kor 7:12-16). Może się jednak wydarzyć sytuacja, kiedy chrześcijańscy małżonkowie chwilowo zmieniają wyznanie na inne, by otrzymać rozwód, po czym poślubiają innych chrześcijan, ponownie wstępując na drogę chrześcijaństwa. Jest to próba obejścia „systemu”, który tak naprawdę wymyślił człowiek. Zresztą obecne przyzwolenie na rozwody świadczy o legalizacji obejścia systemu ludzkiego. Zatrudnienie dobrego adwokata jest niemal gwarancją rozwodu, a często nawet sami księża podpowiadają najlepszą metodę pozwalającą uzyskać prawną zgodę na rozwód, w tym rozwód kościelny. Zatem teza, że „małżonkowie są ze sobą niewolniczo związani” traci na znaczeniu. W dodatku jest to „niewolnictwo” wprowadzane przez człowieka, nie przez Biblię.
Obecnie piętnuje się małżeństwa jednopłciowe, które kościelni nauczyciele uważają za grzech i pogwałcenie prawa Bożego, ale kiedyś podobnie odnoszono się do małżeństw mieszanych. Na przykład Żyd nie mógł poślubić kogoś o innym pochodzeniu etnicznym ani kogoś innego wyznania – z czasem w tym zakazie pozostawiono tylko wyznanie. Obecnie na judaizm czy chrześcijaństwo mogą przejść wszyscy, którzy przyjmą określony wzór postępowania, co najczęściej następuje poprzez dokonanie fizycznego obrzezania lub przyjęcie chrztu.
Tymczasem w symbolice „małżeństw mieszanych” (w kontekście zgody Boga) chodziło w rzeczywistości o to, że Bóg, wykorzystując zbawionych wybrańców, przekazuje zbawienie innym wybrańcom (oczekującym na zbawienie). Stąd Boży wybraniec symbolicznie łączy się z innym wybrańcem, a docelowo, poprzez Bożego Ducha, z Bogiem. Wybrańcy są narzędziem w rękach Boga. Innymi słowy, w tym kontekście „małżeństwem mieszanym” byłaby duchowa unia wybrańca z niewybrańcem, na którą brak zgody Boga i która jest „zakazana” w tym sensie, że jest duchowo niemożliwa, bo to tak, jakby Bóg i Szatan stawali się jednością, albo jakby dusza mogła posiadać w sobie równocześnie dwa duchy – Ducha Bożego i ducha Szatana. Podkreślmy raz jeszcze: jest to niemożliwe. „Małżeństwa mieszane” (w kontekście sądu Bożego) mogą obrazować unię niezbawionego (docelowo niewybrańca) z Szatanem. W przypadku wybrańca jest to stan odwracalny, stąd symboliczny „rozwód” z Szatanem.
Patrząc z innej perspektywy, „małżeństwo mieszane” to „unia niewybrańca z wybrańcem” w sensie unii Szatana z wybrańcem, która istnieje zanim wybraniec zostanie zbawiony. Jest to jednak unia, niezgodna z ostatecznym przeznaczeniem wybrańca, a więc unia nietrwała. Kiedy wybraniec Boży zostanie już zbawiony, nie może na nowo przyjąć „obcej nauki” ani „obcego ducha”, czyli ponownie „poślubić Szatana”. Wyrażenie „wiedza duchowa” nie odnosi się do jakiej tajemnej wiedzy intelektualnej, a jest jedynie symbolem posiadania tego samego Ducha, co Bóg, czyli dotyczy „jedności małżeńskiej” w tym samym Duchu.
W kościołach ludziom wmawia się, że ludzki związek małżeński to nie tylko „unia fizyczna”, czyli zjednoczenie dwóch ciał (tzw. „związek cielesny”), ale także „unia duchowa”, którą rozumie się jako „jednomyślność, zdolność do kompromisów, dzielenie się sukcesami i porażkami, codzienną radością i problemami”. Tak właśnie widziana jest przez teologów „jedność duchowa”, w której nie ma nawet mowy o Bogu. Bóg pojawia się tylko wtedy, gdy ludzie „modlą się” o pomyślność, szczęście, zdrowie i pieniądze. Taka interpretacja duchowej jedności jeszcze dobitniej wskazuje na brak obecności Ducha w tych, którzy ją przyjmują, czyli na ich brak „jedności z Bogiem”.
Kolejny argument kościoła za fizyczną „nierozerwalnością małżeństwa” oparty jest na wersetach nawiązujących do „przymierza Boga z Jego ludem”. Problem w tym, że Bóg „rozwiódł się” z fizycznym Izraelem, tak jak „rozwiódł się” z instytucjonalnym kościołem. W tym kontekście słowo „rozwód” symbolizuje sąd Boży. Fizyczny Izrael i kościół instytucjonalny symbolizują niewybrańców, których reprezentantami są fizyczne instytucje, głoszące doktryny pochodzące od „innego ducha”. „Małżeństwo” jako przymierze Boga z Jego ludem, przymierze wieczne i nierozerwalne, odnosi się do duchowej unii Boga z Jego wybrańcami poprzez wiecznego Ducha. Argument kościoła, że ludzka natura sama dąży do zawarcia związku nierozerwalnego aż do śmierci to czysty absurd, niemający pokrycia w życiu. Nie istnieje coś takiego jak „idealne małżeństwo ziemskie”. Ten stereotyp już dawno przestał obowiązywać, ale kościół wciąż stara się go sztucznie utrzymać i promować.
Zatem „połączenie w jedno ciało”, o którym wspomina Biblia, jest przez kościelnych myślicieli niewłaściwie interpretowane jako „ziemska instytucja małżeństwa monogamicznego i nierozerwalnego”. Spotkać można nawet sugestie, że „autor Biblii” nie znał jeszcze słowa „nierozerwalność”, dlatego użył zwrotu „jedno ciało”. Najgorsze, że dzięki takim spekulacjom podważa się fakt, że autorem Biblii jest sam Bóg. Bliżej prawdy są ci, którzy szukają w tym zwrocie symboliki, niestety najczęściej odczytują tę symbolikę fizycznie. Mówią na przykład, że „jednego ciała nie da się rozdzielić”, stąd związek ludzki powinien być nierozerwalny. Ale przecież sam obrazowy opis stworzenia wskazuje, że Bóg rozdzielił Adama (człowieka) na „mężczyznę” i „kobietę”. Ponieważ z Adama powstała jedna kobieta a nie kilka, która była w dodatku osobą o odmiennej płci, skonstruowano na tej podstawie pogląd, że małżeństwo to unia monogamiczna i heteroseksualna. Twierdzi się, że „zgodnie z naturą” mężczyzna powinien czuć pociąg do kobiety i na odwrót, dlatego związki homoseksualne uważa się za wypaczenie lub chorobę. Głównym argumentem jest tutaj to, że emocjonalna miłość może być wyrażana i konsumowana tylko przez osoby płci przeciwnej, co z naukowego punktu widzenia jest bzdurą. Poza tym Biblia nie ma nic wspólnego z fizyczną, psychiczną czy biologiczną naturą człowieka, a sam kościół naucza jednocześnie o „miłości bliźniego”, czyli miłości do drugiego człowieka w ogóle, a zatem także tej samej płci. Oczywiście szybko wyjaśnia się, że wyróżniane są dwa „rodzaje” miłości. Jednak gdzie tu miejsce na „miłość do Boga”, a dokładniej na „miłość Bożą”? W kontekście przekazu Słowa Bożego ani fizyczna, ani emocjonalna „miłość człowieka do człowieka” nie ma żadnego znaczenia. Małżeństwo instytucjonalne to tylko nasz ludzki wymysł. Nie oznacza to, że jest to coś złego, bo ludzie mogą wchodzić w dowolne związki, które ich zadowalają, i sankcjonować je prawnie, jeśli taka ich wola, ale nie wolno nam ich mylić z „biblijnym małżeństwem”, które jest wyłącznie symbolem „unii Boga z Jego wybrańcem”.
Zwróćmy uwagę, że Biblia stwierdza, że to „mężczyzna łączy się ze swoją żoną” a nie odwrotnie. Samo to powinno dać nam do zrozumienia, że chodzi tu o symbolikę, chyba że odwołamy się do rozumowania fizycznego i uznamy, że sformułowanie to odzwierciedla role kobiet i mężczyzn w dawnych czasach, kiedy Biblia powstawała, zapominając o ponadczasowości Bożego dzieła. W życiu codziennym bywa różnie. Można nawet stwierdzić, że statystycznie rzecz biorąc to kobieta zwykle wybiera mężczyznę. No i nie zapominajmy, że są także związki homoseksualne, które nie są w żaden sposób potępiane przez Boga, mimo że kościół je stygmatyzuje, opierając swoje doktryny na fałszywym pojmowaniu Biblii.
Ponieważ Biblia jest przypowieścią, stwierdzenie „mężczyzna wybiera kobietę” jest jedynie symbolem tego, że to Bóg wybiera swoich wybrańców. Druga strona medalu jest taka, że Szatan, który także określany jest przez Biblię jako „mężczyzna” i „mąż”, wybiera sobie niewybrańców, również symbolizowanych w Biblii jako „kobieta” i „żona”, choć wybór Szatana jest tylko pozorny, gdyż to Bóg wydaje mu niewybrańców, a nie odwrotnie. Zatem owa „jedność małżeńska” czy „jedność ciała” lub inaczej „jedność ducha” jest w rzeczywistości duchową jednością wybrańca z Bogiem poprzez Jego Ducha oraz duchową jednością niewybrańca z Szatanem poprzez ducha nieczystego. Należy przy tym dodać, że przed zbawieniem wybraniec jest w takim samym stanie duchowym jak niewybraniec, to znaczy, jest w jedności duchowej z Szatanem.
Zatem duchowo rzecz biorąc, „nierozerwalność związku małżeńskiego” polega na tym, że nie da się zmienić naszego przeznaczenia – przeznaczeni Szatanowi niewybrańcy są na drodze prowadzącej na wieczne potępienie, a przeznaczeni Bogu wybrańcy są na drodze prowadzącej do wiecznego zbawienia. Wszystko zostało zapieczętowane i nie ma żadnej możliwości ucieczki. Wszelkie ludzkie zabiegi w celu uzyskania zbawienia proponowane przez różne religie to własny, bezużyteczny program zbawienia. „Jedność ciała” bądź „jedność ducha i ciała” to metafory, które nie mają nic wspólnego z emocjonalną więzią z naszym fizycznym partnerem. Tymczasem w fizycznym modelu interpretacji Biblii, który stosowany jest we wszystkich kościołach, kładzie się nacisk na nakaz życia w nierozerwalnym związku małżeńskim opartym na ludzkiej miłości i emocjonalności w połączeniu z nakazem aktywnego życia religijnego. W mniemaniu kościoła ludzkie życie to zbiór nakazów i zakazów oraz zbiór obietnic za ich właściwe przestrzeganie. Samo wprowadzenie „sakramentu spowiedzi” jest dowodem na to, że człowiek nie jest w stanie sprostać fizycznym nakazom, które są niczym innym jak tylko pułapką dla zastawiających pułapki. Absurd polega na tym, że za jedne „grzechy” udziela się „rozgrzeszenia”, a za inne nie, choć zależy to również od wyznania. Na przykład zdradzający się małżonkowie mogą bez problemu otrzymać „rozgrzeszenie”, zaś rozwodnicy, nawet jeśli żyją w ascezie, traktowani są jak „grzesznicy wyklęci przez Boga”. Podczas gdy Bóg mówi o bezwarunkowej Łasce i o tym, że przyszedł zbawiać grzeszników, człowiek twierdzi, ze sam „decyduje” o tym, kogo Bóg sobie upodobał i kto zostanie zbawiony. Jeśli tak, to do czego potrzebny jest nam Bóg, skoro sami decydujemy o swoim przeznaczeniu?
Metafora „jedności ciała” i „wspólnoty małżeńskiej” nie ma nic wspólnego z naszym wyborem i przestrzeganiem zasad religijnych. „Grzech” pochodzi bowiem z naszego wnętrza i nie jest naszym czynem czy myślą, a stanem ducha, na wzór „kobiety”, która „wyszła” z „mężczyzny”. „Kobieta”, która jest obrazem naszej duszy, wykazuje na naszą „jedność z duchem Szatana”, którego symbolizuje Wąż. Duch Szatana to duch przeciwny Duchowi Bożemu. Gdybyśmy rozumowali fizycznie, znów nie miałoby to sensu, podobnie jak sensu nie ma stojący i mówiący ludzkim głosem Wąż. Nie chodzi tu bowiem o więź fizyczną lecz „więź duchową”. Ponadto zaistnienie grzechu w stworzonym świecie nie ma nic wspólnego z momentem, kiedy „Ewa uległa Szatanowi”, ale z faktem, że „Pierwszy Człowiek” nie otrzymał Ducha Bożego, co prowadzi nas do wniosku, że termin „Pierwszy Człowiek” oznacza „ducha obcego”. Pozostałe obrazy i metafory, takie jak istnienie „Ciemności” obok „Światłości”, „Nocy” obok „Dnia”, czy wreszcie pojawienie się „Węża”, to tylko dodatkowe symbole wskazujące na istnienie Zła i obecność ducha Szatana podczas stworzenia tego świata i człowieka. Dlatego rajskie życie pierwszego człowieka to fikcja, przyjemny obraz malowany przez religie. W rzeczywistości „grzech” (duch Szatana) występuje w świecie i w naszym życiu od samego początku.
Kościół podkreśla, że Jezus potwierdził „małżeństwo” jako „nierozerwalny związek pomiędzy mężczyzną i kobietą”, „związek jednego ciała” (Mt 19: 1-9). Dlaczego jednak kościół uwziął się na interpretację fizyczną tego stwierdzenia, skoro w dalszej części Słowo Boże wyjaśnia rzeczywistą istotę „małżeństwa”, odnosząc je do Chrystusa (Oblubieńca) i duchowego Kościoła (Oblubienicy), a więc pokazując, że jest to jeden z wielu symboli (Ef 5:20-23)? „Mężczyzna” jest tu symbolem Jezusa Chrystusa, a „kobieta” symbolem Kościoła duchowego, czyli Jego zbawionych wybrańców, zaś „małżeństwo” to związek duchowy, który ma postać „unii (jedności) w Duchu Świętym”. Dawcą Ducha Świętego, a więc „udzielającym ślubu”, jest sam Bóg.
Tymczasem w kościołach instytucjonalnych mamy do czynienia z twierdzeniem, że małżeństwo to unia jednego człowieka z innym człowiekiem, i to unia potwierdzana decyzją jeszcze innego człowieka. Teza, że małżeństwo to fizyczne, nierozerwalne przymierze pomiędzy mężczyzną a kobietą na wzór związku Chrystusa i Jego wybrańców to próba wyniesienia człowieka do rangi Boga i stawianie udzielającego takiego małżeństwa w roli Boga. W rzeczywistości owo „zawarte w wolności i świadomie nierozerwalne przymierze miłości” nie sprawdza się, bo statystyki rozwodów pośród członków kościelnych instytucji mówią same za siebie. „Wolność i świadomość wyboru” to cechy fizyczne. W rzeczywistości nie mamy ani „wolności duchowej” (jesteśmy w niewoli duchowej Szatana), ani „świadomości wyboru”, bo nie mamy wpływu na wybór dokonywany przez Boga. Głoszenie przez kościelnych nauczycieli doktryn podkreślających „miłość Boga” i „walkę z Szatanem” jest dowodem na ich brak „świadomości duchowej” – Biblia oznajmia bowiem: „nie wiecie jakiego jesteście ducha” (Łk 9:55; w niektórych polskich tłumaczeniach słowa te zostały pominięte). Niektórzy posuwają się nawet do stwierdzenia, że instytucja małżeństwa jest „naturalna”, że została jakoby genetycznie wpisana w ludzką naturę. Jednak idea celibatu w kościele katolickim niejako zaprzecza tej tezie, podobnie jak liczba rozwodów, związków nieformalnych, związków jednopłciowych itp.
Symbolizm „nierozerwalności związku małżeńskiego” oraz „połączenia w jedno ciało” wyraża „nierozerwalność tego, co połączył Bóg”, czyli przede wszystkim nierozerwalność duchowej unii Boga z wybrańcem, a także, analogicznie, nierozerwalność unii niewybrańca z Szatanem, jako obraz przeznaczenia na śmierć wieczną. Natomiast związki małżeńskie zawierane na ziemi, zgodnie z takim czy innym prawem, to unia dwóch osób, w którą kościoły mylnie wplątują Boga. Podczas gdy zgodnie z Biblią człowiek z natury reprezentuje „zło”, fizycznym relacjom międzyludzkim nadaje się cech „świętości”, mieszając wymiar fizyczny (ludzki) z wymiarem duchowym (Bożym). Tymczasem w symbolice małżeństwa nie chodzi o to, że żadna z płci nie jest samowystarczalna, lecz o pełną zależność przeznaczenia człowieka od wyboru Bożego. Nie chodzi w niej też o drugorzędność „więzi z rodzicami” w stosunku do pierwszorzędnej „więzi ze współmałżonkiem”, ani o tworzenie „więzi opartej na miłości we wspólnocie małżeńskiej”, wspólnocie osób różnych płci dodajmy, lecz o relację Boga z człowiekiem, która została ustanowiona przez Boga jeszcze przed stworzeniem świata. Relacja ta opisuje przeznaczenie człowieka na wieczne potępienie bądź na wieczne zbawienie, czyli egzystencję poza Bogiem lub w obecności Ducha Bożego. Przy czym wymiar wieczności ma mieć charakter duchowy a nie fizyczny, z jakim mamy do czynienia obecnie. Fizyczne zjednoczenie mężczyzny i kobiety nie tylko nie ma nic wspólnego z Bogiem, ale także z nierozerwalnością w pojęciu fizycznym. Ludzie umierają, a kościół dopuszcza powtórne małżeństwo wdów lub wdowców, bo tak rozumie Biblię (1 Tm 5:14; 1 Kor 7:39). Interpretując Biblię fizycznie, musielibyśmy dojść do wniosku, że mężczyzna jest faworyzowany przez Boga, bo w przypadku cudzołóstwa kobiety, do którego można by też zaliczyć gwałt, według fizycznie pojmowanego prawa Bożego kobieta powinna ponieść karę śmierci, a owdowiały mężczyzna może poślubić nową partnerkę, bowiem dla wdowców nie ma żadnych zakazów.
Jeszcze innym wyjściem z sytuacji, proponowanym przez niektóre kościoły, jest uznanie za „nierozerwalne” tylko małżeństw zawieranych przez chrześcijan (!). W takiej sytuacji chrześcijan powinien obowiązywać zakaz poślubiania osób innego wyznania (Biblia tego nie zakazuje; 1 Kor 7:12-16). Może się jednak wydarzyć sytuacja, kiedy chrześcijańscy małżonkowie chwilowo zmieniają wyznanie na inne, by otrzymać rozwód, po czym poślubiają innych chrześcijan, ponownie wstępując na drogę chrześcijaństwa. Jest to próba obejścia „systemu”, który tak naprawdę wymyślił człowiek. Zresztą obecne przyzwolenie na rozwody świadczy o legalizacji obejścia systemu ludzkiego. Zatrudnienie dobrego adwokata jest niemal gwarancją rozwodu, a często nawet sami księża podpowiadają najlepszą metodę pozwalającą uzyskać prawną zgodę na rozwód, w tym rozwód kościelny. Zatem teza, że „małżonkowie są ze sobą niewolniczo związani” traci na znaczeniu. W dodatku jest to „niewolnictwo” wprowadzane przez człowieka, nie przez Biblię.
Obecnie piętnuje się małżeństwa jednopłciowe, które kościelni nauczyciele uważają za grzech i pogwałcenie prawa Bożego, ale kiedyś podobnie odnoszono się do małżeństw mieszanych. Na przykład Żyd nie mógł poślubić kogoś o innym pochodzeniu etnicznym ani kogoś innego wyznania – z czasem w tym zakazie pozostawiono tylko wyznanie. Obecnie na judaizm czy chrześcijaństwo mogą przejść wszyscy, którzy przyjmą określony wzór postępowania, co najczęściej następuje poprzez dokonanie fizycznego obrzezania lub przyjęcie chrztu.
Tymczasem w symbolice „małżeństw mieszanych” (w kontekście zgody Boga) chodziło w rzeczywistości o to, że Bóg, wykorzystując zbawionych wybrańców, przekazuje zbawienie innym wybrańcom (oczekującym na zbawienie). Stąd Boży wybraniec symbolicznie łączy się z innym wybrańcem, a docelowo, poprzez Bożego Ducha, z Bogiem. Wybrańcy są narzędziem w rękach Boga. Innymi słowy, w tym kontekście „małżeństwem mieszanym” byłaby duchowa unia wybrańca z niewybrańcem, na którą brak zgody Boga i która jest „zakazana” w tym sensie, że jest duchowo niemożliwa, bo to tak, jakby Bóg i Szatan stawali się jednością, albo jakby dusza mogła posiadać w sobie równocześnie dwa duchy – Ducha Bożego i ducha Szatana. Podkreślmy raz jeszcze: jest to niemożliwe. „Małżeństwa mieszane” (w kontekście sądu Bożego) mogą obrazować unię niezbawionego (docelowo niewybrańca) z Szatanem. W przypadku wybrańca jest to stan odwracalny, stąd symboliczny „rozwód” z Szatanem.
Patrząc z innej perspektywy, „małżeństwo mieszane” to „unia niewybrańca z wybrańcem” w sensie unii Szatana z wybrańcem, która istnieje zanim wybraniec zostanie zbawiony. Jest to jednak unia, niezgodna z ostatecznym przeznaczeniem wybrańca, a więc unia nietrwała. Kiedy wybraniec Boży zostanie już zbawiony, nie może na nowo przyjąć „obcej nauki” ani „obcego ducha”, czyli ponownie „poślubić Szatana”. Wyrażenie „wiedza duchowa” nie odnosi się do jakiej tajemnej wiedzy intelektualnej, a jest jedynie symbolem posiadania tego samego Ducha, co Bóg, czyli dotyczy „jedności małżeńskiej” w tym samym Duchu.
W kościołach ludziom wmawia się, że ludzki związek małżeński to nie tylko „unia fizyczna”, czyli zjednoczenie dwóch ciał (tzw. „związek cielesny”), ale także „unia duchowa”, którą rozumie się jako „jednomyślność, zdolność do kompromisów, dzielenie się sukcesami i porażkami, codzienną radością i problemami”. Tak właśnie widziana jest przez teologów „jedność duchowa”, w której nie ma nawet mowy o Bogu. Bóg pojawia się tylko wtedy, gdy ludzie „modlą się” o pomyślność, szczęście, zdrowie i pieniądze. Taka interpretacja duchowej jedności jeszcze dobitniej wskazuje na brak obecności Ducha w tych, którzy ją przyjmują, czyli na ich brak „jedności z Bogiem”.
Kolejny argument kościoła za fizyczną „nierozerwalnością małżeństwa” oparty jest na wersetach nawiązujących do „przymierza Boga z Jego ludem”. Problem w tym, że Bóg „rozwiódł się” z fizycznym Izraelem, tak jak „rozwiódł się” z instytucjonalnym kościołem. W tym kontekście słowo „rozwód” symbolizuje sąd Boży. Fizyczny Izrael i kościół instytucjonalny symbolizują niewybrańców, których reprezentantami są fizyczne instytucje, głoszące doktryny pochodzące od „innego ducha”. „Małżeństwo” jako przymierze Boga z Jego ludem, przymierze wieczne i nierozerwalne, odnosi się do duchowej unii Boga z Jego wybrańcami poprzez wiecznego Ducha. Argument kościoła, że ludzka natura sama dąży do zawarcia związku nierozerwalnego aż do śmierci to czysty absurd, niemający pokrycia w życiu. Nie istnieje coś takiego jak „idealne małżeństwo ziemskie”. Ten stereotyp już dawno przestał obowiązywać, ale kościół wciąż stara się go sztucznie utrzymać i promować.
Zatem „połączenie w jedno ciało”, o którym wspomina Biblia, jest przez kościelnych myślicieli niewłaściwie interpretowane jako „ziemska instytucja małżeństwa monogamicznego i nierozerwalnego”. Spotkać można nawet sugestie, że „autor Biblii” nie znał jeszcze słowa „nierozerwalność”, dlatego użył zwrotu „jedno ciało”. Najgorsze, że dzięki takim spekulacjom podważa się fakt, że autorem Biblii jest sam Bóg. Bliżej prawdy są ci, którzy szukają w tym zwrocie symboliki, niestety najczęściej odczytują tę symbolikę fizycznie. Mówią na przykład, że „jednego ciała nie da się rozdzielić”, stąd związek ludzki powinien być nierozerwalny. Ale przecież sam obrazowy opis stworzenia wskazuje, że Bóg rozdzielił Adama (człowieka) na „mężczyznę” i „kobietę”. Ponieważ z Adama powstała jedna kobieta a nie kilka, która była w dodatku osobą o odmiennej płci, skonstruowano na tej podstawie pogląd, że małżeństwo to unia monogamiczna i heteroseksualna. Twierdzi się, że „zgodnie z naturą” mężczyzna powinien czuć pociąg do kobiety i na odwrót, dlatego związki homoseksualne uważa się za wypaczenie lub chorobę. Głównym argumentem jest tutaj to, że emocjonalna miłość może być wyrażana i konsumowana tylko przez osoby płci przeciwnej, co z naukowego punktu widzenia jest bzdurą. Poza tym Biblia nie ma nic wspólnego z fizyczną, psychiczną czy biologiczną naturą człowieka, a sam kościół naucza jednocześnie o „miłości bliźniego”, czyli miłości do drugiego człowieka w ogóle, a zatem także tej samej płci. Oczywiście szybko wyjaśnia się, że wyróżniane są dwa „rodzaje” miłości. Jednak gdzie tu miejsce na „miłość do Boga”, a dokładniej na „miłość Bożą”? W kontekście przekazu Słowa Bożego ani fizyczna, ani emocjonalna „miłość człowieka do człowieka” nie ma żadnego znaczenia. Małżeństwo instytucjonalne to tylko nasz ludzki wymysł. Nie oznacza to, że jest to coś złego, bo ludzie mogą wchodzić w dowolne związki, które ich zadowalają, i sankcjonować je prawnie, jeśli taka ich wola, ale nie wolno nam ich mylić z „biblijnym małżeństwem”, które jest wyłącznie symbolem „unii Boga z Jego wybrańcem”.