14. Obowiązki i odpowiedzialność rodziców
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Fizyczne spojrzenie na narodziny i biologiczne życie człowieka stało się źródłem sporu o aborcję. Kościół stoi na stanowisku, że każda aborcja jest morderstwem. Rzeczywiście, Biblia nie mówi o „płodzie” lecz o „dziecku w łonie”, ale równocześnie Biblia nakazuje zabicie człowieka za określone przez prawo przewinienie. Nie ma tu wyjątków. Bez względu na to, czy skazana osoba jest w ciąży, czy nie, ma zostać stracona. Z ludzkiego punktu widzenia, kwestia aborcji to kwestia sumienia, bo jak ocenić zajście w ciążę w wyniku gwałtu? Co z przypadkami, kiedy donoszenie ciąży zagraża życiu kobiety? Co jeśli w ciążę zaszło dziecko, które zostało zgwałcone przez członka własnej rodziny, a na dodatek nie jest w stanie zająć się własnym dzieckiem? W wielu krajach świadoma aborcja jest, z punktu widzenia prawa, przestępstwem o statusie równym zabójstwu osoby już narodzonej. Jest to dylemat moralny, którego rozwiązanie nie jest możliwe, gdyż każda ze stron sporu prezentuje swoje racje, przy czym przeciwnicy prawa do aborcji najczęściej wywodzą swoje przekonania z religii, którą wyznają, twierdząc, że czyn ten sprowadza na daną wspólnotę gniew Boży. Jednakże kościół nie ma prawa określać aborcji jako „grzech”, na dodatek „śmiertelny”, ani jako „utrata możliwości zbawienia”. Kwestia odpowiedzialności moralnej lub odpowiedzialności wobec przepisów prawa ustalonych przez człowieka to odrębny temat, który nie ma nic wspólnego z Bogiem.
Również za sprawą nauki kościelnej w umysłach wielu zakorzenił się dogmat „naturalnej niewinności dzieci”, według którego niemowlęta nie są w stanie grzeszyć, a małe dzieci ponoszą mniejszą odpowiedzialność niż dorośli. Dlatego podkreśla się obowiązek właściwego wychowania dzieci, który spoczywa na rodzinie, a przede wszystkim na rodzicach. Wady czy niedoskonałości dziecięce usprawiedliwia się zmiennością nastrojów, brakiem dojrzałości albo brakiem wytycznych w kwestii postępowania. „Niewinność” przypisuje się małym dzieciom na podstawie jednej wypowiedzi, w której Chrystus porównuje przyjęcie dziecka w Jego imieniu do przyjęcia Królestwa Bożego (Mk 9:36-37; 10:13-16). Tymczasem „przyjęcie Królestwa Bożego” i stanie się „dzieckiem Bożym” to dar – błogosławieństwo Boże – a fizyczny opis położenia przez Jezusa rąk na dziecko obrazuje zesłanie Ducha Świętego na Bożego wybrańca. Obrazuje, ale nim nie jest. Zatem „dzieckiem Bożym” staje się wyłącznie Boży wybraniec, za sprawą woli Bożej, i to w dowolnym, wybranym przez Boga wieku.
Pomimo, że Biblia otwarcie mówi o „zbawieniu przez Łaskę”, my, ludzie, i tak wymyślamy i forsujemy system wartości oparty na naszych własnych uczynkach, który ma nas rzekomo „zbliżyć do Boga”. Dlatego w powszechnej świadomości funkcjonują pojęcia takie jak upomnienie, pouczenie, ukaranie, wychowanie poprzez naukę, kształtowanie osobowości, dyscyplina, nabycie zasad moralnych lub mądrości życiowej, unikanie wszelkiej formy zła, na przykład lenistwa, pijaństwa, niemoralnego prowadzenia się, wpadania w złe towarzystwo, czy wreszcie wychowanie w duchu religii i wierze w Boga. Choć Biblia mówi o „karach cielesnych”, takich jak użycie rózgi, czytając takie słowa, wpadamy w pułapkę fizycznego spojrzenia na Biblię i odczuwamy dysonans poznawczy ze względu na nasze zasady moralne (które nie pochwalają stosowania przemocy) i przepisy prawa, chroniące dzieci przed wszelką przemocą. Fundamentaliści religijni twierdzą, że kary cielesne są rzekomo zgodne z wolą Bożą. Jednak w Biblii nie chodzi o karę fizycznej chłosty, bo Bóg jest Duchem. Nawet z fizycznego punktu widzenia kary cielesne zaprzeczają naszej wizji miłosiernego Boga. Sformułowania takie jak „Bóg karci tego, kogo miłuje” nie oznaczają krzywdy fizycznej. Odnoszą się do „napomnienia, wyrzucenia głupoty z serca czy nabycia mądrości”, przy czym, oczywiście, chodzi tu o „dar duchowej mądrości Bożej”. Troskliwy ojciec czy popularny duchowny może stać się wzorem jedynie ojca fizycznego, podczas gdy, z duchowego punktu widzenia, Biblia wymienia tylko dwóch „ojców” – „ojca Szatana” i „Ojca Boga”.
Obok kontrowersyjnej idei karcenia dzieci w sposób fizyczny również stereotyp dziewcząt i kobiet dorastających pod okiem matki, które wychowywane są na przyszłe żony i matki, powstał w wyniku fizycznej interpretacji Biblii. Z duchowego punktu widzenia, chłopcy, którzy w wieku dojrzewania przechodzili pod opiekę ojców, najczęściej są w Biblii obrazem dwóch linii rodowych w wymiarze duchowym – linii Szatana bądź linii Chrystusa. Ani kwestia „karcenia dzieci”, ani „rola społeczna kobiet”, tak jak opisane są w Biblii, nie mają nic wspólnego ze „zmianami kulturowymi”. Owszem, zmiany kulturowe następują nieprzerwanie, ale język Biblii jest ponadczasowy. W Biblii nie możemy szukać odniesień do czasu, bo jej autorem nie jest człowiek, a Bóg. W przekazie fizycznym Biblii, który nie jest podstawowym przesłaniem od Boga, a jedynie narzędziem, dzięki któremu Bóg ilustruje prawdy duchowe, nie ma żadnej logiki. Jest wręcz odwrotnie – przekaz fizyczny to źródło zamieszania i sprzeczności. Owe kontrowersje i zamieszanie mają nam pokazać, że przekaz fizyczny jest nieistotny i że Bogu chodzi o przekaz duchowy.
Przykładem fizycznych sprzeczności są zasady dotyczące wychowania dzieci i modelu rodziny, w tym zagadnień takich jak adopcja czy dziedziczenie. Widoczne w fizycznym przekazie Biblii sprzeczności sprawiają, że wiele osób traktuje Biblię z przymrużeniem oka, bądź nagina Jej zapisy do własnych potrzeb. Jest tak choćby w przypadku adopcji, której założeniem jest uznanie osoby obcej krwi za własne dziecko. Z fizycznego punktu widzenia, można by zatem stwierdzić, że Mojżesz był synem faraona, który w Biblii symbolizuje Szatana, co wyjaśnia, że z duchowego punktu widzenia, zanim wybrańcy zostaną ostatecznie wezwani przez Boga, najpierw zostają „zaadoptowani” przez Szatana, bez względu na ich wolę. Nowy Testament tłumaczy, że wybrańcy są „synami przybranymi przez Jezusa”, „wybranymi przed stworzeniem świata, wedle woli Chrystusa” (Ef 1:5). Choć na tym świecie wybrańcy zaczynają pielgrzymkę jako „dzieci Szatana” podlegające prawu grzechu i śmierci, w którymś momencie zostają „wykupieni” przez Chrystusa i otrzymują „przybrane synostwo” (Ga 4:5). Wybrańcy otrzymują „Ducha przybrania za synów”, przy czym Duch jest „świadectwem, że stają się dziećmi Bożymi” (Rz 8:15-16). Owo odkupienie dotyczy całej „osobowości duchowej”, najpierw duszy, później duchowego ciała (Rz 8:23), co jednocześnie wskazuje na dwie grupy wybrańców. Duch Święty, zesłany do serc (dusz) wybrańców, jest dowodem uznania przez Boga ich „synostwa i dziedzictwa”, z naciskiem na istotny warunek – „z woli Bożej” (Ga 4:6).
Ani adopcja fizyczna, ani fizyczne dziedzictwo nie mają żadnego znaczenia. Pojęcia takie jak „linia rodowa” czy „krew” to jedynie obrazy wybrańców bądź niewybrańców. Wybrańcy zaczynają jako osoby „obcej krwi” (obcego ducha), a wyrażenie „przelanie Krwi Chrystusa” symbolizuje „przelanie Ducha Świętego”, które sprawia, że wybrańcy stają się osobami „tej samej krwi”, co Bóg. Kiedyś dziedzictwo fizyczne dawało przywilej pierworodnym, należy jednak pamiętać o Izaaku, który dziedziczył przed Izmaelem, czy Salomonie, który dziedziczył przed Adoniaszem, i o wielu innych. Przypadki te świadczą o tym, że to nie kontekst fizyczny jest istotny. Bóg zresztą określa swoją „relację z Izraelem” symbolicznie jako relację „Ojca z synem” (Wj 4:22; Jr 31:9). Podobne znaczenie ma symbolika „Pana Młodego i panny młodej”. Ponieważ pod pojęciem „Izraela” kryją się zarówno wybrańcy, jak i niewybrańcy, wybrańcy są określani jako „prawowici synowie Boga z nasienia Ducha”, a niewybrańcy jako „synowie nieprawowici, czyli odrzuceni” (Jr 3:19-20; Oz 11:1-6). Zresztą stwierdzenie „Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2:7) odnosi się do Jezusa Chrystusa i do „chrztu z Ducha” (Mk 1: 11). Oznacza to, że „zstąpienie Ducha Świętego na wybrańca (symboliczny chrzest lub obmycie)” nadaje mu status „dziecka Bożego”.
W interpretacji kościoła życie małżeńsko-rodzinne jest regulowane zbiorem fizycznych nakazów i zakazów oraz zasad „budowania szczęśliwej rodziny”. W rzeczywistości są to ludzkie wartości moralne, które dla jednych będą pozytywne, dla innych kontrowersyjne. Nie trzeba przyłączać się do żadnej organizacji religijnej, żeby wiedzieć, że lojalność, troska, wierność, miłość, szacunek, oddanie czy właściwa komunikacja są ideałami, do których powinno się dążyć. Nie ma to jednak nic wspólnego z Ewangelią, czyli Bożą nauką o zbawieniu, która definiuje Boga jako ideał duchowy, przeciwstawiając mu duchową niedoskonałość człowieka. Nieważne, czy ludzkie małżeństwo uznamy za sakrament, czy nie. Chodzi o to, że sytuacje, w których dwie sympatyczne osoby poznają się, będąc przy tym w stanie dziewictwa, łączą w związek i żyją długo i szczęśliwie, występują jedynie w filmach i powieściach. Jeżeli niewierność seksualną uznać za biblijną podstawę do rozwodu, bo tak wynika z fizycznej interpretacji Biblii, to chcąc uwolnić się od partnera, ktoś może celowo dopuścić się zdrady. Z drugiej strony, dla niektórych „grzechem” będzie pozostawanie w związku przemocowym, pełnym kłótni i kłamstw – jak w dowcipie, w którym żona mówi do odchodzącego od niej męża, że ma nadzieję, że będzie umierał długą, powolną i bolesną śmiercią, na co on pyta ją, czy to znaczy, że ma zostać. Paradoksalnie oznaczałoby to także, że ten, kto zdradza, za pomocą jednego „grzechu” miałby możliwość uwolnić się od innego „grzechu”. Do takich właśnie kontrowersji dochodzi w wyniku fizycznej interpretacji Biblii.
Od księdza można bez problemu uzyskać rozgrzeszenie za zdradę po rozwodzie i zacząć „nowe życie”, w zgodzie z „prawem Bożym”, zamiast pozostawać „grzesznikiem” tak długo, jak długo trwa związek małżeński, czyli być może do śmierci. „Ukartowane cudzołóstwo” może więc stać się biblijną „podstawą” do rozwodu. „Usprawiedliwiony rozwodnik” wraz z nowym partnerem może, oczywiście, ponownie stać się pełnowartościowym członkiem danego kościoła, którego nie postrzega się już jako „grzesznika”.
W niektórych wyznaniach związek małżeński wciąż implikuje zwierzchnictwo mężczyzny nad kobietą, i to zarówno w rodzinie, jak i we wspólnocie chrześcijańskiej. To sprowadza kobietę do roli żony, matki i gospodyni domowej. Mało tego, kobieta w takim związku nie może rozwijać się zawodowo, żeby nie wyzwolić u męża poczucia niższości, nie może też jawnie zwracać mężowi uwagi, wytykać mu błędów ani wyrażać się o nim krytycznie. Na szczęście w wielu miejscach zmiany społeczne zaszły na tyle daleko, że ten ultrakonserwatywny trend zanika. Kiedy jednak znika jeden problem, pojawiają się inne, na przykład prześladowania osób, które w ten „tradycyjny” trend nie chcą się wpasować. Co gorsza, prześladowania te inicjowane są przez instytucję, którą uważa się za „świętą” i która rzekomo głosi „miłość do drugiego człowieka”.
Własny system norm moralnych prowadzi do uznania homoseksualności za schorzenie (medykalizuje ją) lub dewiację seksualną (osądza ją moralnie). Dlatego, jeśli któreś z dzieci w rodzinie chrześcijańskiej zostaje dotknięte „plagą” homoseksualizmu, to, zdaniem kościoła, zadaniem takiej rodziny jest „wyleczenie” go z tej „choroby”. Niestety w wielu krajach ewolucja poglądów toczy się powoli. Kiedyś niewolnictwo czy prześladowania rasowe były na porządku dziennym. Na szczęście wiele kultur dojrzewa także w swoim stosunku do homoseksualności, uznając ją za jedną z wielu orientacji psychoseksualnych na szerokim spektrum. Niestety nie w przypadku kościoła. Homoseksualność traktowana jest tu na równi z rozpustą, cudzołóstwem i rozmaitymi praktykami seksualnymi uważanymi za niemoralne, z wszystkim, co składa się na kościelną definicję „nieczystości duchowej”. Tymczasem praktyki seksualne czy sposób wyrażania miłości do innej osoby nie mają nic wspólnego z czystością ani nieczystością duchową. Nieczystość duchowa to nieczystość ducha, czyli posiadanie ducha Szatana.
Ewolucja kulturowa w obrębie kościoła nie oznacza ewolucji Słowa Bożego, lecz próby naginania kościelnych interpretacji do aktualnych potrzeb kulturowo-społecznych. Niektóre ortodoksyjne praktyki kościelne nie tylko nawiązują do średniowiecznego zacofania, ale nierzadko są po prostu śmieszne. Czasem, co gorsza, prowadzą do zagrożenia życia. Jak bowiem traktować takie zasady jak zakaz wykonywania pracy w dzień szabatu, włącznie z porcjowaniem papieru toaletowego, zakaz noszenia spodni przez kobiety, albo zakaz przeszczepu organów czy przetaczania krwi. A to tylko niektóre z całej kolekcji niczym nieuzasadnionych praktyk. Co ciekawe, w zasadzie wszystkie religie potępiają namiętny seks i niestandardowe techniki seksualne, bez względu na to, czy dotyczy to małżonków, czy nie. Równocześnie każda religia uzurpuje sobie prawo do „wyłączności” w reprezentacji Boga, zakazując swoim członkom wszelkich kontaktów z wyznawcami innych religii, pod groźbą gniewu Bożego.
Również za sprawą nauki kościelnej w umysłach wielu zakorzenił się dogmat „naturalnej niewinności dzieci”, według którego niemowlęta nie są w stanie grzeszyć, a małe dzieci ponoszą mniejszą odpowiedzialność niż dorośli. Dlatego podkreśla się obowiązek właściwego wychowania dzieci, który spoczywa na rodzinie, a przede wszystkim na rodzicach. Wady czy niedoskonałości dziecięce usprawiedliwia się zmiennością nastrojów, brakiem dojrzałości albo brakiem wytycznych w kwestii postępowania. „Niewinność” przypisuje się małym dzieciom na podstawie jednej wypowiedzi, w której Chrystus porównuje przyjęcie dziecka w Jego imieniu do przyjęcia Królestwa Bożego (Mk 9:36-37; 10:13-16). Tymczasem „przyjęcie Królestwa Bożego” i stanie się „dzieckiem Bożym” to dar – błogosławieństwo Boże – a fizyczny opis położenia przez Jezusa rąk na dziecko obrazuje zesłanie Ducha Świętego na Bożego wybrańca. Obrazuje, ale nim nie jest. Zatem „dzieckiem Bożym” staje się wyłącznie Boży wybraniec, za sprawą woli Bożej, i to w dowolnym, wybranym przez Boga wieku.
Pomimo, że Biblia otwarcie mówi o „zbawieniu przez Łaskę”, my, ludzie, i tak wymyślamy i forsujemy system wartości oparty na naszych własnych uczynkach, który ma nas rzekomo „zbliżyć do Boga”. Dlatego w powszechnej świadomości funkcjonują pojęcia takie jak upomnienie, pouczenie, ukaranie, wychowanie poprzez naukę, kształtowanie osobowości, dyscyplina, nabycie zasad moralnych lub mądrości życiowej, unikanie wszelkiej formy zła, na przykład lenistwa, pijaństwa, niemoralnego prowadzenia się, wpadania w złe towarzystwo, czy wreszcie wychowanie w duchu religii i wierze w Boga. Choć Biblia mówi o „karach cielesnych”, takich jak użycie rózgi, czytając takie słowa, wpadamy w pułapkę fizycznego spojrzenia na Biblię i odczuwamy dysonans poznawczy ze względu na nasze zasady moralne (które nie pochwalają stosowania przemocy) i przepisy prawa, chroniące dzieci przed wszelką przemocą. Fundamentaliści religijni twierdzą, że kary cielesne są rzekomo zgodne z wolą Bożą. Jednak w Biblii nie chodzi o karę fizycznej chłosty, bo Bóg jest Duchem. Nawet z fizycznego punktu widzenia kary cielesne zaprzeczają naszej wizji miłosiernego Boga. Sformułowania takie jak „Bóg karci tego, kogo miłuje” nie oznaczają krzywdy fizycznej. Odnoszą się do „napomnienia, wyrzucenia głupoty z serca czy nabycia mądrości”, przy czym, oczywiście, chodzi tu o „dar duchowej mądrości Bożej”. Troskliwy ojciec czy popularny duchowny może stać się wzorem jedynie ojca fizycznego, podczas gdy, z duchowego punktu widzenia, Biblia wymienia tylko dwóch „ojców” – „ojca Szatana” i „Ojca Boga”.
Obok kontrowersyjnej idei karcenia dzieci w sposób fizyczny również stereotyp dziewcząt i kobiet dorastających pod okiem matki, które wychowywane są na przyszłe żony i matki, powstał w wyniku fizycznej interpretacji Biblii. Z duchowego punktu widzenia, chłopcy, którzy w wieku dojrzewania przechodzili pod opiekę ojców, najczęściej są w Biblii obrazem dwóch linii rodowych w wymiarze duchowym – linii Szatana bądź linii Chrystusa. Ani kwestia „karcenia dzieci”, ani „rola społeczna kobiet”, tak jak opisane są w Biblii, nie mają nic wspólnego ze „zmianami kulturowymi”. Owszem, zmiany kulturowe następują nieprzerwanie, ale język Biblii jest ponadczasowy. W Biblii nie możemy szukać odniesień do czasu, bo jej autorem nie jest człowiek, a Bóg. W przekazie fizycznym Biblii, który nie jest podstawowym przesłaniem od Boga, a jedynie narzędziem, dzięki któremu Bóg ilustruje prawdy duchowe, nie ma żadnej logiki. Jest wręcz odwrotnie – przekaz fizyczny to źródło zamieszania i sprzeczności. Owe kontrowersje i zamieszanie mają nam pokazać, że przekaz fizyczny jest nieistotny i że Bogu chodzi o przekaz duchowy.
Przykładem fizycznych sprzeczności są zasady dotyczące wychowania dzieci i modelu rodziny, w tym zagadnień takich jak adopcja czy dziedziczenie. Widoczne w fizycznym przekazie Biblii sprzeczności sprawiają, że wiele osób traktuje Biblię z przymrużeniem oka, bądź nagina Jej zapisy do własnych potrzeb. Jest tak choćby w przypadku adopcji, której założeniem jest uznanie osoby obcej krwi za własne dziecko. Z fizycznego punktu widzenia, można by zatem stwierdzić, że Mojżesz był synem faraona, który w Biblii symbolizuje Szatana, co wyjaśnia, że z duchowego punktu widzenia, zanim wybrańcy zostaną ostatecznie wezwani przez Boga, najpierw zostają „zaadoptowani” przez Szatana, bez względu na ich wolę. Nowy Testament tłumaczy, że wybrańcy są „synami przybranymi przez Jezusa”, „wybranymi przed stworzeniem świata, wedle woli Chrystusa” (Ef 1:5). Choć na tym świecie wybrańcy zaczynają pielgrzymkę jako „dzieci Szatana” podlegające prawu grzechu i śmierci, w którymś momencie zostają „wykupieni” przez Chrystusa i otrzymują „przybrane synostwo” (Ga 4:5). Wybrańcy otrzymują „Ducha przybrania za synów”, przy czym Duch jest „świadectwem, że stają się dziećmi Bożymi” (Rz 8:15-16). Owo odkupienie dotyczy całej „osobowości duchowej”, najpierw duszy, później duchowego ciała (Rz 8:23), co jednocześnie wskazuje na dwie grupy wybrańców. Duch Święty, zesłany do serc (dusz) wybrańców, jest dowodem uznania przez Boga ich „synostwa i dziedzictwa”, z naciskiem na istotny warunek – „z woli Bożej” (Ga 4:6).
Ani adopcja fizyczna, ani fizyczne dziedzictwo nie mają żadnego znaczenia. Pojęcia takie jak „linia rodowa” czy „krew” to jedynie obrazy wybrańców bądź niewybrańców. Wybrańcy zaczynają jako osoby „obcej krwi” (obcego ducha), a wyrażenie „przelanie Krwi Chrystusa” symbolizuje „przelanie Ducha Świętego”, które sprawia, że wybrańcy stają się osobami „tej samej krwi”, co Bóg. Kiedyś dziedzictwo fizyczne dawało przywilej pierworodnym, należy jednak pamiętać o Izaaku, który dziedziczył przed Izmaelem, czy Salomonie, który dziedziczył przed Adoniaszem, i o wielu innych. Przypadki te świadczą o tym, że to nie kontekst fizyczny jest istotny. Bóg zresztą określa swoją „relację z Izraelem” symbolicznie jako relację „Ojca z synem” (Wj 4:22; Jr 31:9). Podobne znaczenie ma symbolika „Pana Młodego i panny młodej”. Ponieważ pod pojęciem „Izraela” kryją się zarówno wybrańcy, jak i niewybrańcy, wybrańcy są określani jako „prawowici synowie Boga z nasienia Ducha”, a niewybrańcy jako „synowie nieprawowici, czyli odrzuceni” (Jr 3:19-20; Oz 11:1-6). Zresztą stwierdzenie „Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2:7) odnosi się do Jezusa Chrystusa i do „chrztu z Ducha” (Mk 1: 11). Oznacza to, że „zstąpienie Ducha Świętego na wybrańca (symboliczny chrzest lub obmycie)” nadaje mu status „dziecka Bożego”.
W interpretacji kościoła życie małżeńsko-rodzinne jest regulowane zbiorem fizycznych nakazów i zakazów oraz zasad „budowania szczęśliwej rodziny”. W rzeczywistości są to ludzkie wartości moralne, które dla jednych będą pozytywne, dla innych kontrowersyjne. Nie trzeba przyłączać się do żadnej organizacji religijnej, żeby wiedzieć, że lojalność, troska, wierność, miłość, szacunek, oddanie czy właściwa komunikacja są ideałami, do których powinno się dążyć. Nie ma to jednak nic wspólnego z Ewangelią, czyli Bożą nauką o zbawieniu, która definiuje Boga jako ideał duchowy, przeciwstawiając mu duchową niedoskonałość człowieka. Nieważne, czy ludzkie małżeństwo uznamy za sakrament, czy nie. Chodzi o to, że sytuacje, w których dwie sympatyczne osoby poznają się, będąc przy tym w stanie dziewictwa, łączą w związek i żyją długo i szczęśliwie, występują jedynie w filmach i powieściach. Jeżeli niewierność seksualną uznać za biblijną podstawę do rozwodu, bo tak wynika z fizycznej interpretacji Biblii, to chcąc uwolnić się od partnera, ktoś może celowo dopuścić się zdrady. Z drugiej strony, dla niektórych „grzechem” będzie pozostawanie w związku przemocowym, pełnym kłótni i kłamstw – jak w dowcipie, w którym żona mówi do odchodzącego od niej męża, że ma nadzieję, że będzie umierał długą, powolną i bolesną śmiercią, na co on pyta ją, czy to znaczy, że ma zostać. Paradoksalnie oznaczałoby to także, że ten, kto zdradza, za pomocą jednego „grzechu” miałby możliwość uwolnić się od innego „grzechu”. Do takich właśnie kontrowersji dochodzi w wyniku fizycznej interpretacji Biblii.
Od księdza można bez problemu uzyskać rozgrzeszenie za zdradę po rozwodzie i zacząć „nowe życie”, w zgodzie z „prawem Bożym”, zamiast pozostawać „grzesznikiem” tak długo, jak długo trwa związek małżeński, czyli być może do śmierci. „Ukartowane cudzołóstwo” może więc stać się biblijną „podstawą” do rozwodu. „Usprawiedliwiony rozwodnik” wraz z nowym partnerem może, oczywiście, ponownie stać się pełnowartościowym członkiem danego kościoła, którego nie postrzega się już jako „grzesznika”.
W niektórych wyznaniach związek małżeński wciąż implikuje zwierzchnictwo mężczyzny nad kobietą, i to zarówno w rodzinie, jak i we wspólnocie chrześcijańskiej. To sprowadza kobietę do roli żony, matki i gospodyni domowej. Mało tego, kobieta w takim związku nie może rozwijać się zawodowo, żeby nie wyzwolić u męża poczucia niższości, nie może też jawnie zwracać mężowi uwagi, wytykać mu błędów ani wyrażać się o nim krytycznie. Na szczęście w wielu miejscach zmiany społeczne zaszły na tyle daleko, że ten ultrakonserwatywny trend zanika. Kiedy jednak znika jeden problem, pojawiają się inne, na przykład prześladowania osób, które w ten „tradycyjny” trend nie chcą się wpasować. Co gorsza, prześladowania te inicjowane są przez instytucję, którą uważa się za „świętą” i która rzekomo głosi „miłość do drugiego człowieka”.
Własny system norm moralnych prowadzi do uznania homoseksualności za schorzenie (medykalizuje ją) lub dewiację seksualną (osądza ją moralnie). Dlatego, jeśli któreś z dzieci w rodzinie chrześcijańskiej zostaje dotknięte „plagą” homoseksualizmu, to, zdaniem kościoła, zadaniem takiej rodziny jest „wyleczenie” go z tej „choroby”. Niestety w wielu krajach ewolucja poglądów toczy się powoli. Kiedyś niewolnictwo czy prześladowania rasowe były na porządku dziennym. Na szczęście wiele kultur dojrzewa także w swoim stosunku do homoseksualności, uznając ją za jedną z wielu orientacji psychoseksualnych na szerokim spektrum. Niestety nie w przypadku kościoła. Homoseksualność traktowana jest tu na równi z rozpustą, cudzołóstwem i rozmaitymi praktykami seksualnymi uważanymi za niemoralne, z wszystkim, co składa się na kościelną definicję „nieczystości duchowej”. Tymczasem praktyki seksualne czy sposób wyrażania miłości do innej osoby nie mają nic wspólnego z czystością ani nieczystością duchową. Nieczystość duchowa to nieczystość ducha, czyli posiadanie ducha Szatana.
Ewolucja kulturowa w obrębie kościoła nie oznacza ewolucji Słowa Bożego, lecz próby naginania kościelnych interpretacji do aktualnych potrzeb kulturowo-społecznych. Niektóre ortodoksyjne praktyki kościelne nie tylko nawiązują do średniowiecznego zacofania, ale nierzadko są po prostu śmieszne. Czasem, co gorsza, prowadzą do zagrożenia życia. Jak bowiem traktować takie zasady jak zakaz wykonywania pracy w dzień szabatu, włącznie z porcjowaniem papieru toaletowego, zakaz noszenia spodni przez kobiety, albo zakaz przeszczepu organów czy przetaczania krwi. A to tylko niektóre z całej kolekcji niczym nieuzasadnionych praktyk. Co ciekawe, w zasadzie wszystkie religie potępiają namiętny seks i niestandardowe techniki seksualne, bez względu na to, czy dotyczy to małżonków, czy nie. Równocześnie każda religia uzurpuje sobie prawo do „wyłączności” w reprezentacji Boga, zakazując swoim członkom wszelkich kontaktów z wyznawcami innych religii, pod groźbą gniewu Bożego.