18. Ewolucja poglądów kościoła
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Sam kościół przeszedł i wciąż przechodzi ewolucję swojego nauczania, którego korekty zwykle wymuszane są przez zmiany społeczne i kulturowe. Na przykład niegdyś popularna była interpretacja postaci Chrystusa zwana nestorianizmem. Była to doktryna chrześcijańska dotycząca relacji (podziału) pomiędzy dwiema naturami Jezusa Chrystusa, boską i ludzką, którą później uznano za herezję. Jako przeciwwaga powstała doktryna monofizytyzmu, czyli połączenia dwóch natur, boskiej i ludzkiej, w jedną hipernaturę, która ustąpiła później miejsca unii hipostatycznej, określającej właściwe relacje między obiema naturami Słowa, które stało się ciałem (J 1:1, 14). Przytoczone powyżej terminy brzmią „poważnie i naukowo”, w rzeczywistości jednak kościół nie potrafi oddzielić Boga od człowieka, co jest szczególnie widoczne w kulcie Marii. Nestorianizm zaprzeczał, że wieczny Chrystus narodził się z Marii – ludzkiej matki – jako Bóg. Dlatego Marii nie można było uznać za Matkę Bożą. Tylko człowiek może narodzić się z innego człowieka i tylko o człowieku można powiedzieć, że urodził się i umarł.
Obecnie kościół głosi, że Maria stała się prawdziwie Matką Bożą przez ludzkie poczęcie Syna Bożego w swoim łonie i że „narodziło się w niej święte ciało obdarzone duszą rozumną”. Niektórzy uogólniają tę zasadę, uważając moment poczęcia za powstanie osoby ludzkiej, obdarzonej duszą rozumną, czyli rozumem i wolą. W związku z tym dla nich metoda in vitro w ogóle, a odrzucanie zarodków w szczególe, wiąże się właśnie z zabijaniem osoby ludzkiej. Owszem, brzmi to atrakcyjnie, jednak Chrystus nie został poczęty jako „święte ciało obdarzone duszą rozumną”, bo takie określenie nawiązuje do fizycznego poczęcia człowieka, do narodzin „według ciała”. Problem polega na tym, że wszyscy patrzą na Chrystusa jako na postać fizyczną, której narodziny i śmierć zostały zamknięte w ramach czasowych. Tymczasem Chrystus to Słowo Boże, które jest wszechobecne i objawia się w Biblii pod różnymi postaciami lub inaczej obrazami. Dlatego Biblia jest jedną wielką alegorią i nic w niej zawartego nie może być postrzegane fizycznie. Narodziny Chrystusa, czy w ogóle obecność Chrystusa, można w Biblii dostrzec w opisach wielu postaci, a także w zwierzętach, przedmiotach i w formie różnych przypowieści i metafor, których znaczenie jest duchowe. Dlatego tak jak Jezus nie jest człowiekiem, tak też nie jest dosłownym Pasterzem, Barankiem, Drzwiami, Bramą, Gwiazdą itp. Narodzin człowieka z fizycznego punktu widzenia nie można w żaden sposób odnieść do narodzin Chrystusa. Konstrukty takie jak „ciąża” czy „narodziny dziecka” to przypowieści biblijne, które mogą nawiązywać zarówno do zbawienia, jak i do potępienia, w zależności od kontekstu, w którym występują.
Hipokryzja religii, czyli systemu „nauk o Bogu” stworzonych przez człowieka, polega na tym, że ktoś akceptuje pewne wartości, a ktoś inny nie. Stąd jedne religie uznają in vitro, a nawet widzą w nim miłosierdzie Boże, które objawia się w stworzeniu dodatkowej możliwości poczęcia dziecka, inne, takie jak kościół rzymskokatolicki, uznają tę metodę za dzieło Szatana, choć nawet i w tej instytucji istnieje podział. Absurd rozumowania przeciwników in vitro polega na tym, że również zamrożone komórki jajowe i zamrożone plemniki przyrównywane są do nienarodzonych dzieci. Wynika z tego, że „zabójcami” jesteśmy wszyscy – dorastający chłopcy, u których występuje samoistny upływ nasienia, dorastające dziewczynki, i to już od momentu pierwszej miesiączki, nie wspominając już o wszystkich nas, którzy stosujemy różne metody antykoncepcji. Najwyraźniej na opakowaniach prezerwatyw powinno być umieszczone ostrzeżenie w rodzaju: „UWAGA! PRODUKT ZABIJA PRZYSZŁE DZIECI!”. Tego typu rozumowanie to powrót do najmroczniejszych i najbardziej niechlubnych okresów ludzkiej historii. Niegdyś to chrześcijaństwo było prześladowane. Teraz niektóre odłamy chrześcijaństwa stają się źródłem prześladowań w różnych społeczeństwach. Choć obecnie najczęściej nie jest to prześladowanie fizyczne, to nie wiadomo, co gorsze – utrata zdrowia i życia, czy prześladowanie psychiczne i straszenie „wrogów” piekłem, czyli śmiercią wieczną. W imię wiary, a raczej własnych religijnych przekonań, dokonuje się samosądów nad ludźmi. Kiedyś zabijano chrześcijan, później chrześcijanie palili na stosach „czarownice” czy osoby, które wyrażały poglądy sprzeczne z przyjętymi przez ogół. W imię chrześcijaństwa mordowano nie tylko za herezje, ale także za brak przynależności do kościelnej instytucji. Przypomnijmy postać historyczną taką jak Joanna d’Arc, zwana także Dziewicą Orleańską, która twierdziła, że działa w imię Boga, stając się bohaterką narodową Francji. Osądzona przez sąd kościelny, została skazana na śmierć (spalenie na stosie). Następnie jeden z papieży uznał ją za niewinną, a wiele pokoleń później została beatyfikowana i kanonizowana. Przebyła więc drogę od „czarownicy do świętej”, na co wpływ znowu miały opinie ludzkie. Podobny los spotkał księdza dominikanina Girolamo (Hieronima) Savonarolę, który za atakowanie kurii rzymskiej i papieża najpierw został ekskomunikowany, a następnie uznany za heretyka i stracony (powieszony i spalony na stosie). Po latach przez niektóre kościoły został uznany za świętego.
Z innych znanych postaci wystarczy wymienić Kopernika (który był nawet kanonikiem) i jego dzieło „O obrotach ciał niebieskich” (wydane w roku jego śmierci), które znalazło się na liście ksiąg zakazanych, bo sprzeciwiało się doktrynom kościoła. Nie należy także zapomnieć o włoskim uczonym Galileuszu, który, oprócz osiągnięć w fizyce i mechanice, rozwijał teorię Kopernika głoszącą, że to Ziemia krąży wokół Słońca. Przed sądem kościelnym Kopernika najprawdopodobniej uratowała śmierć, którą spowodował wylew krwi do mózgu, za to Galileusz został skazany przez Trybunał Rzymskiej Inkwizycji, choć nie na karę śmierci. Kościół zrehabilitował Galileusza dopiero pod koniec XX wieku. Dla kościoła nauka zawsze była wrogiem, bo kościół chce utrzymywać ludzkość w nieświadomości, pod wpływem własnych doktryn, najczęściej ukrywając niewygodne fakty czy poglądy, które jego władzy zagrażają. Nic więc dziwnego, że wynalezienie druku określane było jako „prześladowanie wiary”, a prasa drukarska otrzymała łatkę „maszyny zdradliwej i szkodliwej”. Należy więc zastanowić się, czy negowanie przez kościół in vitro nie ma podobnych podstaw. Historia wielokrotnie udowodniła, że kościół bywał i bywa w błędzie. Różnica polega na tym, że obecnie kościół nie skazuje już na śmierć fizyczną, ale wciąż skazuje na śmierć duchową – wieczną.
Rozwój metody in vitro i spadek poparcia dla stanowiska kościoła sprawił, że już zaczynają się pojawiać głosy księży, że kościół może się zgodzić na pewne kompromisowe rozwiązania dopuszczające zapłodnienie pozaustrojowe. Obecnie in vitro jest „pod obstrzałem” głównie z powodu niszczenia zarodków. Ekskomunika czy wizja wiecznego potępienia okazują się nie być już wystarczającym straszakiem, w związku z czym kościół zmuszony jest pójść na ustępstwa. Sprawa ta potęguje tylko spór ideologiczny, i to zarówno wśród członków kościoła, jak i wśród księży. Oskarżenie kogoś, że nie jest katolikiem, bo opowiada się za in vitro, ma dziś taką samą moc, jak kiedyś stwierdzenie, że ktoś nie jest katolikiem, bo godzi się na przeszczepy organów, naruszające ludzką godność. Jeszcze wcześniej stosowanie przez lekarzy respiratorów uważane było za przeciwstawianie się Bogu i przeszkadzanie Mu w zabraniu czyjejś duszy. Ludzi nie można pozbawiać samodzielnego myślenia. Te czasy się już skończyły, zwłaszcza że historia wskazuje na omylność człowieka. Dlatego nie można stwierdzić, że in vitro to herezja naszych czasów, bo w przyszłości może się okazać, że stwierdzenie to będzie kolejnym dowodem na hipokryzję poglądów kościoła.
Z wypowiedzi kleru, w których powoli dostrzec można wspomniane już kompromisy w odpowiedzi na wzrost zainteresowania in vitro, wynika, że główny problem kościoła nie wiąże się już ze sztuczną metodą przekazywania życia, lecz z aspektem moralnym tej procedury, to znaczy, zastępowaniem aktu małżeńskiego procedurą medyczną i uwłaczaniem ludzkiej godności. Sednem problemu wydaje się „zło” w postaci skutków ubocznych tej metody. Wynikałoby z tego, że problem może zniknąć po wyeliminowaniu zamrażania większej liczby zarodków, co prowadzi do wniosku, że samo w sobie in vitro nie musi być uznawane za aż tak wielkie zło.
Metody in vitro nie wolno przedstawiać jako problem ideologiczny. Niestety kościół naciska na to, by uznać zwolenników in vitro za ludzi gorszych, za bezbożników, nikczemników, zdrajców Boga itp. De facto jest to problem ideologiczny kościoła. Metody tej nie wolno sprowadzać jedynie do zabijania i genetycznej manipulacji, bo co się stanie, kiedy procedura ta zacznie wykorzystywać wszystkie zarodki, a testy genetyczne zostaną zakazane? Jaką strategię przyjmie wtedy kościół, skoro argument o pogwałceniu więzi małżeńskiej już nie działa? Pytanie, jak długo jeszcze potrwa kościelna krucjata?
Obecnie kościół głosi, że Maria stała się prawdziwie Matką Bożą przez ludzkie poczęcie Syna Bożego w swoim łonie i że „narodziło się w niej święte ciało obdarzone duszą rozumną”. Niektórzy uogólniają tę zasadę, uważając moment poczęcia za powstanie osoby ludzkiej, obdarzonej duszą rozumną, czyli rozumem i wolą. W związku z tym dla nich metoda in vitro w ogóle, a odrzucanie zarodków w szczególe, wiąże się właśnie z zabijaniem osoby ludzkiej. Owszem, brzmi to atrakcyjnie, jednak Chrystus nie został poczęty jako „święte ciało obdarzone duszą rozumną”, bo takie określenie nawiązuje do fizycznego poczęcia człowieka, do narodzin „według ciała”. Problem polega na tym, że wszyscy patrzą na Chrystusa jako na postać fizyczną, której narodziny i śmierć zostały zamknięte w ramach czasowych. Tymczasem Chrystus to Słowo Boże, które jest wszechobecne i objawia się w Biblii pod różnymi postaciami lub inaczej obrazami. Dlatego Biblia jest jedną wielką alegorią i nic w niej zawartego nie może być postrzegane fizycznie. Narodziny Chrystusa, czy w ogóle obecność Chrystusa, można w Biblii dostrzec w opisach wielu postaci, a także w zwierzętach, przedmiotach i w formie różnych przypowieści i metafor, których znaczenie jest duchowe. Dlatego tak jak Jezus nie jest człowiekiem, tak też nie jest dosłownym Pasterzem, Barankiem, Drzwiami, Bramą, Gwiazdą itp. Narodzin człowieka z fizycznego punktu widzenia nie można w żaden sposób odnieść do narodzin Chrystusa. Konstrukty takie jak „ciąża” czy „narodziny dziecka” to przypowieści biblijne, które mogą nawiązywać zarówno do zbawienia, jak i do potępienia, w zależności od kontekstu, w którym występują.
Hipokryzja religii, czyli systemu „nauk o Bogu” stworzonych przez człowieka, polega na tym, że ktoś akceptuje pewne wartości, a ktoś inny nie. Stąd jedne religie uznają in vitro, a nawet widzą w nim miłosierdzie Boże, które objawia się w stworzeniu dodatkowej możliwości poczęcia dziecka, inne, takie jak kościół rzymskokatolicki, uznają tę metodę za dzieło Szatana, choć nawet i w tej instytucji istnieje podział. Absurd rozumowania przeciwników in vitro polega na tym, że również zamrożone komórki jajowe i zamrożone plemniki przyrównywane są do nienarodzonych dzieci. Wynika z tego, że „zabójcami” jesteśmy wszyscy – dorastający chłopcy, u których występuje samoistny upływ nasienia, dorastające dziewczynki, i to już od momentu pierwszej miesiączki, nie wspominając już o wszystkich nas, którzy stosujemy różne metody antykoncepcji. Najwyraźniej na opakowaniach prezerwatyw powinno być umieszczone ostrzeżenie w rodzaju: „UWAGA! PRODUKT ZABIJA PRZYSZŁE DZIECI!”. Tego typu rozumowanie to powrót do najmroczniejszych i najbardziej niechlubnych okresów ludzkiej historii. Niegdyś to chrześcijaństwo było prześladowane. Teraz niektóre odłamy chrześcijaństwa stają się źródłem prześladowań w różnych społeczeństwach. Choć obecnie najczęściej nie jest to prześladowanie fizyczne, to nie wiadomo, co gorsze – utrata zdrowia i życia, czy prześladowanie psychiczne i straszenie „wrogów” piekłem, czyli śmiercią wieczną. W imię wiary, a raczej własnych religijnych przekonań, dokonuje się samosądów nad ludźmi. Kiedyś zabijano chrześcijan, później chrześcijanie palili na stosach „czarownice” czy osoby, które wyrażały poglądy sprzeczne z przyjętymi przez ogół. W imię chrześcijaństwa mordowano nie tylko za herezje, ale także za brak przynależności do kościelnej instytucji. Przypomnijmy postać historyczną taką jak Joanna d’Arc, zwana także Dziewicą Orleańską, która twierdziła, że działa w imię Boga, stając się bohaterką narodową Francji. Osądzona przez sąd kościelny, została skazana na śmierć (spalenie na stosie). Następnie jeden z papieży uznał ją za niewinną, a wiele pokoleń później została beatyfikowana i kanonizowana. Przebyła więc drogę od „czarownicy do świętej”, na co wpływ znowu miały opinie ludzkie. Podobny los spotkał księdza dominikanina Girolamo (Hieronima) Savonarolę, który za atakowanie kurii rzymskiej i papieża najpierw został ekskomunikowany, a następnie uznany za heretyka i stracony (powieszony i spalony na stosie). Po latach przez niektóre kościoły został uznany za świętego.
Z innych znanych postaci wystarczy wymienić Kopernika (który był nawet kanonikiem) i jego dzieło „O obrotach ciał niebieskich” (wydane w roku jego śmierci), które znalazło się na liście ksiąg zakazanych, bo sprzeciwiało się doktrynom kościoła. Nie należy także zapomnieć o włoskim uczonym Galileuszu, który, oprócz osiągnięć w fizyce i mechanice, rozwijał teorię Kopernika głoszącą, że to Ziemia krąży wokół Słońca. Przed sądem kościelnym Kopernika najprawdopodobniej uratowała śmierć, którą spowodował wylew krwi do mózgu, za to Galileusz został skazany przez Trybunał Rzymskiej Inkwizycji, choć nie na karę śmierci. Kościół zrehabilitował Galileusza dopiero pod koniec XX wieku. Dla kościoła nauka zawsze była wrogiem, bo kościół chce utrzymywać ludzkość w nieświadomości, pod wpływem własnych doktryn, najczęściej ukrywając niewygodne fakty czy poglądy, które jego władzy zagrażają. Nic więc dziwnego, że wynalezienie druku określane było jako „prześladowanie wiary”, a prasa drukarska otrzymała łatkę „maszyny zdradliwej i szkodliwej”. Należy więc zastanowić się, czy negowanie przez kościół in vitro nie ma podobnych podstaw. Historia wielokrotnie udowodniła, że kościół bywał i bywa w błędzie. Różnica polega na tym, że obecnie kościół nie skazuje już na śmierć fizyczną, ale wciąż skazuje na śmierć duchową – wieczną.
Rozwój metody in vitro i spadek poparcia dla stanowiska kościoła sprawił, że już zaczynają się pojawiać głosy księży, że kościół może się zgodzić na pewne kompromisowe rozwiązania dopuszczające zapłodnienie pozaustrojowe. Obecnie in vitro jest „pod obstrzałem” głównie z powodu niszczenia zarodków. Ekskomunika czy wizja wiecznego potępienia okazują się nie być już wystarczającym straszakiem, w związku z czym kościół zmuszony jest pójść na ustępstwa. Sprawa ta potęguje tylko spór ideologiczny, i to zarówno wśród członków kościoła, jak i wśród księży. Oskarżenie kogoś, że nie jest katolikiem, bo opowiada się za in vitro, ma dziś taką samą moc, jak kiedyś stwierdzenie, że ktoś nie jest katolikiem, bo godzi się na przeszczepy organów, naruszające ludzką godność. Jeszcze wcześniej stosowanie przez lekarzy respiratorów uważane było za przeciwstawianie się Bogu i przeszkadzanie Mu w zabraniu czyjejś duszy. Ludzi nie można pozbawiać samodzielnego myślenia. Te czasy się już skończyły, zwłaszcza że historia wskazuje na omylność człowieka. Dlatego nie można stwierdzić, że in vitro to herezja naszych czasów, bo w przyszłości może się okazać, że stwierdzenie to będzie kolejnym dowodem na hipokryzję poglądów kościoła.
Z wypowiedzi kleru, w których powoli dostrzec można wspomniane już kompromisy w odpowiedzi na wzrost zainteresowania in vitro, wynika, że główny problem kościoła nie wiąże się już ze sztuczną metodą przekazywania życia, lecz z aspektem moralnym tej procedury, to znaczy, zastępowaniem aktu małżeńskiego procedurą medyczną i uwłaczaniem ludzkiej godności. Sednem problemu wydaje się „zło” w postaci skutków ubocznych tej metody. Wynikałoby z tego, że problem może zniknąć po wyeliminowaniu zamrażania większej liczby zarodków, co prowadzi do wniosku, że samo w sobie in vitro nie musi być uznawane za aż tak wielkie zło.
Metody in vitro nie wolno przedstawiać jako problem ideologiczny. Niestety kościół naciska na to, by uznać zwolenników in vitro za ludzi gorszych, za bezbożników, nikczemników, zdrajców Boga itp. De facto jest to problem ideologiczny kościoła. Metody tej nie wolno sprowadzać jedynie do zabijania i genetycznej manipulacji, bo co się stanie, kiedy procedura ta zacznie wykorzystywać wszystkie zarodki, a testy genetyczne zostaną zakazane? Jaką strategię przyjmie wtedy kościół, skoro argument o pogwałceniu więzi małżeńskiej już nie działa? Pytanie, jak długo jeszcze potrwa kościelna krucjata?