15. Grzech wulgaryzmu
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Próba zdefiniowania „grzechu” w sposób fizyczny prowadzi donikąd. Przytoczony wcześniej przykład „grzechów języka” jasno pokazuje, w jaki sposób Biblia posługuje się symboliką. Tak jak Jezus nie jest fizycznym Barankiem, Pasterzem, Bramą ani Wodą, tak fizyczny język nie może być mieczem, strzałą czy brzytwą; nie może też fizycznie bezcześcić całego ciała ani rozpalać ognia piekielnego. Grzesznicy nie mogą sobie odciąć języka ani ręki, ani też wydłubać oka, w sensie zadośćuczynienia za grzech, bo wyrażenia te to tylko symbole złego ducha, którego może pokonać i „odciąć” jedynie Duch Boży. Samo stwierdzenie, że „w mocy języka jest życie i śmierć” (Prz 18:21) powinno nam dać do zrozumienia, że chodzi tu o Ducha Bożego („życie”) oraz o ducha Szatana („śmierć”), przy czym duch Szatana działa w takim stopniu, w jakim pozwala mu Duch Boży.
Nawoływanie do „pracy nad własnym językiem” jest absurdem. Owszem, z fizycznego punktu widzenia, język jest ekspresją umysłu i woli, określanych jako „pragnienia serca”, dlatego język został w Biblii zastosowany jako obraz „stanu ducha”. Czuwanie nad językiem, podobnie jak przekonanie o posiadaniu kontroli nad słowami, czy wręcz nakaz wypowiadania fizycznych słów pod wpływem Ducha Bożego to zadania niewykonalne, a próba ich wykonania z własnej woli to bluźnierstwo. To Bóg decyduje, komu da Ducha i komu da zdolność prorokowania, czyli nauczania Jego duchowego przekazu. W zasadzie każde słowo wypowiadane przez człowieka jest bezużyteczne, zbędne i może być interpretowane na tyle sposobów, ilu jest interpretatorów. Dlatego Biblia często mówi o „gadulstwie” czy „plotkarstwie” jako o źródle „grzechu” (Prz 10:19, 20:19), w sensie niemożności powstrzymania języka od „złego”. Oczywiście nie należy tego rozumieć dosłownie. Chodzi tu o niemożność pozbycia się ducha Szatana z własnej duszy.
Do wspomnianych już „grzechów języka”, zdefiniowanych według kryteriów ludzkich, do których zalicza się kłamstwo, donosicielstwo, oszczerstwo, obmowę, plotki, półprawdy i manipulacje, można by dorzucać kolejne, bez końca, jak choćby gadulstwo, przekleństwa, wulgaryzmy, nieprzyzwoite słowa, nieprzyzwoite żarty, szyderstwo, szemranie, fałszywą przysięgę, bluźnierstwo, krytykanctwo, pochlebstwo, osądzanie itp. Ponieważ przekleństwo może być interpretowane jako złorzeczenie, najczęstszym napomnieniem, które słyszymy od najmłodszych lat, jest zakaz używania wulgaryzmów.
W rozumieniu prawa kościelnego wulgaryzmy są „grzechem”. Kościół wychodzi z założenia, że skoro Biblia została napisana pod natchnieniem Ducha Świętego, a nie ma w niej wulgaryzmów, to wulgaryzmy są „językiem zakazanym”. Kościół promuje także nakaz „bycia doskonałym na wzór Ojca w Niebie” (Mt 5:48), ponownie wprowadzając ludzi pod „Prawo grzechu i śmierci”. Zarówno ten, jak i wszystkie inne nakazy biblijne, służą do tego, by pokazać zobowiązania niemożliwe do wypełnienia przez człowieka, wskazując równocześnie w innych fragmentach Biblii, że ich duchowym wykonawcą jest Jezus Chrystus. Automatyczne, duchowe „wypełnienie” wszystkich tych nakazów przychodzi wraz z otrzymaniem daru Ducha Świętego.
Jak już wspominaliśmy, kategoryzowanie grzechów i wszelkie ich podziały to czysty wymysł człowieka. Gdybyśmy bowiem chcieli tłumaczyć Biblię fizycznie, to musielibyśmy uznać, że nikt nie jest w stanie ujarzmić języka, tego „nieopanowanego zła, pełnego zabójczego jadu” (Jkb 3:8). Podobnie jest z wulgaryzmami. Wiele z nich jest wytworem naszej kultury i fizycznego języka z ostatnich kilkuset lat, czyli długo po napisaniu Biblii. Wulgaryzmy są bardzo zmienne, tak jak zmienna jest nasza kultura. Obecnie na co dzień używamy słów, których kiedyś używać nie wypadało, i odwrotnie – kiedyś używało się słów, które obecnie uważane są za wulgaryzmy. Na przykład słowo „kobieta” odnosiło się niegdyś do „niewiasty lekkich obyczajów” i znaczyło tyle, co obecnie używane słowo zaczynające się na „k”. Słowa „kobieta” i „prostytutka” pojawiają się w Biblii i nikomu to nie przeszkadza. Dlatego, jeśli Biblia ostrzega przed „złymi słowami”, to ma na myśli „złą interpretację Słowa Bożego”, interpretację fałszywą, pochodzącą od złego ducha, a nie słowa używane przez ludzi na co dzień. Chcąc zapisy biblijne traktować literalnie, powinniśmy skazać na śmierć każdego, kto „złorzeczy ojcu albo matce” (Wj 21:17), czyli w zasadzie każdego człowieka.
Klasyfikowanie wulgaryzmów jako „grzechy” to wytwór ludzkiej wyobraźni, skonstruowany na bazie „złych”, a raczej „negatywnych” emocji, jakie kulturowo niesie ze sobą ich używanie. Odnosi się to jedynie do kategorii „zła moralnego”, tymczasem grzech jest złem duchowym. W kontekście wulgaryzmów, „złem moralnym” określa się kwestie wstydliwe, powodujące zakłopotanie czy niepokój, albo godzące w innego człowieka, na przykład złorzeczenie, poniżanie czy obrażanie. Należy pamiętać, że „zło moralne” to zło fizyczne, oparte na pojęciu czynów złych lub powszechnie akceptowanych, a także pragnień i odstępstw od aktualnie obowiązujących norm kulturowych. Oczywiście z moralnego punktu widzenia, brak przyzwolenia na używanie słów uważanych za „złe moralnie” jest w wielu sytuacjach wskazany, na przykład po to, by zapobiec poniżaniu czy zranieniu drugiego człowieka. Rzeczywisty problem polega jednak na tym, że słowom tym nadaje się rangę „grzechów”. Kościół argumentuje, że wulgaryzmy nie leżą w naturze Boga i że nie ma ich w całej Biblii. Są też tacy, którzy powołują się na egzorcystów, twierdząc, że obok bluźnierstw wulgaryzmy są ulubioną „mową demonów”. W Biblii znajdujemy stwierdzenie, że „z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo” (Jkb 3:10). I znów nie należy tego rozumieć dosłownie. W sensie duchowym, jest to z jednej strony kontrast pomiędzy Duchem Bożym a duchem Szatana, czyli pomiędzy mądrością Bożą a mądrością Szatana (Jkb 3:13-18), a z drugiej przekaz, że Jedynym Zbawicielem i Sędzią jest Duch Boży. W Księdze Przypowieści czytamy, że „język mądrych wychwala wiedzę” (Prz 15:2) oraz że „język łagodny jest drzewem życia” (Prz 15:4).
Absurdem związanym z wulgaryzmami jest to, że pewne wulgaryzmy są dozwolone, a pewne nie, przy czym znowu decyduje tu człowiek. Do niedozwolonych wulgaryzmów zalicza się na przykład „wzywanie imienia Pana Boga nadaremno” oraz te, których intencją jest obrażenie kogoś uważanego za świętego, a więc „Na litość Boską!”, „Matko Boska i wszyscy święci!”, „Do diabła!”, „Niech go piekło pochłonie!”, „Niech to szlag trafi!” itp. Dozwolone obejmują na przykład wyrażenia takie jak „kurczę blade”, „kurka wodna”, „kuchnia felek” czy „kurtka na wacie”.
Jednak ogólnie rzecz biorąc, wulgaryzmy są przez kościół niedozwolone, zarówno w mowie, jak i w piśmie, także w formie skrótów i w formie wykropkowanej. Uważa się je powszechnie za „grzech”, za „mowę diabła”, „obrazę Boga” oraz „szkodę dla ludzi”, i to zarówno tych, którzy je wypowiadają, jak ich słuchaczy albo czytelników. Co ciekawe, kościół szczególnie potępia wulgaryzmy wykropkowane czy zapisane w skrócie, jak również pewne emotikonki i inne tego typu symbole, nazywając je łaszeniem się do diabła, bezczelną prowokacją, gorszeniem innych, a także procederem zwodniczym, bo dającym złudzenie, że osoba je publikująca nie robi nic złego, podczas gdy kościół interpretuje to jako zło w najczystszej postaci, nieszczerość przed Bogiem czy oszukiwanie Boga.
Przedstawiciele kościoła sami gubią się w swoich wypowiedziach, nie potrafiąc sprecyzować pojęcia „wulgaryzmu”, jak choćby w przypadku słowa „cholera”, które uważa się za „częściowo niedozwolone”. Dlatego, aby wybrnąć z tej niejednoznacznej sytuacji, niektórzy uważają, że liczy się intencja i okoliczności użycia, a nie samo wyrażenie, zatem „Jezus Maria!” raz będzie usprawiedliwione, innym razem, na przykład wypowiedziane bezmyślnie lub na skutek nawyku – nie. Rodzi to kolejne pytanie: kto ma zdefiniować, co jest wypowiedziane bezmyślnie czy na skutek nawyku? Można przecież powiedzieć: „Oby cię pokręciło!” w kontekście żartu, co adresat tej wypowiedzi może zinterpretować jako obelgę. Słowa takie jak „kurczę” czy „kurde” znajdują się gdzieś po środku spektrum interpretacji, dlatego zaleca się ich nie używać. Dla wielu sformułowanie „Do pierona jasnego!” jest dozwolone, choć okazuje się, że powiedzenie to ma swoje korzenie w „pieronie”, który był prasłowiańskim bożkiem.
Kościół nie potrafi znaleźć żadnego biblijnego poparcia dla zmyślonego przez siebie „grzechu wulgaryzmu”, a jedyny fragment, na który niektórzy się powołują, pogrąża tylko sam kościół:
Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca usta mówią. Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12:34-37)
W tym kontekście nie chodzi o moralnie „złe słowa”, które kościół nazywa „wulgaryzmami” i które rozpatruje w wymiarze fizycznym jako jakiś aspekt „zła duchowego”. Wyrażenia takie jak „zła mowa”, „złe rzeczy” i „bezużyteczne słowa” są symbolicznym kontrastem dla „dobrego słowa”, „dobrego skarbca” i „dobrych rzeczy”. Jest to kontrast pomiędzy „złym duchem” a „Dobrym duchem”, czyli pomiędzy duchem Szatana a Duchem Bożym, pomiędzy „złym owocem” a „dobrym owocem”, złym (fałszywym) przekazem Słowa Bożego, a poprawnym przekazem, pochodzącym od Ducha Bożego, na potępienie i na zbawienie. W odniesieniu do ludzi, jest to kontrast pomiędzy niewybrańcami a wybrańcami. Reprezentantami niewybrańców są fizyczny Izrael i fizyczne kościoły, a więc zacytowane powyżej słowa potępienia dotyczą samych twórców przeróżnych kategorii „grzechów”.
Nawoływanie do „pracy nad własnym językiem” jest absurdem. Owszem, z fizycznego punktu widzenia, język jest ekspresją umysłu i woli, określanych jako „pragnienia serca”, dlatego język został w Biblii zastosowany jako obraz „stanu ducha”. Czuwanie nad językiem, podobnie jak przekonanie o posiadaniu kontroli nad słowami, czy wręcz nakaz wypowiadania fizycznych słów pod wpływem Ducha Bożego to zadania niewykonalne, a próba ich wykonania z własnej woli to bluźnierstwo. To Bóg decyduje, komu da Ducha i komu da zdolność prorokowania, czyli nauczania Jego duchowego przekazu. W zasadzie każde słowo wypowiadane przez człowieka jest bezużyteczne, zbędne i może być interpretowane na tyle sposobów, ilu jest interpretatorów. Dlatego Biblia często mówi o „gadulstwie” czy „plotkarstwie” jako o źródle „grzechu” (Prz 10:19, 20:19), w sensie niemożności powstrzymania języka od „złego”. Oczywiście nie należy tego rozumieć dosłownie. Chodzi tu o niemożność pozbycia się ducha Szatana z własnej duszy.
Do wspomnianych już „grzechów języka”, zdefiniowanych według kryteriów ludzkich, do których zalicza się kłamstwo, donosicielstwo, oszczerstwo, obmowę, plotki, półprawdy i manipulacje, można by dorzucać kolejne, bez końca, jak choćby gadulstwo, przekleństwa, wulgaryzmy, nieprzyzwoite słowa, nieprzyzwoite żarty, szyderstwo, szemranie, fałszywą przysięgę, bluźnierstwo, krytykanctwo, pochlebstwo, osądzanie itp. Ponieważ przekleństwo może być interpretowane jako złorzeczenie, najczęstszym napomnieniem, które słyszymy od najmłodszych lat, jest zakaz używania wulgaryzmów.
W rozumieniu prawa kościelnego wulgaryzmy są „grzechem”. Kościół wychodzi z założenia, że skoro Biblia została napisana pod natchnieniem Ducha Świętego, a nie ma w niej wulgaryzmów, to wulgaryzmy są „językiem zakazanym”. Kościół promuje także nakaz „bycia doskonałym na wzór Ojca w Niebie” (Mt 5:48), ponownie wprowadzając ludzi pod „Prawo grzechu i śmierci”. Zarówno ten, jak i wszystkie inne nakazy biblijne, służą do tego, by pokazać zobowiązania niemożliwe do wypełnienia przez człowieka, wskazując równocześnie w innych fragmentach Biblii, że ich duchowym wykonawcą jest Jezus Chrystus. Automatyczne, duchowe „wypełnienie” wszystkich tych nakazów przychodzi wraz z otrzymaniem daru Ducha Świętego.
Jak już wspominaliśmy, kategoryzowanie grzechów i wszelkie ich podziały to czysty wymysł człowieka. Gdybyśmy bowiem chcieli tłumaczyć Biblię fizycznie, to musielibyśmy uznać, że nikt nie jest w stanie ujarzmić języka, tego „nieopanowanego zła, pełnego zabójczego jadu” (Jkb 3:8). Podobnie jest z wulgaryzmami. Wiele z nich jest wytworem naszej kultury i fizycznego języka z ostatnich kilkuset lat, czyli długo po napisaniu Biblii. Wulgaryzmy są bardzo zmienne, tak jak zmienna jest nasza kultura. Obecnie na co dzień używamy słów, których kiedyś używać nie wypadało, i odwrotnie – kiedyś używało się słów, które obecnie uważane są za wulgaryzmy. Na przykład słowo „kobieta” odnosiło się niegdyś do „niewiasty lekkich obyczajów” i znaczyło tyle, co obecnie używane słowo zaczynające się na „k”. Słowa „kobieta” i „prostytutka” pojawiają się w Biblii i nikomu to nie przeszkadza. Dlatego, jeśli Biblia ostrzega przed „złymi słowami”, to ma na myśli „złą interpretację Słowa Bożego”, interpretację fałszywą, pochodzącą od złego ducha, a nie słowa używane przez ludzi na co dzień. Chcąc zapisy biblijne traktować literalnie, powinniśmy skazać na śmierć każdego, kto „złorzeczy ojcu albo matce” (Wj 21:17), czyli w zasadzie każdego człowieka.
Klasyfikowanie wulgaryzmów jako „grzechy” to wytwór ludzkiej wyobraźni, skonstruowany na bazie „złych”, a raczej „negatywnych” emocji, jakie kulturowo niesie ze sobą ich używanie. Odnosi się to jedynie do kategorii „zła moralnego”, tymczasem grzech jest złem duchowym. W kontekście wulgaryzmów, „złem moralnym” określa się kwestie wstydliwe, powodujące zakłopotanie czy niepokój, albo godzące w innego człowieka, na przykład złorzeczenie, poniżanie czy obrażanie. Należy pamiętać, że „zło moralne” to zło fizyczne, oparte na pojęciu czynów złych lub powszechnie akceptowanych, a także pragnień i odstępstw od aktualnie obowiązujących norm kulturowych. Oczywiście z moralnego punktu widzenia, brak przyzwolenia na używanie słów uważanych za „złe moralnie” jest w wielu sytuacjach wskazany, na przykład po to, by zapobiec poniżaniu czy zranieniu drugiego człowieka. Rzeczywisty problem polega jednak na tym, że słowom tym nadaje się rangę „grzechów”. Kościół argumentuje, że wulgaryzmy nie leżą w naturze Boga i że nie ma ich w całej Biblii. Są też tacy, którzy powołują się na egzorcystów, twierdząc, że obok bluźnierstw wulgaryzmy są ulubioną „mową demonów”. W Biblii znajdujemy stwierdzenie, że „z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo” (Jkb 3:10). I znów nie należy tego rozumieć dosłownie. W sensie duchowym, jest to z jednej strony kontrast pomiędzy Duchem Bożym a duchem Szatana, czyli pomiędzy mądrością Bożą a mądrością Szatana (Jkb 3:13-18), a z drugiej przekaz, że Jedynym Zbawicielem i Sędzią jest Duch Boży. W Księdze Przypowieści czytamy, że „język mądrych wychwala wiedzę” (Prz 15:2) oraz że „język łagodny jest drzewem życia” (Prz 15:4).
Absurdem związanym z wulgaryzmami jest to, że pewne wulgaryzmy są dozwolone, a pewne nie, przy czym znowu decyduje tu człowiek. Do niedozwolonych wulgaryzmów zalicza się na przykład „wzywanie imienia Pana Boga nadaremno” oraz te, których intencją jest obrażenie kogoś uważanego za świętego, a więc „Na litość Boską!”, „Matko Boska i wszyscy święci!”, „Do diabła!”, „Niech go piekło pochłonie!”, „Niech to szlag trafi!” itp. Dozwolone obejmują na przykład wyrażenia takie jak „kurczę blade”, „kurka wodna”, „kuchnia felek” czy „kurtka na wacie”.
Jednak ogólnie rzecz biorąc, wulgaryzmy są przez kościół niedozwolone, zarówno w mowie, jak i w piśmie, także w formie skrótów i w formie wykropkowanej. Uważa się je powszechnie za „grzech”, za „mowę diabła”, „obrazę Boga” oraz „szkodę dla ludzi”, i to zarówno tych, którzy je wypowiadają, jak ich słuchaczy albo czytelników. Co ciekawe, kościół szczególnie potępia wulgaryzmy wykropkowane czy zapisane w skrócie, jak również pewne emotikonki i inne tego typu symbole, nazywając je łaszeniem się do diabła, bezczelną prowokacją, gorszeniem innych, a także procederem zwodniczym, bo dającym złudzenie, że osoba je publikująca nie robi nic złego, podczas gdy kościół interpretuje to jako zło w najczystszej postaci, nieszczerość przed Bogiem czy oszukiwanie Boga.
Przedstawiciele kościoła sami gubią się w swoich wypowiedziach, nie potrafiąc sprecyzować pojęcia „wulgaryzmu”, jak choćby w przypadku słowa „cholera”, które uważa się za „częściowo niedozwolone”. Dlatego, aby wybrnąć z tej niejednoznacznej sytuacji, niektórzy uważają, że liczy się intencja i okoliczności użycia, a nie samo wyrażenie, zatem „Jezus Maria!” raz będzie usprawiedliwione, innym razem, na przykład wypowiedziane bezmyślnie lub na skutek nawyku – nie. Rodzi to kolejne pytanie: kto ma zdefiniować, co jest wypowiedziane bezmyślnie czy na skutek nawyku? Można przecież powiedzieć: „Oby cię pokręciło!” w kontekście żartu, co adresat tej wypowiedzi może zinterpretować jako obelgę. Słowa takie jak „kurczę” czy „kurde” znajdują się gdzieś po środku spektrum interpretacji, dlatego zaleca się ich nie używać. Dla wielu sformułowanie „Do pierona jasnego!” jest dozwolone, choć okazuje się, że powiedzenie to ma swoje korzenie w „pieronie”, który był prasłowiańskim bożkiem.
Kościół nie potrafi znaleźć żadnego biblijnego poparcia dla zmyślonego przez siebie „grzechu wulgaryzmu”, a jedyny fragment, na który niektórzy się powołują, pogrąża tylko sam kościół:
Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca usta mówią. Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12:34-37)
W tym kontekście nie chodzi o moralnie „złe słowa”, które kościół nazywa „wulgaryzmami” i które rozpatruje w wymiarze fizycznym jako jakiś aspekt „zła duchowego”. Wyrażenia takie jak „zła mowa”, „złe rzeczy” i „bezużyteczne słowa” są symbolicznym kontrastem dla „dobrego słowa”, „dobrego skarbca” i „dobrych rzeczy”. Jest to kontrast pomiędzy „złym duchem” a „Dobrym duchem”, czyli pomiędzy duchem Szatana a Duchem Bożym, pomiędzy „złym owocem” a „dobrym owocem”, złym (fałszywym) przekazem Słowa Bożego, a poprawnym przekazem, pochodzącym od Ducha Bożego, na potępienie i na zbawienie. W odniesieniu do ludzi, jest to kontrast pomiędzy niewybrańcami a wybrańcami. Reprezentantami niewybrańców są fizyczny Izrael i fizyczne kościoły, a więc zacytowane powyżej słowa potępienia dotyczą samych twórców przeróżnych kategorii „grzechów”.