7. Grzech śmiertelny i grzech powszedni
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Biblia wspomina o „grzechach, które sprowadzają śmierć” i takich, „które nie sprowadzają śmierci” (1J 5:16, 17). Należy podkreślić, że nie ma to nic wspólnego z ludzkim podziałem na „grzechy śmiertelne i nieśmiertelne”. Bóg wskazuje tutaj po prostu, że wybrańcom „grzechy” zostaną darowane, a niewybrańcom – nie. Niewybrańcy są skazani na „śmierć”, czyli na wieczność z Szatanem (którego Biblia nazywa „grzechem” oraz „duchem śmierci”). Innymi słowy, z duszy wybrańca duch Szatana zostanie raz na zawsze wyrzucony, a z duszy niewybrańca – nie. Dlatego, ze względu na pierwotną obecność w nich Szatana, również wybrańcy nazywani są „grzesznikami”, natomiast po zbawieniu „nie mogą już więcej grzeszyć”, bo duch Szatana (grzech) został z nich na zawsze wyrzucony. Duch Święty, który zamieszkuje duszę zbawionego wybrańca, stanowi „tarczę” zapobiegającą wstępowi ducha Szatana, który do duszy zbawionego wybrańca wrócić już nie może. A nie może, ponieważ Duch Święty nie może już tej duszy opuścić – zbawienie jest bowiem wieczne, dlatego nie ma możliwości jego utraty.
Mieszanie wymiaru fizycznego z wymiarem duchowym sprawiło, że człowiek definiuje „grzech śmiertelny” jako taki, który prowadzi do „śmierci duchowej”. Co w opinii kościoła oznacza „śmierć duchowa”? Najprościej mówiąc, oznacza „zepsucie moralne”. Brak poznania wymiaru duchowego, który wyraża się w duchowym przekazie Biblii, sprawił, że fizyczne uczynki człowieka oraz jego stany psychiczne (myśli), które określa się jako „złe” w obliczu aktualnie obowiązującego prawa moralnego, wykluczają tego człowieka z Królestwa Niebieskiego. Tym samym Słowo Boże sprowadzono do podręcznika moralności, a zbawienie i życie wieczne człowieka uzależniono od jego moralnie „dobrego sprawowania”. Tymczasem Królestwo Niebieskie jest Królestwem duchowym, które nie jest z tego fizycznego świata. Brak rozróżnienia tych dwóch wymiarów sprawił, że za czyny fizyczne człowiek jest duchowo karany (zgodnie z fizyczną definicją „grzechu” jako „zły uczynek”) bądź nagradzany (zgodnie z fizyczną definicją „walki z grzechem” jako „dobre uczynki”). Zatem nasz własny program zbawienia opiera się na fizyczności i na naszych fizycznych uczynkach, co zaprzecza duchowej Łasce i duchowej pracy Ducha (Boga), bo „praca Ducha”, jak sama nazwa wskazuje, to praca duchowa. „Ofiara Chrystusa” to nie przelanie fizycznej krwi ani odkupienie fizycznego świata. Ludzie widzą biblijny Eden jako „raj” i utożsamiają go z „utraconym” Królestwem Bożym. Dlatego wielu identyfikuje powtórne przyjście Jezusa z „pokojem na tym świecie”, z „udoskonaleniem tego świata”, w którym ludzie będą żyć wiecznie i kochać się nawzajem. To utopia. Fizyczny świat ma swój początek i koniec, a Królestwo Boże – nie. Podobnie „grzech” to nie kwestia uczynku, słowa czy myśli, bo one wszystkie związane są z fizycznością i fizycznymi bodźcami – wszystkie nasze myśli dotyczą fizyczności tego świata, a powstają w wyniku bodźców ze świata spływających. Dlatego duchowo rzecz biorąc, słowo „grzech” wyraża obecność w człowieku złego ducha, który jest przyczyną wszelkiego zła duchowego, a nie jakiś „niemoralny” uczynek czy myśl. To jest właśnie ów „grzech, który prowadzi do śmierci”, ponieważ Szatan jest utożsamiany ze „śmiercią” i nazywany „Księciem (Panem) Śmierci”. „Zwycięstwo duchowe Jezusa” to pokonanie Szatana, czyli pokonanie śmierci.
„Obecność Boga” – Ducha w duszy wybrańca – jest „gwarancją życia wiecznego”, a obecność ducha Szatana jest wyrazem „przynależności do Szatana”. Dlatego Boży wybrańcy, przychodzący na ten świat jako „podwładni Szatana”, zostają za sprawą Boga „przeniesieni” z królestwa Szatana do Królestwa Bożego, z ciemności do światłości, ze śmierci do życia. Sprawcą tej „transformacji” jest Duch Święty. „Zamieszkanie” Ducha Świętego – Ducha Życia Wiecznego – w duszy wybrańca (dusza ludzka jest nieśmiertelna i jest „mieszkaniem duchowym”) to zapewnienie tej duszy „życia wiecznego w jedności z Bogiem”.
Ludzie próbują złagodzić wymiar grzechu, bo nie wiedzą, z czym grzech jest związany. Nadawanie grzechom rangi „śmiertelnych” i „powszednich” jest jak nadawanie Szatanowi etykiety „zabójcy” a zarazem „niegroźnego rzezimieszka”, nazywanie go „złym” a jednocześnie „nie takim złym”. To stwierdzenie, że Szatan jest „przeznaczony na potępienie wieczne” ale „niekoniecznie”, albo że królestwo Szatana może uzyskać status Królestwa Bożego. To wreszcie nadawanie Szatanowi statusu Boga. Bóg nikogo nie pozostawia bezkarnym (Na 1:3). Katolicki sposób interpretacji prowadzi do tego, że grzechom nadaje się różną rangę, przez co podlegają one różnej karze. Zgodnie z tą filozofią „grzech powszechni” nie musi prowadzić do śmierci wiecznej, bo człowiek wymyślił „sakrament spowiedzi” i dodatkowe zabezpieczenie pośmiertne w postaci „czyśćca”, natomiast „grzech śmiertelny” prowadzi do śmierci wiecznej. W pierwszym przypadku człowiek umieszcza Szatana w Niebie, w drugim czyni Boga bezsilnym. Jest to więc nic innego jak mieszanie „bezsilności Boga” z „zamianą Szatana w Boga”, czyli bluźnierstwo.
Na początku swojej pielgrzymki każdy wybraniec Boży jest „domem Szatana”, przy czym wiemy, że każdy wybraniec zostanie uwolniony z niewoli Szatana. Na tym właśnie polega „moc Boża”. Szatan nie jest w stanie „wyrzucić” Ducha Bożego z duszy zbawionego wybrańca, podczas gdy Bóg ma moc „wyrzucenia” ducha złego.
Kolejnym bluźnierstwem wywodzącym się z nauk kościelnych jest uznanie, że „grzech śmiertelny” rzekomo sprawia, że traci się „łaskę uświęcającą”, podczas gdy „grzech powszechni” nie pozbawia człowieka tej łaski. „Łaska Boża jest do zbawienia konieczna”, ale jest to Boży dar. „Łaska” jest sprawcą „świętości” wybrańca lub raczej przeniesienia świętości Boga na wybrańca. Tymczasem, na podstawie kodeksu moralnego, człowiek decyduje, kto ma, a kto traci łaskę uświęcają. Po pierwsze, żaden człowiek nie otrzymał Łaski dlatego, że „tak chce”, „tak myśli”, „zasłużył sobie na nią” albo że „ją sobie wypracował”. Po drugie, nie można być „lekkim grzesznikiem” a zarazem „świętym”. Tymczasem twierdzi się, że „grzech śmiertelny” prowadzi rzekomo do utraty zbawienia, które następnie może zostać odzyskane w wyniku „pokuty i przebaczenia Bożego”. Według nauki kościoła przebaczenie Boże wiąże się z pokutą, na zasadzie, że im człowiek bardziej pokutuje (wykonuje bardziej intensywną pracę), albo im bardziej jest szczery w swojej pokucie, tym bardziej łaskawie Bóg na niego patrzy. Zgodnie z tą nauką nasza praca, nazywana „pokutą”, jest jakoby bodźcem dla Boga do działania. Znów to samo – „zbawienie” poprzez nasze własne uczynki.
Podział grzechów na kategorie nie wynika z przekazu Biblii lecz z manipulowania tym przekazem. To, że jedne „grzechy” zostaną potępione bardziej a inne mniej (Mt 11:22, 24), nie oznacza, że niektóre grzechy mogą nie podlegać sądowi Bożemu. Ze względu na swoją naturę, czyli bycie siłą przeciwną (wrogą) Bogu, Szatan został z góry przeznaczony na potępienie, a z nim wszyscy niewybrańcy. Dlatego grzech-Szatan jest zaprzeczeniem Łaski-Boga. Karą za „grzech”, czyli za obecność w człowieku ducha Szatana, jest śmierć – śmierć wieczna, duchowa (Rz 6:23). Wszystkie grzechy są „śmiertelne”, bo grzech to śmierć i grzech to Szatan. Nawet z punktu widzenia fizycznej interpretacji Biblii można dojść do tego samego wniosku, bo czytamy wyraźnie, że „złamanie prawa w jednym punkcie oznacza złamanie całego prawa” (Jkb 2:10), co całkowicie zaprzecza dzieleniu „grzechów” na „lekkie” i „ciężkie” oraz możliwości uniknięcia kary śmierci wiecznej. Poza tym „przebaczenie za grzech” nie jest pochodną „zadośćuczynienia grzesznika”. „Zadośćuczynienie” jest bowiem duchowe i jest „pracą Boga”, która polega na przelaniu Ducha Świętego na przeznaczonego do tego z góry wybrańca. Jeżeli „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6:23), to człowiek nie może sam wybawić się od śmierci duchowej, dlatego tak zwana „spowiedź” to świętokradztwo. Dodatkowo „zadośćuczynienie” stopniuje się w zależności od „liczby i rodzaju grzechów”. Na przykład w ramach pokuty ksiądz może zażyczyć sobie odmówienia jednej lub dziesięciu „zdrowasiek”. „Komunia” to następny kościelny złoty środek, który „gładzi” „grzechy lekkie”. Do tego dochodzą „odpusty” czy innego rodzaju obrzędy. Wszystkie one wiążą się z działaniem „winowajcy”, który usilnie pracuje, by na wszelkie sposoby oczyścić się. „Przebaczenie za grzechy” zależy zatem od jego postawy i „woli”. Jakaż obłuda!
Niektórzy jako „pokutę” wymyślają sobie różne formy samokarcenia, począwszy od postu, a czasem wręcz głodówki, na samookaleczeniu skończywszy. Są i tacy, którzy w dniu Paschy poddają się dosłownemu, fizycznemu ukrzyżowaniu. Wszystko to ma być wyrazem chęci „przypodobania się” Bogu, a nawet chęci dzielenia z Nim ofiary przebłagania! Założenie jest takie, że fizyczne cierpienie i wyrzeczenia mają nas „zbliżyć do Boga”. W rzeczywistości pokazują one jak bardzo jesteśmy od Boga daleko, bo zupełnie nie rozumiemy Jego przesłania. Słowa Biblii, które mówią, że Chrystus „cierpiał za grzechy raz” w „ciele ponosząc śmierć” a w „Duchu będąc przywróconym do życia” (1 P 3:18), na skutek fizycznej, ludzkiej interpretacji sprawiają wrażenie, że Jezus był „biologicznym człowiekiem”. Takie widzenie Chrystusa dyskwalifikuje Go z roli Boga, bo Bóg nie jest fizycznością. To, że Jezus „cierpiał za grzechy” oznacza, że nikt inny nie może podjąć się takiego zadania i że ofiara za grzech została już złożona. Poucza nas to, że zabiegi człowieka są bezowocne, nie mówiąc już o tym, że są bezsensowne. Czytając, że Chrystus „poniósł śmierć w ciele”, od razu kojarzymy to z „ciałem ludzkim”, pomimo że Jezus mówił o uczestnictwie w Jego ofierze jako o spożywaniu Jego Ciała i piciu Jego Krwi. Przecież nie miał zamiaru namawiania ludzi do „kanibalizmu”. Nie chodzi więc o spożywanie fizycznego ciała ani fizycznej krwi, lecz o to, że „Ciało i Krew Chrystusa” to metafory będące synonimami „Ducha Bożego”. To, że Chrystus „poniósł śmierć w Ciele” oznacza, że Jezus-Bóg „przeszedł przez śmierć” w Duchu i w Duchu został przywrócony do życia (od hebrajskiego słowa „przejście” pochodzi nazwa święta „Pascha”). Innymi słowy, Bóg to Duch, który jako „Duch Życia” nie może zostać powstrzymany przez Szatana – „ducha śmierci”. „Śmierć” Chrystusa polega na metaforycznym „rozlaniu Krwi”, czyli rozlaniu Ducha Bożego w wybrańcach Bożych, którzy wcześniej byli „grzesznikami”, czyli posiadali w sobie „ducha nieczystego”. Również „świat” jest nieczystością w oczach Boga, bo zamieszkują go przede wszystkim „duchy nieczyste” – ludzie niezbawieni, przepełnieni duchem Szatana. Bóg, w sensie duchowym, „zstąpił na ten świat” ze względu na swoich wybrańców. W pewnym sensie ten świat jest symbolem „piekła i śmierci”, gdyż jest przeznaczony na zniszczenie. Utożsamiając się z wybrańcami, czyli z „grzesznikami”, Jezus był przez zadufanych w sobie członków kościelnej elity postrzegany jako „jeden z nich” – „jeden z grzeszników”. Droga ze śmierci do życia dotyczy wyłącznie wybrańców Bożych, a ową drogą jest sam Bóg. Patrząc więc przez pryzmat „wiary” chrześcijan, którzy „wierzą”, że Krzyż jest miejscem przybicia wszystkich ich grzechów (i to zarówno przed, jak i po nawróceniu), można się zastanawiać, po co wprowadzili jakieś dodatkowe obrzędy „zadośćuczynienia”? Czyż samo wprowadzenie ich nie jest podważeniem ich „wiary”? Tymczasem wybrańcy Boży zostali „ożywieni wespół z Chrystusem” (Kol 2: 13-14).
Nauczyciele kościelni popełniają więc dwa błędy. Po pierwsze, wierzą, że ofiara Chrystusa dotyczy wszystkich ludzi na całym świecie i że tylko od „naszej woli” zależy, czy tę ofiarę „zaakceptujemy”, czy nie. Po drugie, pomimo że wierzą, że Bóg odpuścił wszystkie grzechy, to wciąż wprowadzają jakieś dodatkowe fizyczne (!) obrzędy, których celem jest „odpuszczanie grzechów”, jak na przykład „sakramenty” czy dodatkowe obrzędy „pokutne”. Tymczasem od potępienia wolni są tylko ci (wybrańcy), którzy „są w Jezusie Chrystusie” (Rz 8:1). „Być w Jezusie Chrystusie” oznacza bezwarunkowo otrzymać Ducha Świętego, czyli jedność duchową z Bogiem. Zatem tylko „śmierć Chrystusa” mogła spełnić wymogi „zadośćuczynienia za grzech” (1 J 4:10).
Doktryna o „grzechu śmiertelnym i powszednim” bazuje na tym, że zadaniem „grzesznika” jest „zaskarbić sobie łaski u Boga”, a przecież gniew Boży za grzech został skutecznie zniesiony przez ofiarę samego Jezusa. Trzeba przy okazji podkreślić, że ofiara Chrystusa dotyczy nie całej ludzkości, a tylko „resztki”, czyli wybrańców Bożych, przedstawianych w Biblii jako znaczna mniejszość w stosunku do liczby niewybrańców. Własny program zbawienia oferowany przez kościoły jest desperacką reakcją ludzi niezbawionych na bezsilność, rozpaczliwą próbą osiągnięcia zbawienia na „własnych warunkach”. Z naszego punktu widzenia taki program nam bardzo odpowiada, bo mamy wrażenie, że trzymamy własny los, czyli kwestię zbawienia lub potępienia, we własnych rękach. Po ludzku to bardzo logiczne. Tyle, że świadczy wyłącznie o tym, że „myślimy jak Szatan”.
Ustanawiając w swoich naukach pojęcie „grzechu śmiertelnego”, kościół pozbawia grzesznika życia wiecznego, podczas gdy Jezus przyszedł właśnie po to, by grzeszników wybawić od potępienia. Boże wybawienie to wybawienie od „Złego”, tak jak czytamy we fragmencie Biblii, który potocznie nazywa się modlitwą „Ojcze Nasz”. Na tym właśnie polega wybawienie od grzechu – na usunięciu ducha Szatana z duszy wybrańca. O to właśnie „prosimy Boga”, choć w ogóle tego nie rozumiemy. Ustanawiając własny program zbawienia, kościół stwierdza: „Boże, jesteś nam niepotrzebny. Poradzimy sobie sami.” Takie podejście to ignorowanie dzieła Bożego odkupienia, stwierdzenie, że dzieło to jest nieskuteczne (skoro wierzy się, że zbawienie można utracić), to próba uzyskania zbawienia na podstawie własnych „dobrych uczynków”.
Tymczasem to Bóg jest autorem zbawienia, jego „początkiem i końcem (Alfa i Omegą)”, a miłość i Łaska Boża (metaforyczne synonimy daru Ducha) nigdy „dzieciom Bożym” (zbawionym wybrańcom) nie zostaną odebrane. Dar Ducha Świętego – „Łaska” – nie tylko wyzwala wybrańca od grzechu (od ducha Szatana), ale też stawia go w pozycji osoby „świętej”. Na co dzień mamy problem ze słowem „święty”, bo dzięki kulturze kościelnej, w której zostaliśmy wychowani, definiujemy to słowo jako „po ludzku perfekcyjny, moralnie bez skazy”. Tymczasem zgodnie z Biblią „świętym” jest po prostu każdy, kto otrzymał Ducha Świętego, a nie ktoś, kto zasłużył się jakimiś doskonałymi „uczynkami”, zaklasyfikowanymi przez ludzkich sędziów jako „święte”, czyli moralnie nienaganne. Człowiek „święty”, czyli posiadający Ducha Bożego, może w ogóle nie spełniać żadnych aktualnie obowiązujących kryteriów moralnych ustalonych przez ludzkie autorytety. Z fizycznego punktu widzenia, zbawiony wybraniec Boży nie zdradza w swym zachowaniu żadnej, po ludzku pojmowanej „świętości”, a często nawet, jak już wspomnieliśmy, sprawia wrażenie wręcz odwrotne. Nasz system oceny ludzi nie zdaje egzaminu w zderzeniu z cudownym planem Boga. Błędnym jest więc myślenie, że osoba obdarzona darem miłosierdzia Bożego będzie na co dzień zachowywać się jak, dosłownie pojmowany, „Miłosierny Samarytanin” z Biblii. Wiele osób próbuje sobie wmawiać, że wierzą w Łaskę Bożą i zbawienie bez uczynków, a następnie prześcigają się nawzajem w czynieniu „dobrych uczynków”, żeby sobie i innym udowodnić, że zostali „wybawieni od grzechu”. Zupełnie nie zauważają przy tym, że ich „uczynki” są fizyczne, skoncentrowane na zrobieniu zewnętrznego wrażenia i że ich „wielbienie Boga” będzie jedynie publiczną manifestacją ich wyimaginowanego „nowego życia”. To okłamywanie samego siebie. Tymczasem rzeczywiste bycie wolnym od grzechu (od Szatana) to duchowe (zewnętrznie niezauważalne) postrzeganie danej osoby przez Boga przez pryzmat obecnej w tej osobie cząstki Ducha Świętego. To Duch Święty sam sobie świadczy o tym, że ów wybraniec stał się uczestnikiem duchowych dobrych uczynków Chrystusa i uczestnikiem owoców Jego Ducha. Stąd duchowo rzecz biorąc, zbawiony wybraniec posiada wszystkie „cechy Boga”, otrzymując status „dziecka Bożego”, „Panny Młodej” itp. Wszystkie te symbole wskazują na duchową jedność z Bogiem, „dziecko” pochodzi bowiem z nasienia „Ojca”, a „Żona” jest jednym ciałem z „Mężem”.
Oszustwem jest twierdzenie, że dowodem na czyjeś „narodziny na nowo” jest fizyczne, rytualne czy obrzędowe „wielbienie” Boga oraz traktowanie fizycznie pojmowanego „grzechu” i „Prawa Bożego” bardzo poważnie, to znaczy, ścisłe wypełnianie jego nakazów i zakazów. Mówi się czasem, że osoba, która tak postępuje, nie robi tego z przymusu ani po to, żeby zasłużyć na zbawienie, ale „unika grzechu” i „prowadzi święte życie” „na chwałę Bożą”. Taka postawa niczym nie różni się od „własnego programu zbawienia”. W obu przypadkach stawia się na własną pracę, tylko w nieco innym kontekście. W obu przypadkach zrównuje się „dobre uczynki” człowieka z „oddawaniem chwały Bogu”! Co fizyczne uczynki, obrzędy i rytuały mają wspólnego z chwałą Boga, który jest Duchem? Podkreślmy to raz jeszcze: przebaczenia grzechów nie można uzyskać, kiedy się tylko tego zapragnie, podobnie jak nie można służyć Bogu na płaszczyźnie aktualnie obowiązującego ludzkiego systemu moralności. Na grzech nie można patrzeć w kategoriach „nadrzędności” ani w kategoriach szukania „własnego rozwiązania”. „Przezwyciężanie grzechów” to nie kwestia własnych chęci, tylko kwestia bycia uwolnionym od grzechu lub nie, co jest „pracą Boga”, całkowicie niezależną od człowieka.
Mieszanie wymiaru fizycznego z wymiarem duchowym sprawiło, że człowiek definiuje „grzech śmiertelny” jako taki, który prowadzi do „śmierci duchowej”. Co w opinii kościoła oznacza „śmierć duchowa”? Najprościej mówiąc, oznacza „zepsucie moralne”. Brak poznania wymiaru duchowego, który wyraża się w duchowym przekazie Biblii, sprawił, że fizyczne uczynki człowieka oraz jego stany psychiczne (myśli), które określa się jako „złe” w obliczu aktualnie obowiązującego prawa moralnego, wykluczają tego człowieka z Królestwa Niebieskiego. Tym samym Słowo Boże sprowadzono do podręcznika moralności, a zbawienie i życie wieczne człowieka uzależniono od jego moralnie „dobrego sprawowania”. Tymczasem Królestwo Niebieskie jest Królestwem duchowym, które nie jest z tego fizycznego świata. Brak rozróżnienia tych dwóch wymiarów sprawił, że za czyny fizyczne człowiek jest duchowo karany (zgodnie z fizyczną definicją „grzechu” jako „zły uczynek”) bądź nagradzany (zgodnie z fizyczną definicją „walki z grzechem” jako „dobre uczynki”). Zatem nasz własny program zbawienia opiera się na fizyczności i na naszych fizycznych uczynkach, co zaprzecza duchowej Łasce i duchowej pracy Ducha (Boga), bo „praca Ducha”, jak sama nazwa wskazuje, to praca duchowa. „Ofiara Chrystusa” to nie przelanie fizycznej krwi ani odkupienie fizycznego świata. Ludzie widzą biblijny Eden jako „raj” i utożsamiają go z „utraconym” Królestwem Bożym. Dlatego wielu identyfikuje powtórne przyjście Jezusa z „pokojem na tym świecie”, z „udoskonaleniem tego świata”, w którym ludzie będą żyć wiecznie i kochać się nawzajem. To utopia. Fizyczny świat ma swój początek i koniec, a Królestwo Boże – nie. Podobnie „grzech” to nie kwestia uczynku, słowa czy myśli, bo one wszystkie związane są z fizycznością i fizycznymi bodźcami – wszystkie nasze myśli dotyczą fizyczności tego świata, a powstają w wyniku bodźców ze świata spływających. Dlatego duchowo rzecz biorąc, słowo „grzech” wyraża obecność w człowieku złego ducha, który jest przyczyną wszelkiego zła duchowego, a nie jakiś „niemoralny” uczynek czy myśl. To jest właśnie ów „grzech, który prowadzi do śmierci”, ponieważ Szatan jest utożsamiany ze „śmiercią” i nazywany „Księciem (Panem) Śmierci”. „Zwycięstwo duchowe Jezusa” to pokonanie Szatana, czyli pokonanie śmierci.
„Obecność Boga” – Ducha w duszy wybrańca – jest „gwarancją życia wiecznego”, a obecność ducha Szatana jest wyrazem „przynależności do Szatana”. Dlatego Boży wybrańcy, przychodzący na ten świat jako „podwładni Szatana”, zostają za sprawą Boga „przeniesieni” z królestwa Szatana do Królestwa Bożego, z ciemności do światłości, ze śmierci do życia. Sprawcą tej „transformacji” jest Duch Święty. „Zamieszkanie” Ducha Świętego – Ducha Życia Wiecznego – w duszy wybrańca (dusza ludzka jest nieśmiertelna i jest „mieszkaniem duchowym”) to zapewnienie tej duszy „życia wiecznego w jedności z Bogiem”.
Ludzie próbują złagodzić wymiar grzechu, bo nie wiedzą, z czym grzech jest związany. Nadawanie grzechom rangi „śmiertelnych” i „powszednich” jest jak nadawanie Szatanowi etykiety „zabójcy” a zarazem „niegroźnego rzezimieszka”, nazywanie go „złym” a jednocześnie „nie takim złym”. To stwierdzenie, że Szatan jest „przeznaczony na potępienie wieczne” ale „niekoniecznie”, albo że królestwo Szatana może uzyskać status Królestwa Bożego. To wreszcie nadawanie Szatanowi statusu Boga. Bóg nikogo nie pozostawia bezkarnym (Na 1:3). Katolicki sposób interpretacji prowadzi do tego, że grzechom nadaje się różną rangę, przez co podlegają one różnej karze. Zgodnie z tą filozofią „grzech powszechni” nie musi prowadzić do śmierci wiecznej, bo człowiek wymyślił „sakrament spowiedzi” i dodatkowe zabezpieczenie pośmiertne w postaci „czyśćca”, natomiast „grzech śmiertelny” prowadzi do śmierci wiecznej. W pierwszym przypadku człowiek umieszcza Szatana w Niebie, w drugim czyni Boga bezsilnym. Jest to więc nic innego jak mieszanie „bezsilności Boga” z „zamianą Szatana w Boga”, czyli bluźnierstwo.
Na początku swojej pielgrzymki każdy wybraniec Boży jest „domem Szatana”, przy czym wiemy, że każdy wybraniec zostanie uwolniony z niewoli Szatana. Na tym właśnie polega „moc Boża”. Szatan nie jest w stanie „wyrzucić” Ducha Bożego z duszy zbawionego wybrańca, podczas gdy Bóg ma moc „wyrzucenia” ducha złego.
Kolejnym bluźnierstwem wywodzącym się z nauk kościelnych jest uznanie, że „grzech śmiertelny” rzekomo sprawia, że traci się „łaskę uświęcającą”, podczas gdy „grzech powszechni” nie pozbawia człowieka tej łaski. „Łaska Boża jest do zbawienia konieczna”, ale jest to Boży dar. „Łaska” jest sprawcą „świętości” wybrańca lub raczej przeniesienia świętości Boga na wybrańca. Tymczasem, na podstawie kodeksu moralnego, człowiek decyduje, kto ma, a kto traci łaskę uświęcają. Po pierwsze, żaden człowiek nie otrzymał Łaski dlatego, że „tak chce”, „tak myśli”, „zasłużył sobie na nią” albo że „ją sobie wypracował”. Po drugie, nie można być „lekkim grzesznikiem” a zarazem „świętym”. Tymczasem twierdzi się, że „grzech śmiertelny” prowadzi rzekomo do utraty zbawienia, które następnie może zostać odzyskane w wyniku „pokuty i przebaczenia Bożego”. Według nauki kościoła przebaczenie Boże wiąże się z pokutą, na zasadzie, że im człowiek bardziej pokutuje (wykonuje bardziej intensywną pracę), albo im bardziej jest szczery w swojej pokucie, tym bardziej łaskawie Bóg na niego patrzy. Zgodnie z tą nauką nasza praca, nazywana „pokutą”, jest jakoby bodźcem dla Boga do działania. Znów to samo – „zbawienie” poprzez nasze własne uczynki.
Podział grzechów na kategorie nie wynika z przekazu Biblii lecz z manipulowania tym przekazem. To, że jedne „grzechy” zostaną potępione bardziej a inne mniej (Mt 11:22, 24), nie oznacza, że niektóre grzechy mogą nie podlegać sądowi Bożemu. Ze względu na swoją naturę, czyli bycie siłą przeciwną (wrogą) Bogu, Szatan został z góry przeznaczony na potępienie, a z nim wszyscy niewybrańcy. Dlatego grzech-Szatan jest zaprzeczeniem Łaski-Boga. Karą za „grzech”, czyli za obecność w człowieku ducha Szatana, jest śmierć – śmierć wieczna, duchowa (Rz 6:23). Wszystkie grzechy są „śmiertelne”, bo grzech to śmierć i grzech to Szatan. Nawet z punktu widzenia fizycznej interpretacji Biblii można dojść do tego samego wniosku, bo czytamy wyraźnie, że „złamanie prawa w jednym punkcie oznacza złamanie całego prawa” (Jkb 2:10), co całkowicie zaprzecza dzieleniu „grzechów” na „lekkie” i „ciężkie” oraz możliwości uniknięcia kary śmierci wiecznej. Poza tym „przebaczenie za grzech” nie jest pochodną „zadośćuczynienia grzesznika”. „Zadośćuczynienie” jest bowiem duchowe i jest „pracą Boga”, która polega na przelaniu Ducha Świętego na przeznaczonego do tego z góry wybrańca. Jeżeli „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6:23), to człowiek nie może sam wybawić się od śmierci duchowej, dlatego tak zwana „spowiedź” to świętokradztwo. Dodatkowo „zadośćuczynienie” stopniuje się w zależności od „liczby i rodzaju grzechów”. Na przykład w ramach pokuty ksiądz może zażyczyć sobie odmówienia jednej lub dziesięciu „zdrowasiek”. „Komunia” to następny kościelny złoty środek, który „gładzi” „grzechy lekkie”. Do tego dochodzą „odpusty” czy innego rodzaju obrzędy. Wszystkie one wiążą się z działaniem „winowajcy”, który usilnie pracuje, by na wszelkie sposoby oczyścić się. „Przebaczenie za grzechy” zależy zatem od jego postawy i „woli”. Jakaż obłuda!
Niektórzy jako „pokutę” wymyślają sobie różne formy samokarcenia, począwszy od postu, a czasem wręcz głodówki, na samookaleczeniu skończywszy. Są i tacy, którzy w dniu Paschy poddają się dosłownemu, fizycznemu ukrzyżowaniu. Wszystko to ma być wyrazem chęci „przypodobania się” Bogu, a nawet chęci dzielenia z Nim ofiary przebłagania! Założenie jest takie, że fizyczne cierpienie i wyrzeczenia mają nas „zbliżyć do Boga”. W rzeczywistości pokazują one jak bardzo jesteśmy od Boga daleko, bo zupełnie nie rozumiemy Jego przesłania. Słowa Biblii, które mówią, że Chrystus „cierpiał za grzechy raz” w „ciele ponosząc śmierć” a w „Duchu będąc przywróconym do życia” (1 P 3:18), na skutek fizycznej, ludzkiej interpretacji sprawiają wrażenie, że Jezus był „biologicznym człowiekiem”. Takie widzenie Chrystusa dyskwalifikuje Go z roli Boga, bo Bóg nie jest fizycznością. To, że Jezus „cierpiał za grzechy” oznacza, że nikt inny nie może podjąć się takiego zadania i że ofiara za grzech została już złożona. Poucza nas to, że zabiegi człowieka są bezowocne, nie mówiąc już o tym, że są bezsensowne. Czytając, że Chrystus „poniósł śmierć w ciele”, od razu kojarzymy to z „ciałem ludzkim”, pomimo że Jezus mówił o uczestnictwie w Jego ofierze jako o spożywaniu Jego Ciała i piciu Jego Krwi. Przecież nie miał zamiaru namawiania ludzi do „kanibalizmu”. Nie chodzi więc o spożywanie fizycznego ciała ani fizycznej krwi, lecz o to, że „Ciało i Krew Chrystusa” to metafory będące synonimami „Ducha Bożego”. To, że Chrystus „poniósł śmierć w Ciele” oznacza, że Jezus-Bóg „przeszedł przez śmierć” w Duchu i w Duchu został przywrócony do życia (od hebrajskiego słowa „przejście” pochodzi nazwa święta „Pascha”). Innymi słowy, Bóg to Duch, który jako „Duch Życia” nie może zostać powstrzymany przez Szatana – „ducha śmierci”. „Śmierć” Chrystusa polega na metaforycznym „rozlaniu Krwi”, czyli rozlaniu Ducha Bożego w wybrańcach Bożych, którzy wcześniej byli „grzesznikami”, czyli posiadali w sobie „ducha nieczystego”. Również „świat” jest nieczystością w oczach Boga, bo zamieszkują go przede wszystkim „duchy nieczyste” – ludzie niezbawieni, przepełnieni duchem Szatana. Bóg, w sensie duchowym, „zstąpił na ten świat” ze względu na swoich wybrańców. W pewnym sensie ten świat jest symbolem „piekła i śmierci”, gdyż jest przeznaczony na zniszczenie. Utożsamiając się z wybrańcami, czyli z „grzesznikami”, Jezus był przez zadufanych w sobie członków kościelnej elity postrzegany jako „jeden z nich” – „jeden z grzeszników”. Droga ze śmierci do życia dotyczy wyłącznie wybrańców Bożych, a ową drogą jest sam Bóg. Patrząc więc przez pryzmat „wiary” chrześcijan, którzy „wierzą”, że Krzyż jest miejscem przybicia wszystkich ich grzechów (i to zarówno przed, jak i po nawróceniu), można się zastanawiać, po co wprowadzili jakieś dodatkowe obrzędy „zadośćuczynienia”? Czyż samo wprowadzenie ich nie jest podważeniem ich „wiary”? Tymczasem wybrańcy Boży zostali „ożywieni wespół z Chrystusem” (Kol 2: 13-14).
Nauczyciele kościelni popełniają więc dwa błędy. Po pierwsze, wierzą, że ofiara Chrystusa dotyczy wszystkich ludzi na całym świecie i że tylko od „naszej woli” zależy, czy tę ofiarę „zaakceptujemy”, czy nie. Po drugie, pomimo że wierzą, że Bóg odpuścił wszystkie grzechy, to wciąż wprowadzają jakieś dodatkowe fizyczne (!) obrzędy, których celem jest „odpuszczanie grzechów”, jak na przykład „sakramenty” czy dodatkowe obrzędy „pokutne”. Tymczasem od potępienia wolni są tylko ci (wybrańcy), którzy „są w Jezusie Chrystusie” (Rz 8:1). „Być w Jezusie Chrystusie” oznacza bezwarunkowo otrzymać Ducha Świętego, czyli jedność duchową z Bogiem. Zatem tylko „śmierć Chrystusa” mogła spełnić wymogi „zadośćuczynienia za grzech” (1 J 4:10).
Doktryna o „grzechu śmiertelnym i powszednim” bazuje na tym, że zadaniem „grzesznika” jest „zaskarbić sobie łaski u Boga”, a przecież gniew Boży za grzech został skutecznie zniesiony przez ofiarę samego Jezusa. Trzeba przy okazji podkreślić, że ofiara Chrystusa dotyczy nie całej ludzkości, a tylko „resztki”, czyli wybrańców Bożych, przedstawianych w Biblii jako znaczna mniejszość w stosunku do liczby niewybrańców. Własny program zbawienia oferowany przez kościoły jest desperacką reakcją ludzi niezbawionych na bezsilność, rozpaczliwą próbą osiągnięcia zbawienia na „własnych warunkach”. Z naszego punktu widzenia taki program nam bardzo odpowiada, bo mamy wrażenie, że trzymamy własny los, czyli kwestię zbawienia lub potępienia, we własnych rękach. Po ludzku to bardzo logiczne. Tyle, że świadczy wyłącznie o tym, że „myślimy jak Szatan”.
Ustanawiając w swoich naukach pojęcie „grzechu śmiertelnego”, kościół pozbawia grzesznika życia wiecznego, podczas gdy Jezus przyszedł właśnie po to, by grzeszników wybawić od potępienia. Boże wybawienie to wybawienie od „Złego”, tak jak czytamy we fragmencie Biblii, który potocznie nazywa się modlitwą „Ojcze Nasz”. Na tym właśnie polega wybawienie od grzechu – na usunięciu ducha Szatana z duszy wybrańca. O to właśnie „prosimy Boga”, choć w ogóle tego nie rozumiemy. Ustanawiając własny program zbawienia, kościół stwierdza: „Boże, jesteś nam niepotrzebny. Poradzimy sobie sami.” Takie podejście to ignorowanie dzieła Bożego odkupienia, stwierdzenie, że dzieło to jest nieskuteczne (skoro wierzy się, że zbawienie można utracić), to próba uzyskania zbawienia na podstawie własnych „dobrych uczynków”.
Tymczasem to Bóg jest autorem zbawienia, jego „początkiem i końcem (Alfa i Omegą)”, a miłość i Łaska Boża (metaforyczne synonimy daru Ducha) nigdy „dzieciom Bożym” (zbawionym wybrańcom) nie zostaną odebrane. Dar Ducha Świętego – „Łaska” – nie tylko wyzwala wybrańca od grzechu (od ducha Szatana), ale też stawia go w pozycji osoby „świętej”. Na co dzień mamy problem ze słowem „święty”, bo dzięki kulturze kościelnej, w której zostaliśmy wychowani, definiujemy to słowo jako „po ludzku perfekcyjny, moralnie bez skazy”. Tymczasem zgodnie z Biblią „świętym” jest po prostu każdy, kto otrzymał Ducha Świętego, a nie ktoś, kto zasłużył się jakimiś doskonałymi „uczynkami”, zaklasyfikowanymi przez ludzkich sędziów jako „święte”, czyli moralnie nienaganne. Człowiek „święty”, czyli posiadający Ducha Bożego, może w ogóle nie spełniać żadnych aktualnie obowiązujących kryteriów moralnych ustalonych przez ludzkie autorytety. Z fizycznego punktu widzenia, zbawiony wybraniec Boży nie zdradza w swym zachowaniu żadnej, po ludzku pojmowanej „świętości”, a często nawet, jak już wspomnieliśmy, sprawia wrażenie wręcz odwrotne. Nasz system oceny ludzi nie zdaje egzaminu w zderzeniu z cudownym planem Boga. Błędnym jest więc myślenie, że osoba obdarzona darem miłosierdzia Bożego będzie na co dzień zachowywać się jak, dosłownie pojmowany, „Miłosierny Samarytanin” z Biblii. Wiele osób próbuje sobie wmawiać, że wierzą w Łaskę Bożą i zbawienie bez uczynków, a następnie prześcigają się nawzajem w czynieniu „dobrych uczynków”, żeby sobie i innym udowodnić, że zostali „wybawieni od grzechu”. Zupełnie nie zauważają przy tym, że ich „uczynki” są fizyczne, skoncentrowane na zrobieniu zewnętrznego wrażenia i że ich „wielbienie Boga” będzie jedynie publiczną manifestacją ich wyimaginowanego „nowego życia”. To okłamywanie samego siebie. Tymczasem rzeczywiste bycie wolnym od grzechu (od Szatana) to duchowe (zewnętrznie niezauważalne) postrzeganie danej osoby przez Boga przez pryzmat obecnej w tej osobie cząstki Ducha Świętego. To Duch Święty sam sobie świadczy o tym, że ów wybraniec stał się uczestnikiem duchowych dobrych uczynków Chrystusa i uczestnikiem owoców Jego Ducha. Stąd duchowo rzecz biorąc, zbawiony wybraniec posiada wszystkie „cechy Boga”, otrzymując status „dziecka Bożego”, „Panny Młodej” itp. Wszystkie te symbole wskazują na duchową jedność z Bogiem, „dziecko” pochodzi bowiem z nasienia „Ojca”, a „Żona” jest jednym ciałem z „Mężem”.
Oszustwem jest twierdzenie, że dowodem na czyjeś „narodziny na nowo” jest fizyczne, rytualne czy obrzędowe „wielbienie” Boga oraz traktowanie fizycznie pojmowanego „grzechu” i „Prawa Bożego” bardzo poważnie, to znaczy, ścisłe wypełnianie jego nakazów i zakazów. Mówi się czasem, że osoba, która tak postępuje, nie robi tego z przymusu ani po to, żeby zasłużyć na zbawienie, ale „unika grzechu” i „prowadzi święte życie” „na chwałę Bożą”. Taka postawa niczym nie różni się od „własnego programu zbawienia”. W obu przypadkach stawia się na własną pracę, tylko w nieco innym kontekście. W obu przypadkach zrównuje się „dobre uczynki” człowieka z „oddawaniem chwały Bogu”! Co fizyczne uczynki, obrzędy i rytuały mają wspólnego z chwałą Boga, który jest Duchem? Podkreślmy to raz jeszcze: przebaczenia grzechów nie można uzyskać, kiedy się tylko tego zapragnie, podobnie jak nie można służyć Bogu na płaszczyźnie aktualnie obowiązującego ludzkiego systemu moralności. Na grzech nie można patrzeć w kategoriach „nadrzędności” ani w kategoriach szukania „własnego rozwiązania”. „Przezwyciężanie grzechów” to nie kwestia własnych chęci, tylko kwestia bycia uwolnionym od grzechu lub nie, co jest „pracą Boga”, całkowicie niezależną od człowieka.