15. Karcenie dzieci
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
W potocznym dyskursie podkreśla się istotną rolę rodziców w wychowaniu dzieci. Mówi się, że powinni być dla dzieci dobrym przykładem, że powinni utwierdzać swoje dzieci w przekonaniu, że są kochane, nawet wtedy, gdy są karcone przy użyciu fizycznych środków mających na celu wywołanie bólu. Z jednej strony mamy więc pocałunek w imię miłości, z drugiej – klaps, także w imię miłości. W niektórych wyznaniach przedkłada się błędnie rozumiane „poczucie wierności Bożym zasadom” ponad prawo do decydowania o zdrowiu i życiu człowieka, jak w przypadku odmowy transfuzji krwi. Do tego, w co bardziej radykalnych wyznaniach, także w imię wierności Bożym zasadom, zakazuje się rozwoju kariery zawodowej, sportowej, kulturalnej czy innej, gdyż uważa się to za stratę czasu, odciąganie kogoś od Boga, powód utraty wiary, pokusę i grzech. Model rodziny oparty na dominacji ojca, podrzędności matki i surowym wychowaniu dzieci nie będzie poprawnie funkcjonował nawet w wymiarze fizycznym, gdyż jest potencjalnym źródłem społecznych patologii. Sprzeciwia się idei miłości, troski i szacunku, także w fizycznym tego słowa znaczeniu, i nie służy budowaniu bliskości emocjonalnej.
Manipulacja Słowem Bożym, świadoma, czy nie, powoduje daleko idące szkody także w życiu poszczególnych osób oraz w życiu społecznym. Oczywiście, największą szkodą jest ślepa wiara w wartości inne niż prawda duchowa. Natomiast w aspekcie społecznym mamy do czynienia z wojnami religijnymi, prześladowaniami, odrzuceniem, narzucaniem poglądów określonej grupy teologów całym społecznościom, straszeniem piekłem, a przede wszystkim wymuszaniem rzekomego posłuszeństwa Bogu w ramach systemu wartości stworzonego przez człowieka. Pomijając to, że kościół wykracza poza sferę nauczania Słowa Bożego i miesza się do innych dziedzin życia, takich jak polityka czy nauka społeczna, najgorszym złem jest zniekształcenie wizerunku Boga i Jego programu zbawienia poprzez fałszywe nauczanie. Biblia opisuje postaci, które dopuszczają się różnych niemoralnych czy, w potocznym rozumieniu, „grzesznych” czynów, a dopuszczają się ich także „ludzie Boży”, jak na przykład Mojżesz, który zabił prześladowcę Żydów w Egipcie, Juda, który odbył stosunek płciowy ze swoją synową, czy Dawid, który przywłaszczył sobie żonę kogoś, kogo posłał na pewną śmierć na wojnie. Mimo to, te i podobne im wydarzenia były częścią Bożej narracji. Tymczasem ludzkie wytwory religijne, takie jak judaizm czy chrześcijaństwo, mają na celu ocenianie drugiego człowieka poprzez system zakazów i nakazów skonstruowany przez ludzi, jednocześnie nagradzając posłusznych, eufemistycznie nazywanych „wiernymi”, obietnicą życia wiecznego oraz karząc nieposłusznych, pogardliwie nazywanych „niewiernymi” lub „bezbożnymi”, groźbą piekła. To system rodzący masę kontrowersji. Dlatego zawsze będziemy mieli odłamy i frakcje religijne, które, choć powołują się na tego samego Boga, drastycznie różnią się w swoich przekonaniach, jak choćby w kwestii roli kobiety w rodzinie, warunków, w których dopuszczalny jest rozwód czy kar cielesnych dla dziecka.
Symboliczny klaps dla jednych będzie karą cielesną, która jest częścią zasad wychowania ustalonych przez samego Boga, dla innych będzie przemocą, która podlega jurysdykcji trybunału praw człowieka. Pomimo, że tradycja kary cielesnej sięga stuleci, powoływanie się na ową tradycję nie do wszystkich przemawia. Zderzają się dwa poglądy: że bicie jest naturalną i sprawdzoną metodą stosowaną w procesie pedagogicznym oraz że przyzwolenie na karę cielesną w stosunku do dziecka może naruszać jego poczucie godności i bezpieczeństwa, nie mówiąc już o szkodach fizycznych, które czasem, kiedy rodzic traci nad sobą panowanie lub działa pod wpływem alkoholu, mogą odbić się na zdrowiu dziecka (również psychicznym), a nawet doprowadzić do jego śmierci. Niebagatelnym problemem jest też niebezpieczeństwo napędzania spirali przemocy – dziecko bite, kiedy dorośnie, najprawdopodobniej uzna, że ma prawo bić (stąd wielu stosowanie kar cielesnych wydaje się „naturalne”). Tymczasem w normalnych warunkach, w sytuacji konfliktowej, nikt przecież nie bije osoby dorosłej (szczególnie ukochanej) ani po pośladkach, ani po twarzy. Skąd więc wniosek, że w tej samej sytuacji „naturalne” jest uderzenie słabszego dziecka, które emocjonalnie i pod każdym innym względem uzależnione jest od swojego rodzica, znajdując się pod jego opieką? Czy szacunek wymuszony biciem to rzeczywiście szacunek? Czy przyjaciela przemocą zmuszamy do tego, by się nam podporządkował, a jego przewinienia karzemy klapsem?
To niewątpliwie istotny spór społeczny. Problem pojawił się, kiedy kary cielesne wobec dzieci zaczęto promować jako „Boży nakaz”. Biblia ponownie używana jest tu do kreowania ludzkiej ideologii, stając się źródłem kontrowersji. Tymczasem powoływanie się w tej kwestii na Biblię to wynik własnego spojrzenia na Słowo Boże, spojrzenia, dodajmy, literalnego i wybiórczego. Gdyby Biblię traktować literalnie, ale nie wybiórczo, to musielibyśmy dojść do wniosku, że słuszną karą za każde przewinienie, w teologii zwane „grzechem”, jest śmierć (Rz 6:23). Mało tego, złamanie prawa w jednym punkcie oznacza złamanie całego prawa (Jkb 2:10)! Dlatego, traktując Biblię rzeczywiście dosłownie, ludzkość już dawno przestałaby istnieć, bo kara śmierci musiałaby dotknąć wszystkich.
Tymczasem, w zależności od analizowanego zagadnienia, wybiórczo szukamy rozwiązań sprzyjających nam. Zwolennicy kar cielesnych powołują się na werset mówiący o „wypędzaniu głupoty i nabywaniu mądrości” (Prz 22:15). Jednak wyrażenia takie jak „głupota w sercu” i „mądrość Boża” to metafory obrazujące nasz stan duchowy a nie cechy intelektualne. Każdy wybraniec, a więc przyszłe „dziecko Boże” („syn Boży”), najpierw ma ducha nieczystego, symbolicznie zwanego „duchem głupoty i fałszu”, a później, w momencie zbawienia, otrzymuje „Ducha Mądrości”. Kiedy w Biblii mowa o „karceniu chłopca rózgą dla zachowania duszy od Szeolu” (Prz 23:13-14), czyli od piekła, jest to odniesienie do pracy duchowej Boga, a nie do kary cielesnej wymierzanej przez człowieka. Tylko Duch Boży może nas wybawić od „piekła”, czyli od „ducha ciemności”. Zwróćmy uwagę na koncepcję „zachowania duszy”, czyli uratowania duchowej części człowieka. W swojej miłości, czyli w swoim Duchu, Bóg wyraża „troskę” o wybrańca. Owo duchowe „karcenie” wynika z tego, że wybraniec musi przejść ze śmierci duchowej do duchowego życia, czyli otrzymać zbawienie, przechodząc przez Boży sąd (w Chrystusie). To właśnie w tym kontekście „Bóg nie żałuje rózgi” – to jedynie przenośnia, która odnosi się do duchowego procesu zbawienia. Ponieważ wszystko to odbywa się w sposób dla nas nieodczuwalny, poza naszą fizycznością, ową „rózgą” jest dla nas Słowo Boże, które jednych uczy (skutkuje zbawieniem), innych karze (skutkuje potępieniem). To czysta symbolika. Podobnie werset, który mówi o „kamieniowaniu na śmierć nieposłusznego i krnąbrnego syna” (Pwt 21:18-21), rozumiany dosłownie, jest czymś niewyobrażalnym, a przecież zostało to nakazane przez Boga. Gdyby potraktować go dosłownie, ludzie musieliby, jak już wspominaliśmy, praktycznie wyginąć, bo każdy z nas jest w jakimś sensie nieposłuszny i krnąbrny. Dlatego rzeczowniki takie jak „nieposłuszeństwo” czy „krnąbrność” są jedynie metaforycznym obrazem ducha przeciwnego Bogu, czyli ducha Szatana, którego przeznaczeniem jest śmierć wieczna.
Konflikt pojęciowy pomiędzy „niewinnością dzieci”, która jest wytworem naszej wyobraźni, a „nieczystością duchową już od poczęcia”, stanowiskiem, na którym stoi Biblia, istnieje właśnie z powodu konfliktu pomiędzy przekazem fizycznym i duchowym. Kiedy Jezus mówi o „dzieciach, dla których przeznaczone jest Królestwo Niebieskie”, to nie mówi o dosłownych dzieciach tego świata ani o wieku fizycznym (bo jak zdecydować, w jakim wieku człowiek przestaje być dzieckiem?), lecz nawiązuje do wybrańców Bożych, którzy z chwilą zbawienia stają się „dziećmi Bożymi”. Skoro dziecko „potrzebuje rózgi do wykorzenienia głupoty”, a „Królestwo Boże jest dla mądrych w Panu” (nie zapominajmy o „mądrych dziewicach”), to, z fizycznego punktu widzenia, jedno wyklucza drugie. Zresztą można też w Biblii znaleźć wersety, które przypisują mądrość ludziom starszym. W naszym systemie wartości mądrość życiowa nabywana jest z wiekiem. Bóg jednak wskazuje, że „mądrość” (metafora zbawienia) nie zależy od wieku, ale od „tchnienia”, czyli Ducha Wszechmocnego (Hi 32:8-9).
Wybór dokonywany przez Boga przeczy ludzkiej logice. Dlatego bliżsi prawdy bylibyśmy postępując dokładnie na przekór naszym wyobrażeniom. Przypomnijmy sobie moment, w którym Samuel ma wybrać jednego z synów Jessego na króla, a Jesse przedstawia mu swoich siedmiu synów. Samuel nie wybiera żadnego z głównych kandydatów, lecz Dawida, najmłodszego i najmniejszego z nich, który pasie wtedy owce (1 Sm 16:1-13) i który jest obrazem Jezusa Chrystusa, Pasterza wybrańców. Bóg sprawia, że „nawet dzieci i niemowlęta [wybrańcy] ustami oddają mu chwałę” (Ps 8:3). W świecie fizycznym funkcje ust niemowląt ograniczają się do jedzenia, płaczu i wyrażania innych stanów emocjonalnych. Z fizycznego punktu widzenia, do pewnego wieku nic nawet o Bogu nie wiemy. Na późniejszych etapach życia „oddajemy Bogu chwałę” na zasadzie recytowania (najczęściej bezmyślnie) wyuczonych tekstów lub cytatów z Biblii, albo stworzonych przez ludzi „modlitw”. Przeciwnicy kary cielesnej będą więc opierać się na tych fragmentach Biblii, w których Jezus wyróżnia dzieci, a skoro tak robi, to kara cielesna musi być uwłaczająca dla godności dziecka. Mamy więc do czynienia z zagadnieniem społecznym, któremu próbuje się nadać wymiar duchowy, przedstawiając Boga raz jako surowego Ojca, innym razem jako Ojca miłosiernego. Jest to zakorzenione nie tylko w wybiórczym cytowaniu Biblii, w zależności od preferencji danego wyznania, ale przede wszystkim w jej fizycznej interpretacji.
Oprócz wybiórczości w cytowaniu wersetów, innym sposobem wyjaśniania kontrowersji biblijnych jest niezgodność wydarzeń w czasie, czyli anachronizm. Najkrócej mówiąc, twierdzi się, że opisywane w Biblii zagadnienia dotyczą określonej epoki, w której Biblia powstawała, i nie odpowiadają realiom współczesności. Innymi słowy, anachronizm określa się jako coś niezgodnego z duchem czasu. Najczęściej mówi się, że Stary Testament już nie obowiązuje, a opisane w nim wydarzenia miały służyć jedynie naszej edukacji, głównie w formie przestrogi. Stąd wersety, które mówią o „wychowaniu bez prowokacji, w dyscyplinie i napomnieniu Pana” (Ef 6:4), aby nie zniechęcić dzieci (Kol 3:21), w pewnym sensie zaprzeczają wersetom zalecającym kary cielesne, bo dzieci nie można mieć w pogardzie (Mt 18:10). Biblia mówi o „posłuszeństwie dzieci względem rodziców w Panu” (Ef 6:1), ale wychowanie dzieci odbywać się ma w „dyscyplinie i napomnieniu Pana”. Innymi słowy, w wymiarze duchowym oznacza to, że „dziecko Boże” (zbawiony wybraniec) otrzymuje „Ducha posłuszeństwa”, „wypełniając Prawo Ducha”. Jako dziecko, wybraniec Boży otrzymuje Królestwo Boże (Mk 10:13-16). Kiedy Jezus mówi, że jeśli człowiek nie odmieni się i nie stanie jak dziecko, by móc wejść do Królestwa Niebieskiego (Mt 18:2-4), nie mówi o powrocie do infantylności, a o „narodzinach na nowo”, czyli o „narodzinach z Ducha”.
Jeśli przekaz Biblii odczytuje się dwutorowo, raz na „na chwałę człowieka”, innym razem „na chwałę Boga”, to można dojść do wniosku, że Biblia zawiera wersety opisujące „zbawienie” raz jako „owoc własnej pracy”, innym razem jako „owoc pracy Boga”. Człowiek niezbawiony będzie głosił przekaz „na chwałę człowieka”. Niewybraniec pozujący na wybrańca (reprezentujący religie świata, przede wszystkim judaizm i chrześcijaństwo) zawsze będzie oddawał cześć innemu człowiekowi, co jest równoważne z oddawaniem czci Szatanowi. Tymczasem duchowy przekaz Biblii, „na chwałę Boga”, dotyczy zbawionego wybrańca, którego Bóg uczynił „uczniem”, „kapłanem”, „apostołem” lub „prorokiem”, czyli „narzędziem” wykorzystywanym przez Boga do głoszenia Prawdy.
Odnoszenie się do odmienności uwarunkowań społeczno-kulturowych mija się z celem, którym jest zrozumienie ponadczasowego, duchowego przekazu Biblii. Jej przekaz duchowy jest spójny i ukryty pod postacią symboli, metafor, przenośni i alegorii osadzonych w pozornie fizycznych ramach. Uznając niektóre nauki Biblii, zwłaszcza starotestamentowe, za przestarzałe, wpadamy w pułapkę absurdu, bo z drugiej strony za wciąż aktualne uznajemy inne prawa starotestamentowe, jak choćby sławny „Dekalog” czy prawo do oddalenia żony na podstawie „listu rozwodowego”. Z kolei powołując się na dosłowne rozumienie Nowego Testamentu, musielibyśmy uznać, że każda kobieta modląca się bez nakrycia głowy i każdy mężczyzna noszący długie włosy zostają zhańbieni (1 Kor 11:5-6, 14). Tego typu wersetów nikt, w sensie fizycznym, nie traktuje poważnie, jednak dziwnym trafem w kwestii małżeństwa i rodziny, kościół usiłuje forsować niemożliwe do spełnienia nakazy i zakazy wynikające z jego materialnej interpretacji Biblii.
W Biblii nie chodzi o przedmiotowe traktowanie dzieci ani o traktowanie ich jak swoją własność, lecz o podkreślenie, że to Bóg metaforycznie zmienia, wychowuje, i naucza swoich wybrańców, co w rzeczywistości oznacza obdarowanie ich cząstką swojego Ducha, czyli zbawienie. Ta transformacja jest niewidoczna i nieodczuwalna, ma bowiem miejsce w sferze duchowości. Tymczasem nauki i doktryny religijne wymyślane i rozpowszechniane przez człowieka są odpowiednikiem opisanego w Biblii „składania własnych ofiar” (które są obrazem własnego programu zbawienia), na przykład „ofiar z własnych dzieci”, czyli są kultem „bożków”, który, oczywiście, symbolizuje duchową przynależność do Szatana. Jedynym, który złożył „ofiarę miłą Bogu”, jest sam Bóg, w roli Jezusa Chrystusa. Człowiek nie może uczynić nic, co by było „miłe Bogu”, zatem rodzic nie może być duchowym przykładem ani wzorem dla dziecka „w uległości Bogu”, bo z natury wszyscy jesteśmy duchowymi „buntownikami”. Tym bardziej dziecko nie może być wzorem „czystości, oddania i posłuszeństwa Bogu”. Naszym autorytetem jest prawo Boże, które rozumiane błędnie (fizycznie), staje się naszą wyrocznią. Rodzicom nie można nakazać, by kochali swoje dzieci „na wzór miłości Bożej”, bo „miłość Boża” to metafora odnosząca się do Łaski zbawienia, a nie przejaw stanu emocjonalnego. Podobnie „posłuszeństwo Bogu” to nie posłuszeństwo poprzez pracę, dosłowne przestrzeganie przykazań, lecz efekt zbawienia.
Podsumowując, prawo rozumiane w sposób fizyczny jest błędną interpretacją „zamysłu Boga”.
Manipulacja Słowem Bożym, świadoma, czy nie, powoduje daleko idące szkody także w życiu poszczególnych osób oraz w życiu społecznym. Oczywiście, największą szkodą jest ślepa wiara w wartości inne niż prawda duchowa. Natomiast w aspekcie społecznym mamy do czynienia z wojnami religijnymi, prześladowaniami, odrzuceniem, narzucaniem poglądów określonej grupy teologów całym społecznościom, straszeniem piekłem, a przede wszystkim wymuszaniem rzekomego posłuszeństwa Bogu w ramach systemu wartości stworzonego przez człowieka. Pomijając to, że kościół wykracza poza sferę nauczania Słowa Bożego i miesza się do innych dziedzin życia, takich jak polityka czy nauka społeczna, najgorszym złem jest zniekształcenie wizerunku Boga i Jego programu zbawienia poprzez fałszywe nauczanie. Biblia opisuje postaci, które dopuszczają się różnych niemoralnych czy, w potocznym rozumieniu, „grzesznych” czynów, a dopuszczają się ich także „ludzie Boży”, jak na przykład Mojżesz, który zabił prześladowcę Żydów w Egipcie, Juda, który odbył stosunek płciowy ze swoją synową, czy Dawid, który przywłaszczył sobie żonę kogoś, kogo posłał na pewną śmierć na wojnie. Mimo to, te i podobne im wydarzenia były częścią Bożej narracji. Tymczasem ludzkie wytwory religijne, takie jak judaizm czy chrześcijaństwo, mają na celu ocenianie drugiego człowieka poprzez system zakazów i nakazów skonstruowany przez ludzi, jednocześnie nagradzając posłusznych, eufemistycznie nazywanych „wiernymi”, obietnicą życia wiecznego oraz karząc nieposłusznych, pogardliwie nazywanych „niewiernymi” lub „bezbożnymi”, groźbą piekła. To system rodzący masę kontrowersji. Dlatego zawsze będziemy mieli odłamy i frakcje religijne, które, choć powołują się na tego samego Boga, drastycznie różnią się w swoich przekonaniach, jak choćby w kwestii roli kobiety w rodzinie, warunków, w których dopuszczalny jest rozwód czy kar cielesnych dla dziecka.
Symboliczny klaps dla jednych będzie karą cielesną, która jest częścią zasad wychowania ustalonych przez samego Boga, dla innych będzie przemocą, która podlega jurysdykcji trybunału praw człowieka. Pomimo, że tradycja kary cielesnej sięga stuleci, powoływanie się na ową tradycję nie do wszystkich przemawia. Zderzają się dwa poglądy: że bicie jest naturalną i sprawdzoną metodą stosowaną w procesie pedagogicznym oraz że przyzwolenie na karę cielesną w stosunku do dziecka może naruszać jego poczucie godności i bezpieczeństwa, nie mówiąc już o szkodach fizycznych, które czasem, kiedy rodzic traci nad sobą panowanie lub działa pod wpływem alkoholu, mogą odbić się na zdrowiu dziecka (również psychicznym), a nawet doprowadzić do jego śmierci. Niebagatelnym problemem jest też niebezpieczeństwo napędzania spirali przemocy – dziecko bite, kiedy dorośnie, najprawdopodobniej uzna, że ma prawo bić (stąd wielu stosowanie kar cielesnych wydaje się „naturalne”). Tymczasem w normalnych warunkach, w sytuacji konfliktowej, nikt przecież nie bije osoby dorosłej (szczególnie ukochanej) ani po pośladkach, ani po twarzy. Skąd więc wniosek, że w tej samej sytuacji „naturalne” jest uderzenie słabszego dziecka, które emocjonalnie i pod każdym innym względem uzależnione jest od swojego rodzica, znajdując się pod jego opieką? Czy szacunek wymuszony biciem to rzeczywiście szacunek? Czy przyjaciela przemocą zmuszamy do tego, by się nam podporządkował, a jego przewinienia karzemy klapsem?
To niewątpliwie istotny spór społeczny. Problem pojawił się, kiedy kary cielesne wobec dzieci zaczęto promować jako „Boży nakaz”. Biblia ponownie używana jest tu do kreowania ludzkiej ideologii, stając się źródłem kontrowersji. Tymczasem powoływanie się w tej kwestii na Biblię to wynik własnego spojrzenia na Słowo Boże, spojrzenia, dodajmy, literalnego i wybiórczego. Gdyby Biblię traktować literalnie, ale nie wybiórczo, to musielibyśmy dojść do wniosku, że słuszną karą za każde przewinienie, w teologii zwane „grzechem”, jest śmierć (Rz 6:23). Mało tego, złamanie prawa w jednym punkcie oznacza złamanie całego prawa (Jkb 2:10)! Dlatego, traktując Biblię rzeczywiście dosłownie, ludzkość już dawno przestałaby istnieć, bo kara śmierci musiałaby dotknąć wszystkich.
Tymczasem, w zależności od analizowanego zagadnienia, wybiórczo szukamy rozwiązań sprzyjających nam. Zwolennicy kar cielesnych powołują się na werset mówiący o „wypędzaniu głupoty i nabywaniu mądrości” (Prz 22:15). Jednak wyrażenia takie jak „głupota w sercu” i „mądrość Boża” to metafory obrazujące nasz stan duchowy a nie cechy intelektualne. Każdy wybraniec, a więc przyszłe „dziecko Boże” („syn Boży”), najpierw ma ducha nieczystego, symbolicznie zwanego „duchem głupoty i fałszu”, a później, w momencie zbawienia, otrzymuje „Ducha Mądrości”. Kiedy w Biblii mowa o „karceniu chłopca rózgą dla zachowania duszy od Szeolu” (Prz 23:13-14), czyli od piekła, jest to odniesienie do pracy duchowej Boga, a nie do kary cielesnej wymierzanej przez człowieka. Tylko Duch Boży może nas wybawić od „piekła”, czyli od „ducha ciemności”. Zwróćmy uwagę na koncepcję „zachowania duszy”, czyli uratowania duchowej części człowieka. W swojej miłości, czyli w swoim Duchu, Bóg wyraża „troskę” o wybrańca. Owo duchowe „karcenie” wynika z tego, że wybraniec musi przejść ze śmierci duchowej do duchowego życia, czyli otrzymać zbawienie, przechodząc przez Boży sąd (w Chrystusie). To właśnie w tym kontekście „Bóg nie żałuje rózgi” – to jedynie przenośnia, która odnosi się do duchowego procesu zbawienia. Ponieważ wszystko to odbywa się w sposób dla nas nieodczuwalny, poza naszą fizycznością, ową „rózgą” jest dla nas Słowo Boże, które jednych uczy (skutkuje zbawieniem), innych karze (skutkuje potępieniem). To czysta symbolika. Podobnie werset, który mówi o „kamieniowaniu na śmierć nieposłusznego i krnąbrnego syna” (Pwt 21:18-21), rozumiany dosłownie, jest czymś niewyobrażalnym, a przecież zostało to nakazane przez Boga. Gdyby potraktować go dosłownie, ludzie musieliby, jak już wspominaliśmy, praktycznie wyginąć, bo każdy z nas jest w jakimś sensie nieposłuszny i krnąbrny. Dlatego rzeczowniki takie jak „nieposłuszeństwo” czy „krnąbrność” są jedynie metaforycznym obrazem ducha przeciwnego Bogu, czyli ducha Szatana, którego przeznaczeniem jest śmierć wieczna.
Konflikt pojęciowy pomiędzy „niewinnością dzieci”, która jest wytworem naszej wyobraźni, a „nieczystością duchową już od poczęcia”, stanowiskiem, na którym stoi Biblia, istnieje właśnie z powodu konfliktu pomiędzy przekazem fizycznym i duchowym. Kiedy Jezus mówi o „dzieciach, dla których przeznaczone jest Królestwo Niebieskie”, to nie mówi o dosłownych dzieciach tego świata ani o wieku fizycznym (bo jak zdecydować, w jakim wieku człowiek przestaje być dzieckiem?), lecz nawiązuje do wybrańców Bożych, którzy z chwilą zbawienia stają się „dziećmi Bożymi”. Skoro dziecko „potrzebuje rózgi do wykorzenienia głupoty”, a „Królestwo Boże jest dla mądrych w Panu” (nie zapominajmy o „mądrych dziewicach”), to, z fizycznego punktu widzenia, jedno wyklucza drugie. Zresztą można też w Biblii znaleźć wersety, które przypisują mądrość ludziom starszym. W naszym systemie wartości mądrość życiowa nabywana jest z wiekiem. Bóg jednak wskazuje, że „mądrość” (metafora zbawienia) nie zależy od wieku, ale od „tchnienia”, czyli Ducha Wszechmocnego (Hi 32:8-9).
Wybór dokonywany przez Boga przeczy ludzkiej logice. Dlatego bliżsi prawdy bylibyśmy postępując dokładnie na przekór naszym wyobrażeniom. Przypomnijmy sobie moment, w którym Samuel ma wybrać jednego z synów Jessego na króla, a Jesse przedstawia mu swoich siedmiu synów. Samuel nie wybiera żadnego z głównych kandydatów, lecz Dawida, najmłodszego i najmniejszego z nich, który pasie wtedy owce (1 Sm 16:1-13) i który jest obrazem Jezusa Chrystusa, Pasterza wybrańców. Bóg sprawia, że „nawet dzieci i niemowlęta [wybrańcy] ustami oddają mu chwałę” (Ps 8:3). W świecie fizycznym funkcje ust niemowląt ograniczają się do jedzenia, płaczu i wyrażania innych stanów emocjonalnych. Z fizycznego punktu widzenia, do pewnego wieku nic nawet o Bogu nie wiemy. Na późniejszych etapach życia „oddajemy Bogu chwałę” na zasadzie recytowania (najczęściej bezmyślnie) wyuczonych tekstów lub cytatów z Biblii, albo stworzonych przez ludzi „modlitw”. Przeciwnicy kary cielesnej będą więc opierać się na tych fragmentach Biblii, w których Jezus wyróżnia dzieci, a skoro tak robi, to kara cielesna musi być uwłaczająca dla godności dziecka. Mamy więc do czynienia z zagadnieniem społecznym, któremu próbuje się nadać wymiar duchowy, przedstawiając Boga raz jako surowego Ojca, innym razem jako Ojca miłosiernego. Jest to zakorzenione nie tylko w wybiórczym cytowaniu Biblii, w zależności od preferencji danego wyznania, ale przede wszystkim w jej fizycznej interpretacji.
Oprócz wybiórczości w cytowaniu wersetów, innym sposobem wyjaśniania kontrowersji biblijnych jest niezgodność wydarzeń w czasie, czyli anachronizm. Najkrócej mówiąc, twierdzi się, że opisywane w Biblii zagadnienia dotyczą określonej epoki, w której Biblia powstawała, i nie odpowiadają realiom współczesności. Innymi słowy, anachronizm określa się jako coś niezgodnego z duchem czasu. Najczęściej mówi się, że Stary Testament już nie obowiązuje, a opisane w nim wydarzenia miały służyć jedynie naszej edukacji, głównie w formie przestrogi. Stąd wersety, które mówią o „wychowaniu bez prowokacji, w dyscyplinie i napomnieniu Pana” (Ef 6:4), aby nie zniechęcić dzieci (Kol 3:21), w pewnym sensie zaprzeczają wersetom zalecającym kary cielesne, bo dzieci nie można mieć w pogardzie (Mt 18:10). Biblia mówi o „posłuszeństwie dzieci względem rodziców w Panu” (Ef 6:1), ale wychowanie dzieci odbywać się ma w „dyscyplinie i napomnieniu Pana”. Innymi słowy, w wymiarze duchowym oznacza to, że „dziecko Boże” (zbawiony wybraniec) otrzymuje „Ducha posłuszeństwa”, „wypełniając Prawo Ducha”. Jako dziecko, wybraniec Boży otrzymuje Królestwo Boże (Mk 10:13-16). Kiedy Jezus mówi, że jeśli człowiek nie odmieni się i nie stanie jak dziecko, by móc wejść do Królestwa Niebieskiego (Mt 18:2-4), nie mówi o powrocie do infantylności, a o „narodzinach na nowo”, czyli o „narodzinach z Ducha”.
Jeśli przekaz Biblii odczytuje się dwutorowo, raz na „na chwałę człowieka”, innym razem „na chwałę Boga”, to można dojść do wniosku, że Biblia zawiera wersety opisujące „zbawienie” raz jako „owoc własnej pracy”, innym razem jako „owoc pracy Boga”. Człowiek niezbawiony będzie głosił przekaz „na chwałę człowieka”. Niewybraniec pozujący na wybrańca (reprezentujący religie świata, przede wszystkim judaizm i chrześcijaństwo) zawsze będzie oddawał cześć innemu człowiekowi, co jest równoważne z oddawaniem czci Szatanowi. Tymczasem duchowy przekaz Biblii, „na chwałę Boga”, dotyczy zbawionego wybrańca, którego Bóg uczynił „uczniem”, „kapłanem”, „apostołem” lub „prorokiem”, czyli „narzędziem” wykorzystywanym przez Boga do głoszenia Prawdy.
Odnoszenie się do odmienności uwarunkowań społeczno-kulturowych mija się z celem, którym jest zrozumienie ponadczasowego, duchowego przekazu Biblii. Jej przekaz duchowy jest spójny i ukryty pod postacią symboli, metafor, przenośni i alegorii osadzonych w pozornie fizycznych ramach. Uznając niektóre nauki Biblii, zwłaszcza starotestamentowe, za przestarzałe, wpadamy w pułapkę absurdu, bo z drugiej strony za wciąż aktualne uznajemy inne prawa starotestamentowe, jak choćby sławny „Dekalog” czy prawo do oddalenia żony na podstawie „listu rozwodowego”. Z kolei powołując się na dosłowne rozumienie Nowego Testamentu, musielibyśmy uznać, że każda kobieta modląca się bez nakrycia głowy i każdy mężczyzna noszący długie włosy zostają zhańbieni (1 Kor 11:5-6, 14). Tego typu wersetów nikt, w sensie fizycznym, nie traktuje poważnie, jednak dziwnym trafem w kwestii małżeństwa i rodziny, kościół usiłuje forsować niemożliwe do spełnienia nakazy i zakazy wynikające z jego materialnej interpretacji Biblii.
W Biblii nie chodzi o przedmiotowe traktowanie dzieci ani o traktowanie ich jak swoją własność, lecz o podkreślenie, że to Bóg metaforycznie zmienia, wychowuje, i naucza swoich wybrańców, co w rzeczywistości oznacza obdarowanie ich cząstką swojego Ducha, czyli zbawienie. Ta transformacja jest niewidoczna i nieodczuwalna, ma bowiem miejsce w sferze duchowości. Tymczasem nauki i doktryny religijne wymyślane i rozpowszechniane przez człowieka są odpowiednikiem opisanego w Biblii „składania własnych ofiar” (które są obrazem własnego programu zbawienia), na przykład „ofiar z własnych dzieci”, czyli są kultem „bożków”, który, oczywiście, symbolizuje duchową przynależność do Szatana. Jedynym, który złożył „ofiarę miłą Bogu”, jest sam Bóg, w roli Jezusa Chrystusa. Człowiek nie może uczynić nic, co by było „miłe Bogu”, zatem rodzic nie może być duchowym przykładem ani wzorem dla dziecka „w uległości Bogu”, bo z natury wszyscy jesteśmy duchowymi „buntownikami”. Tym bardziej dziecko nie może być wzorem „czystości, oddania i posłuszeństwa Bogu”. Naszym autorytetem jest prawo Boże, które rozumiane błędnie (fizycznie), staje się naszą wyrocznią. Rodzicom nie można nakazać, by kochali swoje dzieci „na wzór miłości Bożej”, bo „miłość Boża” to metafora odnosząca się do Łaski zbawienia, a nie przejaw stanu emocjonalnego. Podobnie „posłuszeństwo Bogu” to nie posłuszeństwo poprzez pracę, dosłowne przestrzeganie przykazań, lecz efekt zbawienia.
Podsumowując, prawo rozumiane w sposób fizyczny jest błędną interpretacją „zamysłu Boga”.