3. DROGA KRZYŻOWA. Pierwszy upadek Pana Jezusa
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
3. Pierwszy upadek Pana Jezusa
Trzy stacje Drogi Krzyżowej związane są z upadkiem Jezusa. Niektórzy twierdzą, że powinny być nazywane „powstaniem” Jezusa, gdyż Jezus nie ustawał na drodze swojego przeznaczenia. Najgorsze jest to, że w każdym przypadku mówi się o Bogu, jako o człowieku, o Jego wyczerpaniu, zmęczeniu i agonii. Do tego upadek człowieka, a przez to też Boga, skoro Boga utożsamia się z człowiekiem, przypisuje się ciężarowi grzechu. Tym samym z Boga czynimy grzesznika, choć był wolny od grzechu (nie miał nic wspólnego z duchem Szatana). To, że Jezus „stał się grzechem”, nie oznacza, że zamienił Swojego Ducha na ducha nieczystego, który jest grzechem, lecz to, że stał się ofiarą za tych, którzy wcześniej reprezentowali grzech. Wszelkie opisane w Biblii elementy „upadku” Chrystusa są wyłącznie symbolami uniżenia się Boga i stworzenia wrażenia oddania władzy Szatanowi. Samo fizyczne Słowo Boże nie ma dla człowieka żadnej wartości i nie przyczyni się do jego zbawienia. Przeciwnie, staje się ono wręcz naszą wyrocznią, skazując nas na potępienie. Do zbawienia potrzebny jest Duch Boży, którym jest Chrystus, Słowo Boże. Słowo Boże ma charakter „uniżenia”, gdyż jego interpretacja przez człowieka niezbawionego przesiąknięta jest oddawaniem chwały człowiekowi, a w konsekwencji Szatanowi. Dopiero kiedy Słowo Boże objawi się wybrańcowi w sensie duchowym, jest jak znaleziona drogocenna perła (Mt 13: 46), jest prawdziwym znalezieniem Chrystusa Pana, który dla wybrańców przeznaczył mądrość Bożą – rzeczywisty skarb.
Porównywanie Chrystusa, który powstał i dźwignął krzyż, do nas samych, do naszego podźwignięcia się z własnych grzechów, do odpuszczania grzechów innym, to nazywanie samego siebie Bogiem. Tego właśnie naucza się w kościołach. Grzech (czyli duch Szatana) to nie coś, co można samemu pokonać, z czego można się podźwignąć, z czego można się obmyć poprzez własny wysiłek, lecz nasza duchowa natura, na którą nie mamy żadnego wpływu i o której nawet nie wiemy, że jest zła. Skoro nie możemy rozpoznać zła w sobie, nie możemy doświadczyć tego, co oznacza zbawienie Chrystusa. Upadek człowieka, czy upadek świata, to nie zło fizyczne szerzące się wokół nas lecz zło, które jest w nas w formie obcego (nieczystego) ducha. Niewybraniec, który pełni określoną rolę w hierarchii kościoła, nie tylko nie dostrzega zła w sobie, ale jest wręcz głęboko przekonany, że podąża za Chrystusem. W zasadzie to nawet nie potrzebuje Chrystusa, gdyż posiada własny program zbawienia, oparty na jego własnych uczynkach. Zło jest natomiast dostrzegane u wszystkich innych, zwłaszcza u wyznających inne doktryny i dogmaty, a przede wszystkim u wszystkich niezwiązanych z chrześcijaństwem. Nawoływanie do przyjęcia wiary chrześcijańskiej jest w mniemaniu kościoła jednocześnie obietnicą zbawienia, pod warunkiem przestrzegania prawa kościelnego danej denominacji. Jest to, oczywiście, fałszywy, zaprojektowany przez człowieka, program zbawienia.
To, że Chrystus nie przyjął pomocy od dwunastu zastępów aniołów i że musiał wypić kielich z rąk Ojca nie oznacza, że chodziło o konieczność Jego przejścia przez cierpienia fizyczne na dowód, że jest Synem Bożym. Cierpienia fizycznego nie wolno nam utożsamiać z Duchem Bożym ani z grzechem, ponieważ grzech to obecność w człowieku innego ducha (ducha Szatana), a nie jego ziemskie „złe uczynki”. W przeciwnym razie zadośćuczynienia za grzech mógłby dokonać zwykły śmiertelnik, choćby owi dwaj złoczyńcy, którzy także cierpieli obok Chrystusa, a z fizycznego punktu widzenia, cierpieli nawet bardziej niż On! Opisane w Biblii cierpienie fizyczne Chrystusa jest tylko obrazem cierpienia duchowego („cierpi moja dusza aż do śmierci”), obrazem utożsamienia Jezusa z Jego wybrańcami, którzy przed zbawieniem reprezentują duchy nieczyste, przeznaczone na potępienie. Zastępy aniołów symbolizują Ducha Bożego, którym jest Sam Jezus i który posiada Ducha „bez miary”, który jest Pełnią Ducha. Natomiast kielich symbolizuje gniew Boży, sąd Boży, któremu poddany jest każdy człowiek bez wyjątku, a który zwycięsko można przejść tylko w Duchu Bożym (Jezusie). Jezus został symbolicznie osądzony w imieniu wybrańców Bożych na znak, że wszyscy niewybrańcy także zostaną osądzeni i skazani na wieczne potępienie. W naszej fizycznej rzeczywistości dzieje się jednak odwrotnie: to niewybrańcy osądzają wybrańców, a tym samym Chrystusa. Stąd Jezus stojący przed Sanhedrynem jest jak Słowo Boże, które jest osądzane przez hierarchów religijnych – jest fałszywie interpretowane i fałszywie oskarżane. A to, że Jezus powołuje się na wolę Ojca – „Nie moja lecz Twoja wola niech się stanie”, czy „Nie jak Ja chcę, ale jak Ty” – nie oznacza, że Jezus reagował jak człowiek, lecz że w Ojcu należy także dostrzec wolę Syna, bo Syn i Ojciec to jedno. Innymi słowy, Jezus nie może zaprzeczyć samemu sobie i nie może stać się duchem nieczystym o woli przeciwnej Bogu.
Tłumaczenie, że człowiek przemęczony fizycznie „upada na duchu” jest niedorzeczne. W pewnym sensie prawdą jest, że grzech „powala ludzi na ziemię”, ale chodzi tu jedynie o symbolikę tego, że grzech (duch Szatana) związany jest z ziemią i z człowiekiem ziemskim (w przeciwieństwie do Nieba i Człowieka Niebieskiego) oraz o symbolikę upadku (powstanie z ziemi jest obrazem zmartwychwstania). Jeżeli chcemy uznać, że krzyż jest obrazem przytłaczającego nas grzechu, należy także uznać, że tylko Bóg może podnieść Swojego wybrańca. Tylko Jezus może wziąć na siebie grzechy swoich wybrańców, wyrzucając z nich złe duchy za pomocą Ducha Bożego. Wersety mówiące o „braniu jarzma Chrystusa na siebie” z jednej strony są pułapką dla tych, którzy głoszą zbawienie oparte na własnej pracy, a z drugiej są wyrazem efektu zbawienia, czyli pracy Chrystusa.
Trzy stacje Drogi Krzyżowej związane są z upadkiem Jezusa. Niektórzy twierdzą, że powinny być nazywane „powstaniem” Jezusa, gdyż Jezus nie ustawał na drodze swojego przeznaczenia. Najgorsze jest to, że w każdym przypadku mówi się o Bogu, jako o człowieku, o Jego wyczerpaniu, zmęczeniu i agonii. Do tego upadek człowieka, a przez to też Boga, skoro Boga utożsamia się z człowiekiem, przypisuje się ciężarowi grzechu. Tym samym z Boga czynimy grzesznika, choć był wolny od grzechu (nie miał nic wspólnego z duchem Szatana). To, że Jezus „stał się grzechem”, nie oznacza, że zamienił Swojego Ducha na ducha nieczystego, który jest grzechem, lecz to, że stał się ofiarą za tych, którzy wcześniej reprezentowali grzech. Wszelkie opisane w Biblii elementy „upadku” Chrystusa są wyłącznie symbolami uniżenia się Boga i stworzenia wrażenia oddania władzy Szatanowi. Samo fizyczne Słowo Boże nie ma dla człowieka żadnej wartości i nie przyczyni się do jego zbawienia. Przeciwnie, staje się ono wręcz naszą wyrocznią, skazując nas na potępienie. Do zbawienia potrzebny jest Duch Boży, którym jest Chrystus, Słowo Boże. Słowo Boże ma charakter „uniżenia”, gdyż jego interpretacja przez człowieka niezbawionego przesiąknięta jest oddawaniem chwały człowiekowi, a w konsekwencji Szatanowi. Dopiero kiedy Słowo Boże objawi się wybrańcowi w sensie duchowym, jest jak znaleziona drogocenna perła (Mt 13: 46), jest prawdziwym znalezieniem Chrystusa Pana, który dla wybrańców przeznaczył mądrość Bożą – rzeczywisty skarb.
Porównywanie Chrystusa, który powstał i dźwignął krzyż, do nas samych, do naszego podźwignięcia się z własnych grzechów, do odpuszczania grzechów innym, to nazywanie samego siebie Bogiem. Tego właśnie naucza się w kościołach. Grzech (czyli duch Szatana) to nie coś, co można samemu pokonać, z czego można się podźwignąć, z czego można się obmyć poprzez własny wysiłek, lecz nasza duchowa natura, na którą nie mamy żadnego wpływu i o której nawet nie wiemy, że jest zła. Skoro nie możemy rozpoznać zła w sobie, nie możemy doświadczyć tego, co oznacza zbawienie Chrystusa. Upadek człowieka, czy upadek świata, to nie zło fizyczne szerzące się wokół nas lecz zło, które jest w nas w formie obcego (nieczystego) ducha. Niewybraniec, który pełni określoną rolę w hierarchii kościoła, nie tylko nie dostrzega zła w sobie, ale jest wręcz głęboko przekonany, że podąża za Chrystusem. W zasadzie to nawet nie potrzebuje Chrystusa, gdyż posiada własny program zbawienia, oparty na jego własnych uczynkach. Zło jest natomiast dostrzegane u wszystkich innych, zwłaszcza u wyznających inne doktryny i dogmaty, a przede wszystkim u wszystkich niezwiązanych z chrześcijaństwem. Nawoływanie do przyjęcia wiary chrześcijańskiej jest w mniemaniu kościoła jednocześnie obietnicą zbawienia, pod warunkiem przestrzegania prawa kościelnego danej denominacji. Jest to, oczywiście, fałszywy, zaprojektowany przez człowieka, program zbawienia.
To, że Chrystus nie przyjął pomocy od dwunastu zastępów aniołów i że musiał wypić kielich z rąk Ojca nie oznacza, że chodziło o konieczność Jego przejścia przez cierpienia fizyczne na dowód, że jest Synem Bożym. Cierpienia fizycznego nie wolno nam utożsamiać z Duchem Bożym ani z grzechem, ponieważ grzech to obecność w człowieku innego ducha (ducha Szatana), a nie jego ziemskie „złe uczynki”. W przeciwnym razie zadośćuczynienia za grzech mógłby dokonać zwykły śmiertelnik, choćby owi dwaj złoczyńcy, którzy także cierpieli obok Chrystusa, a z fizycznego punktu widzenia, cierpieli nawet bardziej niż On! Opisane w Biblii cierpienie fizyczne Chrystusa jest tylko obrazem cierpienia duchowego („cierpi moja dusza aż do śmierci”), obrazem utożsamienia Jezusa z Jego wybrańcami, którzy przed zbawieniem reprezentują duchy nieczyste, przeznaczone na potępienie. Zastępy aniołów symbolizują Ducha Bożego, którym jest Sam Jezus i który posiada Ducha „bez miary”, który jest Pełnią Ducha. Natomiast kielich symbolizuje gniew Boży, sąd Boży, któremu poddany jest każdy człowiek bez wyjątku, a który zwycięsko można przejść tylko w Duchu Bożym (Jezusie). Jezus został symbolicznie osądzony w imieniu wybrańców Bożych na znak, że wszyscy niewybrańcy także zostaną osądzeni i skazani na wieczne potępienie. W naszej fizycznej rzeczywistości dzieje się jednak odwrotnie: to niewybrańcy osądzają wybrańców, a tym samym Chrystusa. Stąd Jezus stojący przed Sanhedrynem jest jak Słowo Boże, które jest osądzane przez hierarchów religijnych – jest fałszywie interpretowane i fałszywie oskarżane. A to, że Jezus powołuje się na wolę Ojca – „Nie moja lecz Twoja wola niech się stanie”, czy „Nie jak Ja chcę, ale jak Ty” – nie oznacza, że Jezus reagował jak człowiek, lecz że w Ojcu należy także dostrzec wolę Syna, bo Syn i Ojciec to jedno. Innymi słowy, Jezus nie może zaprzeczyć samemu sobie i nie może stać się duchem nieczystym o woli przeciwnej Bogu.
Tłumaczenie, że człowiek przemęczony fizycznie „upada na duchu” jest niedorzeczne. W pewnym sensie prawdą jest, że grzech „powala ludzi na ziemię”, ale chodzi tu jedynie o symbolikę tego, że grzech (duch Szatana) związany jest z ziemią i z człowiekiem ziemskim (w przeciwieństwie do Nieba i Człowieka Niebieskiego) oraz o symbolikę upadku (powstanie z ziemi jest obrazem zmartwychwstania). Jeżeli chcemy uznać, że krzyż jest obrazem przytłaczającego nas grzechu, należy także uznać, że tylko Bóg może podnieść Swojego wybrańca. Tylko Jezus może wziąć na siebie grzechy swoich wybrańców, wyrzucając z nich złe duchy za pomocą Ducha Bożego. Wersety mówiące o „braniu jarzma Chrystusa na siebie” z jednej strony są pułapką dla tych, którzy głoszą zbawienie oparte na własnej pracy, a z drugiej są wyrazem efektu zbawienia, czyli pracy Chrystusa.