PYTANIA I ODPOWIEDZI
Twoje narzędzia:
UWAGA: Powyższe linki do tekstów biblijnych udostępniamy wyłącznie dla wygody czytelnika. Znajdują się one jednak na stronach innych, niezależnych od nas autorów, których poglądy i opinie należą wyłącznie do nich, a zespół Projektu Daniel 12 tych poglądów nie autoryzuje ani nie podziela. Autoryzujemy jedynie teksty opublikowane na niniejszej stronie.
Pytanie 5: Dla kogoś wychowanego przez rodziców w wierze chrześcijańskiej i uznającego kościoły trudno w tej chwili zaprzeczyć temu wszystkiemu. To byłoby coś nienaturalnego, gdybym raptem przestał chodzić do kościoła, przyjmować komunię czy nawet nie chodzić do spowiedzi. Choć wiem, że „sakramenty” to wymysł kościoła, to jednak przyzwyczajenie robi swoje. Byłoby mi trudno w niedzielę nie iść do kościoła, nie przyjąć komunii. Jestem naprawdę w dużej rozterce. Chciałbym lepiej poznać przesłanie od Boga a jednocześnie boję się porzucić tego, co do tej pory czynię. Nie mogę sobie jakoś uzmysłowić tego, że właśnie bez żadnych moich „zasług”, „czynów”, mogę dostąpić zbawienia – jeśli oczywiście jestem przeznaczony do tego zbawienia.
I tu znowu zaczyna się problem. Skąd mogę wiedzieć jakie są Boskie plany co do mojej osoby? Okazuje się, że im więcej chcę poznać przesłanie Boga, tym mniej wiem, mam mętlik w głowie. Bo co w takim wypadku? Przecież Pan Jezus spotykał się ze swoimi uczniami. Jak zatem i gdzie powinno się spotykać z Bogiem?
Niestety tradycja kościelna to prawdziwa pułapka, zaciemnienie właściwego, duchowego przekazu Biblii. Być może sakramenty – wymysł kościoła – nie niosłyby ze sobą tyle zła, gdyby stosowane były rzeczywiście „na pamiątkę” Jezusa Chrystusa, a nie zawierały w sobie przekaz (czytaj: obietnicę) zbawienia. Obietnica ta opiera się na naszych zasługach, tak zwanych „dobrych uczynkach”, czyli jest „wodą na nasz młyn”. Czym my jednak możemy zasłużyć u Boga, jeśli przekaz Biblii jasno stwierdza, że wszyscy jesteśmy źli, wszyscy jesteśmy grzesznikami? Czy naprawdę ktoś jest w stanie uwierzyć w to, że na Bogu, wielkim Duchu i Stwórcy wszechrzeczy, który dokładnie zna każdą naszą myśl, jakiekolwiek wrażenie robią nasze teatralne zabiegi, nużące nabożeństwa, gdzie bezmyślnie powtarza się puste formułki, okraszone bogactwem ludzkiej ornamentyki, ozdobnymi szatami, drogimi budowlami? Że można na Nim wywrzeć wrażenie, rutynowo chodząc do jakiegoś miejsca, wykonując jakiś obrzęd itd.? Czy naprawdę można wierzyć w to, że kwestia zbawienia to „wyścig szczurów”, w którym ludzie prześcigają się w tym, „kto Bogu da więcej”?
Tak naprawdę, nasze ludzkie uczynki oceniamy sobie nawzajem. To znaczy, robimy to na pokaz, dla siebie samego, ale przede wszystkim dla innych ludzi, żeby pokazać się w odpowiednio „świętym” świetle. Jest tak dlatego, że ludzie kojarzą „świętość” z ludzką dobrocią i troską o innych. Tymczasem nie ma ona z tym nic wspólnego. Wydaje nam się, że Boga można traktować tak samo, jak przekupnych ludzi, którzy są łasi na pochlebstwa, podarunki, łapówki itd. Dlatego organizacje religijne mają się w świecie tak dobrze, gdyż przyciągają ludzi tym, co ludzkie, co ludzie kochają, podziwiają, co na nich robi ogromne wrażenie, co wygodne, co pozostawia im pole do decydowania o swoim zbawieniu. To po prostu instytucjonalne molochy, gromadzące tłumy tych, na których ich ziemska potęga robi piorunujące wrażenie.
Tymczasem w tym wszystkim jeden człowiek ocenia drugiego. Robimy wrażenie na sobie nawzajem, „nakręcamy się” nawzajem. Po kilku wiekach narosłych tradycji już nikt nie zadaje pytania, czy to ma jakikolwiek sens? Kłamstwo staje się usankcjonowaną przez powagę wieków „prawdą”, powtarzaną z pokolenia na pokolenie. Podobnie jeden człowiek „rozgrzesza”, czyli „zbawia”, drugiego, używając przy tym (zresztą nadaremnie) imienia Boga. „Rozgrzeszać” oznacza „pozbawiać grzechu”. Skoro jednak grzechem jest Szatan, cząstka jego ducha, która przebywa w każdym człowieku już od poczęcia, to kto z ludzi, albo który z obrzędów, ma moc pozbawić drugiego człowieka ducha Szatana? Czy naprawdę można wierzyć w to, że Szatan, duch, Anty-Bóg, opuści kogoś, bo ktoś inny wykona jakiś dramatyczny gest, obrzęd albo wypowie jakąś „magiczną” formułkę? Obecność Szatana w człowieku nie objawia się niczym nadzwyczajnym. Nie ma specjalnych znaków obecności tego ducha. Równie dobrze może on być w niemowlęciu, które uważamy za „niewinne”, jak i w kryminaliście. Człowiek niezbawiony może mieć bardzo miły charakter albo być bardzo agresywny, czy nieprzyjemny. Charakter człowieka nie ma nic wspólnego z obecnością albo nieobecnością ducha Szatana.
Biblia wyraźnie mówi, że nie ma innego zbawiciela, i nie ma innego imienia, ani innego pośrednika, jak tylko Chrystus, czyli sam Bóg, Duch Święty. Innymi słowy, pułapką są fałszywe doktryny kościoła, takie jak zbawienie poprzez uczynki, czy doktryna jeszcze bardziej popularna, która twierdzi, że zbawienie zapewniają uczynki człowieka w kombinacji z łaską Bożą, sugerując, że zasługa za zbawienie podzielona jest pomiędzy człowieka i Boga. W każdym z tych przypadków odbieramy chwałę Bogu, Jedynemu Zbawicielowi. Boga nie można czcić w żaden fizyczny, namacalny, widzialny, teatralny sposób. Boga można czcić wyłącznie w Duchu i Prawdzie, czyli w przekazie duchowym Biblii (J 4: 24), w Nim samym, w Jego Duchu, w sposób niewidzialny, niezauważalny dla nikogo w fizycznej rzeczywistości.
Rozterka jest dla nas czymś naturalnym. Nie jest łatwo wyzbyć się pierwotnych przekonań, bo nasza tradycja (kłamstwo) jest „bogactwem” ludzkiej „wiary”, którego niemożliwością jest się wyzbyć z własnego przekonania. Dlatego właśnie Biblia stwierdza, że łatwiej jest symbolicznemu wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego, gdzie „bogaty” oznacza człowieka niezbawionego, który myśli, że jest bogaty w łaskę Bożą, że posiada bogactwo zbawienia, podczas gdy nie posiada nic, oprócz własnych wymysłów i wysiłków, dzięki którym usiłuje wedrzeć się do Królestwa Bożego. I dlatego też symbolicznie będziemy „grzebać umarłego” zamiast podążać za Chrystusem (Mateusza 8:22). Nikt nie może podążać za Chrystusem, jeżeli Bóg go nie pociągnie (Jana 6:44), czyli nie zbawi, nie obdaruje mocą Ducha Świętego. Dlatego nikt z nas nie może być do końca pewien, jakie Bóg zgotował nam przeznaczenie. Jedynym pocieszeniem jest dar wiedzy duchowej, przeznaczony dla wybrańców. Jezus powiedział apostołom, że nie wiedzą jakiego są ducha (w niektórych tłumaczeniach brak tego wątku, Łk 9: 55), bo nie wszyscy byli czystego (Świętego) Ducha (J 6:70; 13:10).
Owszem Jezus spotykał się ze swoimi uczniami, ale pamiętamy, że tylko garstka z nich poszła za Nim, podczas gdy Jezus był przyjmowany przez tłumy. Ponadto „Jezus” to tak naprawdę słowo symbolizujące Zbawiciela, Słowo Boże i Ducha Bożego, co oznacza, że tylko nieliczni będą podążać za przekazem Ducha, mimo że bardzo wielu podąża za fizycznym wymiarem Jezusa i Biblii.
Jezus głosił swoją naukę (a nie naukę kościoła) w przypowieściach (które symbolizują przekaz duchowy) i tłumaczył ją na osobności uczniom (symbolizującym zbawionych), a, jak stwierdza Biblia, bez przypowieści nigdy nie nauczał, co oznacza, że nie ma nauczania Prawdy Bożej bez przekazu Ducha (Mk 4: 33-34). Kościół naucza fizycznych informacji, historycznych aspektów, moralnych wniosków, jakie jego myśliciele widzą w fizycznym przekazie Biblii. Natomiast z Bogiem „spotkać” (niefizycznie) możemy się wyłącznie na warunkach Boga, w wyniku działania Łaski Bożej (daru Ducha), wewnętrznie, nie zewnętrznie. Jest to „spotkanie” duchowe, którego objawieniem jest przekaz Ducha zawarty w Słowie Bożym. Możemy „próbować szukać Boga” poprzez czytanie Biblii, ale efekt działania Łaski zależy od samego Boga. My sami w sobie jesteśmy duchowymi buntownikami (posiadając cząstkę ducha Szatana), prześladowcami nauki Chrystusa (czytaj: samego Chrystusa). Podobnie Paweł, wcześniej faryzeusz, późniejszy najgorętszy uczeń Jezusa – najpierw został uświadomiony przez Jezusa („Światłość z Nieba”), że był ślepy duchowo (symboliczna utrata wzroku), później na mocy Ducha otrzymał dar „widzenia duchowego”, czyli mandat apostolski.
Podobny dylemat wyboru pomiędzy przekazem Bożym (duchowy przekaz Biblii), a ludzkim (tradycją kościelną i teologią), ma każdy człowiek, bo nikt nie może zaprzeczyć przekazowi duchowemu (choć łatwo jest obalić przekaz fizyczny człowieka, czyli kościoła), który ma moc w sobie (jest „znakiem oczywistym”). Z drugiej strony, głoszący taki przekaz naraża się na konflikt interesów z wiarą ludzką, głoszoną przez kościół:
„Przywołali ich potem i zakazali im w ogóle przemawiać i nauczać w imię Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli: Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga?” (Dz 4: 18-19)
„I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni.” (J 4: 12)
„Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? (…) Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem (duchem) swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.” (Mt 15: 3,7-9)
I tu znowu zaczyna się problem. Skąd mogę wiedzieć jakie są Boskie plany co do mojej osoby? Okazuje się, że im więcej chcę poznać przesłanie Boga, tym mniej wiem, mam mętlik w głowie. Bo co w takim wypadku? Przecież Pan Jezus spotykał się ze swoimi uczniami. Jak zatem i gdzie powinno się spotykać z Bogiem?
Niestety tradycja kościelna to prawdziwa pułapka, zaciemnienie właściwego, duchowego przekazu Biblii. Być może sakramenty – wymysł kościoła – nie niosłyby ze sobą tyle zła, gdyby stosowane były rzeczywiście „na pamiątkę” Jezusa Chrystusa, a nie zawierały w sobie przekaz (czytaj: obietnicę) zbawienia. Obietnica ta opiera się na naszych zasługach, tak zwanych „dobrych uczynkach”, czyli jest „wodą na nasz młyn”. Czym my jednak możemy zasłużyć u Boga, jeśli przekaz Biblii jasno stwierdza, że wszyscy jesteśmy źli, wszyscy jesteśmy grzesznikami? Czy naprawdę ktoś jest w stanie uwierzyć w to, że na Bogu, wielkim Duchu i Stwórcy wszechrzeczy, który dokładnie zna każdą naszą myśl, jakiekolwiek wrażenie robią nasze teatralne zabiegi, nużące nabożeństwa, gdzie bezmyślnie powtarza się puste formułki, okraszone bogactwem ludzkiej ornamentyki, ozdobnymi szatami, drogimi budowlami? Że można na Nim wywrzeć wrażenie, rutynowo chodząc do jakiegoś miejsca, wykonując jakiś obrzęd itd.? Czy naprawdę można wierzyć w to, że kwestia zbawienia to „wyścig szczurów”, w którym ludzie prześcigają się w tym, „kto Bogu da więcej”?
Tak naprawdę, nasze ludzkie uczynki oceniamy sobie nawzajem. To znaczy, robimy to na pokaz, dla siebie samego, ale przede wszystkim dla innych ludzi, żeby pokazać się w odpowiednio „świętym” świetle. Jest tak dlatego, że ludzie kojarzą „świętość” z ludzką dobrocią i troską o innych. Tymczasem nie ma ona z tym nic wspólnego. Wydaje nam się, że Boga można traktować tak samo, jak przekupnych ludzi, którzy są łasi na pochlebstwa, podarunki, łapówki itd. Dlatego organizacje religijne mają się w świecie tak dobrze, gdyż przyciągają ludzi tym, co ludzkie, co ludzie kochają, podziwiają, co na nich robi ogromne wrażenie, co wygodne, co pozostawia im pole do decydowania o swoim zbawieniu. To po prostu instytucjonalne molochy, gromadzące tłumy tych, na których ich ziemska potęga robi piorunujące wrażenie.
Tymczasem w tym wszystkim jeden człowiek ocenia drugiego. Robimy wrażenie na sobie nawzajem, „nakręcamy się” nawzajem. Po kilku wiekach narosłych tradycji już nikt nie zadaje pytania, czy to ma jakikolwiek sens? Kłamstwo staje się usankcjonowaną przez powagę wieków „prawdą”, powtarzaną z pokolenia na pokolenie. Podobnie jeden człowiek „rozgrzesza”, czyli „zbawia”, drugiego, używając przy tym (zresztą nadaremnie) imienia Boga. „Rozgrzeszać” oznacza „pozbawiać grzechu”. Skoro jednak grzechem jest Szatan, cząstka jego ducha, która przebywa w każdym człowieku już od poczęcia, to kto z ludzi, albo który z obrzędów, ma moc pozbawić drugiego człowieka ducha Szatana? Czy naprawdę można wierzyć w to, że Szatan, duch, Anty-Bóg, opuści kogoś, bo ktoś inny wykona jakiś dramatyczny gest, obrzęd albo wypowie jakąś „magiczną” formułkę? Obecność Szatana w człowieku nie objawia się niczym nadzwyczajnym. Nie ma specjalnych znaków obecności tego ducha. Równie dobrze może on być w niemowlęciu, które uważamy za „niewinne”, jak i w kryminaliście. Człowiek niezbawiony może mieć bardzo miły charakter albo być bardzo agresywny, czy nieprzyjemny. Charakter człowieka nie ma nic wspólnego z obecnością albo nieobecnością ducha Szatana.
Biblia wyraźnie mówi, że nie ma innego zbawiciela, i nie ma innego imienia, ani innego pośrednika, jak tylko Chrystus, czyli sam Bóg, Duch Święty. Innymi słowy, pułapką są fałszywe doktryny kościoła, takie jak zbawienie poprzez uczynki, czy doktryna jeszcze bardziej popularna, która twierdzi, że zbawienie zapewniają uczynki człowieka w kombinacji z łaską Bożą, sugerując, że zasługa za zbawienie podzielona jest pomiędzy człowieka i Boga. W każdym z tych przypadków odbieramy chwałę Bogu, Jedynemu Zbawicielowi. Boga nie można czcić w żaden fizyczny, namacalny, widzialny, teatralny sposób. Boga można czcić wyłącznie w Duchu i Prawdzie, czyli w przekazie duchowym Biblii (J 4: 24), w Nim samym, w Jego Duchu, w sposób niewidzialny, niezauważalny dla nikogo w fizycznej rzeczywistości.
Rozterka jest dla nas czymś naturalnym. Nie jest łatwo wyzbyć się pierwotnych przekonań, bo nasza tradycja (kłamstwo) jest „bogactwem” ludzkiej „wiary”, którego niemożliwością jest się wyzbyć z własnego przekonania. Dlatego właśnie Biblia stwierdza, że łatwiej jest symbolicznemu wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego, gdzie „bogaty” oznacza człowieka niezbawionego, który myśli, że jest bogaty w łaskę Bożą, że posiada bogactwo zbawienia, podczas gdy nie posiada nic, oprócz własnych wymysłów i wysiłków, dzięki którym usiłuje wedrzeć się do Królestwa Bożego. I dlatego też symbolicznie będziemy „grzebać umarłego” zamiast podążać za Chrystusem (Mateusza 8:22). Nikt nie może podążać za Chrystusem, jeżeli Bóg go nie pociągnie (Jana 6:44), czyli nie zbawi, nie obdaruje mocą Ducha Świętego. Dlatego nikt z nas nie może być do końca pewien, jakie Bóg zgotował nam przeznaczenie. Jedynym pocieszeniem jest dar wiedzy duchowej, przeznaczony dla wybrańców. Jezus powiedział apostołom, że nie wiedzą jakiego są ducha (w niektórych tłumaczeniach brak tego wątku, Łk 9: 55), bo nie wszyscy byli czystego (Świętego) Ducha (J 6:70; 13:10).
Owszem Jezus spotykał się ze swoimi uczniami, ale pamiętamy, że tylko garstka z nich poszła za Nim, podczas gdy Jezus był przyjmowany przez tłumy. Ponadto „Jezus” to tak naprawdę słowo symbolizujące Zbawiciela, Słowo Boże i Ducha Bożego, co oznacza, że tylko nieliczni będą podążać za przekazem Ducha, mimo że bardzo wielu podąża za fizycznym wymiarem Jezusa i Biblii.
Jezus głosił swoją naukę (a nie naukę kościoła) w przypowieściach (które symbolizują przekaz duchowy) i tłumaczył ją na osobności uczniom (symbolizującym zbawionych), a, jak stwierdza Biblia, bez przypowieści nigdy nie nauczał, co oznacza, że nie ma nauczania Prawdy Bożej bez przekazu Ducha (Mk 4: 33-34). Kościół naucza fizycznych informacji, historycznych aspektów, moralnych wniosków, jakie jego myśliciele widzą w fizycznym przekazie Biblii. Natomiast z Bogiem „spotkać” (niefizycznie) możemy się wyłącznie na warunkach Boga, w wyniku działania Łaski Bożej (daru Ducha), wewnętrznie, nie zewnętrznie. Jest to „spotkanie” duchowe, którego objawieniem jest przekaz Ducha zawarty w Słowie Bożym. Możemy „próbować szukać Boga” poprzez czytanie Biblii, ale efekt działania Łaski zależy od samego Boga. My sami w sobie jesteśmy duchowymi buntownikami (posiadając cząstkę ducha Szatana), prześladowcami nauki Chrystusa (czytaj: samego Chrystusa). Podobnie Paweł, wcześniej faryzeusz, późniejszy najgorętszy uczeń Jezusa – najpierw został uświadomiony przez Jezusa („Światłość z Nieba”), że był ślepy duchowo (symboliczna utrata wzroku), później na mocy Ducha otrzymał dar „widzenia duchowego”, czyli mandat apostolski.
Podobny dylemat wyboru pomiędzy przekazem Bożym (duchowy przekaz Biblii), a ludzkim (tradycją kościelną i teologią), ma każdy człowiek, bo nikt nie może zaprzeczyć przekazowi duchowemu (choć łatwo jest obalić przekaz fizyczny człowieka, czyli kościoła), który ma moc w sobie (jest „znakiem oczywistym”). Z drugiej strony, głoszący taki przekaz naraża się na konflikt interesów z wiarą ludzką, głoszoną przez kościół:
„Przywołali ich potem i zakazali im w ogóle przemawiać i nauczać w imię Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli: Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga?” (Dz 4: 18-19)
„I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni.” (J 4: 12)
„Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? (…) Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem (duchem) swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.” (Mt 15: 3,7-9)